POPULARITY
Categories
Były oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, płk Mariusz Kozłowski, mówi w Popołudniu Radia Wnet, że polityczny spór o służby między premierem a prezydentem nie jest wyłącznie wewnętrzną walką o wpływy.Moim zdaniem jest to świetnie prowadzona operacja psychologiczna przez wywiad rosyjski – jak budować narrację– podkreśla.Według niego to, co dziś obserwujemy, to celowe podgrzewanie konfliktu, w którym rząd próbuje ograniczyć prerogatywy prezydenta.Mamy do czynienia z podgrzewaniem temperatury sporu ze strony premiera po to, żeby ograniczać bądź wyeliminować prerogatywy prezydenta. Chodzi o to, żeby strażnik bezpieczeństwa przestał nim być a został po prostu aktorem odgrywającym rolę, która jest reżyserowana z tak zwanego małego pałacu– ocenia.Kozłowski mocno akcentuje, że prezydent ma pełne prawo oczekiwać spotkania z szefami służb.Żadna analiza, prognoza, notatka, pismo nie odpowie na pytanie tak, jak to, kiedy usiądziemy razem do stołu i padnie pytanie: a co będzie, jeśli? Tego nie da się zamknąć w korespondencji– zaznacza ekspert. I ostrzega:„Cena, którą zapłaci państwo polskie za tę sytuację, może być liczona w miliardach złotych albo w życiu ludzkim. Na szali stoi zdrowie i życie naszych obywateli. A szefowie służb są zobowiązani do współdziałania z panem prezydentem.”Dywersja pod Dęblinem: „Potężny cios w kontrwywiad polski”Druga część rozmowy dotyczyła sabotażu na linii kolejowej pod Dęblinem. Kozłowski podkreśla, że cała operacja była zaplanowana profesjonalnie, a jej wymowa jest uderzająca.W języku służb jest to potężny cios w kontrwywiad polski, potężny cios w każdego, kto zajmuje się bezpieczeństwem kraju– stwierdza.Przypomina, że dywersanci – obywatele Ukrainy działający na rzecz Rosji – wjechali do Polski na własnych dokumentach, mimo że jeden z nich miał na Ukrainie wyrok za dywersję. Zauważa, że „ich dane można znaleźć w trzy minuty, łącznie ze zdjęciem”.Najbardziej niepokojące jest jednak to, że „oni to wjechali, zrobili i wyjechali. Natomiast na terenie Rzeczpospolitej istnieje jakieś aktywo bądź aktywa, które pomogły to zrealizować”.„Kontrwywiad bez obywateli jest niepotrzebnym rekwizytem”W końcowej części rozmowy płk Kozłowski ocenia skutki zamieszania wokół służb, komisji śledczych i sporów o poświadczenia bezpieczeństwa. Najmocniejsza diagnoza dotyczy utraty zaufania społecznego.Cała ta dyskusja powoduje w zwykłym obywatelu jedną rzecz – rośnie w nim brak zaufania do kontrwywiadu– mówi.Kontrwywiad wojskowy i cywilny bez obywateli stanie się niepotrzebnym rekwizytem. Bez Pegasusa sobie poradzi, bez podsłuchów sobie poradzi, ale bez rozmowy z obywatelami nie poradzi– zaznacza. Podkreśla, że współpraca z obywatelami musi być dobrowolna.
Bronisław Wildstein w Poranku Radia Wnet przypomina, że zbyt szybko przywykliśmy do myśli, iż ujawniony amerykańsko-rosyjski plan „po prostu jest”, tymczasem to sygnał fundamentalnej zmiany strategicznej.My już tak trochę zapomnieliśmy o tym ujawnionym ponad tydzień temu planie pokojowym amerykańsko-rosyjskim, a właściwie amerykańskim. Ale on wskazuje nam kierunek, w jakim podąża Donald Trump, obecny prezydent– komentuje pisarz.Wildstein podkreśla, że sam sposób prowadzenia rozmów pokazuje ich charakter. Jak mówi, „te rokowania są prowadzone głównie z Rosją, ponad głowami Ukrainy".Zresztą nie tylko ponad głowami Ukrainy, bo tam były pasusy dotyczące Polski, a nikt Polski o zdanie nie zapytał. To jest taka imperialna postawa amerykańska, która może wywoływać sprzeciw– dodaje.W jego ocenie Trump fundamentalnie nie rozumie rosyjskiej polityki, bo próbuje sprowadzić ją do logiki handlowej.Trumpowi się wydaje, że da się to załatwić poprzez ekonomiczną transakcję. Że jeśli to opłaci się Rosji ekonomicznie, to ona powinna na to pójść. Ale nie na tym polega polityka rosyjska. Ta wojna Rosji się nie opłaca ekonomicznie. Cała polityka Putina się Rosji ekonomicznie nie opłaca– zaznacza.Wildstein przypomina, że Rosja od stuleci nie kieruje się kalkulacją gospodarczą, tylko „stawia na imperialny rozwój, na odzyskanie swojej strefy wpływów, zastraszenie sąsiadów i zdominowanie obszaru, który uważa za własny".Megalomania i sprawczość Trumpa. „To ma dwie strony”Wildstein zaznacza, że nie chodzi jedynie o błędną ocenę Rosji. Ważne jest także to, jak Trump widzi siebie samego.Trump chce pozostać w historii jako ten, który zawarł układ pokojowy z Rosją, coś, czego nie udało się jego poprzednikom– wskazuje. Jednocześnie przypomina, że ta sama cecha potrafiła czynić Trumpa politykiem skutecznym:„To jest polityk niesłychanie sprawczy. On potrafił odwrócić nieomal historię w Ameryce, zmienić charakter Partii Republikańskiej, zdobyć władzę wbrew wszystkim. Ale w polityce międzynarodowej potrafi zachowywać się zupełnie nieracjonalnie, zwłaszcza wobec Rosji”.Dlatego, jak mówi, iluzją jest myślenie, że Ameryka może po prostu się wycofać.To nie jest prawda, że Stany mogą się zamknąć na swoim obszarze. Izolacjonistyczny projekt MAGA jest nie do zrealizowania. Gdyby Ameryka zamknęła się w granicach swojego państwa, byłaby to katastrofa. Jej interesy są światowymi interesami– mówi.Europa rozbrojona i niekonsekwentna.Wildstein zwraca uwagę, że Europa ma potencjał, by realnie wzmocnić Ukrainę, ale sama z siebie ten potencjał wytraca. Podkreśla, że gospodarczo przewyższa Rosję wielokrotnie, choć nie potrafi tego przełożyć na działanie.Europa sama się rozbroiła. Teoretycznie byłaby w stanie naprawdę wspomóc Ukrainę tak, żeby mogła odparć rosyjską inwazję– ocenia. Problemem, jak wyjaśnia, są narodowe interesy i brak decyzji. Państwa UE nie wykorzystują dostępnych narzędzi i wciąż pozostają uwikłane w zależność od Moskwy.Nie potrafią wykorzystać zamrożonych rosyjskich funduszy, nie potrafią zrezygnować z rosyjskich surowców. Europa ciągle pośrednio kupuje gaz i ropę od Rosji– mówi.Wildstein podsumowuje, że w tej kwestii nawet krytyka Trumpa jest uzasadniona, bo europejskie deklaracje stoją w sprzeczności z realnymi działaniami.Nowa architektura bezpieczeństwaWildstein uważa, że załamanie tradycyjnego motoru europejskiego – osi francusko-niemieckiej – stwarza przestrzeń dla nowego układu.Ten układ niemiecko-francuski zgrzyta bardzo mocno. Niemcy chcą prowadzić swoją politykę. To otwiera możliwość przeformułowania relacji Ameryki z Europą– mówi.Według niego USA mogą oprzeć się na państwach realnie zagrożonych Rosją. Wskazuje, „tym kimś innym mogą być państwa Europy Środkowo-Wschodniej – od krajów skandynawskich po Turcję. Ten stan rzeczy otwiera przed nami wielkie szanse”.Zastrzega jednak, że Polska musi chcieć podmiotowości.To możliwe wtedy, kiedy Polacy wybiorą władzę, która chce podmiotowości polskiej, a nie są klientami Berlina– zaznacza.
W Odysei Wyborczej Radia Wnet Joanna Senyszyn, polityk lewicy i była kandydatka na prezydenta Polski krytycznie wypowiedziała się o nowym marszałku Sejmu Włodzimierzu Czarzastym. Jej zdaniem ten polityk w ogóle nie powinien być marszałkiem Sejmu.Tak, uważam, że nie powinien zostać marszałkiem, dlatego, że to nie jest człowiek o kompetencjach na drugą osobę w państwie. No i właśnie już się popisał na samym początku, zapowiedział marszałkowskie weto, podczas gdy taka instytucja w ogóle nie istnieje– zwróciła uwagę.Senyszyn tłumaczy, że realnie chodzi o znany z czasów PiS mechanizm „zamrażarki”, czyli blokowania projektów opozycji przez marszałka poprzez nienadanie numeru druku.Owszem, to w praktyce Sejmu występowało i to się nazywa zamrażarka. (…) W okresie rządów PiS-u to dotyczyło właśnie opozycji. No i teraz jak widać Czarzasty wszedł w buty PiS-u. Widocznie jego ideałem jest PiS– mówi.Według Senyszyn obecna strategia marszałka ma jeden cel: zbudować twardy, antypisowski elektorat i poprawić własny wizerunek po słabym wyniku w wyborach.Chce skonsolidować wokół siebie taki bardzo twardy elektorat antypisowski, który chce ostrych rozliczeń. (…) Do tej pory ugrupowanie Czarzastego oscyluje między 5 a 7 proc. (…) Przede wszystkim swój wizerunek chce w jakiś sposób ukształtować, dlatego że do tej pory to miał przecież kompromitujące wyniki. Kandydat z ostatniego miejsca w jego okręgu wyborczym pokonał go, wicemarszałka Sejmu, miał prawie dwukrotnie więcej głosów– stwierdziła.W ostrym tonie ocenia też posła Tomasza Trelę, który twierdzi, że jej krytyka wynika z zazdrości.Większość polityków nie była ani pierwszą osobą w państwie, ani drugą, a pan Trela nie jest nawet tysięczną osobą w państwie. (…) On akurat zrobił się takim podnóżkiem Czarzastego, dlatego że kiedyś był wśród buntowników przeciwko Czarzastemu i szykował się na szefa partii. No a później się pokajał, ślubował Czarzastemu wierność, miłość i uczciwość partyjną aż do śmierci– dodała.Joanna Senyszyn obrazowo opisuje relacje Czarzastego z Donaldem Tuskiem. Przekonuje, że Włodzimierz Czarzasty w relacjach z silniejszymi politycznie partnerami – jak Donald Tusk – będzie zachowywał się ulegle, bez gotowości do otwartego konfliktu. Według niej całą swoją frustrację i potrzebę dominacji będzie natomiast „odreagowywał” na słabszych: pracownikach partyjnych i posłach zależnych od jego decyzji. Podkreśla, że jako szef partii zachowuje kontrolę nad układaniem list wyborczych, więc ma realne narzędzie nacisku – może nagradzać lojalnych i karać niepokornych, decydując o ich politycznej przyszłości.Prezydent Nawrocki, nominacje i otwarta wojna na górzeW kolejnej części rozmowy z Magdaleną Uchaniuk była kandydatka na prezydenta ocenia prezydenturę Karola Nawrockiego oraz komentuje konflikt na linii prezydent i rząd.Bardzo źle oceniam prezydenta Nawrockiego, ponieważ on już na samym początku wyraźnie powiedział, że będzie prowadził wojnę z rządem. (…) Sens był taki, że będzie robił wszystko, chciałby nawet przyspieszonych wyborów, będzie robił wszystko, żeby PiS wygrał kolejne wybory– powiedziała. Jej zdaniem prezydent powinien współpracować z rządem, a nie szukać konfrontacji, tymczasem spór eskaluje, a Donald Tusk „chętnie podejmuje rękawicę”.W wątku nominacji sędziowskich przypomina, że prezydent otwarcie domagał się konsultowania projektów ustaw na wczesnym etapie:„Prezydent wyraźnie to powiedział, że chciałby, żeby na przykład projekty ustaw były z nim konsultowane jeszcze na etapie, kiedy są projektami, a nie przychodziły dopiero jako uchwalone”.Senyszyn uznaje to już za przekroczenie granic:„Tego rodzaju żądanie to jest nadinterpretacja kompetencji prezydenta. (…) Wizja pewnej istotnej instytucji, w której Polska jest członkiem, to powinna być jakaś spójna”.Nowa Fala i nowe rozdanie na lewicyW końcowej części rozmowy Senyszyn przechodzi do swojego projektu politycznego – partii Nowa Fala, której dokumenty zostały już złożone do sądu. Jak poinformowała, dokumenty złożyła pod koniec sierpnia, a teraz czeka na rejestrację przez sąd.Zapytana, czy będzie „walczyć z Czarzastym” i konkurować z innymi formacjami lewicy, odpowiada, że kluczowe są cele programowe: walka z biedą i nierównościami, prawa kobiet i mniejszości oraz powstrzymanie powrotu PiS do władzy.Przede wszystkim będę nawoływać do głosowania na moją partię, jako partię demokratyczną, która zapewni zarówno obywatelom Rzeczypospolitej i obywatelkom walkę z biedą, dlatego, że ciągle w Polsce mamy dwa miliony osób, które żyją w ubóstwie, w tym 400 tysięcy dzieci, które żyją w skrajnej nędzy i to jest, uważam, dla lewicowej partii największe wyzwanie, ale także dla obecnej koalicji– oceniła.
Polska debata o bezpieczeństwieW Poranku Radis Wnet Piotr Gursztyn przedstawił szeroki obraz tego, jak wygląda dziś polska rozmowa o bezpieczeństwie i przyszłości wojny na Ukrainie. Podkreśla, że choć Zachód dyskutuje o nowych planach USA, negocjacjach i ewentualnym końcu wojny, w Polsce prawdziwa debata nie istnieje – bo całe życie polityczne sprowadza się do krajowej wojny podjazdowej.Odwołując się do informacji ujawnionych przez Bloomberga na temat rozmów amerykańsko-rosyjskich, Gursztyn przechodzi do szerszego kontekstu i mówi o stanie państwa.Słowo debata trochę mi tu nie pasuje. Bo jeśli pan premier, czyli osoba najważniejsza w wykonawczym centrum polityki, jest bardziej skoncentrowany na walce z opozycją niż na Rosji… to może nie jest tak źle. Jeśli wrogiem numer jeden są ‘zbrodniarze pisowscy', a nie Putin i Rosja, to chyba znaczy, że jesteśmy bardzo bezpieczni– ironizuje. Gursztyn mówi o państwie, które funkcjonuje tak, jakby wojna w ogóle go nie dotyczyła – jakby zagrożenie było jedynie abstrakcją.W kolejnum fragmencie rozmowy Gursztyn przechodzi do sprawy sabotażu kolejowego, która jego zdaniem obnaża prawdziwy stan polskich instytucji.Służby są bardziej skoncentrowane na ściganiu opozycji niż na ściganiu ludzi, którzy wysadzili tory pod Garwolinem. ABW ustaliła współpracowników dywersantów, ale prokuratura podległa panu ministrowi Żurkowi ich zwolniła. Człowiek, który ich woził, powiedział tylko, że ‘nie znał' tych dwóch. Przypadkiem go wynajęli. I prokuratura to kupiła– komentuje.„Państwo robi akcje pokazowe, nie realne działania”Gursztyn podkreśla, że działania rządu mają charakter bardziej medialny niż operacyjny. Nawiązuje do sytuacji, w której tysiące żołnierzy patrolują toryTo, że kilka tysięcy żołnierzy w żółtych kamizelkach chodzi po torach przez kilka tygodni, to jest raczej akcja pokazowa. To nie jest odpowiedź państwa, które realnie spodziewa się zagrożenia. To jest gest– mówi.W polskiej debacie, zauważa, nie widać też podstawowych elementów, które w innych krajach są oczywistością: komunikacji kryzysowej, sygnałów o stanie przygotowań, planów mobilizacyjnych czy rozmów o systemie poboru.Gdyby coś naprawdę się działo, to rząd musiałby to komunikować obywatelom. My jednak nie widzimy nic. Ani reform, ani przygotowań, ani nawet debaty– stwierdza.„Rząd Tuska dowiaduje się o planach USA z mediów. Tak jak my”Najbardziej niepokojący jest dla Gursztyna fakt, że polskie władze – według jego relacji – nie były w ogóle poinformowane o amerykańskim planie dotyczącym Ukrainy, który zawiera aż 28 punktów.Właściwie wszystkiego ekipa Donalda Tuska dowiedziała się z mediów. Tak jak ja czy ty. Tomasz Siemoniak poszedł do radia państwowego i powiedział wprost: ‘Dowiedzieliśmy się od Niemców. Oni już wiedzieli od kilkunastu dni'– relacjonuje. Zdaniem Gursztyna to pokazuje, jak słaba jest pozycja Polski w kluczowych rozmowach o przyszłości regionu.W końcowym fragmencie rozmowy publicysta odnosi się do informacji o zatrzymaniu rosyjskiego hakera, który skopiował bazy danych jednego z największych polskich sklepów internetowych.Polska jest dziś jednym z najbardziej zagrożonych krajów na świecie, jeśli chodzi o cyberataki ze strony Rosji. Powinniśmy mieć pełne więzienia takich ludzi– dodaje. Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.Z jednej strony mamy surowe słowa ministra Żurka, że ‘nikt się nie ukryje, będą ścigani na całym świecie'. A z drugiej – rozlazłość w realnej reakcji. Paragraf mówi o karze od dziesięciu lat do dożywocia, ale ludzie dostają dwa–trzy lata. I system nie działa– mówi.
