POPULARITY
Czy Polska jest w stanie wybić się na pełną niepodległość umysłową? W tym materiale Radosław Pyffel analizuje, czy Polacy są gotowi na prawdziwą suwerenność w myśleniu i działaniu. Rozmawiamy o tożsamości narodowej, patriotyzmie, historii oraz mentalności Polaków. Jakie są nasze szanse na odrzucenie dawnych wzorców i zbudowanie silnej, niezależnej Polski? Zastanawiamy się nad przyszłością Polski w XXI wieku oraz rolą polskiej kultury, tradycji i polityki w budowaniu trwałej niepodległości. Dowiedz się więcej o polskiej mentalności i wartościach, które mogą przyczynić się do naszej pełnej niezależności! To inspirujący materiał dla wszystkich, którzy chcą zgłębić temat suwerenności Polski i jej przyszłości. Co decyduje o niepodległości? Militaria, gospodarka, kultura czy “soft power”? Zdziwiło mnie, że Chiny uważają, iż edukacja. Polska jako geopolityczne Milli Vanilli? Czy będzie potrafiła zaśpiewać własną pieśń – w Dzień Niepodległości i na co dzień? Wesprzyj moją twórczość na Patronite (będę zobowiązany): https://patronite.pl/RadoslawPyffel Lub bezpośrednio na YouTube: https://www.youtube.com/channel/UC6rhJNPCTaFu41na8s0jetQ/join Dla spragnionych wiedzy o świecie pozaeuropejskim i polityce globalnej polecam unikalne seminarium: https://azjatyckiwiek.pl Zapraszam na swoją stronę: https://radoslawpyffel.pl/ Obserwuj Radosława Pyffla na: FB: https://www.facebook.com/RadekPyffel10 Twitter: https://twitter.com/radekpyffel?s=21&t=vwPv9w_5Z2piMej1xPbACQ Książka Radosława Pyffla „Biznes w Chinach” do kupienia na: https://bizneswchinach.pl
Hatti Vatti: "ZEIT" to mój najlepszy album Polak z płytą w legendarnej eletkronicznej wytwórni R&S Records! Zdziwią się jednak miłośnicy muzyki elektornicznej sięgając po "ZEIT", bo elektroniki jest na niej znacznie mniej, niż możbaby zakładać. O pracy z intrumentalistami, pandemicznym niepokoju i Japonii z Piotrem Kalińskim (Hatti Vatti) rozmawiała Kasia Wojtasik.
Dzisiaj podsumowanie trochę inne, niż dotychczas. Inne, bo w kontrze do całkowicie bezkrytycznych podsumowań tego wydarzenia, które czytałem w ostatnim czasie na social mediach wielu znajomych muzyków, czy branżowych działaczy.Dajcie znać, jeśli się zgadzacie, dajcie znać, jeśli się nie zgadzacie, zacznijmy wreszcie dyskusję na temat wydarzeń branżowych!
Masz pytania na temat Boga, Biblii, życia chrześcijańskiego, kościoła?
Chcesz mnie wesprzeć? Kup sobie coś na Prawie.PRO: https://Prawie.PRO Preorder "książki": https://www.empik.com/prawie-pro-wygraj-siebie-lech-sledzinski,p1320924407,ksiazka-p Mój Instagram: https://www.instagram.com/prawie_pro/ Facebook: https://www.facebook.com/leszekprawiepro/ Cześć. Tutaj Leszek. Wędkarze w okolicy. Jestem w Rybniku nad Jeziorem Rybnickim – doskonałym miejscem do trenowania open water. Jest to również fajne miejsce do trenowania na TT. To są trzecie moje wakacje w życiu, ale w wakacje nie porzucam robienia wideo – jest ono zawsze troszeczkę inne, ale tylko i wyłącznie ze względów technicznych. To też nie znaczy, że się wyłączam z pracy, bo moja praca nie jest moją pracą tylko pasją i życzę każdemu, żeby znaleźć coś takiego w życiu. To, że mogę jeździć na wakacje, i że mogę, na przykład, tydzień spędzić na Śląsku, to jest zasługa wyjątkowego człowieka, który pakuje paczki z ciuchami za mnie i robi to tak, że mało kto się nawet orientuje, że to nie ja. Mówiąc o tym, że dużo się dzieje w tym czasie, miałem na myśli zbliżającą się premierę mojej książki, o czym, tak na dobrą sprawę sam nie wiedziałem, bo wydawnictwo, które ją wydaje, działa szybciej ode mnie. Mówię Wam serio. Jestem niesamowicie zaskoczony, że ja dałem tylko tekst i trochę zdjęć, a oni ogarniają wszystko na pstryknięcie palca; dostaję przykładowo w piątek link, że ruszył preorder w Empiku. Myślę sobie: „jak? to już?”