POPULARITY
Były oficer Służby Kontrwywiadu Wojskowego, płk Mariusz Kozłowski, mówi w Popołudniu Radia Wnet, że polityczny spór o służby między premierem a prezydentem nie jest wyłącznie wewnętrzną walką o wpływy.Moim zdaniem jest to świetnie prowadzona operacja psychologiczna przez wywiad rosyjski – jak budować narrację– podkreśla.Według niego to, co dziś obserwujemy, to celowe podgrzewanie konfliktu, w którym rząd próbuje ograniczyć prerogatywy prezydenta.Mamy do czynienia z podgrzewaniem temperatury sporu ze strony premiera po to, żeby ograniczać bądź wyeliminować prerogatywy prezydenta. Chodzi o to, żeby strażnik bezpieczeństwa przestał nim być a został po prostu aktorem odgrywającym rolę, która jest reżyserowana z tak zwanego małego pałacu– ocenia.Kozłowski mocno akcentuje, że prezydent ma pełne prawo oczekiwać spotkania z szefami służb.Żadna analiza, prognoza, notatka, pismo nie odpowie na pytanie tak, jak to, kiedy usiądziemy razem do stołu i padnie pytanie: a co będzie, jeśli? Tego nie da się zamknąć w korespondencji– zaznacza ekspert. I ostrzega:„Cena, którą zapłaci państwo polskie za tę sytuację, może być liczona w miliardach złotych albo w życiu ludzkim. Na szali stoi zdrowie i życie naszych obywateli. A szefowie służb są zobowiązani do współdziałania z panem prezydentem.”Dywersja pod Dęblinem: „Potężny cios w kontrwywiad polski”Druga część rozmowy dotyczyła sabotażu na linii kolejowej pod Dęblinem. Kozłowski podkreśla, że cała operacja była zaplanowana profesjonalnie, a jej wymowa jest uderzająca.W języku służb jest to potężny cios w kontrwywiad polski, potężny cios w każdego, kto zajmuje się bezpieczeństwem kraju– stwierdza.Przypomina, że dywersanci – obywatele Ukrainy działający na rzecz Rosji – wjechali do Polski na własnych dokumentach, mimo że jeden z nich miał na Ukrainie wyrok za dywersję. Zauważa, że „ich dane można znaleźć w trzy minuty, łącznie ze zdjęciem”.Najbardziej niepokojące jest jednak to, że „oni to wjechali, zrobili i wyjechali. Natomiast na terenie Rzeczpospolitej istnieje jakieś aktywo bądź aktywa, które pomogły to zrealizować”.„Kontrwywiad bez obywateli jest niepotrzebnym rekwizytem”W końcowej części rozmowy płk Kozłowski ocenia skutki zamieszania wokół służb, komisji śledczych i sporów o poświadczenia bezpieczeństwa. Najmocniejsza diagnoza dotyczy utraty zaufania społecznego.Cała ta dyskusja powoduje w zwykłym obywatelu jedną rzecz – rośnie w nim brak zaufania do kontrwywiadu– mówi.Kontrwywiad wojskowy i cywilny bez obywateli stanie się niepotrzebnym rekwizytem. Bez Pegasusa sobie poradzi, bez podsłuchów sobie poradzi, ale bez rozmowy z obywatelami nie poradzi– zaznacza. Podkreśla, że współpraca z obywatelami musi być dobrowolna.
Konsultacje w Berlinie. „To nie jest żadne nowe otwarcie”Punktem wyjścia rozmowy są polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe w Berlinie. Prowadząca rozmowę Jaśmina Nowak pytała, czy spotkanie Donalda Tuska z niemieckimi partnerami może oznaczać jakościową zmianę w relacjach obu państw.Agaton Koziński zbija ten entuzjazm i podkreśla, że jego zdaniem trudno mówić o jakimkolwiek przełomie. Jak zauważa, „to nie jest ani stare nowe otwarcie, ani nowe otwarcie”, a atmosfera wokół wizyty w niczym nie przypomina momentu politycznego przełomu. Odwołuje się przy tym do komentarzy w niemieckiej prasie.Bardzo mi się spodobała recenzja bodajże niemieckiego dziennika, który nazwał to przykrą lekcją obowiązkową. No, wypada się spotykać, bo jesteśmy sąsiadami, bo teoretycznie jesteśmy przyjaciółmi, no to się spotkajmy, ale tak naprawdę odbębniejmy to jak najszybciej i zapomnijmy, bo tam się właściwie nic nie klei– mówi.Koziński podkreśla, że relacje osobiste i polityczne między Donaldem Tuskiem a kanclerzem Merzem są skomplikowane. Z jednej strony obaj należą do tej samej rodziny politycznej na poziomie UE, z drugiej – w sprawach konkretnych, jak choćby umowa z krajami Mercosur, różnice są zasadnicze.Nie ma chemii, to widać wyraźnie, między obecnym kanclerzem Niemiec i Donaldem Tuskiem. Oni są jakby trochę skazani na siebie, bo są z tej samej rodziny, bo na poziomie Unii Europejskiej walczą o podobne sprawy, ale jednak w kwestiach bardziej praktycznych różnic jest bardzo dużo– mówi.Po polskiej stronie dochodzi czynnik krajowej opinii publicznej. Koziński przypomina, że obraz Niemiec w Polsce jest wyjątkowo negatywny.Niemcy cieszą się wyjątkowo dużą niepopularnością w Polsce. Polacy nigdy nie stali miłością do Niemiec, to wszyscy dobrze wiemy, ale to jest stopniowalne. A akurat teraz to stopniowanie jest wyjątkowo na niekorzyść Niemiec– zaznacza. I dodaje, że Tusk musi brać to pod uwagę.„Polacy nie chcą ciepłych relacji z Niemcami”Koziński idzie dalej i mówi wprost, że oczekiwanie polskiego społeczeństwa jest raczej odwrotne niż „zacieśnianie przyjaźni”.Polacy ewidentnie nie chcą, żeby polski rząd miał dobre, ciepłe relacje z rządem niemieckim. Bo zwyczajnie się obawiają, że Niemcy wykorzystają taką sytuację i będą naszym kosztem nabijali swoje punkty– ocenia.Przypomina przy tym współpracę Berlina z Moskwą.Niemcy nie mieli żadnych oporów, żeby kosztem Polski budować współpracę z Rosją, czego symbolem były rurociągi 1, 2, ale dobrze wiemy, że ta współpraca była na dużo większych polach. Jak się skończyła ta współpraca, obserwujemy wszyscy po Ukrainie– wskazuje.W jego ocenie w Polsce utrwaliło się przekonanie, że rząd Tuska mógł zrobić więcej, by ograniczyć niemiecko-rosyjskie zbliżenie.Czy polski rząd, zwłaszcza rząd Donalda Tuska, robił wystarczająco dużo, żeby ograniczyć pole tej współpracy rosyjsko-niemieckiej? Moim zdaniem przekonanie jest takie, że jednak nie. I tutaj można było zrobić zdecydowanie więcej– mówi.Gospodarka swoje, polityka swoje – i dylemat: Niemcy czy USA?Koziński podkreśla, że relacje gospodarcze Polski i Niemiec biegną dziś niemal własnym torem – niezależnie od politycznych napięć. Wskazuje, że handel między oboma krajami jest ogromny, a niemieckie inwestycje od lat przynoszą zyski zarówno firmom z Berlina, jak i polskiej gospodarce poprzez miejsca pracy i stabilne łańcuchy dostaw. Jak zauważa, ten „potężny” wymiar współpracy trwa, ale dzieje się właściwie poza sferą politycznych deklaracji, które w ostatnich latach uległy znacznemu ochłodzeniu.W ocenie Kozińskiego prawdziwe pytanie, przed którym stoi dziś Polska, dotyczy nie gospodarki, lecz bezpieczeństwa. Wskazuje, że kraj musi odpowiedzieć sobie na fundamentalną kwestię, z kim chce wiązać swoje strategiczne gwarancje. Jak wyjaśnia, z jednej strony pragmatyka podpowiada, że obecność Niemiec w europejskim systemie bezpieczeństwa jest ważna, z drugiej – realna siła i gotowość do działania leżą po stronie Stanów Zjednoczonych. To właśnie dlatego, zdaniem publicysty, Polska stoi dziś przed dylematem, czy rozwijać wojskową współpracę bliżej Berlina, czy jednak budować ją przede wszystkim w oparciu o Waszyngton.Aby zilustrować, jak bardzo te wybory stają się namacalne, Koziński przywołuje przykład Rumunii. Najpierw podpisanie przez Bukareszt dużego kontraktu z niemieckim Rheinmetallem na budowę fabryki zbrojeniowej, a kilka dni później – decyzję USA o wycofaniu części wojsk z rumuńskiego terytorium. Dla Kozińskiego to wyraźny sygnał, że w geopolityce każdy ruch ma swoje konsekwencje, a zbliżenie do jednego partnera może skutkować ochłodzeniem relacji z innym.W jego ocenie oznacza to jedno: choć Polska potrzebuje dialogu z Niemcami, to w kwestii bezpieczeństwa Stany Zjednoczone pozostają partnerem o wiele bardziej kluczowym.
Ukraina nie wierzy w pokójKorespondent Radia Wnet Dmytro Antoniuk podkreśla, że na Ukrainie nie ma już złudzeń co do jakiegokolwiek porozumienia z Rosją. Sygnały o rzekomych negocjacjach, wizytach Orbana w Moskwie czy propozycjach Trumpa są odbierane jako ruchy pozorne, bo – jak mówi – to Moskwa nie ma żadnej woli zakończenia wojny.Nie będzie żadnego porozumienia, żadnego zawieszenia broni, żadnego pokoju. Z jednej prostej przyczyny: Moskwa tego nie chce. Putin jest przekonany, że wygrywa tę wojnę i że może zabrać, co chce– dodaje.Antoniuk przypomina słowa rosyjskiego przywódcy, który zażądał wycofania ukraińskich wojsk z terenów okupowanych jako warunku rozmów. W jego ocenie „żaden polityk w Ukrainie nigdy czegoś takiego nie podpisze.”Pytany o stosunek Ukraińców do Donalda Trumpa, mówi wprost:„Jasne, że nie lubimy Trumpa, bo jest prorosyjski. Wszystko, co robi, jest ku korzyści Kremla. Chodzi mu tylko o powrót do business as usual z Moskwą, kosztem Ukrainy.”Antoniuk wyjaśnia, że Ukraina wielokrotnie doświadczała od administracji Trumpa wstrzymywania dostaw broni oraz ograniczania dostępu do danych wywiadowczych.Trump mówi teraz: podpiszcie plan pokojowy albo Ameryka nie będzie przekazywała broni ani informacji. To są tylko pozory działania na rzecz pokoju– ocenia.Czy Ukraina poradzi sobie bez USA?Choć Ukraina jest wdzięczna za dotychczasowe wsparcie, Antoniuk zaznacza, że najbardziej konsekwentna pomoc pochodziła nie od Trumpa, lecz od poprzedniej administracji USA.Byliśmy wielokrotnie świadkami zawieszania dostaw broni czy informacji. A teraz znów słyszymy, że jeśli nie zgodzimy się na plan pokojowy, to pomoc zostanie odcięta– dodaje.Antoniuk ocenia, że Zachód ma tylko jedno realne narzędzie wpływu na Rosję.Jedyną szansą Ukrainy, Polski i całej Europy jest dociśnięcie rosyjskiej gospodarki. Jeśli to zrobimy, Rosja będzie zmuszona zakończyć tę wojnę– mówi.Przypomina, że rosyjska gospodarka jest w stanie zapaści, a sytuacja ma się dramatycznie pogorszyć w nadchodzących miesiącach.Jeżeli kraje europejskie przestaną kupować rosyjskie towary, ta wojna zacznie być dla Rosji nie do udźwignięcia– mówi.W końcowej części prowadząca rozmowę Katarzyna Adamiak zwraca uwagę na paradoks, który komplikuje zachodnie wezwania do pełnego embarga na rosyjskie surowce. Podkreśla, że nawet Ukraina – mimo wojny – musiała kupić rosyjski gaz. Dziennikarka mówi to wyraźnie, by uporządkować proporcje i pokazać, że uzależnienie od Rosji nie dotyczy jedynie państw Unii EuropejskiejA propos handlu – 350 milionów metrów sześciennych rosyjskiego gazu kupiła Ukraina w czerwcu. To nie jest tak, że tylko my, z perspektywy UE, jesteśmy zakładnikami Rosji. Wy też w trakcie wojny musicie korzystać z rosyjskiego gazu– mówi.
Piotr Witt opisuje Francję, w której 84 proc. obywateli chce odejścia Macrona, a władza straszy wojną z Rosją, by nie rozmawiać o długach, podatkach i sprzedaży Alstomu.W felietonie Piotr Witt kreśli obraz Francji w głębokim kryzysie politycznym. Przypomina, że ogromna większość Francuzów chce odejścia Emmanuela Macrona przed 2027 r., a kolejne rządy upadają jak w politycznym wodewilu. Na tym tle wybucha afera wokół książki „Koniec makronizmu” Oliwiera Marleix, oskarżającej prezydenta o rozmontowanie suwerenności gospodarczej Francji, m.in. przez sprzedaż kluczowych części Alstomu. Tematy zastępczeZdaniem Witta Pałac Elizejski odpowiada klasycznym „tematem zastępczym”: szef sztabu generał Maulny publicznie straszy Francuzów rychłą wojną z Rosją i koniecznością „posłania własnych dzieci na śmierć”. Media przez dni żyją wizją konfliktu, a w cień schodzą pytania o długi, podatki, upadek usług publicznych i sprzedaż strategicznych firm. Witt pointuje to gorzką sceną z paryskiej kawiarni: gazety są pełne newsów, ale próżno w nich szukać informacji o choć jednej realnej poprawie w życiu Francuzów.