Ukraina nie wierzy w pokójKorespondent Radia Wnet Dmytro Antoniuk podkreśla, że na Ukrainie nie ma już złudzeń co do jakiegokolwiek porozumienia z Rosją. Sygnały o rzekomych negocjacjach, wizytach Orbana w Moskwie czy propozycjach Trumpa są odbierane jako ruchy pozorne, bo – jak mówi – to Moskwa nie ma żadnej woli zakończenia wojny.Nie będzie żadnego porozumienia, żadnego zawieszenia broni, żadnego pokoju. Z jednej prostej przyczyny: Moskwa tego nie chce. Putin jest przekonany, że wygrywa tę wojnę i że może zabrać, co chce– dodaje.Antoniuk przypomina słowa rosyjskiego przywódcy, który zażądał wycofania ukraińskich wojsk z terenów okupowanych jako warunku rozmów. W jego ocenie „żaden polityk w Ukrainie nigdy czegoś takiego nie podpisze.”Pytany o stosunek Ukraińców do Donalda Trumpa, mówi wprost:„Jasne, że nie lubimy Trumpa, bo jest prorosyjski. Wszystko, co robi, jest ku korzyści Kremla. Chodzi mu tylko o powrót do business as usual z Moskwą, kosztem Ukrainy.”Antoniuk wyjaśnia, że Ukraina wielokrotnie doświadczała od administracji Trumpa wstrzymywania dostaw broni oraz ograniczania dostępu do danych wywiadowczych.Trump mówi teraz: podpiszcie plan pokojowy albo Ameryka nie będzie przekazywała broni ani informacji. To są tylko pozory działania na rzecz pokoju– ocenia.Czy Ukraina poradzi sobie bez USA?Choć Ukraina jest wdzięczna za dotychczasowe wsparcie, Antoniuk zaznacza, że najbardziej konsekwentna pomoc pochodziła nie od Trumpa, lecz od poprzedniej administracji USA.Byliśmy wielokrotnie świadkami zawieszania dostaw broni czy informacji. A teraz znów słyszymy, że jeśli nie zgodzimy się na plan pokojowy, to pomoc zostanie odcięta– dodaje.Antoniuk ocenia, że Zachód ma tylko jedno realne narzędzie wpływu na Rosję.Jedyną szansą Ukrainy, Polski i całej Europy jest dociśnięcie rosyjskiej gospodarki. Jeśli to zrobimy, Rosja będzie zmuszona zakończyć tę wojnę– mówi.Przypomina, że rosyjska gospodarka jest w stanie zapaści, a sytuacja ma się dramatycznie pogorszyć w nadchodzących miesiącach.Jeżeli kraje europejskie przestaną kupować rosyjskie towary, ta wojna zacznie być dla Rosji nie do udźwignięcia– mówi.W końcowej części prowadząca rozmowę Katarzyna Adamiak zwraca uwagę na paradoks, który komplikuje zachodnie wezwania do pełnego embarga na rosyjskie surowce. Podkreśla, że nawet Ukraina – mimo wojny – musiała kupić rosyjski gaz. Dziennikarka mówi to wyraźnie, by uporządkować proporcje i pokazać, że uzależnienie od Rosji nie dotyczy jedynie państw Unii EuropejskiejA propos handlu – 350 milionów metrów sześciennych rosyjskiego gazu kupiła Ukraina w czerwcu. To nie jest tak, że tylko my, z perspektywy UE, jesteśmy zakładnikami Rosji. Wy też w trakcie wojny musicie korzystać z rosyjskiego gazu– mówi.
"Jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo Braun z całą pewnością błądzi i sufluje nam narrację rosyjską, z czym się fundamentalnie nie zgadzam. To prawica spod znaku Prawa i Sprawiedliwości i stowarzyszenia Od Nowa jest formułą realizacji polityki patriotycznej, czyli takiej, która będzie budować państwo silne i bezpieczne" - powiedział poseł PiS Marcin Ociepa w Popołudniowej rozmowie w RMF FM. Podkreślił, że jest zwolennikiem współpracy z Konfederacją. "Nie wyobrażam sobie koalicji z Grzegorzem Braunem, który igra z ogniem, romansując z prorosyjską myślą w naszym kraju" - dodał prezes stowarzyszenia Od Nowa.
Magdalena Czarnik ze Stowarzyszenia Rodzice Chronią Dzieci alarmuje, że wyrok TSUE w sprawie małżeństw jednopłciowych to kolejny etap szerszego procesu, który – jej zdaniem – ma bezpośrednie przełożenie na polską szkołę. Jak podkreśla, Bruksela nie ogranicza się do politycznych deklaracji, lecz przesyła już do Polski konkretne narzędzia, które mają trafić do uczniów.Najświeższym przykładem jest unijna ankieta skierowana do dzieci w wieku od 8 do 17 lat, o której – jak mówi – powiadomione zostało polskie Ministerstwo Rodziny. W ankiecie, obok imienia i nazwiska, pojawia się pytanie o płeć z czterema możliwościami odpowiedzi.Nasze dzieci dostają informację, że mogą wybrać płeć męską, żeńską, mogą odmówić odpowiedzi, ale mogą też wybrać jakąś inną. To jest pierwszy krok do rozmywania podstawowych pojęć– wskazuje.Jej zdaniem nie chodzi jedynie o „dziwne pytania”, lecz o konsekwentny projekt ideologiczny, który łączy się z innymi procesami — jak obowiązkowa od przyszłego roku „edukacja zdrowotna”.Ta indoktrynacja idzie wielką falą. W różnych elementach jest wciskana do systemu pod przykrywką inkluzji. A tak naprawdę chodzi o zaburzenie tożsamości dzieci, żeby nie były potem w stanie założyć rodziny i tworzyć struktury suwerennego państwa– dodaje.Czarnik ostrzega również przed źródłami finansowania organizacji, które – jej zdaniem – stoją za wprowadzaniem tych zmian. Wskazuje na rolę ILGA Europe, parasolowej organizacji LGBT.Budżet ILGI jest finansowany do 70% przez Komisję Europejską. To nie są oddolne inicjatywy biednych, uciskanych homoseksualistów. To jest wielka agenda finansowana przez elity władzy tego świata– wskazuje. Jej zdaniem wspieranie takich działań w czasach kryzysu demograficznego ma charakter „depopulacyjny”.Można nazywać żabę orłem, ale żaba orłem nie będzie. Dwóch panów może żyć jak chce, mają różne możliwości prawne, ale nie są małżeństwem – bo małżeństwo jest fundamentem społeczeństwa właśnie ze względu na dzietność– podkreśla.W rozmowie pojawia się także wątek bezpieczeństwa państwa. Zdaniem Czarnik działania Unii Europejskiej nakładają się na wewnętrzne słabości polskiego systemu edukacji i administracji.Tworzy się nowych rzeczników praw dziecka, a jednocześnie niszczy się autorytet nauczyciela. To stała tendencja w tym nurcie – proszę to obserwować– zaznacza.Podkreśla, że środowiska rodziców zamierzają alarmować opinię publiczną i domagać się debaty, w którą – jak zapowiadała prowadząca – miałaby zostać włączona również strona rządowa oraz przedstawiciele organizacji LGBT.
Konfederacja jako „języczek u wagi”?Jacek Wilk w Popołudniu Radia Wnet przyznaje, że układ sił pokazany w najnowszych sondażach otwiera przed Konfederacją Korony Polskiej realny wpływ na skład przyszłego rządu. Według posła, jeśli obecne trendy się utrzymają, to posłowie Korony mogą stać się kluczowi w powyborczych negocjacjach.Jeśli te tendencje się utrzymają, a trendy w sumie trzeba przede wszystkim śledzić, to faktycznie posłowie Konfederacji Korony Polskiej, którzy mam nadzieję będą w sile koła, czyli będzie ich przynajmniej piętnastu, a wygląda na to, że może być ich więcej, będą tak naprawdę decydować, kto może tworzyć rząd. No i bardzo różne konfiguracje wchodzą w grę– wskazuje były poseł. Podkreśla jednocześnie, że żadnych decyzji jeszcze nie ma, a przed ugrupowaniem „dużo rozmów i analiz”.Napięcia na prawicy. „Może być ciężko wyjść z tego z twarzą”W rozmowie pojawia się wątek ostrej wymiany zdań między Sławomirem Mentzenem a Jarosławem Kaczyńskim. Według Wilka te personalne konflikty mogą utrudnić ewentualną współpracę po wyborach.Prezes Kaczyński jest bardzo pamiętliwy. Z tego, co wiem, Sławomir Mentzen też– mówi Wilk.Jego zdaniem część wypowiedzi „poszła za daleko”, co może realnie utrudnić budowanie większości.W polityce nie powinno się mówić rzeczy, które potem uniemożliwiają jakiekolwiek porozumienie– zaznacza poseł.https://wnet.fm/2025/11/27/unijna-ankieta-dla-osmiolatkow-czarnik-to-element-genderowej-indoktrynacji-w-polskich-szkolach/Wilk odnosi się również do ostrego języka w polityce, zwłaszcza do publicznych wypowiedzi Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego wobec Donalda Trumpa. Jego zdaniem takie działania mogą już dziś obniżać pozycję Polski w relacjach międzynarodowych.Widzimy, że Polska nie jest przy różnych stołach i możemy się domyślać, że między innymi z takich powodów– mówi.Dodaje, że ostre spory są naturalne, ale powinny dotyczyć argumentów, a nie ludzi.Możemy ostro dyskutować ad rem, ale jeśli kogoś obrażamy jako człowieka, to nie prowadzi do niczego dobrego. Wyborcy to widzą– podkreśla.
Czy Mateusz Morawiecki obraził się na PiS i wycofał z prac programowych? Radosław Fogiel w Radiu Wnet odpiera te spekulacje i tłumaczy, jak naprawdę wygląda rola byłego premiera.Morawiecki „obrażony” na PiS?Medialne doniesienia o tym, że Mateusz Morawiecki miał „obrazić się” na Prawo i Sprawiedliwość i zostać odsunięty od prac programowych, Radosław Fogiel określa jako przesadzone, były premier pozostaje bardzo aktywny.Premier Morawiecki zbyt poważnie traktuje swoją pracę, naszą pracę. Widać jego niegasnącą aktywność. Stara się przekonywać, docierać często poza tak zwaną bańkę– mówi.Polityk PiS przyznaje, że nie zna szczegółów dotyczących jednego z paneli programowych, o którym pisały media, ale sugeruje, że część przekazów jest nadinterpretacją.Czy miał być w tym panelu, czy nie – nie wiem. To może być trochę dziennikarska twórczość– stwierdza.Rada Programowa PiSFogiel odnosi się też wprost do informacji o „nowym składzie” Rady Programowej PiS. Podkreśla, że podstawowy organ programowy partii nie został przebudowany.Rada Programowa została powołana już dłuższy czas temu przez Radę Polityczną Prawa i Sprawiedliwości i na jej czele niezmiennie stoi premier, profesor Piotr Gliński– przypomina.Wyjaśnia, że wokół niej mogą powstawać mniejsze ciała robocze.Oczywiście mogą w ramach czy obok niej działać różne powołane zespoły ad hoc i z tym mamy teraz do czynienia. Rada Programowa jest stabilna i jest takim parasolem nad pracami programowymi– zaznacza.Program PiSRadosław Fogiel przekonuje, że to właśnie rozpoczęcie poważnych prac programowych prowokuje kolejne spekulacje o sporach wewnątrz partii.To, że Prawo i Sprawiedliwość poważnie wzięło się za pracę nad programem, jest wielu nie w smak. Będziemy oglądać tego typu wrzutki jeszcze długo– ocenia.Podkreśla też, jak PiS chce komunikować swoje propozycje przed kolejnymi wyborami.My podchodzimy do wyborów i do wyborców poważnie. Przyjdziemy z poważną propozycją – to jest nasz program, nasz kontrakt, który chcemy z wami podpisać i później realizować– mówi.Fogiel zwraca uwagę, że Mateusz Morawiecki nadal pozostaje jedną z kluczowych twarzy partii, także w badaniach opinii publicznej.Warto odnotować jego bardzo wysokie miejsce w ostatnim sondażu zaufania– dodaje.