. Zdziwiłem się, bo ja to naprawdę trzymałem w tajemnicy, i o tym, że piszę książkę, wiedziała tylko garstka osób. Inni być może się domyślali, że ten opublikowany półtoragodzinny film jest jakimś wstępem do książki. Tak. To był wstęp – niestety – tego jest dużo więcej; sam się zdziwiłem, że wyszło tego 300 stron. A o czym? Między innymi o tym, o czym chciałem Wam dzisiaj powiedzieć. Kolarstwo czy też bieganie albo pływanie nie ma kompletnie żadnego znaczenia i większość z nas robi to zupełnie dla czegoś innego, niż te wszystkie cyfry, jak by się mogło wydawać na samym początku. Ja chyba, na swoich początkowych etapach, na wszystko patrzyłem tak niesamowicie płasko, bez oglądania się na to drugie dno; facet, dziewczyna na rowerze albo w butach biegowych – to jest wierzchołek góry lodowej, i za większością sportowców – amatorów stoją niesamowite i fantastyczne historie. W tej książce właśnie, trochę też opisywałem historie różnych ludzi, którzy mi niesamowicie imponowali, albo takich, którzy byli skłonni doprowadzić mnie do łez podczas trzyminutowej rozmowy. Właśnie każda taka historia w zupełności zmienia sposób patrzenia na życie i na sport oraz zmienia motywację i determinację do jego uprawiania. Tutaj wcale nie chodzi o to, żeby udowodnić coś tylko sobie albo żeby rywalizować z innymi. Ja na początku myślałem, że właśnie o to chodzi; rywalizacja też jest, oczywiście, potrzebna, ale dużo ważniejsze rzeczy dzieją się gdzieś pod taflą wody, i że najważniejsze jest to, czego kompletnie nie widać. Przez to miałem okazję zrozumieć, co zajęło mi kilka lat, że tak naprawdę, gdzieś najgłębiej w sercu, robimy to wszystko w celu poszukiwania i znalezienia akceptacji – najpierw akceptując samego siebie a następnie, gdzieś podświadomie, walcząc o to, żeby inni, w jakiś sposób, nas podziwiali. To słowo strasznie słabo brzmi, ale ten podziw równa się akceptacja; przynależność do jakiejś grupy, imponowanie albo wzbudzanie podziwu wśród rodziców; chcielibyśmy, żeby byli z nas dumni. Tak samo dziewczyna, żona, dzieci. To właśnie najbardziej widać na zawodach. Wszelkie zawody triathlonowe albo jakieś wyścigi kolarskie to często jest taka „rewia” emocji, mająca na celu poprawienie tej pewności siebie. Nie zawsze się to jednak udaje. Nie udaje się to do tego momentu, dopóki my nie zaczynamy wierzyć w samych siebie. To znowu brzmi niezwykle płytko, niezwykle płasko, ale to są tylko słowa w języku polskim. Na początku jest jednak dokładnie odwrotnie; tę pewność siebie totalnie się traci, albo jest nam nawet wstyd przed znajomymi, innymi kolarzami czy innymi zawodnikami, że jesteśmy nie najlepsi. Potem się okazuje, że dla tych najważniejszych osób z naszego otoczenia wcale nie ma znaczenia ten wynik, tylko sam fakt podjęcia walki, i że może ktoś być z nas dumny bez względu na to, czego dokonaliśmy albo, czego się nie udało. Totalnie najgorsza sytuacja jest wtedy, kiedy uprawiamy sport, ale przykładowo, w naszym domu nasi bliscy nie są w stanie tego zrozumieć: dlaczego to się dzieje w naszym życiu. I wtedy, jedyne co pomaga, to bardzo szczera rozmowa o naszych oczekiwaniach i o naszych pragnieniach. Tylko z drugiej strony trzeba umieć je nazwać. Bardzo długo też nie potrafiłem tego nazwać; nie wiedziałem, po co to robię, nie wiedziałem skąd u mnie tyle determinacji, żeby, przykładowo, lepiej wyglądać. Chcemy lepiej wyglądać, bo chcemy być bardziej akceptowani. A akceptowani to znaczy kochani, chociaż jest to tak strasznie szerokie i tak strasznie brzmiące, a nawet banalne, że właśnie większość osób podchodzi do tego w sposób również płytki. Jeżeli jednak się nad tym bardziej zastanowimy, to szklą się oczy.Dlatego wydaje mi się, że tak cholernie ważne jest wsparcie, a heroizmem jest wsparcie od osób, które nas nie rozumieją a mimo to nas wspierają, bo taki jest nasz cel. Chciałem Wam jeszcze powiedzieć, że poznałem bardzo dużo osób, które w swojej pasji, w sporcie, w swoich marzeniach, są totalnie same. Na przykład, jedną z nielicznych osób, z którymi mogą na ten temat porozmawiać, jest przykładowo, losowy człowiek z Internetu. I to jest z jednej strony wspaniałe a z drugiej cholernie smutne. Wydaje mi się też, że sport jest często po to, żeby, na przykład, uświadomić sobie, że mamy niezrealizowane jakieś swoje własne pragnienia z dzieciństwa. Często osoby, które były wychowywane na modłę typowego perfekcjonisty, potem w jakiś sposób odreagowują to w sporcie; swoje niedoskonałości, swoje jakieś porażki z przeszłości. Niekiedy jest tak, że na samy początku odnosimy znowu porażki i człowiek sobie myśli: „kurde, skoro w dzieciństwie mi nie wyszło, skoro w pracy mi nie wyszło, skoro w domu mi nie wychodzi i jeszcze w sporcie mi nie wychodzi, to ja chyba rzucę to wszystko”. A właśnie powinno być dokładnie odwrotnie – próbuj dalej. Myślę, że akurat tutaj może się udać, ale pod warunkiem, że