Narastają obawy o przyszłość kanałów kierowanych do Polaków za granicą – TVP Polonia i TVP Wilno – oraz o kondycję całej telewizji publicznej (w likwidacji). Rzecznik rządu zapewnia, że TVP Polonia „nie zniknie”, ale za kulisami trwają rozmowy o cięciach, a pracownicy nie wiedzą, czy po świętach będą mieli pracę.https://wnet.fm/2025/11/26/koniec-prawdziwej-tvp-polonia-wrobel-rozwalaja-zespol-i-mosty-z-polakami-za-granica/ Dla Agnieszki Romaszewskiej-Guzy, wieloletniej dyrektor Biełsatu i byłej szefowej TVP Polonia, ten scenariusz brzmi bardzo znajomo.To zapewnianie, że wszystko będzie, niezależnie od tego, czy będzie 5 groszy na to i od kiedy, jest bardzo podobne do tego, co przeżyliśmy w Biełsacie. Moja wiara w te zapewnienia jest bardzo mała. Myślę, że to po prostu jest w większości nieprawda– mówi.Przypomina, że TVP Polonia jest wymieniona z nazwy w ustawie o radiofonii i telewizji, dlatego formalnie nie da się jej zlikwidować, ale można zostawić jedynie „kadłubek” kanału. Znacznie gorzej wygląda sytuacja TVP Wilno, które w ustawie nie figuruje i – jak zaznacza – można nim „dosyć dowolnie” rozporządzać.Biełsat: z narzędzia soft power do „żałości”Romaszewska-Guzy w ostrych słowach mówi o losie Biełsatu, który przez lata był – jak podkreśla – jednym z najważniejszych polskich instrumentów oddziaływania na Wschód. Dziś stacja została podzielona na trzy części: białoruską, rosyjską i ukraińską, co w jej ocenie rozbija pierwotną ideę jednego, silnego kanału.Moim zdaniem to jest dosyć bezsensowne, bo myśmy to umyślnie trzymali razem, żeby to był taki nasz głos na wschód, niezależnie od tego, że zainteresowania tych różnych krajów są różne– podkreśla. I zwraca uwagę na drastyczne cięcia budżetowe.Kiedy odchodziłam jeszcze w 2023 roku z telewizji Biełsat, to ona miała 63 miliony budżetu. (…) W tej chwili to jest po prostu żałość. (…) Niektóre materiały mają niesłychanie niską oglądalność– mówi.Krytykuje również kierunek programowy: flagowym programem ma być dziś śniadaniówka pokazująca, jak żyje się emigrantom w Polsce.Opowiadanie mieszkańcom Białorusi, jak fajnie żyje się emigrantom w Polsce, może tylko do pewnego stopnia budzić entuzjazm u ludzi zamkniętych u Łukaszenki. (…) Moim zdaniem nie ma w tym kompletnie żadnej koncepcji– ocenia.Przypomina, że pierwotnie Biełsat miał być precyzyjnym narzędziem soft power – pomagając Białorusinom i Rosjanom poznawać rzeczywistość wokół nich, a nie jedynie reklamą Polski.TVP Polonia i WilnoByła szefowa TVP Polonia nie ukrywa, że od lat krytycznie patrzyła na ten kanał – ale nie z powodu samej idei, tylko braku spójnej koncepcji.Już wtedy, lat temu 15, uważałam, że brak tej telewizji koncepcji. Że to nie chodzi o to, żeby ją likwidować, chodzi o to, żeby ją wymyślić na nowo, bo się zmieniają nam epoki– zaznacza.Zwraca uwagę na ogromne zróżnicowanie potrzeb Polaków w różnych krajach i na fakt, że dziś Polonia ma dostęp do wielu treści internetowych. Jej zdaniem telewizja polonijna mogłaby stać się nowoczesnym, globalnym projektem, który: stawia na programy dla dzieci uczące języka polskiego, korzysta z sieci lokalnych korespondentów (Nowy Jork, Chicago, Żytomierz, Madryt), realnie angażuje widzów w tworzenie treści.TVP Wilno widzi jako potencjalnie ważne narzędzie, które powinno „promieniować interesującą kulturą polską” na Litwie i jednocześnie przyciągać także litewską widownię, zainteresowaną lokalnymi problemami Wilna i regionu wileńskiego. Ale – jak mówi – nie wie, w jakim kierunku kanał faktycznie poszedł i co będzie dalej po zmianach władz.„Reforma i obecna władza to rzeczy nie do połączenia”Pytana wprost, czy mamy do czynienia z reformą czy z rozmontowywaniem telewizji publicznej, Romaszewska-Guzy nie pozostawia złudzeń.Ja zupełnie nie mam wiary, że to jest reformowanie. Uważam, że tu nie ma żadnej koncepcji. Naprawdę żadnej. I nie widzę jej ani w Białsacie, ani w Polonii, ani w Wilnie. Tu po prostu nie ma kompletnie żadnej koncepcji, dla kogo i po co my nadajemy te treści– mówi.Krytykuje też inne kanały, m.in. TVP World po angielsku.Jest kanał World w telewizji polskiej, w języku angielskim i ja pojęcia nie mam, po co my go robimy, po to żeby pokazywać pana Sikorskiego jakiś czas tam w tym Worldzie?– ironizuje.Jej zdaniem obecne kierownictwo telewizji i rząd nie potrafią zdefiniować widza, jego potrzeb ani celu nadawania. Brakuje badań, burzy mózgów, odwagi i fachowości.Reforma i obecna władza to są rzeczy nie łączące się ze sobą. Oni po prostu w ogóle się nie zastanawiają nad celowością tego, co robią– ocenia.Surowa ocena rządu i polityki wschodniejRomaszewska-Guzy rozszerza tę krytykę na całą politykę państwa, zwłaszcza wschodnią.Uważam, że obecny rząd bardzo słabo sobie radzi, w bardzo wielu dziedzinach. Polska w zasadzie prawie nie prowadzi polityki wschodniej obecnie– mówi.Wspomina rozmowy z Jadwigą Emilewicz o tym, jak wiele pracy wymagało choćby zwiększenie przepustowości jednego przejścia granicznego z Ukrainą – codzienne zabiegi, przekonywanie partnerów, nieobrażanie się, szukanie rozwiązań. Tymczasem dziś – jak twierdzi – brakuje zarówno „pomyślunku”, jak i odwagi do podejmowania ryzyka.Za symbol utraconej szansy uważa los Biełsatu.Za stosunkowo niewielkie pieniądze można było mieć narzędzie porównywalne do Deutsche Welle. A nasz rząd wziął i moją ciężką pracę, 17 lat ciężkiej pracy, w zasadzie prawie że zniszczył do zera. Zostały jakieś resztówki, rozwalone w drobny mak– mówi.„Te rządy wykończą telewizję publiczną”Na koniec rozmowy prowadzący pytał wprost, czy w kwestii TVP Agnieszka Romaszewska-Guzy widzi jakiekolwiek powody do optymizmu.Ja się obawiam, że te rządy wykończą telewizję publiczną i nie jestem w tych obawach osamotniona. Wiele osóļ uważa, że nastąpi rozmontowanie telewizji publicznej. Spada drastycznie oglądalność. Ona nie ma najmniejszych pomysłów się dostosować do współczesności– dodaje.Zwraca uwagę, że formalna „likwidacja” TVP jest pozorna – instytucja istnieć musi, bo jest powołana ustawą.To jest całkowicie pozorna likwidacja, ale niesie ze sobą nie tyle likwidację instytucji, co jej rozkład i upadek oglądalności, upadek wpływów i rozkład instytucji– podkreśla.Przypomina, że Telewizja Polska była największą telewizją publiczną w Europie Środkowo-Wschodniej, a dziś jej znaczenie gwałtownie maleje.Doprowadziło się do upadku jej znaczenia i będzie to niezwykle trudno odbudować– kończy.
Burza wokół wpisu Jad WaszemInstytut Yad Vashem opublikował w mediach społecznościowych wpis kłamliwie przypisujący Polsce wprowadzenie nakazu noszenia przez Żydów opasek z Gwiazdą Dawida w czasie wojny.Nakaz noszenia opasek z gwiazdą Dawida został wprowadzony 23 listopada 1939 roku przez Hansa Franka – niemieckiego gubernatora okupacyjnego Generalnego Gubernatorstwa. Była to decyzja władz niemieckich, a nie polskich, ponieważ po napaści Niemiec i ZSRR państwo polskie przestało realnie funkcjonować.https://wnet.fm/2025/11/24/szokujaca-arogancja-jad-waszem-instytut-nie-jest-w-stanie-przeprosic-za-antypolska-manipulacje/Aleksandra Fedorska, dziennikarka i publicystka Radia Debata, nie kryje emocji. Podkreśla, że wypowiedź instytutu, który ma być światowym autorytetem badań nad Zagładą, nie jest dla niej tylko błędem, ale osobistą zniewagą.Czuję się bardzo urażona. Jak jest to w ogóle możliwe, że instytucja zajmująca się Holokaustem może napisać coś takiego? To jest amoralne– mówi.Fedorska zaznacza, że mówi także jako osoba, której nazwisko widnieje w Jad Waszem na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.Wielu Polaków ryzykowało absolutnie wszystkim. A tu jesteśmy przedstawiani w takim świetle. To jest karczemny błąd– stwierdziła.Publicystka krytycznie ocenia pierwszą reakcję polskiej dyplomacji.Jedno zdanie na Twitterze jest za delikatne. Nie wyraża naszego oburzenia i rozczarowania. To przekroczenie granicy– podkreśla.Przypomina, że nie jest to pierwszy raz, gdy Polska musi bronić się przed niezgodnymi z prawdą sugestiami. Wcześniej na świecie utrwaliły się m.in. określenia „polskie obozy zagłady” – mimo że były to niemieckie obozy śmierci.IPN również zareagował, wskazując wprost, że wpis Jad Waszem pomija elementarną wiedzę o niemieckiej okupacji i roli Generalnego Gubernatorstwa. Fedorska idzie jednak dalej – jej zdaniem sprawa powinna mieć także wymiar formalny.Oczekuję protestu prawnego mojego rządu. W tym kontekście jesteśmy przedstawiani w sposób skandaliczny– mówi.Czy to przypadek, czy zmiana polityki?W rozmowie pojawia się także pytanie o intencje instytutu. Fedorska nie wierzy, że mógł to być zwykły brak wiedzy.To nie jest efekt ignorancji. Jeśli pojawiło się na świecie przyzwolenie, aby nas w takim świetle przedstawiać, to jest to tragiczne– oceniła.
Amerykańskie centrum rakietowe i plan, który może zmienić EuropęW relacji dla Radia Wnet Tomasz Grzywaczewski połączył dwa kluczowe dla bezpieczeństwa świata wątki: rozwój amerykańskich wojsk kosmicznych w Huntsville oraz konsekwencje projektu planu pokojowego dla Ukrainy, który – jego zdaniem – może zdefiniować nowe granice wpływów w Europie.Grzywaczewski właśnie wrócił z Huntsville w stanie Alabama – miasta, które określił jako „serce amerykańskich sił kosmicznych i wojsk rakietowych”. Przypominał, że to tam działa baza Redstone Arsenal, gdzie po II wojnie światowej pracował Wernher von Braun.To miejsce, gdzie można wyjść do baru i przy kontuarze spotkać oficera pracującego nad systemami rakietowymi czy obroną przeciwrakietową. A na każde pytanie odpowiada: "Wiem, ale więcej nie mogę powiedzieć”– opisuje.Wskazał również na decyzję administracji Donalda Trumpa, która przewiduje ulokowanie w Huntsville dowództwa amerykańskich sił kosmicznych. Jego zdaniem ośrodek ten „bywa pomijany w europejskich analizach”, mimo że odgrywa fundamentalną rolę w amerykańskim potencjale strategicznym.„Granica wpływów Zachodu kończy się na Bugu” – o projekcie planu pokojowego USADruga część rozmowy dotyczyła 28-punktowego planu pokojowego, który Stany Zjednoczone miały przekazać Ukrainie i Rosji.Amerykanie de facto proponują rozrysowanie nowej strefy wpływów w Europie– ocenił.Podkreślił, że według logiki projektu Zachód uznaje, iż jego granica wpływów przebiega nie na Dnieprze, lecz na Bugu, co oznacza jasne oddzielenie państw NATO od Ukrainy, która miałaby stać się państwem buforowym – niepodległym, ale stale pod presją Rosji.Choć pojawiają się porównania do Jałty, Grzywaczewski uważa je za przesadzone.Ukraina nie traci swojej suwerenności. Staje się państwem buforowym, a ten pokój nie jest rozwiązaniem na 100 lat, tylko okresem międzywojennym, antebellum, które czeka na przyszłe rozstrzygnięcie– dodał.Jego zdaniem Zachód przegapił moment, w którym mógł doprowadzić do militarnego załamania Rosji – jesienią 2022 roku, gdy Ukraina prowadziła udaną kontrofensywę. Brak wystarczającego wsparcia USA i Europy nazwał „świadomie przespaną szansą”.W jego ocenie plan pokojowy jest niesprawiedliwy, wzmacnia poczucie bezkarności Rosji i czyni Ukrainę „szarą strefą”, ale może być w oczach USA jedynym realnym rozwiązaniem przy braku gotowości Zachodu do eskalacji.
Publicysta Piotr Semka nie zostawia suchej nitki na decyzji wrocławskich, którzy zdecydowali, że niemiecki napis "Kaiserbrücke" wraca na Most Grunwaldzki. Przypomina, kim był Wilhelm II - ów Kaiser.
Wystąpienie Radosława Sikorskiego w Sejmie – w dużej mierze poświęcone atakom na prezydenta Karola Nawrockiego po jego słowach z 11 listopada o Unii Europejskiej – doczekało się ostrej odpowiedzi ze strony Pałacu Prezydenckiego. Doradca prezydenta ds. europejskich, Jacek Saryusz-Wolski, zarzuca szefowi MSZ zarówno błędną interpretację konstytucji, jak i ignorowanie trwającej już procedury zmian traktatów unijnych.W rozmowie z Radiem Wnet polityk nie ma wątpliwości, że spór nie jest jedynie akademicką dyskusją o zapisach prawnych. Chodzi o to, kto realnie kształtuje politykę zagraniczną Polski oraz jaką wizję Unii Europejskiej rząd próbuje narzucić opinii publicznej – i prezydentowi.Na pewno nie jest tak, jak mówi minister Sikorski, że prezydent jest długopisem, że prezydent jest ustami, które mają powtarzać to, co decyduje w dziedzinie polityki zagranicznej Rada Ministrów– podkreśla Saryusz-Wolski.Punktem wyjścia do ataku Sikorskiego na Karola Nawrockiego była teza, że prezydent, zabierając głos w sprawach europejskich w duchu „Unia tak, wypaczenia nie”, przekracza swoje konstytucyjne kompetencje. Zdaniem Saryusza-Wolskiego to odwrócenie porządku rzeczy.Doradca prezydenta zarzuca szefowi MSZ „wybiórczą lekturę” konstytucji – ograniczenie się do artykułu 146, który mówi, że politykę zagraniczną prowadzi Rada Ministrów. Jak przypomina, ten przepis trzeba czytać razem z artykułem 126, określającym rolę głowy państwa.Saryusz-Wolski przypomina, że to właśnie w tym przepisie wpisano rolę strażnika suwerenności i bezpieczeństwa państwa. W jego ocenie działania prezydenta na arenie międzynarodowej nie są więc żadnym „wychodzeniem poza kompetencje”, lecz wypełnianiem konstytucyjnego obowiązku.I dodaje, że z takiej „holistycznej” lektury ustawy zasadniczej wynika, że to raczej rząd powinien brać pod uwagę linię wyznaczaną przez prezydenta, a nie odwrotnie.Ta hierarchia zawarta w konstytucji mówi o tym, że to raczej Rada Ministrów powinna się "słuchać" prezydenta, niż odwrotnie prezydent powinien kopiować, "papugować", to, co postanawia Rada Ministrów– dodał.Drugi kluczowy zarzut Saryusza-Wolskiego dotyczy samego obrazu Unii Europejskiej, jaki w swoim sejmowym wystąpieniu kreślił Radosław Sikorski. Szef MSZ miał przekonywać, że nie ma żadnego projektu traktatu, który prowadziłby do „federalizacji” czy głębokiej zmiany UE, więc ostrzeżenia prezydenta to straszenie na wyrost.Doradca prezydenta odpowiada na to z niedowierzaniem. Przypomina, że Parlament Europejski już przyjął wniosek o zmianę traktatów, uruchamiając formalnie artykuł 48 Traktatu o Unii Europejskiej – procedurę zmiany podstawowych dokumentów wspólnoty.Jest wręcz niesłychane, że minister spraw zagranicznych poświadcza, że nie wie o tym i neguje fakt, że artykuł 48 traktatu Unii w sprawie zmiany traktatów został uruchomiony dwa lata temu przez Parlament Europejski (…) i że jest projekt traktatu autorstwa Parlamentu Europejskiego– zaznacza polityk.Saryusz-Wolski idzie dalej: albo – jak mówi – minister w „złej wierze pomija ten fakt”, albo rzeczywiście nie ma świadomości, że proces zmian traktatowych już trwa. Jedno i drugie uznaje za rzecz nie do przyjęcia u szefa polskiej dyplomacji.Równolegle doradca prezydenta broni użytych przez Karola Nawrockiego sformułowań o „oddawaniu po kawałku suwerenności” i „pełzającym zawłaszczaniu kompetencji” przez instytucje unijne. W jego ocenie to nie emocjonalne chwyty, lecz trafny opis zjawiska dobrze znanego w literaturze naukowej i w orzecznictwie sądów konstytucyjnych państw członkowskich.To jest zjawisko tak zwanego pełzającego zawłaszczania kompetencji, które jest opatrzone bogatą literaturą naukową. (…) Neguje fakt, że proces zawłaszczania kompetencji ma miejsce– dodaje.Doradca przypomina, że podobne wątpliwości wobec przekraczania traktatowych kompetencji przez instytucje UE wyrażano w wyrokach i stanowiskach dziewięciu trybunałów konstytucyjnych, w tym niemieckiego Trybunału Federalnego.Obrona Unii przez krytykę centralizacjiSikorski – relacjonuje Saryusz-Wolski – stara się przedstawiać każdą krytykę obecnego kierunku integracji jako antyeuropejskość i krok w stronę polexitu. Doradca prezydenta odwraca tę logikę. Według niego to właśnie obecne „zapędy centralizacyjne”, unijne podatki, wspólny dług i warunkowość budżetowa, a także polityki takie jak Zielony Ład i pakt migracyjny, niosą ryzyko rozsadzenia Unii od środka.Potężna część debaty w tej materii w Unii i literatury przedmiotu mówi o tym, że te zapędy centralizacyjne, to zawłaszczanie kompetencji niszczy Unię Europejską i jej zagraża. A zatem powstrzymywanie tej centralizacji jest de facto obroną Unii Europejskiej przed rozpadem– wskazuje.Zwalczanie tendencji centralizacyjnych, tego wychodzenia poza traktaty, co w debacie prawniczej jest nazywane ultra vires, czyli działaniem poza granicami prawa, jest działaniem na rzecz i w obronie Unii Europejskiej, taka jaka ona powinna być– dodaje.„Zaczepne, płytkie, w złym momencie”Oceniając samo wystąpienie Sikorskiego, doradca prezydenta nie przebiera w słowach. Zwraca uwagę, że przemówienie szefa MSZ miało miejsce w momencie, gdy rząd apeluje o jedność wobec zagrożeń hybrydowych ze strony Rosji – po serii sabotaży i dywersji kolejowych.To wystąpienie było zaczepne, było wobec prezydenta merytorycznie błędne i płytkie i nic nowego do debaty nie wniosło. Wygląda na to, że chciał minister Sikorski po prostu, przepraszam, zaatakować, przyłożyć prezydentowi RP– stwierdził.Kontrastuje przy tym ton przemówienia Sikorskiego z wcześniejszym wystąpieniem Donalda Tuska w Sejmie. Premier – jak przypomina – mówił o potrzebie zgody w sprawie rosyjskich zagrożeń, podczas gdy minister spraw zagranicznych zamiast budować tę jedność, uderzył w głowę państwa.On w tym wystąpieniu de facto robi coś diametralnie odmiennego. (…) Atak na prezydenta w tym momencie jest nie na miejscu, niedopuszczalny– ocenił.Na pytanie, czy może to być początek prezydenckich ambicji Sikorskiego, Saryusz-Wolski nie chce przesądzać, ale zauważa, że sam minister „wskazał, że prezydent Karol Nawrocki powinien się ubiegać o stanowisko premiera”, co otwiera pole do spekulacji.