W audycji "Żebyś wiedział" Radia Wnet odbyła się obszerna i mocna rozmowa z prof. Andrzejem Chwalbą, historykiem specjalizującym się w dziejach Polski i Europy Środkowej. Pretekstem do zaproszenia profesora był głośny wpis Instytutu Yad Vashem, w którym przy fotografii opasek z Gwiazdą Dawida pojawiło się sformułowanie „żydowskie opaski z Polski”. Sformułowanie to — w opinii wielu obserwatorów, w tym byłego ambasadora RP Marka Magierowskiego — zacierało odpowiedzialność sprawców i sugerowało nieprawdziwe związki między Polską a systemem represji wprowadzonym przez III Rzeszę.Program rozpoczął się od przytoczenia wypowiedzi Marka Magierowskiego z anteny TOK FM: „Nigdy, ale to absolutnie nigdy nie słyszałem żadnego polityka izraelskiego, historyka, eksperta, który publicznie wypowiedział się pozytywnie o Polsce. (…) Ten wpis w takiej formie został opublikowany intencjonalnie.”Profesor Chwalba nie krył, że podziela diagnozę byłego ambasadora. „No trudno się nie zgodzić z panem ambasadorem Markiem Magierowskim. (…) Zna relacje polsko-izraelskie, zna środowiska żydowskie jak przysłowiową własną kieszeń” – mówił na początku rozmowy.Zdaniem historyka wpis Yad Vashem nie był zwykłą wpadką komunikacyjną, lecz świadomym zabiegiem retorycznym. Jak podkreślił: „Napisano coś, co nigdy nie miało miejsca, co jest kłamstwem. To nie kwestia doprecyzowania, tylko posługiwania się fałszywą informacją, która gdzieś już tam biegnie po łączach światowych.”Prowadząca zwróciła uwagę, że w tekście Yad Vashem słowo „niemieckie” pojawia się tylko raz i to dopiero w drugim akapicie, natomiast dalej w opisie mówi się już wyłącznie o „Generalnym Gubernatorstwie”, bez wyjaśnienia, czym ta struktura była i kto ją tworzył.Profesor skomentował: „Nie sądzę, żeby ktokolwiek na świecie wiedział, czym było Generalne Gubernatorstwo. (…) Ta niewiedza powoduje, że tego rodzaju wpis jest bardzo groźny.”W dalszej części rozmowy prof. Chwalba pokazywał szerszy kontekst: skąd bierze się zderzenie polskiej i izraelskiej pamięci. Podkreślał, że obie narracje funkcjonują obok siebie, niemal bez styku. „Te pamięci są równoległe, one się nie przenikają. Każdy widzi to, co chciałby zobaczyć.”W jego ocenie środowiska żydowskie koncentrują się na swojej traumie, często pomijając skalę polskich ofiar. „Najczęściej Żydzi nie wiedzą, że w Auschwitz byli mordowani Polacy, że ponad sto tysięcy Polaków zostało zamordowanych.” Jednocześnie — zauważył profesor — część izraelskich publicystów formułuje ogromne, niepodparte dowodami liczby, mówiąc o „morzu krzywd wyrządzonych Żydom przez Polaków”.Profesor wskazał też głębsze, polityczne tło tego typu narracji. Jego zdaniem część izraelskiego dyskursu o II wojnie światowej jest zbieżna z niemiecką polityką historyczną. „Polityka historyczna niemiecka wybiela zbrodnie niemieckie i podkreśla współodpowiedzialność narodów podbitych. (…) Ta polityka niemiecka jest spójna z polityką historyczną Izraela.”W jego ocenie nie jest przypadkiem, że Yad Vashem — instytucja państwowa — formułuje narracje zgodne z tym, co Niemcy od lat starają się utrwalać na arenie międzynarodowej: rozmywanie odpowiedzialności III Rzeszy i eksponowanie rzekomej współwiny innych narodów.Profesor podkreślił również, że Polska nie prowadzi silnej i konsekwentnej polityki historycznej. „My reagujemy od przypadku do przypadku. Nie mamy strategii, jak Niemcy, którzy powiedzieli po wojnie: przegraliśmy wojnę, ale musimy wygrać pamięć o niej.”Zapytany, czy Polacy muszą pogodzić się z tym, że co pewien czas pojawiają się na świecie sformułowania w rodzaju „polskie obozy śmierci”, odpowiedział, że jedynym remedium jest stała aktywność państwa i środowisk naukowych, bo bez tego „narracje będą dryfować w kierunku korzystnym dla innych”.W końcowej części rozmowy profesor przedstawił, jak jego zdaniem powinien wyglądać rzetelny wpis Yad Vashem: „Powinien brzmieć, że Polska była okupowana przez dwa państwa — Związek Sowiecki i Niemcy — a wszystkie działania były polityką państwa totalitarnego, które kontrolowało wszystko. Rząd Generalnego Gubernatorstwa był rządem niemieckim.”Na zakończenie prowadząca przypomniała, że w spornym wpisie Instytutu sześć razy pojawia się słowo „Polska”, a tylko raz słowo „Niemcy”, a także, że podpisy pod zdjęciami opasek wskazują je jako „opaski z Polski”.Wpis nie został dotąd skorygowany, mimo interwencji polskiego MSZ.
Europejski plan pokojowy dla Ukrainy coraz wyraźniej odcina się od tzw. 28 punktów kojarzonych z Donaldem Trumpem. Korespondent Radia Wnet na Ukrainie Paweł Bobołowicz podkreśla, że dokument przygotowany przez Unię Europejską i Wielką Brytanię wygląda jak propozycja realnego porozumienia – w przeciwieństwie do wcześniejszego projektu, który w Kijowie i w Waszyngtonie często opisywany jest jako zbiór żądań Kremla.Punkty zaproponowane, czy te, które zostały ustalone przez Unię Europejską, ale też Wielką Brytanię, to są punkty, które rzeczywiście bardziej jednak przypominają porozumienie pokojowe, a nie akt kapitulacji Ukrainy– mówi Bobołowicz.Najważniejsze różnice? Europejski plan nie nakłada ograniczeń na państwa UE, w tym Polskę, i nie zakazuje Ukrainie wejścia do NATO czy Unii.W tych punktach Unii Europejskiej nie ma żadnego punktu, który dotyczyłby państw Unii Europejskiej (…) I nie ma też tej perspektywy politycznej zakazywania Ukrainie wstępowania czy do Unii Europejskiej, czy do NATO– zaznacza korespondent. Podkreśla też, że w przeciwieństwie do „28 punktów” nie ma mowy o trwałej, prawnej rezygnacji z ukraińskich terytoriów.W Kijowie plan europejski jest znacznie lepiej oceniany przez komentatorów, choć oficjalna dyplomacja waży słowa.Wszyscy podkreślają, że doceniają starania pokojowe Donalda Trumpa, ale jednocześnie widać po prostu olbrzymią różnicę pomiędzy jednym i drugim planem– relacjonuje Bobołowicz. Jednocześnie dodaje, że wielu republikańskich senatorów uważa projekt Trumpa „jako zbiór żądań Federacji Rosyjskiej”.Problemem pozostaje jednak nie tylko różnica między Waszyngtonem a Brukselą, ale przede wszystkim brak woli po stronie agresora.Doświadczenia tej nocy, wcześniejsze doświadczenia i to, co dzieje się na froncie, poddaje wątpliwość, czy Federacja Rosyjska jest w ogóle zainteresowana jakimkolwiek działaniem pokojowym– ostrzega Bobołowicz. Zwraca uwagę, że z Moskwy płyną sygnały, iż europejski plan (i jego modyfikacje) są „nie do przyjęcia”, a narzucony termin 27 listopada jako data podpisania porozumienia wygląda dziś nierealnie.Dmytro Antoniuk również nie widzi przestrzeni do szybkiego kompromisu między Zachodem a Kijowem.Z jednej strony Ukraina nie może przyjąć tego, co narzucają nam Amerykanie, a z drugiej strony Amerykanie chyba nie chcą przyjąć tego planu europejskiego. Czyli na razie nie widzę, że jest jakiś konsensus– podsumowuje.
„Wątpliwości co do obiektywizmu Czarzastego”Poseł Sławomir Ćwik z Polski 2050 od początku sygnalizował, że nie zagłosuje za powierzeniem Włodzimierzowi Czarzastemu funkcji marszałka Sejmu. W Odysei Wyborczej Radia Wnet polityk podkreślił, że jego decyzja wynikała z oceny wcześniejszych działań lidera Lewicy.Postępowanie marszałka Czarzastego pokazywało, że dla niego liczy się interes jego formacji, Lewicy, i że mam wątpliwości, czy będzie obiektywnym marszałkiem reprezentującym wszystkich posłów– powiedział. Jak dodał, ostatecznie wstrzymał się od głosu, co „daje ten sam efekt, co głos przeciw”.Najwięcej emocji wywołało jednak orędzie Włodzimierza Czarzastego, w którym zadeklarował wprowadzenie „weta marszałkowskiego” wobec projektów uznawanych przez niego za populistyczne. Ćwik ocenia ten pomysł jednoznacznie krytycznie.Marszałkowskie weto nie istnieje w żadnym akcie prawnym. Z tego, co wiem, marszałek Czarzasty bardzo szybko wycofał się z tego pomysłu. I mam nadzieję, że stosował go nie będzie– mówi.Podkreśla, że jednym z największych osiągnięć poprzedniego marszałka, Szymona Hołowni, było zlikwidowanie „zamrażarki sejmowej” i równe traktowanie wszystkich projektów ustaw – rządowych, opozycyjnych, obywatelskich i prezydenckich.https://wnet.fm/2025/11/04/sledczy-marszalek-sejmu-mial-obowiazek-stawic-sie-na-wezwanie-prokuratora/Zaprzysiężenie Nawrockiego. „Hołownia wykazał się odpornością”Kolejny wątek rozmowy dotyczył potencjalnego wpływu marszałka Czarzastego na proces zaprzysiężenia prezydenta Karola Nawrockiego. Ćwik przyznał, że nie otrzymał odpowiedzi na swoje publiczne pytanie, czy Czarzasty – gdyby pełnił funkcję marszałka latem – doprowadziłby do zwołania Zgromadzenia Narodowego, tak, jak to zrobił marszałek Hołownia. Nawiązał też do fali spekulacji prawnych i politycznych towarzyszących zmianie prezydenta.Hołownia wykazał się ogromną odpornością i postawą godną męża stanu, doprowadzając do zaprzysiężenia prezydenta Nawrockiego– ocenił odnosząc się do słów Hołowni o tym, że był nakłaniany, by nie zwoływać Zgromadzenia Narodowego w celu zaprzysiężenia prezydenta.Poseł przypomniał, że w czerwcu i lipcu część prawników oraz polityków sugerowała możliwość niezwołania Zgromadzenia Narodowego, przerwania go, przeliczenia głosów czy nawet przejęcia obowiązków głowy państwa przez marszałka Sejmu.Odbierałem te słowa jako naciski na marszałka. Gdyby ktoś nieodpowiedzialnie próbował zatrzymać zaprzysiężenie, mogłoby dojść do zamieszek. Emocje były ogromne– mówi Ćwik.Pytany o to, czy naciski miały charakter polityczny, Ćwik odciął się od narracji o „zamachu stanu”.Nie widzę tutaj udziału premiera. Widziałem natomiast wypowiedzi prawników, polityków, wpisy na X. Niektóre mogły być inspirowane przez boty, ale część ludzi naprawdę w to wierzyła– zaznaczył.
Rozmowę w Poranku Radia Wnet zdominował temat najnowszych propozycji „zawieszenia broni”, jakie – według medialnych przecieków – krążą między Waszyngtonem, Kijowem i Moskwą.Bronisław Wildstein od razu ostudził ton dyskusji, wskazując, że tak prezentowane „plany pokojowe” nie mają nic wspólnego z realnym zakończeniem wojny. W jego ocenie wpisują się one w stały schemat rosyjskiej polityki: zamiast kompromisu – żądanie ustępstw, zamiast pokoju – presja na kapitulację Ukrainy i Zachodu.Żadne porozumienie nie wchodzi w grę, dopóki Rosja nie przegra. A jeśli nie przegrała, to domaga się kapitulacji. Wszystkie propozycje wobec Ukrainy to de facto żądanie kapitulacji Ukrainy i Zachodu– komentował.W opinii publicysty, zaakceptowanie takich warunków doprowadziłoby jedynie do chwilowego uspokojenia frontu, ale dałoby Rosji czas na przegrupowanie sił i ponowny atak z korzystniejszych pozycji. Podkreślił też ryzyko destabilizacji wewnętrznej Ukrainy.Gdyby Ukraina zgodziła się na te propozycje, to najprawdopodobniej doprowadziłoby to do napięć, które mogłyby ją rozłożyć od środka – tak jak stało się to z Gruzją– wskazał.Wildstein zauważył jednak pewien pozytywny element – europejskie reakcje, które jego zdaniem są „tym razem bardziej trzeźwe”. Dodał też, że postawa Donalda Tuska w tej jednej, konkretnej sprawie jest właściwa, co podkreślił jako sytuację wyjątkową.Znacznie gorzej ocenił zachowanie prezydenta USA.To, że Donald Trump usiłuje zachowywać się wobec Rosji jak biznesmen, źle rokuje. Rosja prowadzi tę wojnę nie dla zysków, ale z imperialnego impulsu– zaznaczył. Według Wildsteina takie sygnały otwierają Putinowi drogę do dalszych żądań, bo pokazują gotowość Ameryki do kompromisów, których Kreml oczekuje.Cenzura w sieci?Drugim tematem rozmowy była przyjęta w Sejmie ustawa o usługach cyfrowych (DSA), określana przez krytyków jako polska wersja Acta 3. Wildstein nazwał ją wprost wprowadzeniem cenzury.To jest wprowadzanie cenzury. Jednoznaczne wprowadzanie cenzury. Cała tak zwana walka z mową nienawiści to jest cenzura. To jest cenzura w taki perwersyjny sposób, bo obowiązek cenzorski nakłada się na platformy. Jeśli nie będą cenzurować – mogą zostać zrujnowane karami– komentował.Publicysta zwrócił uwagę, że to model „totalitarny”, bo zmusza prywatne podmioty, by kontrolowały nie siebie, lecz użytkowników. Podkreślił, że historia pokazuje, iż każda cenzura uzasadnia się „szczytnymi celami”, a nigdy realnym zamiarem ograniczenia wolności.Mocno akcentował sprzeczność między europejskimi deklaracjami wolności a praktyką.Unia Europejska, która wolność ma na sztandarach, wprowadza oficjalną cenzurę. Zawsze mówi się, że bronimy wartości. Nigdy nie mówi się, że chodzi o trzymanie obywateli za pysk– dodał.Po co Polska to robi?Wildstein zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt: możliwy konflikt ze Stanami Zjednoczonymi. Donald Trump ostrzegł wcześniej, że jeśli Europa wprowadzi przepisy w duchu Digital Services Act, USA odpowiedzą ostrymi retorsjami. Jego zdaniem Bruksela już zaczęła się z tego wycofywać – a Polska robi odwrotnie.Pytanie: po co Polska się z tym wyrywa? Chce się przedstawić jako najlepszy uczeń Brukseli, żeby przełożyło się to na karierę Tuska w Unii? Bo dla Polski to absurd i skandal– stwierdził.Wildstein sugerował, że projekt i tak może nie wejść realnie w życie – m.in. ze względu na spodziewaną reakcję USA oraz ewentualne weto prezydenta.
Burza wokół wpisu Jad WaszemInstytut Yad Vashem opublikował w mediach społecznościowych wpis kłamliwie przypisujący Polsce wprowadzenie nakazu noszenia przez Żydów opasek z Gwiazdą Dawida w czasie wojny.Nakaz noszenia opasek z gwiazdą Dawida został wprowadzony 23 listopada 1939 roku przez Hansa Franka – niemieckiego gubernatora okupacyjnego Generalnego Gubernatorstwa. Była to decyzja władz niemieckich, a nie polskich, ponieważ po napaści Niemiec i ZSRR państwo polskie przestało realnie funkcjonować.https://wnet.fm/2025/11/24/szokujaca-arogancja-jad-waszem-instytut-nie-jest-w-stanie-przeprosic-za-antypolska-manipulacje/Aleksandra Fedorska, dziennikarka i publicystka Radia Debata, nie kryje emocji. Podkreśla, że wypowiedź instytutu, który ma być światowym autorytetem badań nad Zagładą, nie jest dla niej tylko błędem, ale osobistą zniewagą.Czuję się bardzo urażona. Jak jest to w ogóle możliwe, że instytucja zajmująca się Holokaustem może napisać coś takiego? To jest amoralne– mówi.Fedorska zaznacza, że mówi także jako osoba, której nazwisko widnieje w Jad Waszem na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.Wielu Polaków ryzykowało absolutnie wszystkim. A tu jesteśmy przedstawiani w takim świetle. To jest karczemny błąd– stwierdziła.Publicystka krytycznie ocenia pierwszą reakcję polskiej dyplomacji.Jedno zdanie na Twitterze jest za delikatne. Nie wyraża naszego oburzenia i rozczarowania. To przekroczenie granicy– podkreśla.Przypomina, że nie jest to pierwszy raz, gdy Polska musi bronić się przed niezgodnymi z prawdą sugestiami. Wcześniej na świecie utrwaliły się m.in. określenia „polskie obozy zagłady” – mimo że były to niemieckie obozy śmierci.IPN również zareagował, wskazując wprost, że wpis Jad Waszem pomija elementarną wiedzę o niemieckiej okupacji i roli Generalnego Gubernatorstwa. Fedorska idzie jednak dalej – jej zdaniem sprawa powinna mieć także wymiar formalny.Oczekuję protestu prawnego mojego rządu. W tym kontekście jesteśmy przedstawiani w sposób skandaliczny– mówi.Czy to przypadek, czy zmiana polityki?W rozmowie pojawia się także pytanie o intencje instytutu. Fedorska nie wierzy, że mógł to być zwykły brak wiedzy.To nie jest efekt ignorancji. Jeśli pojawiło się na świecie przyzwolenie, aby nas w takim świetle przedstawiać, to jest to tragiczne– oceniła.