my zaczniemy doceniać drobne kroczki nie oczekując tego, że nagle będziemy przeskakiwać za każdym razem o 6 poziomów wyżej. Nie. Wcale tak nie musi być. Można być przez cały czas, tak jak ja, średnim, ale po prostu powinniśmy to zaakceptować – nie musimy być idealni, żeby spełniać swoje marzenia. To nie działa zerojedynkowo. Życie też nie może działać zerojedynkowo. Generalnie ludzkość nie jest przygotowana do tego, żeby rozmawiać o sporcie z punktu widzenia mózgowo – sercowego, bo zazwyczaj jest tak, że docenia się właśnie tylko liczby. To jest tak samo, jak podczas komentowania jakiegoś wyścigu kolarskiego; nie mówi się o tym, co może w danej chwili czuć drugi kolarz, albo jak symbolicznym obrazkiem jest to, że kolega z konkurencyjnej grupy kolarskiej podaje drugiemu dłoń, kiedy ten upadnie. Dla mnie to jest miliard razy istotniejsze, ten jeden obrazek, niż slow montion z mety, żeby zobaczyć, kto pierwszy na nią wjeżdża. Nie ma dla mnie bardziej ujmującego widoku, gdy podczas rywalizacji na jakichś zawodach, chociażby na triathlonie, ktoś przystanie na chwilę, straci 20 sekund, tylko po to, żeby zapytać drugiego zawodnika czy wszystko jest OK, po tym jak ten się wywrócił albo przebił oponę. No nie ma nic piękniejszego. Nie ma nic piękniejszego, niż podanie komuś bidonu, kogo nie znamy. I taki właśnie jest mój sposób patrzenia na sport – zupełnie odrębny. Na ten temat można naprawdę napisać książkę. Nie wszystkim ona się spodoba, bo czym innym będzie poradnik dotyczący tego, jaki wybrać rower na samym początku i dlaczego każdy na początek będzie dobry, a czym innym będzie rozmawianie na tematy, które są po prostu hardcorowe – gdzieś z pogranicza coachingu. Ale to nie jest absolutnie żaden coaching, tylko to jest po prostu moje życie i mój sposób patrzenia na to wszystko, co się dzieje dookoła. To strasznie ewoluuje; z każdym dniem, z każdym miesiącem, z każdym jednym sezonem – kiedy, po prostu, zaczynam bardzo dużo w życiu rozumieć. Mógłbym nie nagrywać tego materiału, bo i tak nie będzie się za bardzo klikać, bo to nie jest porównanie roweru za 999 zł vs za 41 999 zł, ale taki jestem i mam to w dupie. Jeżeli choć jednej osobie jestem w stanie pomóc – zawsze warto. Poznaję mnóstwo niezwykłych osobistości, które są przez cały czas w cieniu, ale z którymi, jak się zamieni trzy akapity, to można zobaczyć, że jest w tym wszystkim niesamowita głębia. Zrozumieć to wszystko bardzo mi pomogli moi widzowie; ich wspomniane historie, przez które, w pewnym momencie, totalnie przestaje się patrzeć na drugiego człowieka przez pryzmat marki stroju, w którym jeździ, sprzętu, tego, czy ktoś ma dwie nogi i tylko jedną sprawną, albo wcale. Tymczasem my, jako sportowcy – amatorzy, najbardziej przejmujemy się tym, co unosi się ponad wodą, w przypadku tej góry lodowej, a to jest właśnie najmniej istotne. I tego Wam życzę podczas każdego startu, podczas każdego treningu, podczas każdego jednego dnia, zwłaszcza wtedy, kiedy się gorzej czujemy, kiedy coś w życiu nas boli – wtedy należy się cieszyć tylko i wyłącznie z tego, że mamy sport. Ja oczywiście też mam takie dni, kiedy łapię doła, wychodzę z założenia, że nic nie ma sensu, ale staram się jakoś spiąć w sobie, właśnie zacisnąć te zęby, zamknąć oczy i jechać dalej do przodu. To, że dzisiaj mi nie poszło, wcale nie znaczy, że to wszystko nie ma sensu – ten sens jest, ale być może on do nas powróci do naszej świadomości i podświadomości dopiero za jakiś czas. Dlatego właśnie nie warto jest się poddawać. NIGDY. Nawet wtedy, kiedy nie możemy liczyć na zrozumienie albo wtedy, kiedy ktoś nas, po prostu, kopie w dupę za to, jak wyglądamy albo za to, z jaką prędkością jeździmy, jakie mamy umiejętności, na jakim poziomie jest nasza pewność w peletonie. Na wszystko przyjdzie czas; jednemu zajmie to 4 albo 6 lat, dla kogo innego będzie to rok, sezon, dwa. To, czego podczas tych wakacji Wam życzę, to żebyście, bez względu na wszystko, zawsze mogli liczyć na wsparcie, często nieznanych Wam osób, ale też żeby zrozumieć, że my sami dla samych siebie możemy być największą wartością, a sport tylko i wyłącznie otwiera nam oczy, i że często to jest najlepszy sposób na to, żeby znaleźć rozwiązanie wielu różnych naszych osobistych problemów, o których się najczęściej nie rozmawia, a które dotyczą niemal wszystkich. Dzięki. Cześć.