Była posłanka Lewicy Beata Maciejewska nie ma wątpliwości, że wybór Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu był „sprawą przesądzoną”, ale dla samej lewicy to – jej zdaniem – bardzo zły sygnał. Przypomniała, że tak była przecież skonstruowana umowa koalicyjna, dodając, że Czarzasty głosami koalicji, ale wcześniej także PiS, przeszedł drogę od wicemarszałka do drugiej osoby w państwie.Jest dzisiaj drugą osobą w państwie, osoba, która w mojej ocenie takiej funkcji nie powinna pełnić– mówi.Maciejewska wraca do wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie z 2021 r., który dotyczył wewnętrznego funkcjonowania Nowej Lewicy. Jak podkreśla, „w sprawie łamania statutu demokracji wewnętrznej i zasad swojej własnej partii” sąd opisał mechanizmy ręcznego sterowania przez Czarzastego.Kiedy Czarzasty po prostu przeniósł na przykład obrady zarządu z jednego miejsca na drugie, żeby nie wpuścić członków, których nie chciał, żeby byli na sali. Wyrzucał ich, proponował kolejne głosowania, wymagał reasumpcji głosowań tak długo, dopóki nie uzyskał wyniku dla siebie właściwego– relacjonuje była posłanka.Opisuje też sposób wybierania władz partii po połączeniu z Wiosną.Samo głosowanie na przewodniczących partii (…) odbywało się tak, że myśmy po prostu dostawali sms-ami nazwiska, tych, na których należy głosować– mówi.W jej ocenie nominacje w Sejmie po wyborze Czarzastego pokazują, że nie chodzi o „nową lewicę”, lecz o powrót starego aparatu.Przywrócił swoich kolegów dawnych z PZPR-u, nie tylko Marka Siwca, ale też Marka Dyducha, który po prostu został szefem Biura Analiz Sejmowych. Ogólnie z wartościami to nie ma nic wspólnego. Ma to wiele wspólnego z posadami, stołkami i taką karierą osobistą– komentowała.Maciejewska mocno podkreśla, że z perspektywy Wiosny i jej wyborców projekt, który miał odświeżyć lewicę, został całkowicie wchłonięty przez dawnych działaczy SLD.Dzisiaj, sześć lat później, z wiosny nie zostało prawie nic, kilka paprotek, bo Czarzasty potrzebuje jakichś kobiet, które po prostu zasłonią całkowite przejęcie tej partii przez PZPR dawne albo kolegów dawnych Czarzastego. Tych naszych wartości, w które myśmy naprawdę wierzyli (…) to jest po prostu popiół– stwierdza.Była posłanka zwraca też uwagę na wpływ Anny Marii Żukowskiej, dziś szefowej klubu Lewicy.Ona ma taki udział, że jest bardzo bliską współpracownicą Włodzimierza Czerzostego i osobą pod ochroną– mówi. Przypomina, że Żukowska objęła stanowisko mimo bardzo krytycznego odbioru w klubie.Anna Maria Żukowska została szefową, przypomnę, klubu parlamentarnego Lewicy, będąc polityczką bardzo niepopularną, wypowiadającą się bardzo często w sposób skrajnie kontrowersyjny i nieszanowaną. (…) Została przewodniczącą klubu parlamentarnego z powodów personalnych koneksji, bo przecież nie z powodu kompetencji– oznajmiła.Zdaniem Maciejewskiej, z punktu widzenia koalicji rządzącej wybór Czarzastego jest wygodny.Można by było powiedzieć, że Włodzimierz Czarzasty będzie takim głównym kamerdynerem, zarządzającym dużym domem, jakim jest Sejm, ku chwale premiera Tuska– ocenia, przewidując, że marszałek będzie lojalnym wykonawcą interesów koalicji.
– CBA to gotowa, zorganizowana służba z najnowszym doświadczeniem. Zamiast ją wzmocnić, rozbijamy system i destabilizujemy ABW oraz policję – ostrzega gen. Maciej Materka.W Sejmie procedowany jest projekt ustawy o likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Dla gen. Macieja Materki, byłego szefa polskiego kontrwywiadu i jednego z twórców CBA, to decyzja nie tylko niezrozumiała, ale wręcz sprzeczna z interesem bezpieczeństwa państwa – zwłaszcza w sytuacji narastającej wojny hybrydowej. „Byłem funkcjonariuszem numer 5”Materka przypomina, że z CBA jest związany od pierwszego dnia istnienia tej służby.Dzisiaj w Sejmie ma być czytanie projektu ustawy o likwidacji CBA i dla mnie jest to o tyle osobiste, ponieważ ja byłem od pierwszego dnia w CBA, miałem numer funkcjonariusza 5, pierwszego dnia, kiedy weszła ustawa w życie. I przez dziewięć lat budowałem to CBA– mówi.Podkreśla, że Biuro w znacznej części powstawało pod rządami obecnej koalicji, co czyni dzisiejsze decyzje tym bardziej paradoksalnym.Ciekawostką jest, że CBA było budowane tak naprawdę przez siedem lat za czasów aktualnej koalicji, tych osób, które rządzą– zaznacza.Państwo w kryzysieByły szef kontrwywiadu zwraca uwagę, że likwidacja CBA odbywa się w momencie nakładających się kryzysów: wojny w Ukrainie, rosyjskiej dywersji, napiętego budżetu i rosnących zagrożeń wewnętrznych:Dzisiaj państwo polskie, w wyniku tego, że znowu zadziałała polityka i w wyniku kilku spraw, które być może są do wyjaśnienia, my w tak trudnym momencie likwidujemy całą służbę– ocenia.Materka podkreśla, że CBA posiada najświeższe doświadczenie w państwie, jeśli chodzi o zwalczanie korupcji i przestępczości gospodarczej.Potrzebna jest służba, która zdobyła doświadczenie najnowsze w państwie. (…) My wyłączamy teraz CBA – służbę, która jest zorganizowana– mówi.Gotowa, ogólnokrajowa strukturaGenerał zwraca uwagę na aspekt praktyczny, o którym często zapominają politycy.Ja wiem, bo po prostu pracowałem, budowałem to CBA od pierwszego dnia – jak trudno jest zbudować instytucję, która będzie działała. To nie chodzi o to, że my na papierze ustawę napiszemy i ogłosimy, ale potem – do momentu, kiedy w reżimie administracji trzeba mnóstwo przepisów sprawdzić – mija czas– podkreśla.Przypomina, że CBA jest kompaktową, ale rozproszoną po całym kraju strukturą, z logistyką i wypracowanymi procedurami.Dzisiaj mamy instytucję, która jest dosyć kompaktowa, rozsiana po całym kraju, z logistyką, z pewnymi możliwościami. Kadry mogły być wymienione i zostały wymienione, więc zupełnie jakby niepotrzebna jest ta likwidacja– zaznacza.„Robimy dokładnie wszystko odwrotnie”Zdaniem Materki, argumenty za likwidacją są wyłącznie polityczne, a konsekwencje odczują obywatele i cały system bezpieczeństwa.To jest temat polityczny, który będzie znowu oddziaływał na służbę. My robimy dokładnie wszystko odwrotnie, co powinniśmy teraz robić– mówi.Zwraca uwagę, że zamiast wykorzystać istniejącą służbę również do zadań związanych z zagrożeniami hybrydowymi, państwo wybiera scenariusz reorganizacji kilku formacji naraz.CBA likwidujemy, przez to przekładamy część do ABW – czyli reorganizacja w ABW, znowu… Odciągamy w ABW, destabilizujemy policję, a policja jest kluczowa przy dzisiejszych zagrożeniach– wyjaśnia.W efekcie – jak ostrzega – poziom bezpieczeństwa publicznego będzie spadał, a przestępczość, w tym korupcja i przestępstwa brutalne, będą rosły szybciej niż zdolność państwa do reakcji.Korupcja, Ukraińcy i utracone narzędzieMaterka przypomina też, że w obecnej sytuacji – napływu dużej liczby uchodźców i firm zza wschodniej granicy – walka z korupcją powinna być wzmacniana, nie osłabiana.Przykład Ukraińców. Nie chcę tutaj generalizować, ale to, co się dzieje z korupcją w Ukrainie, mieliśmy ostatnio przypadek. Przecież my mamy kilkanaście tysięcy działalności gospodarczych prowadzonych przez Ukraińców. Oni też, nie bądźmy naiwni, przywieźli ze sobą zwiększone zagrożenie korupcją– podkreśla.W ocenie generała, państwo traci narzędzie, które było stworzone właśnie do tego typu wyzwań.Zamiast wykorzystać zorganizowaną służbę, destabilizujemy ją i rozkładamy na inne formacje, które i tak mają pełne ręce roboty– podsumowuje.
Krzysztof Jabłoński, były dziennikarz TVP Info, mówi w Radiu Wnet, że jego droga ostatnich lat prowadziła przez frontowe miasta, klasztory i rozmowy o najtrudniejszych rozdziałach historii polsko-ukraińskiej.O bieżącej polityce wypowiada się w zdecydowany sposób.Drugą osobą w państwie stał się stary komuch. Człowiek, który jest bezwstydnym przykładem powrotu tzw. elit PRL-owskich, moskiewskich marionetek– mówi o wyborze Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu. Dodaje, że całe życie wita się hasłem „Precz z komuną” i „chyba jeszcze długo będzie ono aktualne”.Ostatnia jego wyprawa rozpoczęła się nietypowo – we włoskim Gargano, miejscu objawień św. Michała Archanioła.Zakupiłem relikwie, kamienie z groty i figurki Michała Archanioła. Chciałem je rozwieźć kapelanom wzdłuż frontu, żeby wesprzeć żołnierzy– tłumaczy.Jeździł przez Słowiańsk, Sumy, Charków i Dniepr. Widział ludzi „kłębki nerwów”, miasta obudowane siatkami antydronowymi i drogę, którą w jedną dobę zabezpieczono na nowo przed rosyjskimi atakami.WołyńW rozmowie pojawia się także temat trudnej pamięci o 1943 roku – rzezi Wołyńskiej.Z różnymi reakcjami się spotykam, ale najczęściej spokojnymi. Wielu Ukraińców zna tylko swoją wersję historii, bez polskich źródeł– mówi o ludobójstwie popełnionym przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej.Przywołuje historię historyczki, która po studiach znała jedynie określenie „wojna polsko-ukraińska”.Pytam: patrzyliście w polskie źródła? Odpowiedź: nie było takich. To jest problem programów nauczania– wskazuje.Przypomina również o Ukraińcach ratujących Polaków.Są setki ustalonych nazwisk świętych ludzi, którzy ratowali Polaków i ginęli tak samo. A bohaterami robi się morderców. Coś jest nie tak– mówi.