Rozmowa w Poranku Radia Wnet z Szymonem Huptysiem rozpoczęła się od pytania o realne możliwości finansowania CPK – projektu, który po zmianie władzy ugrzązł w niepewności, a którego koszty narastają z każdym miesiącem zwłoki. Huptyś od razu zaznaczył, że problemem nie jest wartość działek wokół lotniska Chopina ani potencjał samego projektu, lecz brak konsekwencji i rezygnacja z zewnętrznego kapitału, który od początku powinien być fundamentem budowy CPK. Podkreślił, że dopiero dziś, z opóźnieniem, decydenci zaczynają rozumieć skalę inwestycji i fakt, że państwowe porty lotnicze nie będą w stanie jej udźwignąć samodzielnie.Inwestycja w Centralny Port Komunikacyjny – lotnisko i cała sieć kolejowa – jest bardzo kosztochłonna, ale rynkowo uzasadniona. Błędem było zrezygnowanie z wkładu finansowego, jaki oferowało francusko-australijskie konsorcjum. To była krótkowzroczna decyzja, która będzie miała daleko idące konsekwencje– powiedział.Jego zdaniem rezygnacja z kapitału zagranicznego została uzasadniona narracją o „repolonizacji”, choć inwestor i tak miał mieć jedynie pakiet mniejszościowy. Dziś – jak podkreśla – rząd sam dochodzi do wniosku, że bez zagranicznych środków się nie da.Co dalej z lotniskiem Chopina? Ogromna szansa, której nie wolno zmarnowaćHuptyś stonował emocje wokół sprzedaży lotniska, ale zaznaczył, że przestrzeń po jego zamknięciu będzie unikalna.To tak wielka przestrzeń, że jest ogromna szansa, aby stworzyć coś nowego, wartościowego, coś co na długie lata będzie służyć mieszkańcom– stwierdził.Stowarzyszenie TAK dla CPK nie narzuca jednego scenariusza, ale podkreśla, że Warszawa nigdy nie miała potencjału urbanistycznego porównywalnego z taką „uwolnioną” działką.75 proc. cięć w programie kolejowym: cios w bezpieczeństwo i spójność krajuKolejna część rozmowy dotyczyła decyzji obecnego rządu o ograniczeniu programu kolejowego CPK o 75 proc. To zamroziło projekty, które były kluczowe nie tylko dla rozwoju, lecz także dla bezpieczeństwa.https://wnet.fm/2025/11/20/dr-orzel-cpk-tuska-pod-niemieckie-interesy-amerykanie-pytaja-gdzie-tory-na-wschod/Program kolejowy został wycięty o 75 proc. Te inwestycje zostały zamrożone. Przykładem jest linia kolejowa nr 29 – Ostrołęka–Łomża–Giżycko – biegnąca w pobliżu poligonów w Orzyszu. To typowa linia dofrontowa, która mogłaby mieć kluczowe znaczenie dla przerzutu wojsk– wskazał.Huptyś podkreślił, że ta inwestycja miała znaczenie nie tylko dla mieszkańców regionów od lat pozbawionych sensownej komunikacji. W jego ocenie linia 29 była jednym z tych projektów, które równocześnie likwidują „białe plamy” na mapie transportowej i wzmacniają wschodnią flankę NATO, tworząc realne zaplecze logistyczne na wypadek kryzysu militarnego.Czy termin 2032 jest realny?Choć oficjalna data oddania lotniska to 2032 rok, Huptyś przyznał, że ma co do tego poważne wątpliwości. Jednocześnie zaznaczył, że stowarzyszenie nie komentuje kwestii geopolitycznych związanych z negocjacjami USA–Ukraina–Rosja. Skupił się na jednej zasadzie: Polska musi być dobrze skomunikowana, bo to wzmacnia pozycję całego państwa.Huptyś odniósł się także do długofalowych planów rozwoju obszaru wokół CPK.Rok 2044 jest tak odległy jak 2006. A od 2006 roku budowa dróg krajowych była realizowana konsekwentnie – mimo zmian rządów. Jeśli nie będzie wywracania projektów co kadencję, można osiągnąć spektakularne wyniki– komentował.Porównał to z historią programów drogowych: rządy PO rozwijały kierunek wschód–zachód, rządy PiS północ–południe – i oba kierunki finalnie złożyły się na jedną spójną sieć.
Prof. Andrew Michta uważa, że absurdem jest twierdzenie, że Polska zrzekła się prawa reparacji wojennych od Niemiec. Podkreśla, że nieuchronnie czeka nas dyskusja, kto był katem, a kto ofiarą w II WŚ.
Amerykańskie centrum rakietowe i plan, który może zmienić EuropęW relacji dla Radia Wnet Tomasz Grzywaczewski połączył dwa kluczowe dla bezpieczeństwa świata wątki: rozwój amerykańskich wojsk kosmicznych w Huntsville oraz konsekwencje projektu planu pokojowego dla Ukrainy, który – jego zdaniem – może zdefiniować nowe granice wpływów w Europie.Grzywaczewski właśnie wrócił z Huntsville w stanie Alabama – miasta, które określił jako „serce amerykańskich sił kosmicznych i wojsk rakietowych”. Przypominał, że to tam działa baza Redstone Arsenal, gdzie po II wojnie światowej pracował Wernher von Braun.To miejsce, gdzie można wyjść do baru i przy kontuarze spotkać oficera pracującego nad systemami rakietowymi czy obroną przeciwrakietową. A na każde pytanie odpowiada: "Wiem, ale więcej nie mogę powiedzieć”– opisuje.Wskazał również na decyzję administracji Donalda Trumpa, która przewiduje ulokowanie w Huntsville dowództwa amerykańskich sił kosmicznych. Jego zdaniem ośrodek ten „bywa pomijany w europejskich analizach”, mimo że odgrywa fundamentalną rolę w amerykańskim potencjale strategicznym.„Granica wpływów Zachodu kończy się na Bugu” – o projekcie planu pokojowego USADruga część rozmowy dotyczyła 28-punktowego planu pokojowego, który Stany Zjednoczone miały przekazać Ukrainie i Rosji.Amerykanie de facto proponują rozrysowanie nowej strefy wpływów w Europie– ocenił.Podkreślił, że według logiki projektu Zachód uznaje, iż jego granica wpływów przebiega nie na Dnieprze, lecz na Bugu, co oznacza jasne oddzielenie państw NATO od Ukrainy, która miałaby stać się państwem buforowym – niepodległym, ale stale pod presją Rosji.Choć pojawiają się porównania do Jałty, Grzywaczewski uważa je za przesadzone.Ukraina nie traci swojej suwerenności. Staje się państwem buforowym, a ten pokój nie jest rozwiązaniem na 100 lat, tylko okresem międzywojennym, antebellum, które czeka na przyszłe rozstrzygnięcie– dodał.Jego zdaniem Zachód przegapił moment, w którym mógł doprowadzić do militarnego załamania Rosji – jesienią 2022 roku, gdy Ukraina prowadziła udaną kontrofensywę. Brak wystarczającego wsparcia USA i Europy nazwał „świadomie przespaną szansą”.W jego ocenie plan pokojowy jest niesprawiedliwy, wzmacnia poczucie bezkarności Rosji i czyni Ukrainę „szarą strefą”, ale może być w oczach USA jedynym realnym rozwiązaniem przy braku gotowości Zachodu do eskalacji.
"Myślę, że Rosja żadnej wielkiej wojny przeciwko NATO nie planuje. Jest na to za słaba. To, co robi Rosja, to próba przekonania zachodniej Europy, by porzuciła USA" – stwierdził w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Andrzej Nowak. Historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego w ten sposób ocenił zagrożenie potencjalnego konfliktu państw Sojuszu Północnoatlantyckiego, w tym także Polski, z reżimem Władimira Putina. Podkreślił natomiast, że "Polska powinna zadbać o bezpieczeństwo naszej infrastruktury".
Mikołaj Murkociński, wysłannik Radia Wnet do Syrii, relacjonuje sytuację z Homsu, dokąd wrócił po wizycie w Aleppo. Podkreśla ogrom zniszczeń w historycznym centrum miasta – wpisanym na listę UNESCO – i dramatyczne warunki życia tamtejszych chrześcijańskich rodzin, które podczas wojny pozostały na miejscu.To, w jakich warunkach ci ludzie mieszkają, trudno sobie wyobrazić– podkreśla, opisując ciasne, ciemne pomieszczenia, brak podstawowych sprzętów i opiekę nad niepełnosprawnymi dziećmi sprawowaną często przez samotne, starsze osoby.Reporter odwiedził rodziny korzystające z pomocy Caritas Polska i innych organizacji. Zwraca uwagę, że po zmianie władzy w 2023 roku wielu urzędników straciło pracę z dnia na dzień, co pogłębiło kryzys społeczny.https://wnet.fm/2025/11/17/reporter-radia-wnet-o-ruinach-strachu-i-codziennych-porachunkach-w-srodkowej-syrii/Murkociński przywołuje także fragment wywiadu z syryjskim politologiem, który oskarża państwa Zachodu o podsycanie podziałów religijnych w regionie. Kontrasty społeczne są widoczne również na ulicach Homsu – od dzielnic chrześcijańskich po muzułmańskie, od pozornie normalnego miejskiego ruchu po kwartały całkowicie zrównane z ziemią.Reporter podkreśla, że mimo pozorów „normalności” syryjskie miasta pozostają naznaczone wojną, a społeczność chrześcijańska w Aleppo dosłownie wymiera – dzieci stanowią jedynie 2 proc. wiernych, a większość młodych wyemigrowała za granicę.Na koniec Murkociński zaprasza na kolejne materiały z Syrii, w tym wywiad z arcybiskupem Homsu, duchownym, który uciekł z niewoli Państwa Islamskiego.
Seria ostatnich aktów sabotażu na polskiej kolei – szczególnie zdarzenie pod Garwolinem, gdzie doszło do uszkodzenia torów – budzi poważny niepokój służb. Sprawcy – według komunikatów rządu Ukraińcy działający na zlecenie Moskwy – uciekli już na Białoruś. Według władz to nie incydent, lecz element szerszej kampanii dywersyjnej wymierzonej w Polskę i inne państwa regionu.W rozmowie z Radiem Wnet rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński był pytany przez Krzysztofa Skowrońskiego o to, co robią służby specjalne, by zminimalizować takie zdarzenia.Mam ograniczoną możliwość przekazywania informacji, dlatego że naturalną rzeczą jest, że służby rosyjskie, które nam tutaj próbują siać zamęt i dywersję, bardzo chciałyby wiedzieć, co nasi funkcjonariusze robią, w którą stronę zmierzają i jakie zamierzają podejmować czynności. Polskie służby specjalne pracują nad tym, żeby wyjaśnić okoliczności i wyłapać wszystkich sprawców tego zdarzenia. Są już pierwsze zatrzymania, te osoby są przesłuchiwane, jest ustalana rola poszczególnych osób i ich udział w tym zdarzeniu– mówił.Komentował też działalność niektórych mediów, które ujawniły szczegóły działań służb. W jego ocenie "mówienie o tym, jakie ślady zostały zabezpieczone na miejscu zdarzenia, jakie przedmioty zostały znalezione, jakie ślady są teraz analizowane, to jest działanie przeciwko Polsce, przeciwko bezpieczeństwu państwa".https://wnet.fm/2025/11/18/prezydent-nawrocki-dla-radia-wnet-o-wspolpracy-z-rzadem-i-sluzbami-nie-czuje-sie-dobrze-poinformowany/Rosyjska dywersja na torachDobrzyński zaznacza, że zamach na infrastrukturę kolejową wpisuje się w widoczną eskalację działań rosyjskich służb specjalnych. Zaczynało się od prowokacji na granicy, później były nalepki i hasła antynatowskie, następnie akty wandalizmu na pomnikach, potem podpalenia obiektów – teraz przyszedł czas na sabotaż infrastruktury krytycznej.Według niego podobne scenariusze rozgrywają się w Czechach, na Słowacji, Litwie i w Niemczech. Wszystkie tropy prowadzą do jednego źródła:„Te grupy mają jednego mocodawcę. To są służby rosyjskie wywiadowcze, służby specjalne Rosji.”Pytany o działania podejmowane przez polskie służby, Dobrzyński stanowczo odmawia ujawnienia operacyjnych szczegółów – ostrzegając, że każde słowo wypowiedziane publicznie jest natychmiast analizowane przez stronę rosyjską.Rosjanie bardzo chcieliby wiedzieć, co nasi funkcjonariusze robią, w którą stronę zmierzają i jakie zamierzają podejmować czynności– stwierdził. Podkreślił, że zatrzymano już pierwsze osoby mogące mieć związek z aktem sabotażu, a ich rola jest ustalana.Dobrzyński nie zgadza się z opinią, że kolejne akty sabotażu pokazują słabość Europy.Potrafimy zapobiegać. Do wielu zdarzeń nie dochodzi dzięki wcześniejszym ruchom polskich służb specjalnych. O tych innych rzeczach żadne służby nie informują– dodał. Zwraca uwagę, że wymiana danych wywiadowczych w ramach UE realnie wzmacnia bezpieczeństwo Polski.Dobrzyński był też pytany o to, czy szefowie służb specjalnych pojawią się w Pałacu Prezydenckim. Odpowiada, że to nie jego kompetencja, a decyzja należy do premiera.To premier powołuje szefów służb i myślę, jeśli prezydent zaprosi premiera i szefów służb, to z pewnością do takiego spotkania dojdzie, ale daleki jestem od spekulowania– wskazał.