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Paweł Kukiz komentuje debatę sejmową nad przedłużeniem stanu wyjątkowego na granicy. Zaznacza, że Sytuacja jest poważna. Przypomina, że Kukiz '15 złożył w 2016 r. ustawę o wybudowanie muru na wschodniej granicy Polski. Wówczas przez media liberalne byli porównywani do faszystów. Stwierdza, że opozycja, żeby poprzeć rząd, musiałaby ustalić, czy to jest korzystne dla jej poparcia. Wszyscy patrzą na słupki. Ja mam ten komfort, że patrzeć nie muszę, bo nas w sondażach nie ujmują. Kukiz stwierdza, że Prawo i Sprawiedliwość jest partią propaństwową. Zdziwiłby się, gdyby zwyciężyły w tym przypadku partykularyzmu. Jak zaznacza, gdyby miał tej mierze moc sprawczą, to robiłby wszystko, aby zwrócić uwagę Unii Europejskiej, że jesteśmy jej wschodnią granicą. Podkreśla, że Jesteśmy przede wszystkim członkiem Unii Europejskiej. Jesteśmy również członkiem NATO. Nasz gość wskazuje, że wciąż cześć posłów tzw. totalnej opozycji „lekceważy mentalność Wschodu”. Podkreśla, że dla Władimira Putina życie ludzkie nie ma znaczenia. Podobnie mają się rzeczy na Białorusi. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Zapłaciłeś kartą i nie było problemu z płatnością? Możesz się zdziwić jak wielką rolę w procesie płatności odgrywają technologie AI. Gdyby nie sztuczna inteligencja to płatności kartowe ani nie byłyby tak wygodne, ani tak powszechne. O tym jak AI działa w Visa z Adrianem Kurowskim, dyrektorem Visa Polska, rozmawiał Łukasz Piechowiak. Więcej informacji można znaleźć tutaj: https://fintek.pl/sztuczna-inteligencja-w-visa-mozna-sie-zdziwic-jak-bardzo-ai-jest-potrzebne-w-platnosciach/
O tym co mnie zaskoczyło, do czego się już przyzwyczaiłam i polubiłam oraz o tym czego chyba nigdy nie zrozumiem :) Zapraszam serdecznie również na Instagram @Razem_po_dominikanie
Ułożenie pacjenta na stole operacyjnym - pełna wersja na stronie Laryngoskop.eu "Uszkodzenia skóry i nerwów związane z pozycją na stole operacyjnym" - powiedziałem niemal mechanicznie Pacjentowi, recytując wyuczoną na pamięć listę możliwych powikłań znieczulenia w czasie rozmowy o planowanej technice. To był pierwszy rok mojego szkolenia, a za moimi plecami siedział doświadczony specjalista, który zakończył już program na ten dzień i zszedł na dół, by ocenić rozwój nowego narybku. - Nie pamiętam już, kiedy ostatnio świadomie myślałem o uszkodzeniach związanych z ułożeniem - przyznał mi się wtedy, gdy tylko Pacjent opuścił progi naszego gabinetu. Zdziwiłem się, dla mnie wciąż było to jedno z głównych zadań na sali operacyjnej, wykonywane na dużym poziomie wysiłku intelektualnego. Kilka lat później sam łapię się na tym, że czasami wykonuję te czynności "na autopilocie". Postanowiłem więc w sposób w pełni świadomy zajrzeć więc do tej (podstawowej przecież dla anestezjologa) wiedzy i przeanalizować możliwe pozycje pacjenta na stole operacyjnym, a także ich konsekwencje fizjologiczne i ewentualne powikłania.
„Zdziwiłem się. Nie sądziłem, że pan prezydent podejmie taką decyzję” – mówi o swoje nominacji na prezesa Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego Michał Laskowski, gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. „Nigdy nie ukrywałem swoich poglądów, nigdy nie ukrywałem, że jestem krytykiem wprowadzanych zmian w sądach, czy tej „dobrej zmiany w sądownictwie”, nie jestem też sympatykiem sprawowania funkcji przez prezydenta” – przyznaje szczerze sędzia Laskowski.
Podcast "Sekrety poliglotów" Prowadzący: Marlon Couto Ribeiro i Konrad Jerzak vel Dobosz Czy wiesz, co nas zdziwiło najbardziej w językach, których się uczyliśmy lub z którymi mieliśmy kontakt? Zarówno jeśli chodzi o wymowę, słownictwo jak i gramatykę? Wybraliśmy po kilka języków, w których znaleźliśmy dziwne cechy i postanowiliśmy je omówić. Miłego słuchania i oglądania! ======= Zobacz nasze kursy on-line: https://www.sekretypoliglotow.pl/nasze-kursy/