Były ambasador Polski w Niemczech Andrzej Przyłębski komentuje skandaliczne słowa niemieckiego ambasadora Miguela Bergera, skierowane do posła do PE Arkadiusza Mularczyka.W weekend miała miejsce wymiana na portalu X między europosłem Arkadiuszem Mularczykiem (PiS) a ambasadorem Niemiec w Polsce Miguelem Bergerem.Szanowny Panie Ambasadorze, chętnie przekażę Panu osobiście Raport o stratach wojennych – dokument jasno ukazujący skalę zniszczeń oraz nierozliczony dług Niemiec wobec Polski. Jest to kluczowy element zrozumienia, jakie kroki są niezbędne po stronie Niemiec, aby budować prawdziwe, partnerskie i odpowiedzialne relacje polsko- niemieckie– napisał do niemieckiego dyplomaty polski polityk, reagując na wpis reklamujący wywiad w TVN24.Skandaliczna reakcjaW reakcji na wpis Mularczyka ambasador napisał w sposób, który przez polityków PiS i komentatorów związanych z prawicą został uznany za skandaliczny.Szanowny panie pośle, myli się pan sądząc, że pański „raport” i pański aktywizm będą kształtować przyszłość naszych relacji. Ciągłe podziały kreowane przez ludzi takich jak pan, pomagają jedynie Putinowi– zwrócił się Berger do Mularczyka.W Poranku Radia Wnet zachowanie Miguela Berger komentuje były ambasador RP w Niemczech prof. Andrzej Przyłębski. Polski dyplomata przyznaje, że Manuela Bergera zna już kilka lat jako osobę niezbyt przyjazną Polsce.Pamiętam kilka jego wystąpień, m.in. w obronie Nord Stream, czy podczas kurtuazyjnego spotkania z wiceministrem Szymonem Szynkowskim vel Sękiem, kiedy atmosfera się zagęszczała, bo on reprezentował twardą niemiecką linię– mówi Przyłębski.Dyplomacja w niemieckim wydaniuRozmówca Krzysztofa Skowrońskiego dodaje, że w tej perspektywie z jednej strony zachowanie Niemca go nie dziwi, z drugiej jednak strony trzeba je ocenić jako bardzo nieprofesjonalne u dyplomaty z tak dużym stażem.To, co on wypisuje to jest wysoce niestosowne. Branie słowa raport w cudzysłów, kiedy to jest oficjalny dokument, wypracowany przez wiele lat zgodnie z metodologią przez grupę naukowców. Jest to dokument przyjęty przez parlament i przez rząd, opatrzony notą i wysłany do Niemiec. A pan Berger uznaje to za jakiś „pseudo dokument” i obwinia posła Mularczyka o psucie stosunków polsko-niemieckich. A to on je tak naprawdę bardzo mocno psuje– krytykuje Niemca Polak.Zdaniem Andrzeja Przyłębskiego jest oczywiste, że Miguel Berger chciałby opierać relacja polsko-niemieckie o takich ambasadorów, jak Andrzej Byrt, Marek Prawda, czy Jerzy Margański.Którzy kładli po sobie uszy i nigdy nie stali na tej samej wysokości oczu, jak to Niemcy ładnie mówią. Ale takie wiernopoddańćze gesty dawno się już skończyły. Niemcy słabną, a Polska, mimo wszystko, rośnie. I rzeczywiście możemy zaczać rozmawiać jak partnerzy– mówi Przyłębski.Sugestie Bergera, że Mularczyk gra na korzyść Putina były ambasador uważa za żałosne. Przypomina, że przez lata to właśnie Niemcy były adwokatem rosyjskiej polityki. Przyłębski zdecydowane odrzuca „besserwiserstwo” Niemiec.Musimy ich tego oduczyć– podkreśla.
Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o zablokowaniu nominacji 46 sędziów stała się kolejnym frontem starcia z rządem Donalda Tuska. Piotr Gursztyn – publicysta, historyk i autor książki „Dlaczego Rosjanie są inni?”, mówi w Radiu Wnet, że nie jest to żaden „nowy etap”, lecz trwająca od pierwszych dni kadencji otwarta wojna polityczna.Publicysta zauważa, że prezydent Nawrocki od początku mierzy się z próbami ograniczenia jego wpływu, m.in. poprzez blokowanie dostępu do informacji niejawnych dla Kancelarii Prezydenta. Ten konflikt – jak podkreśla – „toczy się od dawna, tylko opinia publiczna nie widziała całej skali”.Gursztyn stawia tezę, że działania rządu wobec prezydenta powtarzają schemat znany z czasów Lecha Kaczyńskiego. Jak mówi:„Rząd próbuje zwalczać prezydenta. Trochę na tej zasadzie, którą Donald Tusk miał przećwiczoną jeszcze w czasach Lecha Kaczyńskiego”.Jednocześnie zaznacza, że obecny prezydent jest typem polityka, którego nie da się łatwo zdyskredytować:„Te próby odzierania z godności odbijają się od Karola Nawrockiego. Donald Tusk jest politykiem z przeszłości, a Nawrocki raczej z przyszłości”.„Prezydent korzysta ze swoich uprawnień. Nie da sobie wejść na głowę”Gursztyn podkreśla, że odmowa nominacji sędziowskich była logicznym i legalnym krokiem.Karol Nawrocki – jego zdaniem – wysłał jasny sygnał, że nie zamierza ustępować wobec nacisków rządu.Pan prezydent sam powiedział: skorzystałem ze swojego prawa. To sygnał, że nie da sobie wejść na głowę. On ma silną osobowość i działa konsekwentnie– ocenił.Publicysta podkreśla jednak, że Nawrocki nie jest politykiem kierującym się logiką „wiecznego konfliktu”. Przypomina, że współpraca z MON w sprawie nominacji generalskich przebiegała poprawnie, bo – jak zaznacza –„Kosiniak-Kamysz działał w granicach prawa i nie podrzucał kłód pod nogi prezydentowi”.Nowa odsłona konfliktu o sądyMinisterstwo Sprawiedliwości oczekuje uzasadnienia odmowy nominacji i sugeruje, że decyzja prezydenta otwiera nowy rozdział sporu z rządem. Gursztyn zwraca uwagę, że wbrew narracji Waldemara Żurka nie było realnej szansy, aby Karol Nawrocki podpisał listę, której nie podpisał wcześniej Andrzej Duda.Publicysta dodaje, że to dopiero początek większej konfrontacji, bo rząd Tuska potrzebuje konfliktu.Zakładam, że będzie eskalacja. Dla premiera Tuska to wygodne – nie ma sukcesów gospodarczych ani społecznych, więc konflikt z prezydentem staje się igrzyskiem– mówił.
„Zamiast strategii – likwidacja 1/3 szpitali”Obok siedziby Ministerstwa Zdrowia w Warszawie pojawił się baner z ostrym przekazem: „Zamiast strategii – likwidacja 1/3 szpitali. To plan ministerstwa na poprawę zdrowia Polaków. Zamiast szczuć na lekarzy, weźcie się do roboty”. To odpowiedź samorządu lekarskiego na zapowiedzi Ministerstwa Zdrowia dotyczące zmian w sieci szpitali.Rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej Jakub Kosikowski, w rozmowie z Radiem Wnet przyznaje, że formalnie diagnoza o „nadmiarze łóżek” nie jest całkowicie błędna, ale sposób działania resortu budzi sprzeciw.Faktycznie w Polsce mamy zbyt dużo łóżek szpitalnych czy zbyt dużo szpitali. Problem w tym, że ich rozłożenie nie odpowiada faktycznym potrzebom. Mniejsze miejscowości czy powiaty mają bardzo ograniczony zakres świadczeń. To fakt, którego nikt nie będzie negował– dodaje.Według Kosikowskiego problemem nie jest sama dyskusja o restrukturyzacji, lecz to, że w praktyce rząd próbuje „załatwić sprawę” poprzez rozwiązania, które mogą doprowadzić do zamknięcia wielu szpitali powiatowych – bez realnej strategii, tylko za pomocą prostego rachunku opłacalności. Kosikowski uważa, że część proponowanych rozwiązań wygląda tak, jakby miała stworzyć pretekst do „legalnego zamykania” szpitali.Będzie można powiedzieć: pazerni lekarze nie chcą przyjechać za 36 tysięcy, więc musimy zamknąć szpital. Prawda będzie taka, że nie będą mogli, bo systemowo się tego nie da zrobić– mówi.„Kierunek: prywatyzacja”. Kto zarobi na ograniczeniu leczenia publicznego?Na drugim banerze NIL pojawił się komunikat: „Kierunek prywatyzacja to wasz jedyny pomysł”. Samorząd lekarski uderza w szerszy problem – coraz większy udział sektora prywatnego, który wybiera to, co najbardziej opłacalne.Jeżeli ograniczy się leczenie w sektorze publicznym, ci pacjenci nie znikną. Albo będą dłużej czekać, albo pójdą prywatnie. Beneficjentem nie będą szpitale publiczne, tylko jednostki prywatne– mówi rzecznik NIL. Kosikowski przypomina, że prywatne placówki wybierają głównie zabiegi wysokopłatne i relatywnie proste.Robią to, co się opłaca: kręgosłupy, ortopedię, endoskopię. Jakoś nie znam szpitala prywatnego, który miałby oddział interny, pediatrię albo publiczną porodówkę. Dziwnym trafem tego robić nie chcą– stwierdza.Jego zdaniem jest to patologiczny kierunek, bo osłabia on rolę szpitali publicznych, które muszą brać na siebie także te świadczenia, które się „nie opłacają” – od porodówek po internę.Trzecie od końca finansowanie w UE i 25 miliardów długuW drugiej części rozmowy rzecznik NIL przechodzi do szerszej diagnozy systemu ochrony zdrowia. Przypomina o raportach NIK, ogromnych długach szpitali i chronicznym niedofinansowaniu.Suma długów szpitali to już ponad 25 miliardów złotych. Wyglądałoby na to, że w całej Polsce nie ma ani jednego dobrego menedżera. Raczej system jest tak skonstruowany– mówi.Kosikowski wskazuje, że Polska jest „trzecia od końca”, jeśli chodzi o udział wydatków na zdrowie w PKB.My mamy bitwę o 9 procent. Czechy mają składkę zdrowotną 13,55 proc, Niemcy między 14 a 17 proc. Czesi wydają na publiczną ochronę zdrowia więcej, niż my wydajemy na publiczną i prywatną razem– podkreśla.W jego ocenie potrzebne są jednocześnie większe nakłady i prawdziwa reforma organizacyjna, ale żadna władza nie chce podjąć wysiłku, który wykracza poza jedną kadencję.System wymaga reformy, ale to przekracza horyzont jednej kadencji. Nikt nie chce na tym przegrać wyborów. Wszyscy bawią się w kosmetykę. My potrzebujemy i nakładów, i reformy. Inaczej nie będzie wydolnej ochrony zdrowia– dodaje./fa
Za Ziobry ginęli ludzie! Marszałek Czarzasty najpierw przypomniał, jak ludzie Ziobry przystawiali mu pistolet do głowy i grozili śmiercią. Przypomina sprawę Barbary Blidy, której ludzie Ziobry przynieśli śmierć. I podkreśla: to nie był odosobniony przypadek. Czy Ziobro i PiS wreszcie poniosą konsekwencje za swoje zbrodnie? Czy uda się wyciągnąć Ziobrę z Budapesztu? A dziś także o Polakach–patriotach–katolikach z amerykańskiej Polonii, którzy są deportowani za nielegalny pobyt w Ameryce Trumpa — często z powodu donosów innych Polaków. Wracają demony z przeszłości. Te z czasów drugiej wojny światowej. #IPPTVNaŻywo #polityka #Ziobro #PiStoMafia #Blida ----------------------------------------------------
Komentarz po masakrze, której dokonał nożownik w pociągu na stacji Huntingdon pod Cambridge.
Zwykle o tej porze zapraszamy państwa do poznawania tajemnic kamienic w naszym regionie. Dzisiaj, w dniu wszystkich świętych, sprawdzimy jakie tajemnice kryje cmentarz żydowski w Zabrzu. To bardzo piękne i jeśli można tak powiedzieć - romantyczne miejsce. Przypomina bardziej ogród niż nekropolie. No i skrywa historie dawnych mieszkańców miasta. Na spacer w to miejsce, z mikrofonem, wybrała się Dorota Stabik a jej przewodnikiem był opiekun cmentarza, historyk, Dariusz Walerjański. Muzycznie audycję zrealizował Jacek Kurkowski.
W przeddzień uroczystości Wszystkich Świętych Jaśmina Nowak rozmawiała w Popołudniu Wnet z ks. dr. Krzysztofem Janem Gryzem – teologiem, duszpasterzem i dziennikarzem. Tematem była duchowość dnia, który od wieków skłania nas do refleksji nad przemijaniem, wiarą i nadzieją życia wiecznego.Śmierć jest częścią życia, nieodłączną i pewną dla każdego z nas. To jedna z tych rzeczy, które są absolutnie pewne. Każdy kiedyś umrze, choć dziś nie chcemy o tym mówić. Często próbujemy śmierć obłaskawić, potraktować z przymrużeniem oka, zamiast zmierzyć się z jej sensem– powiedział ksiądz Gryz.Duchowny przypomniał, że 1 listopada to uroczystość Wszystkich Świętych – dzień radości, w którym Kościół świętuje otwarte niebo i zbawienie tych, którzy przed nami odeszli w wierze. Następny dzień, 2 listopada, to wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych – dzień modlitwy za tych, którzy „są jeszcze na etapie oczyszczenia”.Stary Testament mówi, że błogosławioną rzeczą jest modlić się za zmarłych, bo dzięki modlitwie mogą oni otrzymać oczyszczenie– przypomniał ksiądz.Śmierć, która uczy życiaKs. Gryz zwrócił uwagę, że współczesny człowiek ucieka od tematu śmierci, żyjąc w świecie, w którym mówi się głównie o sukcesie, samorealizacji i młodości. Tymczasem świadomość przemijania pozwala lepiej zrozumieć sens życia.Może dobrze, że jest taki moment, kiedy śmierć przychodzi, bo ona nas ustawia. Gdybyśmy mieli żyć wiecznie, nie bylibyśmy szczęśliwi. Ograniczony czas sprawia, że żyjemy mądrzej i mamy cel – by dostać się do nieba– powiedział.W jego ocenie święta listopadowe mają głęboki wymiar duchowy i emocjonalny: z jednej strony to czas modlitwy i zadumy, z drugiej – radosne święto wszystkich, którzy już osiągnęli zbawienie. Na zakończenie rozmowy ks. Gryz skierował do słuchaczy przesłanie na Dzień Wszystkich Świętych.Kiedy stoimy przy grobach bliskich, przypomnijmy sobie wspólne chwile. Czasem to moment, żeby przebaczyć. Nawet w rodzinach ranimy się nawzajem, ale te dni uczą, że życie jest kruche i trzeba je przeżyć jak najlepiej, by być gotowym na spotkanie z Bogiem– mówił.