– CBA to gotowa, zorganizowana służba z najnowszym doświadczeniem. Zamiast ją wzmocnić, rozbijamy system i destabilizujemy ABW oraz policję – ostrzega gen. Maciej Materka.W Sejmie procedowany jest projekt ustawy o likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Dla gen. Macieja Materki, byłego szefa polskiego kontrwywiadu i jednego z twórców CBA, to decyzja nie tylko niezrozumiała, ale wręcz sprzeczna z interesem bezpieczeństwa państwa – zwłaszcza w sytuacji narastającej wojny hybrydowej. „Byłem funkcjonariuszem numer 5”Materka przypomina, że z CBA jest związany od pierwszego dnia istnienia tej służby.Dzisiaj w Sejmie ma być czytanie projektu ustawy o likwidacji CBA i dla mnie jest to o tyle osobiste, ponieważ ja byłem od pierwszego dnia w CBA, miałem numer funkcjonariusza 5, pierwszego dnia, kiedy weszła ustawa w życie. I przez dziewięć lat budowałem to CBA– mówi.Podkreśla, że Biuro w znacznej części powstawało pod rządami obecnej koalicji, co czyni dzisiejsze decyzje tym bardziej paradoksalnym.Ciekawostką jest, że CBA było budowane tak naprawdę przez siedem lat za czasów aktualnej koalicji, tych osób, które rządzą– zaznacza.Państwo w kryzysieByły szef kontrwywiadu zwraca uwagę, że likwidacja CBA odbywa się w momencie nakładających się kryzysów: wojny w Ukrainie, rosyjskiej dywersji, napiętego budżetu i rosnących zagrożeń wewnętrznych:Dzisiaj państwo polskie, w wyniku tego, że znowu zadziałała polityka i w wyniku kilku spraw, które być może są do wyjaśnienia, my w tak trudnym momencie likwidujemy całą służbę– ocenia.Materka podkreśla, że CBA posiada najświeższe doświadczenie w państwie, jeśli chodzi o zwalczanie korupcji i przestępczości gospodarczej.Potrzebna jest służba, która zdobyła doświadczenie najnowsze w państwie. (…) My wyłączamy teraz CBA – służbę, która jest zorganizowana– mówi.Gotowa, ogólnokrajowa strukturaGenerał zwraca uwagę na aspekt praktyczny, o którym często zapominają politycy.Ja wiem, bo po prostu pracowałem, budowałem to CBA od pierwszego dnia – jak trudno jest zbudować instytucję, która będzie działała. To nie chodzi o to, że my na papierze ustawę napiszemy i ogłosimy, ale potem – do momentu, kiedy w reżimie administracji trzeba mnóstwo przepisów sprawdzić – mija czas– podkreśla.Przypomina, że CBA jest kompaktową, ale rozproszoną po całym kraju strukturą, z logistyką i wypracowanymi procedurami.Dzisiaj mamy instytucję, która jest dosyć kompaktowa, rozsiana po całym kraju, z logistyką, z pewnymi możliwościami. Kadry mogły być wymienione i zostały wymienione, więc zupełnie jakby niepotrzebna jest ta likwidacja– zaznacza.„Robimy dokładnie wszystko odwrotnie”Zdaniem Materki, argumenty za likwidacją są wyłącznie polityczne, a konsekwencje odczują obywatele i cały system bezpieczeństwa.To jest temat polityczny, który będzie znowu oddziaływał na służbę. My robimy dokładnie wszystko odwrotnie, co powinniśmy teraz robić– mówi.Zwraca uwagę, że zamiast wykorzystać istniejącą służbę również do zadań związanych z zagrożeniami hybrydowymi, państwo wybiera scenariusz reorganizacji kilku formacji naraz.CBA likwidujemy, przez to przekładamy część do ABW – czyli reorganizacja w ABW, znowu… Odciągamy w ABW, destabilizujemy policję, a policja jest kluczowa przy dzisiejszych zagrożeniach– wyjaśnia.W efekcie – jak ostrzega – poziom bezpieczeństwa publicznego będzie spadał, a przestępczość, w tym korupcja i przestępstwa brutalne, będą rosły szybciej niż zdolność państwa do reakcji.Korupcja, Ukraińcy i utracone narzędzieMaterka przypomina też, że w obecnej sytuacji – napływu dużej liczby uchodźców i firm zza wschodniej granicy – walka z korupcją powinna być wzmacniana, nie osłabiana.Przykład Ukraińców. Nie chcę tutaj generalizować, ale to, co się dzieje z korupcją w Ukrainie, mieliśmy ostatnio przypadek. Przecież my mamy kilkanaście tysięcy działalności gospodarczych prowadzonych przez Ukraińców. Oni też, nie bądźmy naiwni, przywieźli ze sobą zwiększone zagrożenie korupcją– podkreśla.W ocenie generała, państwo traci narzędzie, które było stworzone właśnie do tego typu wyzwań.Zamiast wykorzystać zorganizowaną służbę, destabilizujemy ją i rozkładamy na inne formacje, które i tak mają pełne ręce roboty– podsumowuje.
Rosyjsko-białoruska wojna hybrydowa przeciwko Polsce – od presji migracyjnej, po podpalenia i sabotaże kolejowe – trwa już piąty rok. Jednak zdaniem Piotra Woyciechowskiego, eksperta ds. służb specjalnych, sposób działania państwa pozostaje wciąż reaktywny i nieskuteczny.W rozmowie z Radiem Wnet podkreśla, że Polska „od lat nie odpowiada adekwatnie”, a konsekwencje mogą być dramatyczne.Nie dokonujemy aktu retorsji, odwetu w sposób zapewniający nam skuteczną obronę w ramach tej wojny hybrydowej. Wszystko co robimy, jest na naszym terytorium – reakcja, nie akcja, nie ofensywa. To jest głęboko osadzona defensywa– mówi zaznaczając, że to zarzut czyniony nie tylko pod adresem obecnego rządu, ale i poprzedniego. Ekspert ostrzega, że sabotaże na torach, podpalenia magazynów i instalacji to jedynie preludium.Jeżeli nie przeniesiemy tych działań na teren wroga, to zapewniam panią, nie minie rok i będziemy mieli ofiary śmiertelne wśród ludności cywilnej– alarmuje.Woyciechowski wskazuje, że sabotaż na torach, podpalenia infrastruktury i presja migracyjna to elementy tej samej operacji wymierzonej w destabilizację państwa.Teraz (Rosjanie i Białorusini) skupią się już po prostu na ataku na ludności cywilnej po to, żeby wywołać panikę, brak zaufania do państwa i radykalne zmniejszenie odporności społecznej– wskazuje.Woyciechowski zaznacza, że napór hybrydowy trwa nieprzerwanie od 2020 r..To jest piąty rok. Nie zmniejszyło się to. Wręcz są cykle zwiększenia tego naporu. To oznacza, że przez te pięć lat państwo polskie adekwatnie nie odpowiedziało– stwierdza. Podkreśla, że Polska ma instrumenty, które pozwalają na działania asymetryczne, lecz brakuje decyzji politycznej.„Odcinanie prezydenta od służb to skandal”Ekspert ostro krytykuje brak bezpośrednich kontaktów prezydenta ze służbami.Odcinanie prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych, od kontaktu osobistego z szefami służb jest skandalem. To osłabianie odporności państwa– mówi.Wyjaśnia, że część najważniejszych informacji nie może być przekazywana dokumentowo.Są rzeczy, które mówi się we cztery oczy, w bezpiecznych pomieszczeniach, bez możliwości podsłuchu. To pozwala podejmować najważniejsze decyzje– zaznacza Piotr Woyciechowski.
Gościem Poranka Wnet był Arkadiusz Puławski, zastępca dyrektora gabinetu szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W rozmowie o dywersji na linii Warszawa–Lublin i wojnie hybrydowej Rosji z Polską urzędnik BBN kreśli obraz państwa, które reaguje, ale wciąż nie ma spójnego systemu odpowiedzi. Puławski na początku rozmowy odwołuje się do informacji przedstawionej w Sejmie przez premiera Donalda Tuska na temat próby wysadzenia torów w Mice i sabotażu koło Puław. Jak przypomina, w Puławach – według słów premiera – miało dojść do próby wykolejenia pociągu. W Mice znamy już znacznie więcej szczegółów.Jak ja to rozumiem, doszło rzeczywiście do eksplozji, do detonacji wywołanej działaniem osób zadaniowanych przez obce służby specjalne. Wszystko wskazuje na to, że przez rosyjskie służby specjalne. W wyniku eksplozji doszło do wycięcia kawałku szyny na jednym z torów– mówi.https://wnet.fm/2025/11/19/900-stron-tajemnic-prezydent-ujawni-aneks-do-raportu-wsi/Premier mówił w Sejmie o „katastrofie na wielką skalę” i „zamachu”. Puławski nie wyklucza takiej interpretacji, ale zwraca uwagę na drugi, jego zdaniem bardzo prawdopodobny scenariusz.Możemy dopuścić tę pierwszą interpretację jako ostateczną, że mogło chodzić o zamach i wywołanie szkód, strat i ofiar na wielką skalę. To możemy przyjąć. Ale możemy również przyjąć, że to był tylko sygnał. Że to było takie ostrzeżenie– ocenił.Podkreśla wymiar psychologiczny całej operacji.Informacja o tym, że Rosja tutaj jest, że wprowadza swoich ludzi i oni w sposób niezauważony mogą wywołać taki mały incydent,. W związku z tym zdolna jest do działań jeszcze na innych kierunkach, jeszcze bardziej spektakularnych– dodał.Puławski otwarcie krytykuje sposób, w jaki premier Donald Tusk zrelacjonował zdarzenia w Sejmie.Ton wczorajszej wypowiedzi pana premiera był bardzo alarmistyczny. Uważam, że ta informacja była zbyt alarmistyczna, to jest sianie takiej paniki, ja zawsze odbieram jako działanie psychologiczne obliczone na rynek wewnętrzny– mówił.Puławski ostrzega, że Polska reaguje wycinkowo – zawsze na ostatni atak, a nie na logikę całej wojny hybrydowej.Moim zdaniem dajemy się Rosjanom tutaj wodzić za nos, a my musimy mieć kompleksowy system odpowiedzi na takie rzeczy– wskazuje.Co robić? Kontrwywiad, granice, system wielodomenowyW sferze praktycznych działań Puławski wskazuje kilka kierunków. Po pierwsze – wzmocnienie kontrwywiadu i odejście od wykorzystywania służb w rozgrywkach politycznych:Dajmy więcej pieniędzy kontrwywiadowi, przestańmy używać kontrwywiadu cywilnego i wojskowego do uganiania się za jakimiś politykami czy przeciwnikami politycznymi. Tylko powiedzmy im: słuchajcie, macie pieniądze, takie są wasze zadania. Waszym zadaniem jest upilnowanie teraz Polski– zaznacza.Po drugie – ograniczenie ryzyka w relacjach z Rosją i Białorusią, również na poziomie decyzji transportowych:„Zamknijmy takie połączenie, nie otwierajmy kolejnych możliwości, dajmy więcej pieniędzy kontrwywiadowi. Dlaczego w takim razie otwieramy przejście, połączenie autobusowe między Królewcem a Warszawą? To jest proszenie się o kłopoty”.Po trzecie – budowa spójnego systemu ochrony państwa:„Musimy się przygotowywać na różnego rodzaju zagrożenie, ale kompleksowo. To znaczy, skoro była sytuacja z dronami, no to nie koncentrować się tylko na budowaniu systemów antydronowych. Skoro była sytuacja z koleją, to nie pilnować tylko szlaków kolejowych. Musimy stworzyć system takiego kompleksowego, wielowektorowego, wielodomenowej obrony przed zagrożeniami. Musimy to mieć”.Kryzys zaufania: szefowie służb, premier i prezydentW końcowej części rozmowy Puławski odnosi się do napięcia pomiędzy rządem a prezydentem Karolem Nawrockim. Zdaniem gościa Radia Wnet to nie jest tylko kwestia „stylu współpracy”, ale realny problem bezpieczeństwa:Weszliśmy w nową fazę wojny hybrydowej, bardzo niebezpieczną, bo już widać ukierunkowaną na jakieś katastrofy związane z cywilami. Odcinanie prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych od kontaktu bezpośredniego z przedstawicielami służb specjalnych, czy ich szefami, jest skandalem. To jest osłabianie odporności państwa na te działania hybrydowe– ocenił.Puławski nie ma wątpliwości, że obecni szefowie służb znajdują się pod silnym naciskiem politycznym.Szefowie służb boją się Donalda Tuska i dali się, że tak powiem, wmanewrować w taką sytuację, w której on zabrania im wykonywać ich ustawowe obowiązki– mówi.https://wnet.fm/2025/11/19/polska-w-defensywie-wobec-dywersji-ekspert-w-ciagu-12-miesiecy-beda-ofiary-wsrod-cywilow/Aneks do raportu WSINa końcu rozmowy pojawia się temat aneksu do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Puławski studzi oczekiwania.Aneks do likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych grzeje opinię publiczną od dawna i wszyscy chcą zobaczyć, co tam jest, szczególnie dziennikarze, bo będą chcieli znaleźć tam newsy. Ja nie znam jego treści, natomiast bazując na tym wszystkim, co już usłyszałem do tej pory od osób, które znają tematykę i im wierzę: jego ujawnienie nie wywoła trzęsienia ziemi w Polsce– ocenił.
Głównym tematem była uroczystość poW audycji zaprezentowano wypowiedzi kluczowych osób zaangażowanych w prace badawcze i ekshumacyjne: dr. hab. Karola Polejowskiego, p.o. prezesa IPN, oraz Macieja Dancewicza, wiceprezesa Fundacji Wolność i Demokracja.Druga część programu przeniosła słuchaczy do Drohobycza, gdzie odbyły się obchody Święta Niepodległości zorganizowane przez Polskie Kulturalno-Oświatowe Stowarzyszenie „Odrodzenie” kierowane przez Marię Galas. W audycji znalazły się rozmowy z panią prezes, a także komentarz konsula Michała Bogdanowicza z Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Podkreślono ogromne zaangażowanie miejscowej społeczności polskiej, w tym młodzieży, w pielęgnowanie polskiej kultury i pamięci historycznej mimo trudnych warunków wojennych, w jakich żyje dzisiejsza Ukraina. Audycję wzbogaciło także wykonanie utworu „Orlątko” przez Andrzeja Łuczaka – młodego członka stowarzyszenia „Odrodzenie”.chówku ekshumowanych żołnierzy Wojska Polskiego poległych we wrześniu 1939 roku.
"Po zdarzeniu na kolei podnieśliśmy działania służb, będzie większa ochrona obiektów infrastruktury krytycznej. Sprawcy zostawili sporo śladów na miejscu przestępstwa. Dzięki temu w ciągu kilkudziesięciu godzin od dokonania aktu dywersji udało się ustalić ich tożsamość. Ich droga z Rosji, Białorusi do Polski jest przedmiotem naszych szczegółowych badań" – powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM wiceszef MSWiA Czesław Mroczek o dywersantach, którzy po przeprowadzeniu zaplanowanej operacji na torach kolejowych w powiecie garwolińskim na Mazowszu opuścili Polskę przez przejście graniczne w Terespolu. Podkreślił, że "sprawcy zostawili po sobie sporo materiału dowodowego".
Związek Strzelecki Strzelec w Rzeszowie uczy młodych budowy dronów i ostrzega, że Polska zbyt wolno wykorzystuje swój technologiczny potencjał – mówi zastępca komendanta głównego Miłosz Elgas.Strzelec w Rzeszowie stawia na nowoczesne technologie i szkoli młodych w budowie oraz obsłudze dronów — zarówno rozpoznawczych, jak i klasy wampir, zdolnych do przenoszenia ładunków. Jak podkreśla Miłosz Elgas, zastępca komendanta głównego Związku Strzeleckiego „Strzelec”, wojna w Ukrainie całkowicie zmieniła rozumienie współczesnego pola walki.Organizacja, która od lat zajmuje się wychowaniem młodzieży i przygotowaniem do służby w wojsku, dostrzegła gwałtowny wzrost znaczenia dronów. Po doświadczeniach z Ukrainy Strzelec wprowadził szkolenia z ich budowy, naprawy i programowania.Konstrukcja wcale nie jest skomplikowana. Rama, silniki, wirniki, układ sterujący i kamera. Młodzi w dwa dni są w stanie zbudować własny dron– mówi Elgas.Taki podstawowy model kosztuje ok. 2 tys. zł. Organizacja uczy też użycia dronów bojowych – wyposażanych w ładunki i działających jako maszyny kamikadze. Elgas zwraca uwagę, że Ukraina produkuje już 3 mln dronów rocznie, podczas gdy polskie możliwości są nadal niewystarczające.Mamy ogromny potencjał, ale wciąż działamy zbyt wolno– ocenia.Podkreśla również znaczenie bezpieczeństwa cywilnego. W Polsce wciąż mało mówi się o aplikacji „Schrony”, która pozwala szybko odnaleźć miejsce doraźnej ochrony.Ignorujemy zagrożenia, dopóki nie pojawią się tuż obok– mówi Elgas.Jego zdaniem państwo powinno szerzej wykorzystywać potencjał społeczny oraz współpracę z NGOs, tak jak robią to kraje nordyckie czy Finlandia.
"Karol 'liberum veto' Nawrocki. Pan prezydent zaczyna niestety iść w tym kierunku. Za dużo wojen, negowania wszystkiego" – tak w Porannej rozmowie w RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz oceniła 100 dni prezydentury Karola Nawrockiego. Podkreśliła, że ustępujący marszałek Sejmu Szymon Hołownia "w krytycznym momencie zajął bardzo pryncypialne i stanowcze stanowisko" czym odniosła się do tego, czy lider Polski po wyborach prezydenckich "uratował" kraj od zamachu stanu.
Religijny Żyd Jarosław Papis, manifestujący strojem swoje wyznanie, mówi o motywacji do udziału w Marszu Niepodległości. Podkreśla, że wyniósł z domu kult marszałka Józefa Piłsudskiego.