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Hanna Shen o ponownym wybuchu epidemii na Dalekim Wschodzie oraz fałszywych danych pochodzących z Chin w związku z koronawirusem. Jest wiele sygnałów, że śmiertelność koronawirusa w Chinach była o wiele większa aniżeli z danych pochodzących od komunistycznych rządzących. Ponadto korespondentka polskich mediów na Tajwanie mówi o kiepskiej jakości maseczek, które są przekazywane przez Państwo Środka do europejskich krajów. Obala również mit, iż chińska gospodarka ponownie „rusza pełną parą”. Shen ostrzega prezydenta Andrzeja Dudę, aby nie korzystał z takich aplikacji jak TikTok (ostatnio prezydent dzięki tej aplikacji zaprosił uczniów do udziału w turnieju Grarantanna Cup). Nasz gość podkreśla, że TikTok ma szerokie kontakty z władzami komunistycznymi w Chinach. Piotr Witt o sytuacji w związku z koronawirusem we Francji. Władza organizuje przywóz chorych pociągami. Niemniej nikt nie wspomina, że niedawno zamknięto dwa wielkie paryskie szpitale. Władza zaś w niedalekiej przeszłości bagatelizowała zarazę, a do poniedziałku problemy gospodarcze kraju. Sądzono, że ludzie bez problemów mogą pracować z domów za pomocą komputerów. Zdziwiła się, kiedy zauważyła wzmożony ruch hakerów w sieci. W całej zaś Francji umiera coraz więcej osób, w tym wiele sław. Abp Henryk Hoser o pandemii, która zmienia życie społeczno-gospodarcze świata oraz o św. Janie Pawle II w związku z przypadającą na czwartek 15. rocznicą śmierci papieża-Polaka. Duchowny mówi, że przez te 15 lat od odejścia do Domu Ojca Karola Wojtyły widoczny jest postęp sekularyzacji. Nie ma tendencji do wertykalnego spojrzenia na życie ludzkie. Zachęca gorąco do pielgrzymowania do Medziugorie, gdzie odczuwalna jest obecność Boga, a wielu, którzy podążało złymi ścieżkami w swoim życiu, wchodzi na nowe dobre drogi, kiedy stąpa po bośniackiej ziemi, gdzie objawiała się Matka Boża. Jadwiga Emilewicz mówi na temat tarczy antykryzysowej, która została wdrożona przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Dziesiątki tysięcy osób składają wniosek o odroczenie spłat składek ZUS. Każdy mikroprzedsiębiorca (1-9 osób) musi wypełnić formularz, aby przez kolejne trzy miesiące nie opłacać tych składek. Wszyscy przedsiębiorcy zaś mogą uczestniczyć w wakacjach kredytowych. „Chodzi o to, aby nie było masowych zwolnień” – tłumaczy minister rozwoju i dodaje – „Marzymy o chińskim scenariuszu, gdzie tamta gospodarka już się odbiła”. Rząd zakłada, że podczas najbliższych dwóch-trzech miesięcy to się stanie. Przewiduje również, że tarcza antykryzysowa zostanie poszerzona, jeśli będzie taka konieczność. Co może się znaleźć w poszerzonej tarczy? Emilewicz wskazuje na rozwiązania, które miałyby wspomóc samorządy, m.in. poprzez „rozluźnienia finansowe”. Nasz gość mówi, iż nie mamy długofalowych danych dotyczących rozwoju epidemii w Polsce. Świat dysponuje wyłącznie dwutygodniowymi modelami: „Co się stanie za dwa czy trzy miesiące? Tego naprawdę nikt nie wie”. Kolejne obostrzenia w związku z koronawirusem nie są na razie przewidziane. Rząd nie jest w stanie powiedzieć, czy będziemy w stanie recesji, a jeśli tak, to w jak głębokim kryzysie zastaniemy naszą gospodarkę. „Dziś jeszcze trudno to powiedzieć. Poczekajmy ten pierwszy miesiąc wstrzymania gospodarki. Wówczas zobaczymy, jaka będzie sytuacja” – oznajmia w „Poranku WNET”. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Tych dwoje nie da się nie lubić. Do tej pory myślałem sobie tak tylko pod względem tworzonej przez nich muzyki. Ale dzisiaj mogę też powiedzieć, że nie da się ich nie lubić jako po prostu ludzi. Nie było dla mnie dziwne, że zna ich większość moich znajomych. Zdziwiłem się dopiero, kiedy moja ośmioletnia siostrzenica zaczęła przez telefon śpiewać mi piosenki "Kwiatu Jabłoni". Zapraszam Was na rozmowę z radosnym i niezwykle (czym mnie zawstydzają) inteligentnym rodzeństwiem – Kasią i Jackiem Sienkiewiczami. Rozmawialiśmy o ich przerwanej trasie koncertowej, o tym, dlaczego ich fanami są zarówno ośmioletnie dziewczynki, jak i dużo starsze osoby. Kasia i Jacek zdradzili również, którą piosenkę wykonają podczas specjalnego, internetowego koncertu w Pleyerze (tak się pisze?), a także kiedy będzie ich nowa płyta.
"Raczej bym się zdziwił, gdyby jakiejś formy ataku bezpośredniego czy pośredniego (ze strony Putina - przyp. red.) nie było. To jest gra, która toczy się od wielu miesięcy. To jest forum, które zostało stworzone dla Putina, po to żeby odzyskać inicjatywę w tej grze" - tak dyrektor Muzeum Historii Polski Robert Kostro mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM o rozpoczynającym się jutro Światowym Forum Holokaustu.