Kościół nie boi się sztucznej inteligencji, ale ostrzega przed jej skutkami. – Będziemy głupsi, jeśli przestaniemy myśleć – mówi w Radiu Wnet ks. Mateusz Szerszeń, redaktor „Któż jak Bóg”.Kościół nie boi się sztucznej inteligencji, ale patrzy na nią z rezerwą, twierdzi gość Radia Wnet.Sztuczna inteligencja to emanacja ludzkiego lenistwa– mówi ks. Mateusz Szerszeń, michalita, redaktor dwumiesięcznika „Któż jak Bóg”. W rozmowie o teologii i technologii ostrzega przed pokusą niemyślenia i utratą odpowiedzialności.Kościół i Dolina KrzemowaSamo pojęcie „sztuczna inteligencja” jest na wyrost. To chwyt marketingowy– zaznacza duchowny.Przypomina, że Kościół z jednej strony zachęca do rozwoju techniki, a z drugiej widzi zagrożenia. Wskazuje też, że nawet naukowcy z Doliny Krzemowej przyznają, iż termin „AI” nie oddaje rzeczywistości.Ks. Szerszeń tłumaczy, że pod nazwą „sztucznej inteligencji” kryją się trzy zjawiska: sieci neuronowe, uczenie maszynowe i duże modele językowe.Problem zaczyna się wtedy, gdy zaczynamy przypisywać komputerowi ludzkie cechy, traktować rozmowę z maszyną jak rozmowę z człowiekiem– zaznacza.Pokusa niemyśleniaOd początku istnienia człowieka towarzyszy nam pokusa niemyślenia. Myślenie boli, wymaga wysiłku. A komputer myśli szybciej. I właśnie dlatego jest to niebezpieczne– mówi duchowny.Jego zdaniem zwolnienie ludzi z myślenia prowadzi do duchowej i intelektualnej degradacji. – Wystarczy odłączyć prąd i ktoś, kto uczył się tylko z czatem GPT, staje się bezradny. Kiedy raz zrywamy to jabłko z drzewa poznania, trudno wrócić – dodaje.Inteligencja to coś więcejKościół, podkreśla ks. Szerszeń, rozumie inteligencję szerzej niż świat technologii.W inteligencji mieści się nie tylko logiczne rozumowanie, ale także wola, zdolność kochania i branie odpowiedzialności. A maszyna nie bierze odpowiedzialności– zaznacza.Duchowny wskazuje na moralne dylematy, jak choćby w przypadku samochodów autonomicznych: kto odpowiada za decyzję maszyny, gdy dochodzi do tragedii?Czy to naprawdę rewolucja?Choć niektórzy mówią o „czwartej rewolucji przemysłowej”, Kościół zachowuje ostrożność.Byłbym sceptyczny wobec słowa „rewolucja”. Coraz częściej widzimy, że sztuczna inteligencja się degeneruje. Systemy wcześniejsze bywały lepsze niż te, które mamy dziś– zauważa ksiądz.Nie lękajcie się technologii– Nie boję się sztucznej inteligencji. Jest dobra i pożyteczna, o ile służy człowiekowi – mówi ks. Szerszeń. Wskazuje na jej pozytywne zastosowania w medycynie i nauce, ale ostrzega przed rozleniwieniem.Będziemy głupsi. Nieumiejętność myślenia spowoduje, że się rozleniwimy. Nawet czat GPT był mądrzejszy rok temu– dodaje z uśmiechem.Cytuje św. Tomasza z Akwinu: „Na świecie jest tylko jeden grzech – głupota.”Po raz pierwszy stworzyliśmy urządzenie, które naprawdę zaczyna nas przypominać– zauważa.Cielesność – ostatnia granicaDla Kościoła prawdziwa granica między człowiekiem a maszyną leży w cielesności.Nie mamy maszyny, która przypominałaby mózg ludzki – żywy, biologiczny, zalewany hormonami. To nasz największy skarb i najlepsza inteligencja– mówi duchowny.To właśnie ciało, jego kruchość i śmiertelność, przypominają człowiekowi o jego duchowym wymiarze. W głębi duszy jesteśmy nieśmiertelni, tylko w to nie wierzymy– dodaje ks. Szerszeń. Zaznacza też, że „poszukiwanie nieśmiertelności na tym świecie nie ma sensu, ale w świecie przyszłym będziemy mieli ciało – zmartwychwstaniemy. To będzie ciało premium – żadna siłownia takiego nie da”.Ludzie przeżyć, nie słowaZdaniem michality religijność XXI wieku stoi przed nowym wyzwaniem.Przestajemy być ludźmi słowa, a stajemy się ludźmi przeżyć. A przecież chrześcijaństwo to religia Słowa– mówi i przypomina: Na początku było Słowo – Logos.
„Populizm” to dziś etykieta, która ma uciszyć realną opozycję – mówi Bronisław Wildstein. Przypomina, że faszyzm i nazizm wyrastały z lewicowych orientacji, a antyfaszyzm był narzędziem Stalina. Bronisław Wildstein uważa, że lewica używa dziś pojęcia „populizmu” jako etykiety, która ma uciszyć realną opozycję i usprawiedliwić łamanie zasad demokracji.Straszy się nas, że populizm to przedsionek faszyzmu, choć nikt nie potrafi jasno zdefiniować, co to naprawdę znaczy– mówi publicysta.Najbardziej krwawe totalitaryzmyWildstein podkreśla, że faszyzm i narodowy socjalizm wyrastały z rewolucyjnych orientacji lewicowych.Faszyzm włoski i niemiecki narodowy socjalizm nie były tożsame, ale oba miały źródła w ideologiach lewicowych– zaznacza. Jak dodaje, w latach 30. Stalin stworzył „antyfaszystowski front”, aby rozszerzać wpływy komunizmu.Każdego przeciwnika komunizmu nazywano faszystą. Dziś podobnie – populistą określa się tych, którzy kwestionują dominację liberalno-lewicowych elit– ocenia.Antydemokratyczna lewica?Zdaniem Wildsteina, demokracja liberalna w praktyce sama ograniczała wybór obywateli.Doprowadziła do sytuacji, w której nie było realnych różnic między lewicą a prawicą. Teraz walka z populizmem staje się pretekstem do zawieszania fundamentów państwa prawa– ostrzega.
- Polska jest także poddawana atakowi hybrydowemu, to kolejny alarm, który nam przypomina, że należy stale dbać o bezpieczeństwo - powiedział w Polskim Radiu 24 minister energii Miłosz Motyka odnosząc się do sprawy drona, zneutralizowanego w poniedziałek w rejonie Kancelarii Premiera i Belwederu.
Nie wiemy, czy obiekty były odpowiednio szybko zidentyfikowane i czy kontrolowano ich trajektorię. Nie ma odpowiedzi na wiele innych pytań - mówi poseł PiS. W Brukseli cały czas się debatuje o możliwości wyłączenia wydatków przeznaczonych na obronę z procedury nadmiernego deficytu. To nam by gigantycznie pomogło.wskazuje Andrzej Śliwka na konieczną reakcję w obliczu rosnącego rosyjskiego zagrożenia w Europie Środkowej. Gość "Odysei Wyborczy" upomina rządzących za brak wystarczających działań na rzecz rozbudowy polskiego systemu antydronowego. Przypomina, że rząd Zjednoczonej Prawicy przykładał do tego projektu bardzo dużą wagę.To oczywiste, że powinniśmy wspierać rodzimy przemysł obronnymówi polityk, w reakcji na doniesienia o dyskryminacji polskich spółek przez MON. Punktuje ministra obrony narodowej Władysława Kosiniaka-Kamysza za odbieranie kompetencji Agencji Uzbrojenia:Wicepremier Kosiniak-Kamysz nie jest tygrysem, tylko ratlerkiem; ma ogromny problem z pozyskiwaniem środków na zbrojenia
Zmiana Tuska na Sikorskiego nie oznaczałaby realnej zmian – mówi w Poranku Radia Wnet Bronisław Wildstein, przypominając „hołd berliński” i wcześniejsze kompromitacje byłego szefa MSZ.Bronisław Wildstein, pisarz i publicysta, w rozmowie w Poranku Radia Wnet ocenił doniesienia o możliwej zmianie na stanowisku premiera. Jego zdaniem Radosław Sikorski nie byłby realną alternatywą dla Donalda Tuska. Jeżeli patrzymy na zachowanie Radosława Sikorskiego w stosunku do wizyty prezydenta w USA, bardzo znaczącej, która otwiera nową fazę relacji z naszym głównym sojusznikiem, trudno uważać, że zmiana Tuska na Sikorskiego będzie zmianą realną– powiedział Wildstein.Polityczna kompromitacjaPublicysta przypomniał m.in. słynny „hołd berliński”, gdy Sikorski jako szef MSZ stwierdził w Berlinie, że obawia się nie nadmiernej aktywności Niemiec, lecz ich bezczynności.To brzmiało jak prośba, by Berlin wziął w swoje ręce los Europy, a więc i Polski– ocenił Wildstein.Jak podkreślił, nikt nie upoważnił ministra do tego typu deklaracji, a mimo to media III RP „piały z zachwytu”.Wildstein wskazał także inne zachowania Sikorskiego, które uważa za kompromitujące.Podczas wizyty prezydenta w USA, która określa nasze stosunki z głównym koalicjantem, Sikorski „zabłysnął” tym, że ogłosił w mediach społecznościowych, iż MSZ wysłało prezydentowi notatkę, co ma mówić, a czego nie. Potraktowali go jak swojego wysłannika niższego rzędu niż minister– ocenił.Pozorna zmianaChoć zauważył, że „Sikorski nie jest durniem” i może próbować łagodzić ostrą polaryzację, to jego zdaniem zmiana byłaby pozorna.Donald Tusk podporządkował sobie partię, usunął wszystkich konkurentów i otoczył się miernotami. Jeśli odejdzie, uwolni dynamikę wewnętrzną, która może zmienić politykę PO– dodał.Wildstein szerzej skrytykował rolę Tuska w Europie. Zwrócił uwagę, że były premier jest coraz gorzej traktowany na arenie międzynarodowej.Dopóki umiał trzymać Polaków za twarz, był użyteczny. Dziś jego rola staje się obciążeniem, a w Europie traktowany jest coraz mniej nobilitująco– ocenił.W jego opinii Polska stoi przed wyborem między dwoma różnymi perspektywami politycznymi: podporządkowaniem się Brukseli lub budowaniem pozycji w oparciu o sojusz ze Stanami Zjednoczonymi i współpracę w regionie.
Polska może być zwornikiem regionu, jeśli zbuduje własny przemysł obronny i wprowadzi strategię ustawową – ocenia w Poranku Radia Wnet Piotr Woyke, dyrektor Instytutu Wschodniej Flanki.Polska armia nie utrzyma zdolności bojowych, jeśli w całości będzie oparta na imporcie broni – ocenia Piotr Woyke, dyrektor Instytutu Wschodniej Flanki. Jego zdaniem konieczne jest wprowadzenie długoterminowej strategii przemysłu obronnego na poziomie ustawy i stworzenie organu koordynującego cały sektor. Żaden premier RP nie dopuści do bankructwa Ministerstwa Obrony Narodowej, zwłaszcza gdy mamy palącą się granicę wschodnią i wojnę tuż obok. Ale problem struktury długu i finansowania zbrojeń jest realny. W krótkiej perspektywie może zacząć przygniatać budżet MON-u– powiedział Woyke, odpowiadając na pytanie czy MON stanie się niedługo niewypłacalny. Jak podkreślił, trzeba uniknąć sytuacji, w której Polska staje przed wyborem „armat albo masła”, kosztem polityki społecznej czy gospodarczej.Własna produkcja zamiast importuKluczowym rozwiązaniem jest rozwój rodzimego przemysłu.Kupując w Polsce, mamy ogromne zwroty podatkowe. To nie tylko bezpieczeństwo, ale też oszczędności w budżecie– wskazuje dyrektor Instytutu.Przypomina, że polska zbrojeniówka była ofiarą nieudanych konsolidacji i politycznych rozgrywek, a spółki państwowe często nie znały potrzeb wojska.Nikt nie może sprawnie zarządzać firmą, jeśli nie wie, czego oczekuje klient. Wojsko zmieniało wymagania, nie informowało spółek, a na koniec kupowało sprzęt zagraniczny– mówi Woyke.Amunicja i dronyEkspert wskazuje, że Polska powinna skupić się na specjalizacjach, które można szybko rozwinąć. Jednym z przykładów jest produkcja amunicji wielkokalibrowej.To absolutnie podstawowa rzecz na współczesnym polu bitwy. Zużywa się jej tysiące sztuk dziennie. A jej produkcja nie jest szczególnie skomplikowana– zaznacza.Jako przykład „diamentu” polskiej zbrojeniówki wskazuje Grupę WB – dziś jednego z największych producentów dronów w Europie.Ta firma działa skutecznie, dostarcza sprzęt na czas i zdobywa kolejne kontrakty eksportowe– mówi.Strategia i koordynacjaWoyke podkreśla, że wszystkie kolejne rządy przez 30 lat nie miały spójnego pomysłu na przemysł obronny.To nie jest ani sektor wolnorynkowy, ani czysto bezpieczeństwa narodowego. To bardzo trudna branża, z niewielką liczbą klientów. Wymaga aktywnej roli państwa– ocenia.Rozwiązaniem ma być strategia ustawowa i jeden koordynator w rządzie.Potrzebny jest organ, który obejmie całość – zarówno przemysł państwowy, jak i prywatny. Musi mieć kompetencje gospodarcze, znać potrzeby armii i wspierać eksport. Żadna firma nie utrzyma się długo z jednego klienta– wskazuje.W jego ocenie konieczny jest też fundusz wsparcia przemysłu obronnego, który dostosowywałby pomoc do skali firm – od gigantów jak PGZ czy WB po małe start-upy.Polska jako zwornik regionuDyrektor Instytutu Wschodniej Flanki wskazuje na przykład Turcji, która dzięki konsekwentnej polityce rozwinęła własny przemysł obronny, dziś produkując samoloty, czołgi czy drony.Turcja pozyskiwała technologie, ale teraz dysponuje własnością intelektualną i swobodą eksportu. Polska powinna mieć podobny cel– podkreśla Woyke.Podsumował, że „wizyta prezydenta Nawrockiego w Waszyngtonie pokazała jasno, że istnieje szansa, aby Polska była traktowana jako zwornik regionu – przynajmniej w zakresie bezpieczeństwa”.
[AUTOPROMOCJA] Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. W najnowszym podkaście Raport międzynarodowy Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz poruszają temat świadczeń dla obcokrajowców. Ich gościem jest Bartosz Marczuk, były wiceminister pracy i polityki społecznej a obecnie analityk Instytutu Sobieskiego, który odpowiada na pytania dotyczące wydatków, które ponosi państwo polskie na przebywających nad Wisłą Ukraińców. Gość podcastu rozwiewa mity dotyczące nadużyć wokół 800 plus dla Ukraińców. Pokazuje skalę wydatków z budżetu państwa i ocenia czy taki wydatek się opłaca. Odnosi się również do tezy o tym, czy świadczenie 800 plus powinno być przekazywane tylko obywatelom Polski lub obywatelom państw UE. Prowadzący pytają Bartosza Marczuka o ryzyko wyjazdu dalej na Zachód Ukraińców, którzy zostaną pozbawieni 800 plus w związku z wetem prezydenta Karola Nawrockiego. Dyskutują na temat tego, jak i czy należy nadawać obywatelstwo Ukraińcom i Białorusinom przebywającym w Polsce. Zastanawiają się jak można zagwarantować ich lojalność wobec Polski bez eksponowania ideologii, które nawiązują do ludobójstwa na Wołyniu. Ekspert podkreśla znaczenie Ukraińców dla polskiego rynku pracy. Przypomina również o tym, że Ukraińcy nie są jedyną grupą narodowościową objętą programem 800 plus. Jak mówi Bartosz Marczuk, te pieniądze wypłacane są wszystkim obcokrajowcom, którzy w Polsce mają swoje „centrum życiowe”. Gość Raportu tłumaczy jak to wygląda w innych państwach Unii Europejskiej i opowiada o debacie, która również i tam się toczy a dotyczy świadczeń dla Ukraińców.