Na Placu Marszałka Józefa Piłsudskiego w Warszawie odbyła się uroczysta odprawa wart z okazji Narodowego Święta Niepodległości. Wzięli w niej udział przedstawiciele władz państwowych, duchowieństwa, wojska oraz licznie zgromadzeni mieszkańcy stolicy i całej Polski. Centralnym punktem obchodów było przemówienie prezydenta Karola Nawrockiego, który w swoim wystąpieniu mówił o historii, wartościach, współczesnych wyzwaniach i konieczności obrony suwerenności państwa. Prezydent przypomniał, że odrodzenie Polski było dziełem wielu pokoleń, które „rozpoznały swoje jestestwo, tożsamość i wartości narodu”.Dlatego mogli się bić i pracować, bo wiedzieli, czym jest Rzeczpospolita, jakie niesie w sobie wartości, jak ważne dla niej są wartości chrześcijańskie, kultura i dziedzictwo narodowe– powiedział.Wymienił też ojców niepodległości – Józefa Piłsudskiego, Romana Dmowskiego, Wincentego Witosa, Wojciecha Korfantego, Ignacego Daszyńskiego i Ignacego Paderewskiego – podkreślając, że mimo różnic potrafili działać razem dla dobra wspólnego.II Rzeczpospolita była skonfliktowana, ale marzyła o wielkiej Polsce. Była skonfliktowana, tak jak i nasza współczesna scena polityczna. Ale II Rzeczpospolita nigdy nie oddała tego, czego potrzebuje cała narodowa wspólnota – swoich marzeń i ambicji, Centralnego Okręgu Przemysłowego, Portu w Gdyni, polskiej złotówki, która była, jest i będzie symbolem polskiej suwerenności– podkreślał.Prezydent nazwał wychowanie świadomego obywatela – ucznia, który „od początku do końca wiedział, że jest Polakiem” – największym sukcesem tamtej epoki.„Gdzie jest nasze jestestwo?”Co my dziś zrobimy dla polskiej wolności i suwerenności w XXI wieku? Czy wypełnimy te przyrzeczenia wobec polskiej niepodległości? Gdzie jest nasze jestestwo? Gdzie są nasze wartości chrześcijańskie, które budowały fundamenty Rzeczpospolitej?– pytał.Prezydent zaapelował o obronę polskiej tożsamości i sprzeciw wobec „obcych ideologii” w systemie edukacji:Prezydent Polski nigdy nie pozwoli, abyśmy znów stali się pawiem i papugą narodów, bezwolnie powtarzającą to, co przychodzi z Zachodu. Mówię to jako zwolennik Polski w Unii Europejskiej, ale mówiący przede wszystkim: po pierwsze Polska, po pierwsze Polacy– podkreślał prezydent Nawrocki.„Nie stać nas na nasze marzenia?”W kolejnym fragmencie przemówienia prezydent odniósł się do współczesnych projektów rozwojowych, wskazując na Centralny Port Komunikacyjny, rozwój portów i energetyki jądrowej jako dzisiejsze wyzwania wolnej Polski.I my, współcześni Polacy, żyjący w niewspółmiernie lepszych czasach, chcemy powiedzieć tym z 11 listopada 1918 roku, że nie stać nas na nasze marzenia? Na Centralny Port Komunikacyjny? Na polską żeglugę śródlądową? Nie stać nas na rozwój polskich portów, polskiego atomu, na centrum technologii przełomowych?– pytał dalej. Podkreślił, że niepodległość zobowiązuje do odwagi w podejmowaniu decyzji o przyszłości gospodarczej kraju.Polacy oczekują sprawiedliwości. Polacy nie chcą politycznych, partyjnych szopek i teatrów. Chcą móc dostać się do lekarza, chcą taniej płacić za prąd i artykuły spożywcze. Nasza niepodległość, wolność i solidarność to także sprawiedliwość społeczna– wskazał.Prezydent przypomniał, że Polska dzięki ciężkiej pracy obywateli po 1989 roku jest dziś dwudziestą gospodarką świata i rozwija współpracę z sojusznikami, w tym ze Stanami Zjednoczonymi.Prezydent Donald Trump zaprosił prezydenta Polski na szczyt grupy G20. Zaprosił mnie, ale zaprosił wszystkich Polaków, bo to wy ciężko pracowaliście, rozwijaliście swoje przedsiębiorstwa, to wy jesteście autorami tego wielkiego sukcesu gospodarczego. Ten sam nasz wielki sojusznik zadeklarował, z czego z panem premierem się cieszymy razem z ministrem obrony narodowej, że ci żołnierze amerykańscy, którzy są na terytorium Rzeczpospolitej i wspomagają żołnierza polskiego, pozostaną w Polsce i jest to dla Rzeczpospolitej także dobra informacja. Jesteśmy gotowi do tego, aby Polska stała się także energetycznym i gazowym hubem dla całej Europy Środkowej i Wschodniej, razem z naszymi amerykańskimi partnerami– zaznaczył.W końcowej części przemówienia prezydent zwrócił się do żołnierzy i funkcjonariuszy służb mundurowych, wyrażając uznanie dla ich codziennej służby i poświęcenia. Podkreślił, że nawet jeśli – jak mówił – „niektórzy celebryci obrażają polski mundur”, to dla niego, jako prezydenta, żołnierze i funkcjonariusze pozostają „świętością”. Zaznaczył, że naród stoi po ich stronie i dziękuje im za służbę.
Nigeria stoi dziś w obliczu poważnych zagrożeń – mówił w Radiu Wnet biskup John Bogna Bakeni, biskup pomocniczy diecezji Maiduguri. Jak podkreślił, kraj pogrążony jest w kryzysie bezpieczeństwa, a chrześcijanie – zwłaszcza w północnych regionach – doświadczają systemowej dyskryminacji i przemocy.Nigeria jest dziś na rozdrożu i mierzy się z wieloma wyzwaniami – od bandytyzmu i porwań na północnym zachodzie po ataki dżihadystów w regionie środkowym. W tym wszystkim dochodzi do realnych prześladowań chrześcijan, szczególnie w północnych stanach, gdzie dominują muzułmanie– mówił hierarcha.Jak wyjaśnił, chrześcijanie w północnej Nigerii często spotykają się z zakazem budowy kościołów i nauczania religii w szkołach publicznych. Dochodzi też do przypadków morderstw pod pretekstem bluźnierstwa, a młode dziewczęta bywają porywane, przymusowo wydawane za mąż.Doświadczamy wykluczenia politycznego, dyskryminacji w pracy i wielu innych form przemocy– podkreślił biskup.Według niego sytuacja w środkowym pasie Nigerii jest szczególnie dramatyczna.Tam, gdzie przeważają chrześcijanie, całe wioski są zrównywane z ziemią, a setki ludzi giną w jedną noc. To wygląda na celową próbę ich eliminacji i wypędzenia z ziem przodków– mówił.Biskup odniósł się także do decyzji rządu Stanów Zjednoczonych o ponownym wpisaniu Nigerii na listę państw budzących szczególny niepokój w kwestii wolności religijnej.USA nie działają bez powodu. Od dawna obserwują sytuację w Nigerii – prześladowania, zabójstwa chrześcijan i innych mniejszości. Rząd robi bardzo niewiele, by to powstrzymać– zaznaczył.Podkreślił, że pomoc z zagranicy powinna mieć charakter konstruktywny, nie ingerujący w suwerenność Nigerii:„Jeśli inne państwa mogą pomóc naszym służbom w zdobyciu odpowiedniego uzbrojenia i informacji wywiadowczych, by skuteczniej walczyć z terrorystami, będzie to bardzo cenne”.Na zakończenie hierarcha zwrócił się z apelem do Polaków:Prosimy o modlitwę i wsparcie. Tysiące chrześcijan żyją dziś w obozach, dzieci nie mają dostępu do edukacji, a kobiety, które straciły mężów, potrzebują środków do życia. Dzięki pomocy organizacji Kościół w Potrzebie możemy przetrwać ten trudny czas. Pokornie proszę, by Polacy dołączyli do tej pomocy– powiedział biskup Bakeni./fa
W Poranku Radiu Wnet była minister klimatu i środowiska Anna Trzeciakowska ostro skrytykowała decyzje rządu Donalda Tuska dotyczące polityki klimatycznej. Jej zdaniem Polska nie odniosła sukcesu w negocjacjach w Brukseli, mimo że premier i jego współpracownicy próbują przedstawić to inaczej.Chciałabym, żeby się udało, ale nic takiego miejsca nie miało. Pan wiceminister Bolesta zbyt dużym entuzjazmem, na wyrost, chciał przykryć porażkę, którą osiągnął tam niestety rząd koalicyjny. Te opowieści, że ich nikt nigdy w Unii nie ogra, okazały się opowieściami. Przesunięcie ETS-u i to na razie w ramach propozycji na 2028 rok, to żadna tajemnica– powiedziała Trzeciakowska.Podkreśliła, że przesunięcie systemu ETS-2 nie jest żadnym sukcesem.Rok wyborczy, wybicie w postaci przesunięcia o rok, to nadmierny entuzjazm. Tam się złe rzeczy działy– dodała.ETS-2, jak tłumaczyła, to drugi system handlu emisjami, który obejmie już nie tylko wielkie zakłady przemysłowe, ale wszystkich obywateli.ETS-2 to podatek od nas wszystkich, od całej gospodarki emisyjnej. To jest podatek zielony od ogrzewania domów gazem bądź węglem i od jeżdżenia samochodem na paliwa, które większość z nas posiada. To kilkaset złotych więcej przy tankowaniu albo kilka tysięcy przy ogrzewaniu domu węglem bądź gazem. Zapłacą wszyscy, bo transport warzyw, mebli, czegokolwiek do naszych sklepów również będzie tym objęty. To jest po prostu drożyzna– mówiła.90-procentowa redukcja emisji: „To szaleństwo, którego nie osiągniemy”Wśród ustaleń Rady UE znalazł się również nowy cel klimatyczny: redukcja emisji o 90 procent do roku 2040. Trzeciakowska przypomniała, że Polska głosowała przeciw, razem z Węgrami, Słowacją i Czechami, ale było to za mało, by zablokować decyzję.Jesteśmy na ścieżce tego nieszczęsnego Fit for 55 i nie osiągniemy tego w 2030 roku. To matematyka i ekonomia. Musielibyśmy zlikwidować transport, ogrzewanie naszych domów i rolnictwo. Nie przewiduję, żeby to było możliwe– dodała.Była minister wyjaśniła, że w przyjętych rozwiązaniach pojawił się tzw. bezpiecznik – możliwość zaliczania części redukcji emisji poprzez zakup „kredytów węglowych” poza Unią.To jest kupowanie papierów wartościowych poza Unią. Jak ktoś zredukuje emisję w Afryce Południowej albo zalesi kawałek Ghany, to będzie mógł wydać taki dokument. Na tej podstawie 5 procent emisji będzie można sobie zaliczyć z zewnątrz, jako offset. W praktyce to finansowanie pozaunijnych krajów, w tym Chin, które będą nam te certyfikaty dostarczać. To projekty mniej lub bardziej rzeczywiste – oceniła Trzeciakowska.Była minister oceniła, że pomimo zapowiedzi Donalda Tuska o „mocnej pozycji Polski”, Warszawa nie potrafiła zbudować bloku państw, który mógłby zablokować nowy cel klimatyczny.Gdybyśmy potrafili to robić zgrabnie, tak jak myśmy potrafili wynegocjować kwestie dyrektywy metanowej ratowania polskich kopalni, mimo że nas w Unii nie lubiono i nie obiecywaliśmy, że nas nikt nie ogra – to można by to zablokować. Zabrakło kompetencji, wiedzy, kontaktów, umiejętności negocjacyjnych. A może po prostu woli politycznej– powiedziała.
Metale ziem rzadkichJednym z kluczowych tematów były metale ziem rzadkich. Zawadzki-Liang zauważa, że Pekin przedstawia swoją reakcję jako odpowiedź na amerykańskie restrykcje wobec chińskich firm. „Chiny mówią jasno: sektor cywilny będzie zaopatrywany, ale przeznaczenie wojskowe będzie kontrolowane”. Uzgodniono przyspieszenie procedur licencyjnych, jednak regulacje nie zostały zniesione.Wśród ustaleń roboczych znalazły się też kwestie ceł, eksportu soi i kontroli fentanylu. „Zespoły negocjacyjne mają dalej pracować, i to niezwłocznie– podkreśla korespondent.Tematy wrażliwe – takie jak Tajwan – nie zostały podjęte.To było założenie jeszcze przed spotkaniem. Rozmawiano tylko o kwestiach przygotowanych wcześniej przez negocjatorów– mówi.Pytany o wybór nowego burmistrza Nowego Jorku, Zawadzki-Liang zaznacza, że chińskie media zwykle reagują z jednodniowym opóźnieniem: Ta informacja na pewno będzie komentowana, ale jeszcze nie była tematem porannych serwisów.
Politycy mogą nazywać to po prostu jak sobie chcą, ale jest ustawa o centralnym porcie komunikacyjnym, która nie sądzę, żeby została znowelizowana w tym zakresiekomentuje wiceprezes stowarzyszenia Tak dla CPK Patryk Wild. Podkreśla, że wiązanie CPK z aferą KOWR jest bezzasadne i jest jedynie pretekstem do zablokowania inwestycji.projekt nie został zmieniony. Projekt został zepsuty, wstrzymany w zakresie kolejowym, bo w zakresie lotniska nie zmieniono nic, tylko odsunięto jego realizację w czasie.
Poseł Konfederacji Przemysław Wipler w Porannej rozmowie w RMF FM nie krył, że jest gotowy na objęcie teki ministra. Podkreślił jednak, że nie interesuje go bycie ministrem kultury. "Jeśli nie chcemy mieć statusu przystawki, musimy walczyć o to, by zawrzeć rząd z tym, kto da Konfederacji stanowisko premiera" - mówił odważnie Wipler. Dodał, że Konfederacja nie może wejść w koalicję z partią, która nie da jej kontroli nad Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego. "Reszta to kwestie programowe" - podkreślił. W fotelu premiera widziałby albo Sławomira Mentzena, albo Krzysztofa Bosaka. "Obaj są bardzo dobrymi kandydatami" - dodał.
Podczas Forum w Krynicy były prezydent Andrzej Duda w rozmowie z dziennikarką Radia Wnet Jaśminą Nowak mówił o znaczeniu relacji z Ukrainą, polskiej racji stanu i kondycji obecnej sceny politycznej.Mamy swoje sprawy z państwem ukraińskim, także te trudne historyczne, ale trzeba je rozwiązywać w duchu pojednania i prawdy. Tylko tak możemy budować wspólną przyszłość– powiedział Duda.Podkreślił, że mimo złożonych relacji historycznych, priorytetem Polski pozostaje przetrwanie wolnej, suwerennej Ukrainy.Uważam, że to jest bardzo ważny element polskiej racji stanu, by niepodległa Ukraina istniała i sama decydowała o sobie. Jeśli naród ukraiński wybierze drogę do Unii Europejskiej i NATO, Polska powinna go w tym wspierać– ocenił. Były prezydent wskazał, że niezależność Ukrainy jest kluczowa nie tylko dla Kijowa, lecz również dla bezpieczeństwa całego regionu.Rozmowa dotyczyła także sytuacji wewnętrznej w Polsce i potrzeby politycznej konsolidacji. Duda zwrócił uwagę, że realizacja polskich interesów na arenie międzynarodowej wymaga jedności i powagi w działaniu.Aby Polska racja stanu wybrzmiała, musimy mówić jednym głosem. Trzeba bronić interesów narodowych ponad podziałami– podkreślił.Odniósł się również do programu Prawa i Sprawiedliwości, zaprezentowanego podczas konwencji w Katowicach.Prawo i Sprawiedliwość zawsze poważnie podchodziło do swoich zobowiązań. Pokazało w poprzednich kadencjach, że mimo pandemii i wojny na Ukrainie potrafiło skutecznie realizować politykę rozwoju. Jeśli wyborcy dadzą Zjednoczonej Prawicy mandat do rządzenia, Polska powróci na ścieżkę rozwoju, z której dziś jest zawracana– mówił.Były prezydent zakończył rozmowę zapewnieniem, że kluczowym wyzwaniem dla polskiej polityki jest zachowanie stabilności i konsekwencji w działaniu – zarówno wobec partnerów zewnętrznych, jak i wewnętrznych reform.