Autorzy: Jacob i Wilhelm GrimmTytuł: Mali czarodziejeTłumaczył: Bolesław LondyńskiCzytał: Wojciech StrózikPewien szewc nie z własnej winy tak zubożał, że nic mu już nie zostało, jak tylko trochę skóry na jedną parę trzewików. Razu pewnego, wieczorem, przykrajał skórę i chciał nazajutrz z rana wziąć się do roboty, a że miał czyste sumienie, położył się przeto spokojnie do łóżka, Bogu się polecił i zasnął.Z rana, zmówiwszy pacierz, chciał zacząć robotę, patrzy, a tu na stole oba trzewiki stoją zupełnie wykończone. Zdziwił się i nie wiedział, co ma o tym sądzić. Wziął trzewiki do rąk, ażeby je z bliska obejrzeć; były wykonane tak porządnie, iż żaden ścieg nie był błędny; było to po prostu arcydzieło kunsztu szewskiego. Wkrótce potem znalazł się amator, a ponieważ trzewiki bardzo mu się spodobały, zapłacił przeto więcej niż zwykle, a szewc mógł za te pieniądze kupić skóry na dwie pary trzewików.Przykrajał je wieczorem i chciał nazajutrz wziąć się z zapałem do roboty, ale było to zbyteczne, gdyż wstawszy z łóżka, znalazł trzewiki gotowe, a i kupcy zjawili się też niebawem i dostał tyle pieniędzy, że mógł nabyć skóry na cztery pary trzewików. Te cztery pary nazajutrz z rana były także wykonane wzorowo i tak działo się ciągle. Cokolwiek przykrajał z wieczora, to było wykończone z rana, tak że znowu przybrał wygląd stateczny i wyszedł na porządnego człowieka.Pewnego wieczora przed samem Bożym Narodzeniem, przykrajawszy skórę, szewc rzekł do żony:— Jak myślisz? A może byśmy tej nocy nie spali, ażeby się przekonać, kto też przychodzi nam z taką pomocą?Żona przystała na ten projekt i obsadziła świecę; potem oboje schowali się w jednym z kątów pokoju za ubraniem, które tam wisiało.O samej północy przyszło czterech maluteńkich, ładniutkich, nagich mężczyzn, zasiadło do warsztatu szewca, wzięło w ręce przykrajaną skórę i jęło swymi paluszkami tak zręcznie i prędko kleić, zeszywać, przybijać i przyklepywać, iż szewc nie mógł oczu oderwać z podziwu. Nie przestali dopóty, dopóki wszystko nie było gotowe; po czym trzewiki zrobione postawili na stole i uciekli.Nazajutrz z rana rzecze majstrowa:— Ci mali ludzie zbogacili nas, trzeba im za to wdzięczność okazać. Biegają nadzy, nie okryci, więc musi im być zimno. Wiesz co? Ja uszyję dla nich koszulki, kurtki i spodeńki, a także zrobię dla każdego po parze pończoszek; zróbże ty dla każdego po parze trzewików.Szewc odparł:— Chętnie zgadzam się na to.I wieczorem, gdy skończyli wszystko, ułożyli prezenty na stole zamiast przykrajanej skóry i schowali się znowu, ażeby zobaczyć, jak się też mali ludzie zachowają.O północy zjawili się malcy i chcieli niezwłocznie przystąpić do pracy, gdy jednak zamiast skóry znaleźli piękne ubranka, zdziwili się zrazu, po czym jednak okazali nadzwyczajną radość.Ubrali się jak najpiękniej, śpiewając:„Może nie ładni chłopcy z nas?Więc szewstwo już porzucić czas!Z tymi słowy jęli klaskać w ręce, tańczyć, skakać po stołkach i ławkach. W końcu doskakali do drzwi.Od tego czasu już się nie pokazywali, ale szewcowi szło dobrze aż do końca życia i we wszystkim mu się powiodło, cokolwiek przedsięwziął.
Czyta Małgorzata Wojciechowska, Studio Aktorskich Interpretacji Literatury. ©: Stowarzyszenie Wikimedia Polska. Zezwala się na korzystanie z utworu na warunkach licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 PL, dostępnej pod adresem http://creativecommons.org/licenses/by/3.0/pl/ Tekst z Wikiźórdeł: - Słuchaj Felku, jestem bardzo nieszczęśliwym królem. Od czasu kiedy nauczyłem się pisać, podpisuję wszystkie papiery, nazywa się, że rządzę całym państwem, a właściwie robię to, co mi każą, a każą mi robić same nudne rzeczy i zabraniają wszystkiego, co przyjemne. - A któż waszej królewskiej mości zabrania i rozkazuje? - Ministrowie, - powiedział Maciuś. - Kiedy był tatuś, robiłem, co on kazał. - No tak, byłeś wówczas królewską wysokością, następcą tronu, a tatuś twój był jego królewską mością - królem. - Ale teraz... - Właśnie teraz jest stokroć gorzej. Tych ministrów jest cała kupa. - Wojskowi czy cywile? - Jeden jest tylko wojskowy, minister wojny. - A reszta cywile? - Ja nie wiem, co znaczy cywile. - Cywile - to tacy, którzy nie noszą mundurów i szabel. - No tak, cywile. Felek włożył do ust pełną garść malin i głęboko się zamyślił. Poczem powoli i z pewnem wahaniem zapytał: - Czy w ogrodzie królewskim są wiśnie? Zdziwiło Maciusia to pytanie, ale że miał do Felka duże zaufanie, więc wyznał, że są wiśnie i gruszki i obiecał, że będzie przez kratę podawał je Felkowi, ile ten tylko zapragnie. - Więc dobrze: widywać