Nie Rosja przegrywa tę wojnę, tylko Zachód i Ukraina – przekonuje w Poranku Radia Wnet Marek Budzisz, ekspert z Strategy & Future.W Poranku Radia Wnet Marek Budzisz, ekspert ds. międzynarodowych z Strategy & Future tłumaczył m.in., że obecne rozmowy wokół przyszłości Ukrainy nie dotyczą zwycięstwa nad Rosją, lecz ograniczenia skali porażki Zachodu. Budzisz podkreśla, że gwarancje dla Ukrainy muszą brać pod uwagę nie tylko scenariusz pozytywny – trwały pokój i odstraszenie Rosji – ale też ryzyko jej ponownej agresji. Przypomina przykład Czeczenii, gdzie Moskwa po kilku latach wróciła i wygrała wojnę.Gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy muszą uwzględniać nie tylko scenariusz pozytywny, czyli odstraszenie Rosji i trwały pokój, ale też scenariusze negatywne. Rosja może po pewnym czasie wrócić do agresji, tak jak wróciła w Czeczenii po pierwszej przegranej wojnie. Dlatego państwa gwarancyjne muszą brać pod uwagę ryzyko bezpośredniego zaangażowania w wojnę z Rosją– zaznacza.Problem z artykułem 5Ekspert wskazuje, że mechanizm NATO nie daje automatycznej gwarancji użycia siły. Każde państwo członkowskie samo decyduje o charakterze swojego zaangażowania.Artykuł 5 przewiduje, że w razie agresji na jedno z państw NATO, pozostałe uznają to za napaść na siebie i podejmują decyzję o odpowiedzi zgodnie z własną oceną i możliwościami. To nie oznacza automatycznego użycia siły wojskowej — każde państwo może zdecydować inaczej, np. z braku zdolności lub woli. Tak samo byłoby w przypadku gwarancji dla Ukrainy: każde państwo samo określiłoby charakter swojego zaangażowania– powiedział.„Negocjujemy porażkę”W ocenie Budzisza, Ukraina i Zachód nie realizują swoich celów wojennych.Nie Rosja przegrywa tę wojnę, tylko Zachód i Ukraina– twierdzi i przypomina, że jeszcze niedawno celem było członkostwo Ukrainy w NATO i odzyskanie terenów okupowanych. Dziś rozmowy dotyczą rezygnacji z obu tych celów i szukania prawnej formuły, jak przedstawić to światu.Polska w szczególnej sytuacjiPolska – jak zaznacza ekspert – różni się od innych państw NATO, bo udostępnia swoje terytorium. Nawet jeśli Warszawa nie chciałaby angażować się wojskowo, już sama zgoda na wykorzystanie baz przez sojuszników oznacza wejście do wojny.Dlatego Polska musi negocjować nowy protokół bezpieczeństwa w ramach NATO i systemu bezpieczeństwa Europy Środkowej– podkreśla Budzisz.
Spotkanie Donalda Trumpa i Władimira Putina na Alasce budzi wiele pytań. Publicysta tygodnika „Sieci” podkreśla, że interpretacje są skrajne, a fakty pozostają niejasne.Spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem wywołało lawinę komentarzy – od opinii, że amerykański prezydent został rozegrany przez Kreml, po spekulacje, że Rosja pragnie rozejmu. Jak zauważa publicysta Piotr Gursztyn, rzeczywistość jest dużo mniej jednoznaczna.Każdy wyciąga takie wnioski, jakie chce. Kto nie lubi Trumpa, pisze, że został ograny. Ale nikt z komentatorów nie był przy rozmowie, więc wszystkie te oceny są obarczone dużą dozą spekulacji– mówi gość "Poranka Wnet".Trump między słowami a czynamiZdaniem publicysty, politykę Donalda Trumpa cechuje rozdźwięk między deklaracjami a działaniami.Na początku ostro krytykował Ukrainę, ale realnie nie odciął jej od pomocy wojskowej. Wsparcie ruszało z pełną mocą, choć chwilami było zawieszane. Nie wiemy, czy to efekt presji, czy względów technicznych– wyjaśnia Piotr Gursztyn.Przypomina także, że podobne sytuacje miały miejsce podczas prezydentury Joe Bidena – jak w przypadku czasowego wstrzymania dostępu ukraińskiej armii do systemu Starlink.Europa zaniepokojonaSpotkanie na Alasce odbiło się szerokim echem w Europie. Do USA wybierają się m.in. prezydent Finlandii i przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen.Reakcja państw europejskich jest zrozumiała, bo to sprawa kluczowa dla wschodniej flanki NATO. Sygnały, które płyną z Polski i Finlandii do Trumpa, są jednoznaczne: nie ufać Putinowi i trzymać twardą linię wobec Rosji– podkreśla publicysta.Ponadto, zwraca uwagę na symboliczny wymiar samej oprawy spotkania.Putinowi towarzyszyły myśliwce F-35, a po obu stronach czerwonego dywanu ustawiono amerykańskie Raptory. To demonstracja przewagi militarnej, której Rosja nie ma i przed którą nie potrafi się bronić– zauważa rozmówca Katarzyny Adamiak.Ukraina na skraju wyczerpaniaW ocenie Piotra Gursztyna, Zachód nie ma obecnie możliwości militarnych, by bezpośrednio powstrzymać Rosję.Ukraina jest wycieńczona. Sprzęt dociera, ale brakuje żołnierzy zdolnych do walki. To największy problem– tłumaczy.Rosja, mimo doraźnych sukcesów na froncie, w długiej perspektywie mierzy się jednak z narastającymi problemami gospodarczymi. Czas gra przeciwko Moskwie. Spadające ceny paliw, presja ze strony Arabii Saudyjskiej i fiasko irańskiego sojusznika pokazują ograniczenia rosyjskiej polityki- podkreśla publicysta.Putin przełamuje izolację?Choć rosyjska propaganda ogłosiła spotkanie sukcesem, publicysta zaleca ostrożność.Rosja zawsze ogłasza sukces. Pytanie, czy za tym pójdą realne zmiany – nowe kontakty, nowe sojusze. Na razie to bardziej pokaz propagandowy niż przełom– ocenia.Oczekiwania wobec TrumpaJak podsumowuje Piotr Gursztyn, Zachód liczy dziś na twardą postawę USA.Europa będzie głośno mówić o wspieraniu Ukrainy, ale tak naprawdę oczekuje, że Trump załatwi sprawę za nią. Problem w tym, że to nie takie proste– dodaje.Czas pokaże, czy Trump rzeczywiście trzyma w ręku wielki kij, o którym mówił Theodore Roosevelt– podsumowuje publicysta.
Europoseł PiS i były wiceminister spraw wewnętrznych komentuje kwestie bezpieczeństwa państwa, sytuację służb specjalnych, politykę migracyjną oraz przyszłość rządu Donalda Tuska.Maciej Wąsik odnosi się do wydarzeń podczas koncertu białoruskiego rapera Maxa Korzha na Stadionie Narodowym, gdzie doszło do prowokacji z banderowskimi flagami i interwencji policji.To był policzek dla Polaków. Na szczęście nie doszło do zamieszek, ale ta prowokacja mogła skończyć się tragicznie – ocenia.Zdaniem byłego ministra, sytuacja pokazuje, że polskie służby muszą skuteczniej monitorować wydarzenia masowe.Kierunek kontrwywiadowczy w czasie wojny za naszą wschodnią granicą powinien być kluczowy dla ABW. Nie wiem, czy tak jest– stwierdza gość "Poranka Wnet".Likwidacja CBA i morale służbMaciej Wąsik krytycznie odnosi się także do zapowiedzi likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego.Nie wierzę, że do tego dojdzie, bo prezydent Nawrocki nie podpisze ustawy. Ale sama atmosfera niepewności niszczy morale funkcjonariuszy – podkreśla.Przypomina też, że w przeszłości za rządów Donalda Tuska funkcjonariusze byli karani za działania wobec polityków PO.To psucie państwa i obniżanie morale w służbach specjalnych– dodaje.Granice i kryzys migracyjnyByły wiceszef MSWiA zwraca uwagę na niezmienny charakter presji migracyjnej na granicy z Białorusią.To zawsze byli ludzie, którzy chcą łamać prawo i wyłudzać świadczenia. Wbrew narracji opozycji, to nie były matki z dziećmi, tylko grupy zorganizowane – zaznacza polityk.Maciej Wąsik popiera działania obecnych służb na granicy, choć przypomina, że za czasów rządów PiS były one ostro krytykowane i porównywane do faszystów.Odnosząc się do paktu migracyjnego, europoseł PiS wyraził jednoznaczne stanowisko:Polska musi go wypowiedzieć. Jeśli tego nie zrobimy, będziemy zmuszeni płacić tysiące euro za każdego nieprzyjętego migranta. Potrzebna jest twarda polityka wobec Unii, inaczej Unia będzie twarda wobec nas.Nowe rozwiązania dla migracjiPolityk podkreśla konieczność stworzenia skutecznych instrumentów do monitorowania cudzoziemców i natychmiastowej readmisji osób łamiących prawo.Dziś nielegalny migrant po zatrzymaniu dostaje pouczenie o obowiązku opuszczenia Polski. To fikcja. Potrzebne są realne mechanizmy kontroli – ocenia europoseł.Dodał, że obóz PiS przygotuje konkretne rozwiązania w tej sprawie i uczyni z nich jeden z głównych punktów przyszłej kampanii wyborczej.Przyszłość rządu TuskaZapytany o polityczne prognozy, Maciej Wąsik przyznaje, że życzyłby sobie wcześniejszych wyborów, ale nie jest pewny ich realności.Władza spaja. Im mniejsze szanse mają partie koalicyjne na wejście do Sejmu, tym większa ich determinacja, by dotrwać do końca kadencji – uważa polityk.Wskazuje przy tym na poważne problemy rządu z wdrażaniem KPO, które – jego zdaniem – są coraz bardziej widoczne.
Ekspert w dziedzinie polskiego atomu w rozmowie z Katarzyną Adamiak krytykuje prezesa Rafała Kasprówa za sugestię, że w energetyce jądrowej ekspertów może zastąpić sztuczna inteligencja.Najbardziej mnie wzburzyło uznanie, że eksperci są do niczego niepotrzebni, że wszystko załatwia sztuczna inteligencja– mówi profesor.Sztuczna inteligencja powiela to, co dominuje w sieci. Jak dominuje fałsz, odpowiada fałsz– dodaje i wyjaśnia, że bez rzetelnych, aktualnych danych algorytmy mogą jedynie wzmacniać błędne informacje.Kontrowersje wokół BWX300Wykładowca AGH, jako przykład podaje projekt reaktora BWX300:Ten projekt został po raz pierwszy pokazany publicznie w 2019 roku. Ale już w 2020 roku zwiększono dwukrotnie średnicę budynku reaktora z 20 do 40 metrów – cztery razy większa kubaturaRozmówca Katarzyny Adamiak zauważa, że musiało to znacznie zwiększyć koszty. Jednak do dziś General Electric Hitachi nie zaktualizował danych dotyczących kosztów projektu.Brak transparentności i rola inwestorówGość Poranka Wnet krytykuje też sposób prowadzenia projektu:General Electric Hitachi i również pan prezes Kasprów, przez brak transparentnych działań, wprowadzają opinię publiczną w błądW jego ocenie, w energetyce jądrowej obowiązuje szczególna przejrzystość, a obecny brak jawności „razi w oczy”. Porusza także temat finansowania nauki przez firmy związane z projektami:Wyrażenie swojej opinii wbrew pieniądzom jest bardzo trudne– zauważa i dodaje, że presja finansowa i zależność od sponsorów ogranicza niezależność naukowców.Innowacje bez norm i certyfikacjiProf. Ludwik Pieńkowski odnosi się też do doniesień o planach zastąpienia żelbetu w konstrukcji obudowy bezpieczeństwa reaktora innowacyjnymi płytami stalowo-betonowymi:Nie ma żadnych norm na to, w jaki sposób takie płyty zastosować do budowy barier ciśnieniowych. A w tym projekcie obudowa bezpieczeństwa ma być właśnie z takich płyt– podkreśla i kontynuuje:Proces certyfikacji idzie na piechotę, krok po kroku. To musi trwać długo i musi drogo kosztować.Źródła finansowaniaOdnosi się też do planów Michała Sołowowa, który chce publicznego finansowania budowy floty ponad 20 reaktorów BWX300:Dzisiaj konkurencyjny wybór jakiegoś projektu reaktorów jest kompletnie niemożliwy. (…) Sołowow namawia nas, Polaków, na kupienie kota w worku.Przypomina, że pierwsze takie instalacje powstaną – jeśli dobrze pójdzie – dopiero w latach 30, a może być tak, że nie powstaną nigdy.Na zakończenie profesor podkreśla, że priorytetem jest nowelizacja prawa o wydawanie decyzji środowiskowych i lokalizacyjnych:Zanim wybierzemy technologię… mamy czas na to. Natomiast nie mamy czasu na zlokalizowanie i przekonanie środowisk, że tu będzie elektrownia jądrowa.
W swoim najnowszym felietonie publicysta komentuje historyczne doświadczenia Polaków z prezydentami III RP i z nadzieją, ale i ostrożnością, odnosi się do objęcia urzędu przez Karola Nawrockiego. Powitaliśmy nowego prezydenta, pożegnaliśmy dawnego– mówi Piotr Witt.Karol Nawrocki, jak zauważa, budzi nadzieje nie tylko w kraju, ale i wśród Polonii. Ale publicysta – doświadczony historią i polityką – nie ulega euforii. Przypomina, że i po poprzednikach oczekiwano wiele:Jaruzelski, Wałęsa, Kwaśniewski, Komorowski – doświadczyliśmy wszystkiego. Generał, elektryk, ekonomista, arystokrata.Piotr Witt przywołuje obraz polskiego wyborcy zmęczonego zawodami, nieufnego wobec lewicowych prezydentów, czasem wręcz sentymentalnie wspominającego... Bieruta.Duda bez protokołuW kontekście przeszłości Piotr Witt wspomina wizytę Andrzeja Dudy w Paryżu 28 października 2015 roku. Wydarzenie miało symboliczną wymowę. Prezydent był witany ciepło przez Polonię, choć – jak zauważa autor – nie było to wydarzenie należycie obsłużone przez oficjalne struktury państwa.Ambasada RP we Francji w tamtym czasie według publicysty nie umieściła żadnej informacji o wizycie na swoich stronach internetowych. Próżno było jej szukać w rubrykach „informacje” i „aktualności”. Brak też było doniesień w mediach francuskich. Witt ironizuje:Ambasada ma ataszat prasowy – od informowania mediów. Ale o wizycie nie wiedział nikt.To – jak podkreśla – rażący kontrast wobec czasów prezydentury Bronisława Komorowskiego, którego wizyty we Francji szeroko relacjonowały wszystkie media.Orędzie Karola NawrockiegoPiotr Witt kończy felieton mocnym akcentem – osobistym wrażeniem z orędzia prezydenta Nawrockiego. Przemówienie na Placu Zamkowym i inauguracyjne wystąpienie w Sejmie ocenia wysoko, wyraźnie oddzielając je od rytuału politycznego.To nie była zwyczajna mowa polityka, ale wypowiedź wybitnego męża stanu. Nie był to zwykły akt objęcia urzędu, ale akt objęcia władzy. Tego po nim oczekiwaliśmy wszyscy- podsumowuje Piotr Witt.
O nadziejach na przywrócenie przez prezydenta Karola Nawrockiego elementarnej dyscypliny w środowisku sędziowskim mówi rektor Akademii Wymiaru Sprawiedliwości.
Wiktor Świetlik i Marcin Wolski analizują kontrowersyjną postać Tomasza Lisa i jego wpływ na polski krajobraz polityczny. Rozważają jego ewolucję z gwiazdy telewizji w kontrowersyjnego komentatora oraz znaczenie jego działań w kontekście Szymona Hołowni i zmieniających się sojuszy politycznych. We wpisie na portalu X Tomasz Lis nazwał marszałka Sejmu słowem na "c", typowym dla gwary więziennej.Dziennikarze zwracają również uwagę na napięcia między narracjami rządowymi a opozycyjnymi oraz na wyzwania związane z migracją i polityką uchodźczą, które kształtują nastroje społeczne. W końcu podkreślają potrzebę nowej refleksji wśród polityków, aby skutecznie reagować na dynamiczne zmiany w społeczeństwie.