Patryk Wild, wiceprezes stowarzyszenia “TAK dla CPK”, przekonywał, że tzw. afera z działką to nie problem samego CPK, lecz KOWR i Ministerstwa Rolnictwa. Jak mówił, spółka „zachowała się prawidłowo” – wskazała teren, który jako własność Skarbu Państwa mógł zostać skomercjalizowany pod funkcje towarzyszące lotnisku (logistyka, magazyny), zmniejszając wydatki państwa na projekt.Skandal polegał na tym, że ta działka mimo stanowiska spółki CPK została sprzedana prywatnemu właścicielowi, pomniejszając potencjalne dochody Skarbu Państwa o kilkaset milionów złotych– mówił.Wild oceniał, że kluczowość terenu nie wynikała z jedynej możliwej lokalizacji, lecz z faktu, że był we władaniu państwa.Chodziło o maksymalizację korzyści dla budżetu. Jeżeli to państwo finansuje CPK, to państwo powinno skonsumować wzrost wartości – wskazał.Jego zdaniem magazyny można ulokować w wielu miejscach wokół portu, ale wyjątkowość tej działki polegała na własności publicznej.Pytany o deklaracje obecnego właściciela, Wild wskazał najprostsze wyjście: “jeśli jest wola odsprzedaży – państwo powinno po prostu odkupić działkę”. Zastrzegł, że wywłaszczenie zadziała tylko przy celach publicznych (np. linia kolejowa), natomiast funkcje komercyjne nie podlegają takim trybom. Podkreślił, że „piłka jest po stronie rządu”, dodając, że dotąd „przez ponad półtora roku nic się nie zadziało”.Wild zwrócił też uwagę na ryzyko czasowe. Z umów (jak mówi – według informacji medialnych) prawo odkupu miałoby obowiązywać 5 lat, z czego dwa już minęły.CPK ma powstać za około sześć lat. Wtedy wartość skoczy naprawdę wysoko – i wtedy może być już po terminie odkupu– ocenił. Jego zdaniem, jeśli obecny właściciel faktycznie deklaruje odsprzedaż, państwo powinno zadziałać natychmiast.Na koniec Wild skrytykował brak priorytetu dla sprawy po stronie instytucji:Postępowanie prokuratury ruszyło dopiero w dniu prasowej publikacji. Wcześniej nie widać było realnych działań.” Dodał, że skoro plany funkcji logistycznych nadal są prowadzone w tym miejscu, lepiej odzyskać grunt niż przepinać całą dokumentację – „odkupić i domknąć temat”.
Prezydent Karol Nawrocki zwrócił się do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją rozporządzenia ministra sprawiedliwości Waldemara Żurka z 29 września 2025 r. zmieniającego regulamin urzędowania sądów powszechnych. Kancelaria Prezydenta poinformowała również o skierowaniu do Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez ministra dotyczącego przekroczenia uprawnień funkcjonariusza publicznego.Minister w Kancelarii Prezydenta Zbigniew Bogucki ocenił, że Żurek „w sposób absolutnie bezprawny próbuje poprzez rozporządzenie zmieniać ustawę”, ograniczając zasadę losowego przydziału spraw.Minister zaznaczył, że „w istocie jest to próba wskazywania politycznym palcem przez władzę wykonawczą, pana ministra Żurka, działającego z umocowania premiera Tuska, tego, by w procesach sędziowie nie byli losowani, jak do tej pory, tylko byli wyznaczani”. Jak wyjaśnił, „w taki sposób, że w składach trzyosobowych tylko jeden sędzia będzie losowany, a dwóch pozostałych może być wskazywanych palcem czy to przez przewodniczącego wydziału, czy przez prezesa sądu”.Do sprawy odniósł się w Poranku Radia Wnet dr hab. Kamil Zaradkiewicz, sędzia Sądu Najwyższego. W jego ocenie reakcja prezydenta była całkowicie uzasadniona.Trzeba reagować stanowczo, gdy są wyraźne sygnały łamania prawa. W moim przekonaniu prawo jest łamane– powiedział. Jak dodał, rozporządzenie Żurka „eliminuje ustawowy standard przydziału spraw” i „narusza zasadę niezależności sędziów”.Zaradkiewicz przyznał, że działania ministra przypominają próbę podporządkowania sądów władzy wykonawczej.Pan minister Żurek chce mieć w sądach zaufanych sędziów i prezesów, których on wyznacza. To może budzić poważne wątpliwości co do standardu ich niezależności– zaznaczył.W ocenie prawnika obecne decyzje rządu prowadzą do „destrukcji państwa”, podważając zaufanie obywateli do całego wymiaru sprawiedliwości.Podejmowane są działania, które sprawiają, że instytucje – od sądów po Trybunał Konstytucyjny – stają się niewiarygodne. To droga donikąd– mówił.Zaradkiewicz wskazał również, że naprawa systemu wymaga zmian karnych: „Trzeba wprowadzić bardzo surowe sankcje dla tych, którzy łamią prawo – zarówno polityków, jak i sędziów czy prokuratorów. Inaczej nie zdyscyplinujemy tych osób”.Podkreślił też konieczność respektowania orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego.TK rozstrzyga, co wolno władzy. Jeśli władza to ignoruje, obywatele stają się bezbronni– mówił.Na zakończenie ocenił, że obecna sytuacja jest efektem politycznej walki o wpływy w sądownictwie.To już nie spór o prawo, ale o władzę nad instytucjami. Mam nadzieję, że da się to jeszcze naprawić– podsumował.
Sprzedaż państwowej ziemi w gminie Baranów, ważnej dla budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, wywołała falę politycznych komentarzy i wzajemnych oskarżeń. Były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski w Radiu Wnet podkreśla, że decyzja o zbyciu działki była nie tylko błędna, ale i sprzeczna z interesem państwa.Sprawa jest szalenie poważna. Nigdy nie powinno być zgody Ministerstwa Rolnictwa na sprzedaż tej ziemi– powiedział. Jak dodał, działka wchodziła w kompleks planowanego CPK i powinna pozostać w rękach Skarbu Państwa, niezależnie od jej położenia.Ardanowski przypomniał, że przedsiębiorcy dzierżawiący grunty państwowe mogą wystąpić o ich wykup, ale decyzja o sprzedaży nigdy nie jest obligatoryjna.To jest decyzja uznaniowa. Państwo nie ma żadnego interesu, by takie działki sprzedawać prywatnej osobie, zwłaszcza jeśli mają znaczenie strategiczne– podkreślił.Były minister wyjaśnił, że każda sprzedaż gruntów Skarbu Państwa powyżej pięciu hektarów wymaga zgody ministra konstytucyjnego. Dlatego jego zdaniem odpowiedzialność za tę decyzję spoczywa na kierownictwie resortu.Tłumaczenie, że minister Telus o niczym nie wiedział, jest słabe. To jego kompetencja– ocenił Ardanowski. Przyznał też, że zna wiceministra Romanowskiego z czasów swojej kadencji.Ja doprowadziłem do tego, że on odszedł z ministerstwa. Nie mogłem współpracować z ludźmi, do których nie miałem pełnego zaufania– zaznaczył.Wątpliwości prawne i rola prokuraturyW ocenie Ardanowskiego w całej sprawie kluczowa może okazać się treść aktu notarialnego. Jak wskazał, w standardowych umowach sprzedaży ziemi państwowej znajduje się klauzula pozwalająca KOWR na odkupienie działki w ciągu pięciu lat w razie „zmiany okoliczności”.Jeśli tej formuły nie ma, pozostaje tylko droga unieważnienia aktu notarialnego– wyjaśnił.Były minister nie ukrywa, że afera wokół działki to poważne obciążenie wizerunkowe dla jego środowiska politycznego.To flagowa inwestycja Polski, a okazuje się, że doszło tam do jakiegoś szwindlu– stwierdził. Podkreślił, że odpowiedzialność polityczną muszą ponieść osoby, które podjęły błędne decyzje.PiS nie ma wyjścia. Musi to wypalić do końca. Winni muszą jednoznacznie ponieść karę– dodał.
Aleksandra Leo z Polski 2050 odniosła się do kwestii sprzedaży działekpod CPK, krytykując decyzje poprzedniego rządu PiS, wskazując na stratydla budżetu państwa oraz chaos wokół narracji dotyczącej projektu.Podkreśliła, że odpowiedzialność za obecną sytuację spoczywa napolitykach PiS, nie na zagranicy. Leo odniosła się też do sprawy posłaBerkowicza oraz sytuacji ministra Telusa, sugerując, że PiS nie będziego politycznie bronić. W rozmowie pojawił się również wątek obietnicyprezydenta Nawrockiego dotyczącej obniżenia cen prądu oraz kwestiaprzyszłości Szymona Hołowni w partii.
"Projekt Centralnego Portu Komunikacyjnego jest bardzo ważny. Polska powinna wykupić całą ziemię wokół CPK i zbudować tam piękne miasto" - ocenił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Marcin Piątkowski, polski ekonomista pracujący w New Delhi. Podkreślił, że aby Polska stała się jednym z liderów gospodarczych Europy, należy inwestować w edukację, infrastrukturę i naukę.
"PKP Cargo jest na dobrej linii do tego, by ustabilizować swoją sytuację. Mam nadzieję, że nie będzie zwolnień w przyszłym roku. Proszę się nie obawiać. Jestem raczej spokojny, jeśli chodzi o tę firmę" - powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM minister infrastruktury i poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Dariusz Klimczak, komentując kwestię aktualnej sytuacji w PKP Cargo. Podkreślił, że "PKP Cargo została porzucona przez poprzedników z 4 mld długiem".
W Odysei Wyborczej Radia Wnet Paweł Lisiecki, radny sejmiku mazowieckiego i były poseł Prawa i Sprawiedliwości, odniósł się do coraz bardziej gorącego sporu w Europie. Jego zdaniem decyzja holenderskiego parlamentu, który zapowiedział złożenie skargi przeciwko Słowacji za wpisanie do konstytucji zapisu o dwóch płciach, jest kolejnym przejawem politycznej i kulturowej presji ze strony zachodniej części Unii.Uważam, że Holandia wykonuje to, co jej narzucono – przez Niemcy lub Komisję Europejską– ocenił Lisiecki. Jego zdaniem działania Amsterdamu to element szerszej strategii wymierzonej w państwa, które „nie chcą przyjmować ideologicznych nowinek”.Słowacja kontra BrukselaWpisanie do konstytucji zapisu o tym, że istnieją tylko dwie płcie, wywołało protesty części organizacji europejskich, w tym Amnesty International, które uznały decyzję słowackiego parlamentu za naruszenie zasad Unii.Zastanawiam się, czy to biologia jest niezgodna z traktatami europejskimi, czy może traktaty są niezgodne z biologią– ironizował Lisiecki, dodając, że to może być początek kolejnej batalii przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej.Według niego spór nie jest tylko prawny, ale dotyczy przyszłości cywilizacji europejskiej.To wojna o cywilizację. Czy będzie to cywilizacja europejska, oparta na wartościach i tradycji, czy posteuropejska, która sama siebie unicestwia?– mówił polityk.Podkreślił też, że Unia Europejska nie powinna w ogóle zajmować się sprawami światopoglądowymi.Konstytucje narodowe stoją ponad prawem europejskim. Tymczasem Bruksela i Strasburg próbują to odwrócić, udając, że to tylko interpretacja prawa– zauważył.Wojna kulturowa i „poczucie wyższości Zachodu”W ocenie Lisieckiego spór Holandii ze Słowacją jest także symbolem napięcia między „starą” a „nową” Europą.Część zachodnich elit ma poczucie wyższości wobec krajów, które dołączyły później. Pouczają nas, co jest dobre, a co złe, jakby sami byli strażnikami cywilizacji– komentował.Dodał, że państwa zachodnie, które wprowadziły aborcję, eutanazję czy małżeństwa jednopłciowe, same podważają fundamenty, na których wyrosły.To droga donikąd, która kończy się osłabieniem społeczeństw i pustką demograficzną– ostrzegł.Polska debata o związkach partnerskichZ tematu unijnego rozmowa przeszła do spraw krajowych. W Sejmie procedowany jest projekt ustawy o związkach partnerskich, określanej przez rząd jako regulacja dotycząca „statusu osoby najbliższej”. Lisiecki widzi w tym projekcie próbę stopniowego zrównania związków jednopłciowych z małżeństwem.To otwieranie drzwi. Na Zachodzie zaczynało się tak samo – od drobnych zapisów o dziedziczeniu czy wspólnym rozliczaniu, a skończyło na adopcji dzieci przez pary jednopłciowe– mówił.Jego zdaniem większość zapisów, które rząd chce wprowadzić, już dziś można realizować w ramach obowiązującego prawa.Każdy może upoważnić kogo chce do wglądu w dokumenty medyczne czy majątkowe. Do tego nie potrzeba nowej ustawy – dodał.W jego ocenie to raczej symboliczny projekt, który ma otworzyć dyskusję i przesunąć granicę społecznej akceptacji.To nie rozwiązuje żadnego problemu, tylko tworzy nowy. Na szczęście mamy prezydenta, który jasno mówi, że nie podpisze ustaw zbliżających się do definicji małżeństwa – podkreślił.
Nagroda Sacharowa dla Andrzeja PoczobutaRozmowa w Poranku Radia Wnet rozpoczęła się od sprawy Andrzeja Poczobuta, któremy przyznano Nagrodę im. Sacharowa. Poczobut – dziennikarz i działacz polski na Białorusi – od ponad czterech lat pozostaje w więzieniu. Jak mówił mecenas Krzysztof Wąsowski, Poczobut to „wielki bohater, dzielny człowiek”. Zaznaczył, że “skutki takich izolacji, szczególnie w psychice człowieka, są nieprawdopodobnie ciężkie”.Prowadzący przywołał fragment mowy sędziego Dariusza Łubowskiego – który nie wyraził zgody na wydanie Niemcom Wołodymyra Żurawlowa podejrzewanego w tamtym kraju o wysadzenie Nord Stream i zwolnił go z tymczasowego aresztowania – o koncepcji „wojny sprawiedliwej”, w której sędzia sięgał do Arystotelesa, Cycerona, św. Augustyna i św. Tomasza, kończąc wnioskiem, że warunki „bellum iustum” spełnia walcząca z agresją Ukraina.Stary, dobry styl. Dzisiaj niespotykany na salach sądowych. Aksjologiczne podejście jest niezwykle konieczne: ma walor edukacyjny i głęboki walor interpretacyjny. Wreszcie wiadomo, dlaczego sędzia podjął taką decyzję– wskazał.Sprawa ks. Michała OlszewskiegoMecenas Wąsowski mówił też o sprawie ks. Michała Olszewskiego, którego jest obrońcą. Zapowiedział wniosek o wyłączenie sędzi z uwagi na konflikt prawny z jednym z kluczowych świadków – Zbigniewem Ziobro. Mówił też o stanie duchownego.Nie jest w stanie publicznie odprawić mszy. Ciężar takiego hejtu, który on nosi w sobie jest po prostu ogromny i rzeczywiście jest podjęta ta terapia psychologiczna, psychiatryczna– dodał.RARS – areszty, świadkowie i „przecieki”Mówił też o śledztwie dotyczącym Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, wskazał, że wszyscy wcześniej aresztowani są już na wolności.Jesteśmy na etapie lansowania się niektórych dziennikarzy z wybrakowanymi przeciekami. Prokuratura jest ‘w lesie' – nie ma aktu oskarżenia. Oni tak naprawdę tak jakby nie wiedzieli, co dalej z tym robić i w jakim kierunku pójść– mówi mecenas.Wąsowski sam usłyszał zarzut „pomocnictwa w praniu pieniędzy” w związku z przyjęciem depozytu od klienta. W jego ocenie to “pomysł, by wyłączyć adwokata: postawić mu zarzut za czynności obrończe”. Podkreśla, że odmówił wydania dokumentów, powołując się na tajemnicę adwokacką, a sąd – jak relacjonuje – przyznał mu rację. Sędzia uznała, że to tajemnica. Teraz ma rozstrzygnąć zażalenie na środki zapobiegawcze. Żadnej kaucji nie zapłacę”.