się często nie możemy, bo mogą nas wyśledzić. Będziemy udawali, że się zupełnie nie znamy. Będziemy pisywali listy. Listy te kłaść będziemy na parkanie (obok listu mogą leżeć wiśnie). Jak już ta tajna korespondencja będzie leżała, Wasza królewska Mość gwizdnie - i ja wszystko zabiorę. - A jak ty mi odpiszesz, ty gwizdniesz, ucieszył się Maciuś. - Na króla się nie gwiżdże, - powiedział Felek porywczo. Ja mogę dać hasło kukułki. Stanę sobie zdaleka i będę kukał. - Dobrze, - zgodził się Maciuś. - A kiedy znów przyjdziesz? Felek długo coś ważył w sobie, wreszcie odpowiedział: - Ja tu przychodzić bez pozwolenia nie mogę. Mój ojciec jest plutonowym i ma bardzo dobry wzrok. Ojciec mi nie pozwala zbliżać się nawet bardzo do parkanu królewskiego ogrodu i wiele razy mi zapowiadał: "Felek, uprzedzam cię - żeby ci kiedy nie strzeliło do głowy wybrać się na wiśnie do królewskiego ogrodu - bo pamiętaj: jak ci jestem rodzonym ojcem, że gdyby cię tam przyłapano, skórę z ciebie zedrę, żywego z rąk nie puszczę". Maciuś się stropił. - To byłoby straszne: znalazł z takim trudem przyjaciela. I oto z jego Maciusia winy - ten przyjaciel ma być ze skóry odarty. Nie, zaprawdę, zbyt to już wielkie niebezpieczeństwo. - No, a jakże teraz wrócisz do domu? - zapytał niespokojnie Maciuś. - Niech wasza królewska mość się oddali: ja sobie jakoś poradzę. Maciuś uznał słuszność tej rady i wyszedł z zarośli. Czas był po temu najwyższy, bo zagraniczny guwerner, zaniepokojony nieobecnością króla, bacznie rozglądał się po królewskim ogrodzie. Maciuś i Felek działali wspólnie teraz, choć przedzieleni kratą. Maciuś wzdychał często w obecności doktora, który co tydzień ważył go i mierzył, żeby się przekonać jak rośnie mały król i kiedy będzie już duży; żalił się na samotność i raz nawet wspomniał ministrowi wojny, że bardzo chciałby się uczyć musztry. - Może pan minister zna jakiegoś plutonowego, któryby mógł mi udzielać lekcji. - Owszem, chwalebne jest dążenie Waszej królewskiej Mości, by zdobyć wiadomości wojskowe. Dlaczego jednak ma to być plutonowy? - Może być nawet syn plutonowego, - powiedział Maciuś uradowany. Minister wojny zmarszczył brwi i zanotował żądanie króla. Maciuś westchnął: wiedział już co mu odpowie: - Żądanie waszej kr. mości wniosę na najbliższe...
Autor: Jacob i Wilhelm GrimmTytuł: Czerwony KapturekTłumaczenie: Marceli TarnowskiCzyta: Wojciech StrózikByła raz mała słodka dzieweczka, którą kochał każdy, kto ją tylko ujrzał, a najwięcej kochała ją babcia — nie wiedziała wprost, co jej dać. Pewnego razu podarowała jej kapturek z czerwonego aksamitu, a dziewczynce tak się ten kapturek podobał, że nie chciała nosić żadnego innego, toteż nazwano ją Czerwonym Kapturkiem.Pewnego razu rzekła matka do Czerwonego Kapturka:— Oto masz, dziecko, w koszyku placek i flaszkę wina, zanieś to babci, która jest chora i słaba, i ucieszy się bardzo tym podarunkiem. Idź zaraz, póki nie ma wielkiego upału, a idąc nie biegaj i nie zbaczaj z drogi, bo mogłabyś upaść i stłuc butelkę. Kiedy zaś wejdziesz do pokoju, nie zapomnij powiedzieć babci „dzień dobry” i nie rozglądaj się wpierw po wszystkich kątach.— Zrobię wszystko, jak każesz — przyrzekł Czerwony Kapturek mamusi.Babcia mieszkała w lesie, o pół godzinki od wsi. Kiedy dziewczynka weszła do lasu, spotkała wilka. Ale Czerwony Kapturek nie wiedział, że to takie złe zwierzę, i nie bał się go.— Dzień dobry, Czerwony Kapturku — rzekł wilk.— Dzień dobry, wilku — odparła dzieweczka.— Dokąd to tak wcześnie?— Do babci.— A cóż tam niesiesz pod fartuszkiem— Placek i wino: mamusia piekła wczoraj, posyła więc trochę chorej i słabej babuni, żeby sobie podjadła i sił nabrała.— A gdzie mieszka twoja babcia, Czerwony Kapturku?— O, to jeszcze kwadrans drogi stąd! Daleko w lesie, pod trzema wielkimi dębami stoi chatka otoczona leszczynowym żywopłotem, na pewno tam trafisz — rzekł Czerwony Kapturek.Wilk zaś pomyślał sobie: „To młode, kruche stworzonko lepiej mi będzie smakować niż stara babcia. Trzeba sobie sprytnie poradzić, żeby obie zjeść!”Idąc kawałek u boku Czerwonego Kapturka rzekł— Spójrz, jak pięknie kwitną dokoła kwiatki, dlaczego nie patrzysz na nie? I zdaje się, że nie słyszysz, jak słodko śpiewają ptaszki? Idziesz prosto przed siebie, jak do szkoły, a w lesie jest przecież tak miło!Czerwony Kapturek otworzył oczy, a widząc promienie słońca tańczące wśród drzew i całe łany kwiatów, pomyślał: „Babunia ucieszy się, gdy jej przyniosę ładny bukiecik. Jest jeszcze dość wcześnie, zdążę na czas”.I pobiegła w las szukając kwiatków. A gdy zerwała jeden, wnet dalej spostrzegła inny, piękniejszy, biegła więc za nim i coraz głębiej wchodziła w las.Tymczasem wilk pobiegł prosto do domku babci i zapukał do drzwi.