Minister Sikorski mówi o sekcie, która ma zdecydować o ważności wyborów. Przypomina, że zgodnie z wyrokiem sądu ma prawo nazywać Ordo Iuris fundamentalistyczną sektą. Bondar zapowiada, że prokuratorzy skontrolują prawie 300 komisji. Tusk z kolei podkreśla, że to nie prokuratura jest od stwierdzania ważności wyborów. Będzie też o polsko-niemieckiej granicy, na której PiS wraz z Bąkiewiczem rozkręcają imigracyjną aferę. Problem w tym, że minister Czaputowicz — minister z czasów PiS — przyznał, że za rządów PiS polityka imigracyjna wyglądała tak samo. Czym zakończy się ta awantura? #IPPTVNaŻywo #wybory2025 #policzmygłosy ----------------------------------------------------
Obecnie w Anglii jest rozważane prawo odnośnie tzw. wspomaganego samobójstwa. Nie chodzi tutaj o eutanazję czyli zabijanie kogoś na jego prośbę, ale o pomoc przy popełnieniu samobójstwa. Moim celem nie jest stawanie po żadnej ze stron ani określenie czy jest to czyn moralnie zły. Chciałbym w tym nagraniu przedstawić opisane w Biblii przypadki samobójstw i myśli samobójczych oraz to jak różne religie przez wieki interpretowały takie czyny.Zacznijmy od Prawa Mojżeszowego, a konkretnie od Dziesięciorga Przykazań. Wyjścia 20:13 mówi: “Nie zabijaj”. W oryginale występuje tam hebrajskie słowo “racach”, które lepiej jest chyba tłumaczyć jako “mordować”. Chodzi o bezprawne zabijanie. Przypominam, że Prawo Mojżeszowe nakazywało wykonywać karę śmierci za niektóre przestępstwa (np. porwanie), tak więc zakaz zabijania nie miałby sensu. Chodzi tutaj o zakaz mordowania czyli bezprawnego zabijania.Czy jednak można to prawo odnieść także do samobójstwa? Wiele religii tak to interpretowało. Jeżeli bezprawne zabójstwo jest grzechem to jest nim także samobójstwo. Taki grzech czasem traktowano na równi z zabójstwem, czasem łagodniej. Józef Flawiusz opisał taką historię, w której żydowscy buntownicy woleli zginąć niż się poddać Rzymianom. Ponieważ jednak uważali samobójstwo za ciężki grzech prosili innych aby ich zabili. Przypomina to opisaną w Biblii śmierć Abimelecha i króla Saula.W Księdze Sędziów 9:54 czytamy: “Wtedy on przywołał śpiesznie swojego giermka i rzekł do niego: Dobądź swojego miecza i dobij mnie, aby nie mówiono o mnie: Kobieta go zabiła; przebił go więc jego giermek i on zmarł”. Jakaś kobieta zrzuciła kamień młyński na głowę tego wojownika. Miał on roztrzaskaną czaszkę. Poprosił więc swojego giermka aby go zabił. Myślę, że można to uznać za przykład eutanazji lub wspomaganego samobójstwa.Bardzo podobnie chciał postąpić król Saul. W 1 Samuela 31:4 czytamy: “I rzekł Saul do swojego giermka: Dobądź miecza i przebij mnie nim, aby gdy nadejdą ci nieobrzezańcy, nie przebili mnie i nie naigrawali się ze mnie. Lecz giermek nie chciał, gdyż bał się bardzo. Wziął więc Saul miecz i nań się rzucił”. Ponownie umierający prosi swojego giermka. Motywuje to strachem przed wrogami, którzy być może znęcaliby się nad nim. W tym jednak wypadku giermek odmawia i Saul sam się zabija.Trzeci przykład z tego okresu to samobójstwo Achitofela. W 2 Samuela 17:23 czytamy: “Gdy Achitofel widział, że jego rada nie została wykonana, osiodłał swojego osła i ruszył do swojego domu w mieście rodzinnym. Potem rozporządził swoim domem i powiesił się”. Warto zwrócić uwagę na to, że te trzy samobójstwa czy prośby o zabicie pochodzą z tego samego okresu czyli przełomu między czasami sędziów, a okresem królów. Późniejsza historia nie mówi już nic o samobójstwach.Wprawdzie niektórzy do samobójców wliczają Zimriego, jednak 1 Królewska 16:18 mówi: “Gdy zaś Zimri zobaczył, że miasto zostało zdobyte, wycofał się do warowni zamku królewskiego i podpaliwszy nad sobą zamek królewski, zginął”. Mam wrażenie, że Zimri zginął przypadkiem w pożarze, który sam spowodował. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś świadomie popełnia samobójstwo przez spalenie się, ale mogę się mylić. Chętnie poznam wasze zdanie: czy Zimri popełnił samobójstwo?Interpretacja, że samobójstwo jest ciężkim grzechem oparta jest także na fakcie, że ci samobójcy byli negatywnie opisani w Biblii. Zarówno Abimelech jak i król Saul oraz doradca Achitofel i buntownik Zimri są przedstawieni jako ludzie, na których spadła kara. Do tej listy można dodać jeszcze Judasza o którym w Mateusza 27:5 czytamy: “Wtedy rzucił srebrniki do świątyni, oddalił się, poszedł i powiesił się”. Czy to przypadek, że wszyscy samobójcy są negatywnie opisani, pytają ci, którzy uznają samobójstwo za ciężki grzech.W Biblii są jednak także pozytywne postacie mający myśli samobójcze. W Sędziów 16:30 czytamy: “I rzekł Samson: Niech zginę razem z Filistyńczykami. Potem naparł z całej siły i dom upadł na książęta i na wszystek lud, który był w nim. A było zabitych, których przyprawił o śmierć sam ginąc, więcej niż zabitych, których uśmiercił za swego życia”. Wcześniejsze wersety mówią jednak o tym, że się modlił. Jego śmierć można chyba uznać nie za samobójstwo, ale za poświęcenie siebie w walce z wrogami. Coś na kształt Wołodyjowskiego, który wysadza twierdzę aby nie oddać jej Turkom.Biblia też opisuje postępowanie wobec osób mających myśli samobójcze. Np. Mojżesz był przepracowany. W Liczb 11:15 czytamy: “A jeżeli tak postępujesz ze mną, to zabij mnie raczej zaraz, jeżeli znalazłem łaskę w twoich oczach, abym nie musiał patrzeć na moje nieszczęście”. W odpowiedzi Bóg rozdzielił jego pracę na 70 innych osób i zapewnił go, że nie będzie musiał już sam nosić tego ciężaru.Księga Hioba opisuje ciężką chorobę. W Hioba 3:21 czytamy: “Tym, którzy wyglądają śmierci, a nie przychodzi, którzy poszukują jej gorliwiej niż skarbów ukrytych”, a w Hioba 17:15: “Tak że wolałbym być uduszony i raczej ujrzeć śmierć niż moje boleści”. Nie są to wprawdzie myśli samobójcze, ale chyba wyrażenie woli aby umrzeć. Hiob stwierdza, że wolałby raczej śmierć niż swoje boleści. Także dzisiaj ból jest często podawany jako argument za eutanazją czy wspomaganym samobójstwem.Ostatnie dwa przykłady to prorocy Eliasz i Jonasz. W 1 Królewskiej 19:4 czytamy o Eliaszu: “Sam zaś poszedł na pustynię o jeden dzień drogi, a doszedłszy tam, usiadł pod krzakiem jałowca i życzył sobie śmierci, mówiąc: Dosyć już, Panie, weź życie moje, gdyż nie jestem lepszy niż moi ojcowie”. Z kolei w Jonasza 4:3 czytamy: “Otóż teraz, Panie, zabierz moją duszę, bo lepiej mi umrzeć aniżeli żyć”. W obu tych wypadkach Biblia mówi, że Bóg pocieszył swoich proroków. Wielu interpretatorów wskazuje, że powinniśmy w tym naśladować Boga.Niektórzy powołują się jeszcze na przykład Henocha o którym w Rodzaju 5:24 czytamy: “Henoch chodził z Bogiem, a potem nie było go, gdyż zabrał go Bóg”. Nie mamy tutaj wielu szczegółów, ale z kontekstu zdaje się wynikać, że Henochowi groziła śmierć z ręki wrogów. Jeżeli tak było to zakończono jego życie, aby nie był np. torturowany przez swoich oprawców. Nie wszyscy są jednak zgodni jak należy rozumieć słowa “zabrał go Bóg”.Podsumowując. Ciekawe jest to, że większość samobójstw opisanych w Biblii odnosi się do tego samego okresu opisanego w Księdze Sędziów oraz 1 Księdze Samuela czyli na przełomie rządów sędziów i królów. Warto przypomnieć, że współcześnie też były okresy, kiedy samobójstwa były częste, a potem przestały. Np. w XVIII po opublikowaniu powieści “Cierpienia młodego Wertera” samobójstwa stały się modne. Nazwano to efektem Wertera. Wydaje się, że król Saul mógł wiedzieć o prośbie Abimelecha i zażądał od swojego giermka tego samego.Biblia nie zawiera wyraźnego zakazu samobójstwa. Religie, które potępiają ten czyn opierają się na interpretacji przykazania “nie zabijaj” (lub “nie morduj”). Inny ważny czynnik to fakt, że wszystkie osoby, które popełniły samobójstwo opisane w Biblii jest określone jako złe. Z drugiej strony pozytywne postacie miały myśli samobójcze i nawet prosiły Boga o śmierć, same jednak nie targnęły się na swoje życie.Nie zabijaj.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/2-Ksiega-Mojzeszowa/20/13Wtedy on przywołał śpiesznie swojego giermka i rzekł do niego: Dobądź swojego miecza i dobij mnie, aby nie mówiono o mnie: Kobieta go zabiła; przebił go więc jego giermek i on zmarł.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Ksiega-Sedziow/9/54I rzekł Saul do swojego giermka: Dobądź miecza i przebij mnie nim, aby gdy nadejdą ci nieobrzezańcy, nie przebili mnie i nie naigrawali się ze mnie. Lecz giermek nie chciał, gdyż bał się bardzo. Wziął więc Saul miecz i nań się rzucił.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/1-Ksiega-Samuela/31/4Gdy Achitofel widział, że jego rada nie została wykonana, osiodłał swojego osła i ruszył do swojego domu w mieście rodzinnym. Potem rozporządził swoim domem i powiesił się. Gdy umarł, pochowano go w grobie jego ojca.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/2-Ksiega-Samuela/17/23Gdy zaś Zimri zobaczył, że miasto zostało zdobyte, wycofał się do warowni zamku królewskiego i podpaliwszy nad sobą zamek królewski, zginąłhttps://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/1-Ksiega-Krolewska/16/18Wtedy rzucił srebrniki do świątyni, oddalił się, poszedł i powiesił się.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Ewangelia-Mateusza/27/5I rzekł Samson: Niech zginę razem z Filistyńczykami. Potem naparł z całej siły i dom upadł na książęta i na wszystek lud, który był w nim. A było zabitych, których przyprawił o śmierć sam ginąc, więcej niż zabitych, których uśmiercił za swego życia.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Ksiega-Sedziow/16/30A jeżeli tak postępujesz ze mną, to zabij mnie raczej zaraz, jeżeli znalazłem łaskę w twoich oczach, abym nie musiał patrzeć na moje nieszczęście.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/4-Ksiega-Mojzeszowa/11/15Tym, którzy wyglądają śmierci, a nie przychodzi, którzy poszukują jej gorliwiej niż skarbów ukrytychhttps://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Ksiega-Joba/3/21Tak że wolałbym być uduszony i raczej ujrzeć śmierć niż moje boleści.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Ksiega-Joba/7/15Sam zaś poszedł na pustynię o jeden dzień drogi, a doszedłszy tam, usiadł pod krzakiem jałowca i życzył sobie śmierci, mówiąc: Dosyć już, Panie, weź życie moje, gdyż nie jestem lepszy niż moi ojcowie.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/1-Ksiega-Krolewska/19/4
Udaremniony zamach na Zełenskiego. Wiceszef MON: Nie wiem czemu Ukraina teraz ro przypomina
Polski transport chyli się ku upadkowi – ostrzega Piotr Litwiński z Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego. Wini m.in. pakiet mobilności, brak kierowców i bezczynność rządu.Branża transportowa w Polsce znalazła się w poważnym kryzysie– alarmuje Piotr Litwiński, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego. Jak podkreśla, jeszcze kilka lat temu transport był motorem polskiej gospodarki. Dziś firmy się kurczą, młodzi nie chcą wchodzić do zawodu, a państwo – jego zdaniem – wciąż nie rozumie skali problemu.Nie mamy powodów do radości. Kiedyś transport kwitł, dziś wszystko się zwija. Młodzi nie chcą o tym słyszeć, a starsi odchodzą na emeryturę– mówi Litwiński. Wspomina rozmowę znajomego z synem, który odmówił przejęcia rodzinnej firmy transportowej: „Tato, ja nie jestem taki jak ty, żeby całe życie tyrać i nic z tego nie mieć”.Spadek znaczenia branży w PKB i odpływ dewizLitwiński podważa też oficjalne dane rządowe, według których transport odpowiada za 7 proc. PKB.To już nieaktualne. Dziś to może 2 proc. Państwo traci dewizy, które kiedyś przynosił właśnie transport– przekonuje.Podkreśla, że branża zbudowana była przez prywatnych przedsiębiorców, bez pomocy państwa czy Unii Europejskiej.To nasze dziecko. A jak człowiek coś sam zbudował, to to szanuje. A państwo? Nigdy nie dało nawet złotówki. Unia robiła wszystko, by nas zniszczyć, bo zdobywaliśmy ich rynek– mówi.Zamykane kierunki wschodnie, konkurencja z południa i ze WschoduDostęp do rynków wschodnich – Białorusi, Rosji i Ukrainy – został praktycznie zamknięty.Nie jeździmy już do tych krajów. A z drugiej strony atakują nas Turcy, Serbowie, Mołdawianie. Polski przewoźnik jest wypychany z rynku– stwierdza.Wyjaśnił, że to m.in. wpływa na stan branży, a w samym związku Litwińskiego 20 proc. firm przestało opłacać składki z powodu likwidacji, a 80 proc. ograniczyło działalność – często nawet o połowę floty. Według Litwińskiego Unia Europejska – przedłużając umowę liberalizującą przewozy z Ukrainą – doprowadziła do nierównej konkurencji.Polak zrobi błąd w dokumentach – kara, zatrzymanie auta. Ukrainiec? Pogrożą palcem. Bo wojna. Ale wojna kiedyś się skończy– mówi.Przypomina, że jeszcze niedawno Polska i Ukraina wymieniały się 160 tysiącami zezwoleń na przewozy. Polacy wykorzystywali połowę, Ukraińcy całość. Teraz – po zniesieniu zezwoleń – Ukraińcy wykonali w ciągu jednego roku aż milion kursów.A rząd o tym wie– dodaje krótko Litwiński.Co można zrobić?Jego zdaniem rząd powinien niezwłocznie zająć się szkoleniem kierowców i zachętą do pracy w branży, w której dziś pracują nie tylko Ukraińcy i Białorusini, ale również Pakistańczycy i Hindusi.Do każdego litra paliwa doliczana jest opłata – ok. 40 groszy. A przewoźnik zużywa 3–5 mln litrów rocznie. Te pieniądze idą do funduszu paliwowego i są rozdzielane, jak ministerstwo chce: tu na chodnik, tam na drogę. A przecież my już zapłaciliśmy podatek dochodowy i przychodowy. To powinno wystarczyć– podsumowuje Litwiński.