„Chciałbym zmienić prawo, bo się okazuje (…) że część takich wyroków może zapadać w trybie nakazowym, bez rozprawy. Jak zapada bez rozprawy, to ktoś nie sprawdza rejestru (Krajowego Rejestru Karnego) i wydaje wyrok” – stwierdził w Porannej rozmowie w RMF FM minister sprawiedliwości Waldemar Żurek, pytany o kierowców, którzy wsiadają do samochodu mimo wydanych zakazów prowadzenia pojazdów. Podkreślił, że prokuratorzy będą występować do sądu o wyrok ograniczenia wolności w razie zakazu.
[AUTOPROMOCJA] Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. Jakub Wiech, redaktor naczelny serwisu Energetyka24, miał wziąć udział w prestiżowym amerykańskim programie stypendialnym Departamentu Stanu USA. Jego udział został jednak niespodziewanie odwołany tuż przed rozpoczęciem programu, co wywołało falę pytań o kulisy tej decyzji. Zaskakujące cofnięcie zaproszenia Wiech przebywał już w Stanach Zjednoczonych, gdy otrzymał informację o cofnięciu zaproszenia. Jak sam przyznał, decyzja była zaskoczeniem zarówno dla niego, jak i dla amerykańskich organizatorów. Oficjalnie nie podano powodów, mimo jego wielokrotnych prób ich ustalenia. Polityczny donos? Nieoficjalnie Wiech ustalił, że decyzja mogła być efektem donosu ze strony jednej z frakcji polskiej prawicy. W szczególności wskazywano na wpis Pawła Rybickiego, związanego z mediami prorządowymi, który publicznie skrytykował Wiecha za jego poglądy na temat Donalda Trumpa. Rybicki miał oferować Amerykanom „screeny” z wypowiedzi Wiecha, co mogło wpłynąć na decyzję Departamentu Stanu. Zielony konserwatysta w ogniu krytyki Jakub Wiech określa siebie jako konserwatystę, ale jego poglądy na energetykę - w tym krytyka polskiego górnictwa i poparcie dla transformacji energetycznej - sprawiają, że bywa postrzegany jako „zielony prawicowiec”. To, jak sam twierdzi, uczyniło go celem w wewnętrznych wojnach frakcyjnych na polskiej prawicy. Pozwy i granice debaty Wiech odniósł się również do zarzutów, jakoby pozywał ludzi za poglądy. Wyjaśnił, że sprawy sądowe, które prowadził, dotyczyły gróźb, zniesławień i nękania - nie różnicy zdań. Podkreślił, że jego działania mają charakter dziennikarski i są reakcją na dezinformację, zwłaszcza w kwestiach klimatycznych.
Jeszcze w tym roku zostaną przeznaczone dodatkowe środki na Narodowy Fundusz Zdrowia - powiedział w Popołudniowej rozmowie w RMF FM minister finansów i gospodarki Andrzej Domański. Podkreślił, że to efekt konstruktywnego dialogu z ministrem zdrowia i szefostwem NFZ. "Pracujemy z panią minister oraz bankiem BGK nad specjalnym programem, który pomoże w oddłużaniu szpitali" - dodał.
Według opinii ekspertów, za niedawnymi masowymi demonstracjami w Australii i Wielkiej Brytanii stoi szereg czynników napędzających te protesty i eksperci dodają, że nie są one „szczególnie wyjątkowe”. Podkreślają także, że organizacje medialne powinny zachować ostrożność w relacjonowaniu tego tematu. Podczas weekendu miały miejsce protesty zarówno w Australii, jak i w Wielkiej Brytanii.
Zapraszamy do udziału w „Ćwiczeniach z przyszłości” - nowym cyklu esejów i podcastów przygotowanym przez Politykę Insight we współpracy z Fundacją PKO Banku Polskiego z okazji jej 15. urodzin. Dziewięć esejów, dziewięć podcastów i dziewięć wizji Polski możliwej. Od edukacji po transformację energetyczną, od bezpieczeństwa po kulturę. Przez najbliższe dziewięć tygodni, w każdy poniedziałek, będziemy dzielić się z Wami nowym esejem oraz towarzyszącym mu podcastem. Więcej informacji na stronie projektu - https://www.politykainsight.pl/cwiczeniazprzyszlosci Marek Świerczyński szef działu bezpieczeństwa i spraw międzynarodowych Polityki Insight oraz gen. Stanisław Koziej, b. szef BBN i b. wiceminister obrony zastanawiają się, jak powinien wyglądać powszechny system obrony, który pozwoli przygotować kraj na współczesne zagrożenia. Jaką rolę powinni w nim odgrywać obywatele, lokalne instytucje i władze centralne. Podkreślają rolę myślenia strategicznego i znaczenie międzynarodowych sojuszy, w których Polska uczestniczy. Rozmowę prowadzi Joanna Bekker, wicedyrektor zarządzająca Polityki Insight.
W najnowszym podcaście Raport międzynarodowy Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz omawiają weto prezydenta Karola Nawrockiego do ustawy dotyczącej pomocy dla obywateli Ukrainy. Prowadzący punkt po punkcie analizują wszystkie aspekty projektu - program 800+, ubezpieczenie zdrowotne, finansowanie dostępu do internetu dla armii ukraińskiej, zakaz ideologii banderowskiej oraz rozwiązania dotyczące prawa pobytu. W niektórych punktach pomiędzy prowadzącymi zgodności nie ma, obydwaj zgadzają się jednak co do jednego - sposób, w który prezydent zawetował ustawę, wysłał zły sygnał do świata. W ocenie obydwu prowadzących prezydent mógł ustawę podpisać i natychmiast zaproponować jej nowelizację lub zawetować ją, ale tego samego dnia zaproponować uchwalenie kilku innych projektów, z których kluczowy mógłby przewidywać dalsze finansowanie dostępu do infrastruktury Starlinka wykorzystywanej przez Siły Zbrojne Ukrainy w walce z rosyjską agresją. O tym wszystkim usłyszą Państwo w dostępnym na naszej stronie głównej i kanale YouTube fragmencie. Pełna wersja podcastu Raport Międzynarodowy dostępna jest w subskrypcji Onet Premium, a w niej Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz zastanawiają się, czy zdecydowana ofensywa prezydenta Nawrockiego nie wytrąca Polskiej stronie jakichkolwiek argumentów w dyskusji na temat wspierania Ukrainy przez inne państwa. Skoro sami deklarujemy zakręcenie kurka z pomocą, jak możemy innych przekonywać do dalszego zaangażowania w tę sprawę. Obydwaj prowadzący mają jednak również zastrzeżenia do strony liberalnej. Podkreślają, że deportacja obywatelki Białorusi i Ukrainy za przeskoczenie barierki na słynnym koncercie Maxa Korzha w Warszawie jest absurdem. Jurasz dodaje, że Platforma Obywatelska i PiS ścigają się na prawicowy, czy też raczej należałoby powiedzieć "prawacki" radykalizm. Zbigniew Parafianowicz w tym punkcie polemizuje, twierdząc, że odpowiedzialność za pogorszenie się stosunku znacznej części Polaków do Ukrainy ponoszą też środowiska wyznające idee Giedroycia, które były absolutnie bezkrytyczne wobec Ukrainy, które wielu rozsądnych ludzi wpychały w ramiona środowisk antyukraińskich. Witold Jurasz zauważa, że przechodzenie ze skrajności w skrajność jest niestety oznaką niedojrzałości, a skoro dokładnie tak postępuje Polska, to najwyraźniej jest państwem, przynajmniej w sferze polityki zagranicznej, niestety niedojrzałym. Obydwaj prowadzący podcast nie mają też żadnych wątpliwości - Polska korzysta na tym, że Ukraina nie przegrywa wojny i wciąż pełni rolę bufora oddzielającego nas od Rosji. Jednak ponadto nie udało nam się w tej układance wypracować ani przełomu historycznego, ani dodatkowych zysków. W świetle ostatnich wydarzeń perspektywy Polaków na wzięcie udziału w odbudowie Ukrainy wyglądają dość blado. Jeśli teraz dojdzie jeszcze do wzmożenia i tak już rozbuchanej histerii przeciwko ukraińskim migrantom w Polsce, również i tę szansę uda nam się zaprzepaścić. W dalszej części prowadzący odnotowują kolejną izraelską zbrodnię wojenną, w wyniku której zginęli dziennikarze. Spierają się przy tym, czy należy mówić o zbrodniach wojennych Żydów czy Izraelczyków. Zbigniew Parafianowicz zauważa, że jednostki walczące w Strefie Gazy składają się w zasadzie wyłącznie z osób narodowości żydowskiej. Witold Jurasz zauważa z kolei, spotykając się ze zrozumieniem współprowadzącego, że takie ujęcie może spowodować niestety reakcje antysemickie. Ludzie niezbyt rozgarnięci mogą uznać, że za izraelskie zbrodnie, jeżeli mówić o nich jako o zbrodniach żydowskich, mogą odpowiadać Bogu ducha winni na przykład polscy Żydzi. Pozostaje w tej dyskusji jeszcze jedno ważne pytanie - czy Polska powinna, wzorem innych państw, zacząć nakładać sankcje na izraelskich polityków i aktywistów. Zbigniew Parafianowicz i Witold Jurasz komentują też doniesienia Polityki Insight o tym, iż nasi politycy byli zaproszeni na szczyt w Waszyngtonie, ale zrezygnowali ze wzięcia w nim udziału. Zarówno Witold Jurasz, jak i Zbigniew Parafianowicz podkreślają szacunek, jakim darzą autorów podcastu Polityka Insight, jednak zdecydowanie obstają przy podanych przez siebie informacjach, że żadnego zaproszenia dla naszego kraju nie było. W dalszej części obydwaj prowadzący zastanawiają się nad tym, czy tempo strat terytorialnych Ukrainy, która w tym roku oddała Rosjanom 0,3% swojego terytorium, jest faktycznym powodem do obaw, ale też i ustępstw Kijowa. W tym kontekście Witold Jurasz odnotowuje ocenę brytyjskiego wywiadu wojskowego według którego, gdyby Rosjanie utrzymali tempo zdobyczy terytorialnych z bieżącego roku, zajęcie wszystkich czterech obwodów, do których Moskwa rości sobie pretensje, zajęłoby ponad cztery lata. [AUTOPROMOCJA] Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. Wspomniane zostaje również tajemnicze zniknięcie białoruskiego opozycjonisty Anatola Kotowa. Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz odnotowuje, że to drugi w ostatnim okresie przypadek, gdy osoba związana z białoruską opozycją ginie bez śladu. Analizując wszystkie możliwe scenariusze, prowadzący wyrażają nadzieję, że Kotow odnajdzie się żywy i zdrowy. W podcaście mowa jest też o przejściu na emeryturę Grzegorza Dobieckiego. Obydwaj prowadzący stwierdzają, że był on przez lata wzorem wiedzy, rzetelności oraz taktu. Wyrażają nadzieję, że jego emerytura nie będzie oznaczać, iż całkowicie zaprzestanie on komentowania spraw międzynarodowych.
Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. Gościem najnowszego odcinka podcastu Raport Międzynarodowy był wicepremier, minister obrony narodowej oraz prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz. Zapytany przez prowadzącego Witolda Jurasza o przyczyny nieobecności prezydenta Karola Nawrockiego i premiera Donalda Tuska w Waszyngtonie podczas spotkania europejskich przywódców oraz prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem stwierdził, że sytuacja ta, jak się wyraził, faktycznie źle wygląda. Zaznaczył przy tym, że to otoczenie prezydenta Nawrockiego chwaliło się szczególnie bliskimi kontaktami z Donaldem Trumpem. Na pytanie, czy Polski nie ma w Waszyngtonie z powodu zasadniczego ograniczenia naszego wsparcia dla Kijowa w ostatnim czasie, minister odpowiedział, że nie zgadza się z takim ujęciem problemu i zaznaczył, że bez lotniska w Rzeszowie zdecydowana większość pomocy dla Ukrainy nigdy by tam nie trafiła. W dalszej części rozmowy wicepremier powtórzył jednoznaczne stanowisko, że Polska nie wyśle ani jednego żołnierza do Ukrainy. Witold Jurasz zwrócił tu uwagę, iż powstanie misji stabilizacyjnej państw zachodnich w Ukrainie jest w naszym najlepszym interesie i Polska w związku z tym powinna zrobić wszystko, by takie przedsięwzięcie zostało zrealizowane. Powodzenie takiej inicjatywy wiązałoby się naturalnie z koniecznością wysłania również i naszych wojsk. Szef resortu obrony narodowej powtórzył tu znane już stanowisko, że Polska wspomaga Ukrainę w inny sposób. O tym wszystkim usłyszą Państwo w dostępnym na naszej stronie głównej i kanale YT fragmencie. Pełna wersja podcastu Raport Międzynarodowy dostępna jest w subskrypcji Onet Premium, a w niej Witold Jurasz pytał wicepremiera również o to, czy twarda i jednoznaczna deklaracja Ukrainy, iż nie zgodzi się na przekazanie żadnych terytoriów Rosji, realną linią Kijowa, czy jedynie oficjalnym stanowiskiem, które będzie podlegać negocjacjom. Władysław Kosiniak-Kamysz odparł, że widzi daleko idącą wolę porozumienia po stronie ukraińskiej. Odpowiedź tę można było odczytać jako sugestię, iż Ukraina jest gotowa do dalej idących ustępstw niż formalnie deklaruje. Witold Jurasz pyta także, czy Polsce grozi wojna w klasycznym tego słowa znaczeniu, czy raczej też bardziej prawdopodobne będą kierowane przeciw nam ataki hybrydowe lub cybernetyczne. Władysław Kosiniak-Kamysz w pierwszej kolejności wymienił zagrożenia hybrydowe, ale zarazem nie wykluczył również niestety dalej idących zagrożeń. Podkreślił, że program zbrojeń będzie kontynuowany. Szef MON-u zaznaczył tu, że nie zamierza krytykować swoich poprzedników, jego zadaniem jest poprawianie błędów, które się zdarzały i kontynuowanie tych projektów, które były dobrze przemyślane. W tym kontekście wicepremier zadeklarował poparcie między innymi dla zakupu koreańskich samolotów FA-50. Przy okazji rozmowy o zagrożeniach hybrydowych Witold Jurasz zadał pytanie, czy Polska powinna się jedynie bronić, czy też na przykład w odpowiedzi na rosyjskie podpalenie obiektów na naszym terytorium powinniśmy przystąpić do adekwatnych działań odwetowych? Wicepremier odpowiedział, stwierdzając, iż Polska powinna mieć zarówno tarczę, jak i miecz - innymi słowy nie odciął się od sugestii prowadzącego. Przedmiotem rozmowy była również kwestia udziału Polski w programie NATO Nuclear Sharing i perspektywę ewentualnego objęcia nas francuskim parasolem nuklearnym. Witold Jurasz pytał też wicepremiera o ewentualny autonomiczny polski program zbrojeń nuklearnych. Co ciekawe, wicepremier i minister obrony w odpowiedzi na to ostatnie pytanie stwierdził, że nie traciłby wiary i zaufania do polskich naukowców i możliwości rozwojowych.