— Kto tam? — zapytała staruszka.— To ja, Czerwony Kapturek, przynoszę babci ciasta i wina, otwórz, babciu.— Naciśnij klamkę — rzekła babcia — za słaba jestem, aby wstać.Wilk nacisnął klamkę, drzwi otworzyły się, a zwierz zbliżył się bez słowa do łóżka babci i połknął ją. Potem ubrał się w jej koszulę i czepek, położył się do łóżka i zasunął firaneczki.Kiedy Czerwony Kapturek nazbierał tyle kwiatów, że już ich unieść nie mógł, przypomniała mu się nagle babcia i dziewczynka pobiegła szybko do jej domku. Zdziwiła się bardzo, że drzwi są otwarte, a wchodząc do pokoju pomyślała: „O Boże, tak mi jakoś straszno, a przecież zwykle chętnie chodzę do babuni!”— Dzień dobry! — zawołała, ale nie otrzymała odpowiedzi.Zbliżyła się więc do łóżka i odsunęła firaneczki. Ujrzała babcię, która miała czepek mocno naciągnięty na twarz i bardzo dziwnie wyglądała.— Ach, babciu, dlaczego masz takie wielkie uszy?— Abym cię lepiej mogła słyszeć!— A dlaczego masz takie wielkie oczy?— Abym cię lepiej mogła widzieć!— A dlaczego ręce masz takie wielkie?— Abym cię lepiej mogła objąć!— A dlaczego, babciu, masz taki brzydki, wielki pysk?— Aby cię łatwiej zjeść!I w tejże chwili wilk wyskoczył z łóżka i połknął biednego Czerwonego Kapturka.Gdy wilk zaspokoił już swój apetyt, położył się z powrotem do łóżka i wnet zasnął, chrapiąc głośno. Młody myśliwy przechodził właśnie koło domu i pomyślał: „Jakże chrapie ta staruszka, muszę zajrzeć, czy się jej coś złego nie stało”.Wszedł więc do izby i ujrzał na łóżku śpiącego wilka.— Otom cię znalazł, stary szkodniku! — zawołał. — Dawno już cię szukałem!I chciał nabić fuzję i zastrzelić wilka, ale pomyślał sobie, że wilk mógł połknąć babunię i można ją jeszcze uratować; nie strzelił więc, lecz wziął nożyczki i rozciął śpiącemu wilkowi brzuch.Natychmiast wyskoczył Czerwony Kapturek wołając:— Ach, jakże się bałam, tak ciemno było w brzuchu wilka!A potem wyszła i stara babcia, żywa jeszcze, ale ledwie dysząca. Czerwony Kapturek przyniósł prędko kamieni, którymi napełnili brzuch wilka. Kiedy się zwierz obudził, chciał uciec, ale kamienie były tak ciężkie, że padł zaraz martwy na podłogę. Wszyscy troje ucieszyli się bardzo. Myśliwy ściągnął z wilka skórę i poszedł z nią do domu, babcia zjadła ciasto i wypiła wino przyniesione przez dziewczynkę. A Czerwony Kapturek pomyślał: „Odtąd nigdy nie będę biegała po lesie, gdy mi mamusia zabroni!”.
Siedzisz w biurze i masz ponure myśli? Przed Tobą pusty kalendarz, wypełniony tylko osobami, które od dłuższego czasu obiecują, że się spotkają lub ubezpieczą? Nie przejmuj się!!! Czkawka w sprzedaży dotyczy każdego. Nawet największy lider sprzedaży ma swoje słabe momenty. Zdziwiłbyś się, jak wielu najlepszych sprzedawców miało w swojej historii zawodowej momenty, w których chcieli rzucić to wszystko. Więc Twój stan nie jest wyjątkowy. Nie oznacza to jednak, że należy nie przejmować się zupełnie taką sytuacją. Trzeba jak najszybciej znaleźć rozwiązanie i wydostać się ze stagnacji. Dlatego przygotowałem dla Ciebie nowy odcinek podcastu, którego celem jest pomóc Ci w znalezieniu rozwiązania i zmianie sytuacji na lepsze. Dotykam w nim wielu tematów. Zaczynam od najważniejszego, czyli sprawdzenia, czy nadajesz się do sprzedaży. Nie jest to zawód dla wszystkich. A właściwie to zawód dla niewielu. Dowiesz się również co zrobić w sytuacji kiedy: nie masz do kogo zadzwonić, mimo spotkań z klientami nie udaje ci się skutecznie sprzedać rozwiązania, masz silną niechęć do wykonywania trudnych czynności w pracy. Zaprasza Cię serdecznie do wysłuchania tego nagrania, zwłaszcza jeśli powyższe problemy dotyczą twojej obecnej sytuacji.
Poznajcie Konrada Kruczkowskiego - autora książki "Halo Tato". Polubiłam go od pierwszego spotkania. Podczas drugiego - powiedzieliśmy sobie tyle, że zdziwiłam się rozmiarem naszej szczerości. Zdziwiłam i ucieszyłam, bo jeśli rozmawiać, to o tym, co naprawdę ważne. Wypuściliśmy w świat trochę swoich słabości, odpuściliśmy pęd do sukcesu i zgodnie uznaliśmy, że bycie razem w kryzysie jest cenniejsze od podtrzymywania iluzji idealnego świata.
O tej aplikacji opowiedziałem Bartkowi, kiedy rozmawialiśmy o nagraniu podcastu. Bartek zainstalował Charlie i zaczął używać. Zdziwiło go ile można się dowiedzieć o innych w bardzo prosty sposób. Też to odkryłem i używam aplikacji, by lepiej się przygotowywać do spotkań służbowych i prywatnych. Link do aplikacji Charlie https://charlieapp.com/