Poseł Wolnych Republikanów krytykuje politykę gospodarczą rządu Donalda Tuska: zarzuca zadłużanie kraju, sabotaż inwestycji i oddawanie polskiego przemysłu w ręce zagranicznych podmiotów.Niemiecka koncepcja Mitteleuropy znów aktualna?Jarosław Sachajko wskazuje na decyzje, które — jego zdaniem — szkodzą polskiej gospodarce i bezpieczeństwu państwa.Poseł uważa, że rząd Tuska realizuje niemiecką koncepcję Mitteleuropy z 1915 roku, w której Polska pełni rolę dostarczyciela taniej siły roboczej i odbiorcy niemieckich produktów. Jako przykład podaje przetargi na składy kolejowe dla CPK, gdzie — jak zaznacza — warunki zamówienia są tak skonstruowane, że nie spełniają ich polskie firmy, mimo iż w kraju działają trzy przedsiębiorstwa zdolne do produkcji taboru.Lawinowe zadłużenie państwaGość "Poranka Wnet" zwraca uwagę na pogłębiające się zadłużenie Polski.Narodowy Fundusz Zdrowia ma zadłużenie na poziomie 30 miliardów złotych, a 80% środków zostaje wydane do końca lipca. Obsługa długu w 2024 roku już pochłania ponad 100 miliardów złotych— podkreśla, dodając, że kolejne rządy będą musiały mierzyć się z ogromnym ciężarem finansowym.Sabotowane inwestycje strategiczneJarosław Sachajko ostro krytykuje także politykę inwestycyjną rządu. Jako przykład wskazuje na blokowanie projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego oraz Suchego Portu w Małaszewiczach, które mogłyby stać się istotnymi źródłami dochodów dla budżetu państwa.Inwestycja w Małaszewiczach za 4 miliardy złotych przynosiłaby rocznie nawet 5 miliardów złotych z ceł— wylicza.Manipulacje wokół wydatków na zbrojeniaOdnosząc się do deklaracji premiera o inwestycjach w przemysł zbrojeniowy, Jarosław Sachajko zarzuca rządowi manipulowanie danymi.Padają wielkie liczby, ale budżet na obronność na 2024 rok nie zostaje zrealizowany — zamiast planowanych 4,2% PKB, wydajemy jedynie 3,7%— zaznacza.Upadek PKP Cargo i osłabianie polskiego tranzytuPoseł zwraca także uwagę na sytuację PKP Cargo, gdzie dochodzi do masowych zwolnień i wprowadzania na rynek zagranicznych przewoźników kolejowych. W jego ocenie to element szerszej polityki wyhamowywania potencjału gospodarczego Polski, w tym osłabiania strategicznego sektora tranzytu towarów.Rafako i spekulacyjne gry na giełdzieJarosław Sachajko odnosi się również do sytuacji spółki Rafako. Przypomina, że po nieprecyzyjnych zapowiedziach premiera o rzekomej pomocy państwa kurs akcji spółki błyskawicznie rośnie, by wkrótce gwałtownie spaść.Wracają masowe bankructwa i wyprowadzanie pieniędzy z Polski— ocenia.Wezwanie do zmiany rząduNa koniec poseł apeluje o konieczność zmiany rządu, podkreślając, że w Polsce nie brakuje specjalistów, którzy są gotowi prowadzić skuteczną politykę prorozwojową i gospodarczo odpowiedzialną.
Senator Jan Filip Libicki (PSL) mówi, że gdyby zasiadał w niższej izbie Parlamentu, poparłby rząd Donalda Tuska w głosowaniu nad wotum zaufania. Przypomina, że w gabicie zasiada 4 ministrów z PSL.
Słuchając takich wypowiedzi jak te premiera Tuska podczas wywiadu u Bogdana Rymanowskiego, trudno stwierdzić, co jest żartem, a co jest mówione na poważnie - ocenia działacz społeczny.
Miasto Pergamon pojawia się tylko raz w Biblii, ale za to opisano je jako miejsce “gdzie jest tron szatana” (Objawienie 2:13). Dalsza część tego wersetu mówi jeszcze: “Antypas, świadek mój wierny, został zabity u was, gdzie szatan ma swoje mieszkanie”. Historia tego miasta jest związana z Biblią. Nie tylko jednak chodzi o jej treść, ale także materiał na którym przepisywano tą księgę. Starożytne miasto Pergamon znajdowało się jakieś 25 km na wschód od Morza Egejskiego. Dzisiaj ruiny znajdują się przy tureckim mieście Bergama. Gdybyście chcieli zwiedzić ruiny musicie polecieć do Izmiru, a stamtąd pojechać na północ do Bergamy. Pergamon zbudowano na samotnej górze. Później jednak miasto się rozrosło także u podnóża. Przypomina to historię Aten z ich Akropolem. Pergamon znajduje się jednak dużo dalej od morza.Pergamon pierwszy raz jest wspomniany przez Ksenofonta w opisie marszu 10 tysięcy czyli Anabazie. Już wtedy mieszkali tam Grecy. W III wieku na tereny dzisiejszej Turcji najechali Celtowie znani jako Galaci. Pokonał ich Attalos I król Pergamonu w 240 roku p.n.e. Aby uczcić swoje zwycięstwo nakazał zbudować ołtarz poświęcony Zeusowi. Umieszczono na nim także rzeźby pokonanych Galatów. Ten ołtarz można oglądać w berlińskim muzeum Pergamon.Attalos I, był pierwszym, który przyjął tytuł króla, jego wnuk Attalos III był ostatnim królem Pergamonu. Umierając przekazał swoje królestwo Rzymowi. Ci utworzyli z tego królestwa prowincję rzymską Azja. Początkowo Pergamon dalej był stolicą, ale potem nowi władcy przenieśli ją do Efezu. Właśnie w tej prowincji znajdowały się miasta wspomniane w ostatniej księdze biblijnej Objawieniu. Dlaczego Pergamon nie pojawia się jednak w Dziejach Apostolskich?Podczas swojej drugiej podróży misjonarskiej Paweł pojawiał się w zachodniej części dzisiejszej Turcji. Jednak w Dziejach Apostolskich 16:6 czytamy: “I przeszli przez frygijską i galacką krainę, ponieważ Duch Święty przeszkodził w głoszeniu Słowa Bożego w Azji”. Apostoł i jego towarzysze przeprawili się więc do Macedonii. Wracając Paweł odwiedził Efez. Później ponownie przybył tam podczas trzeciej swojej podróży. Nigdy chyba jednak nie odwiedził Pergamonu.Gdy połączymy te dwie informacje, zakaz głoszenia w Azji przez Ducha Świętego z Dziejów Apostolskich z określeniem Pergamonu jako tronu szatana z księgi Objawienia, można wyciągnąć wniosek, że tereny te były bardzo przeciwne chrześcijaństwu. W Efezie stolicy prowincji Azja głoszenie Pawła doprowadziło do zamieszek, po których musiał uciekać z miasta. Czy coś takiego spotkało Antypasa?O Objawieniu 2:13 czytaliśmy: “Antypas, świadek mój wierny, został zabity u was, gdzie szatan ma swoje mieszkanie”. Nie znamy szczegółów tego wydarzenia, ale przez analogię możemy sobie wyobrazić, że Antypas tak jak Paweł w Efezie głosił, że bożki zrobione rękami ludzkimi nie są bogami. Tłum w Efezie chciał zabić apostoła, ale inni chrześcijanie go ukryli. Być może w Pergamonie tłum ludzi zabił chrześcijanina o imieniu Antypas.Dzieje Apostolskie opisują podróże apostoła Pawła, który omijał Pergamon. W Liście do Galatów 2:9 jednak czytamy: “Jakub i Kefas, i Jan, którzy są uważani za filary, podali mnie i Barnabie prawicę na dowód wspólnoty, abyśmy poszli do pogan, a oni do obrzezanych”. Tak więc Paweł miał głosić dobrą nowinę na tych terenach. Nie zrobił tego chyba z powodu wielkiego sprzeciwu na tych terenach. Później jednak w Objawieniu Jan napisał siedem listów do zborów w Azji (rzymskiej prowincji). Wygląda na to, że te siedem zborów było pod jego opieką. Innymi słowy po śmierci apostoła Pawła chyba właśnie apostoł Jan głosił w Pergamonie.W Objawieniu czytaliśmy, że chrześcijanie dalej trzymali się imienia Jezusa nawet po męczeńskiej śmierci Antypasa. Był jednak inny problem. W Objawieniu 2:14 czytamy: “Lecz mam ci nieco za złe, mianowicie, że są tam tacy, którzy trzymają się nauki Balaama, który nauczał Balaka, jak uwodzić synów izraelskich, by spożywali rzeczy bałwanom ofiarowane i uprawiali nierząd”. W czasach Mojżesza Balaam wysłał kobiety, które zapraszały Izraelitów na uczty i skłaniały ich do niemoralności i bałwochwalstwa.Ponownie nie znamy faktów, ale możemy sobie chyba wyobrazić, że chrześcijanie, którzy nie chcieli brać udziału w bałwochwalstwie mogli zostać przekonani do tego przez miejscowe kobiety. Oprócz ołtarza poświęconego Zeusowi w Pergamonie czczono też Dionizosa, którego Rzymianie nazywali Bachusem. Jego kult polegał między innymi na upijaniu się oraz niemoralności. Pod wpływem alkoholu chrześcijanin, który wystrzegał się bałwochwalstwa i rozpusty mógł się czegoś takiego dopuścić.Zapewne słyszeliście o słynnej Bibliotece Aleksandryjskiej. Była to największa biblioteka świata starożytnego. Na drugim miejscu była Biblioteka Pergamońska. Ten sam władca, który pokonał Galatów kazał też zbudować bibliotekę. Ponieważ te biblioteki konkurowały ze sobą Grecy z Aleksandrii zakazali eksportu papirus z Egiptu. Co zrobili Grecy z Pergamonu?Już wcześniej znany był materiał pisarski jakim były wyprawione skóry zwierzęce, ale gdy zabrakło papirusu w Pergamonie zaczęto na masową skalę używać tego materiału. Nie zdziwi was pewnie fakt, że materiał ten nazwano pergaminem. W 2 Tymoteusza 4:13 czytamy: “Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminy”.Paweł omijał więc Pergamon, ale chętnie używał materiału pisarskiego z tego miasta. Do naszych czasów dotrwało wiele kodeksów czyli wczesnych kopii Biblii zapisanych właśnie na pergaminie. Ten materiał był używany jeszcze przez co najmniej 15 wieków. W Polsce np. Biblia królowej Zofii została spisana na pergaminie. W Pergamonie na tym materiale spisywano zwoje, które znajdowały się później w Bibliotece Pergamońskiej.Niektórzy bibliści twierdzą, że to właśnie ta biblioteka pełna pogańskich pism była dla apostoła Jana “tronem szatana”. Inni wskazują na świątynię Zeusa, jeszcze inni na kult cesarza, który rozwinął się właśnie w Pergamonie. Jest jednak jeszcze jedna teoria związana z chaldejskimi magami, którzy mieli wyemigrować z Babilonu właśnie do Pergamonu. W księdze Objawienia wspomniano później także o Babilonie wielkim.Wprawdzie nie ma historycznych dowodów na taką emigrację, ale wydaje się ona prawdopodobna. Chaldejscy magowie z Babilonu byli słynni na cały starożytny świat. Attalos I budując bibliotekę poszukiwał mędrców i pewnie chętnie by przyjął Chaldejczyków. Pergamon w ten sposób miał stać się centrum religii pogańskiej. Problem polega jednak na tym, że apostoł Jan spisywał Objawienie w czasach 11 cesarza Domicjana. Centrum religii pogańskiej było wtedy w Rzymie.Niemniej, księga Objawienia wspomina o jeszcze innym problemie. W Objawieniu 2:15 czytamy: “Tak i ty masz u siebie takich, którzy również trzymają się nauki nikolaitów”. Tak jak zwolenników Lutra nazywano luteranami, tak w I wieku określano zwolenników Nikolausa. Nie wiemy dokładnie na czym polegała ta nauka. Być może chodziło o synkretyzm religijny czyli połączenie chrześcijaństwa z pogańskim kultem.Tak więc, Pergamon zajmuje szczególne miejsce w historii Biblii – zarówno jako miejsce, które w symboliczny sposób zostało opisane w Nowym Testamencie, jak i jako ośrodek, w którym rozwinięto materiał piśmienniczy, który odegrał kluczową rolę w przekazywaniu Słowa Bożego na przestrzeni wieków. To fascynujące, jak jedno starożytne miasto łączy w sobie tak różne, ale równie istotne aspekty historii biblijnej.Wiem, gdzie mieszkasz, tam, gdzie jest tron szatana; a jednak trzymasz się mocno mego imienia i nie zaparłeś się wiary we mnie, nawet w dniach, kiedy Antypas, świadek mój wierny, został zabity u was, gdzie szatan ma swoje mieszkanie.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Objawienie-Swietego-Jana/2/13I przeszli przez frygijską i galacką krainę, ponieważ Duch Święty przeszkodził w głoszeniu Słowa Bożego w Azji.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Dzieje-Apostolskie/16/6Otóż, gdy poznali okazaną mi łaskę, Jakub i Kefas, i Jan, którzy są uważani za filary, podali mnie i Barnabie prawicę na dowód wspólnoty, abyśmy poszli do pogan, a oni do obrzezanychhttps://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/List-do-Galacjan/2/9Lecz mam ci nieco za złe, mianowicie, że są tam tacy, którzy trzymają się nauki Balaama, który nauczał Balaka, jak uwodzić synów izraelskich, by spożywali rzeczy bałwanom ofiarowane i uprawiali nierząd.https://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Objawienie-Swietego-Jana/2/14Płaszcz, który zostawiłem w Troadzie u Karposa, przynieś, gdy przyjdziesz, i księgi, zwłaszcza pergaminyhttps://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/2-List-do-Tymoteusza/4/13Tak i ty masz u siebie takich, którzy również trzymają się nauki nikolaitówhttps://biblia-online.pl/Biblia/Warszawska/Objawienie-Swietego-Jana/2/15
- Nie zapominajmy też o tym, że w tych negocjacjach Ukraina zeszła na dalszy tor jako ich uczestnik. Przypomina się Teheran, gdzie Stalin i Roosevelt negocjowali nowe rozwiązania polityczne, ale i terytorialne ówczesnej Europy - mówił w Polskim Radiu 24 politolog dr Paweł Ramiączek (Uniwersytet WSB Merito).
- Dzisiejsze pokolenie młodych Niemców funkcjonuje w świecie, mając wewnętrznie przekonane, że ich rodzice już przepraszali za zbrodnie II wojny światowej. Trudno jest im się pogodzić z tym, że oni też mają za te zbrodnie przepraszać - mówił w Polskim Radiu 24 prof. Piotr Mickiewicz, politolog, historyk (Uniwersytet Gdański).
Jarek Bieniecki to postać, której historia biznesowa fascynuje i inspiruje. Przeszedł drogę pełną wyzwań, od poszukiwania swojego miejsca w różnych korporacjach, po stworzenie jednego z najbardziej rozpoznawalnych wydarzeń sportowych w Polsce – Runmagedon. Jak sam mówi, to porażki ukształtowały go jako przedsiębiorcę i stały się jego największym zasobem. Bieniecki, zanim stał się twarzą ekstremalnych biegów przeszkodowych, przeszedł przez różne branże. Zyskiwał doświadczenia, które – mimo nie zawsze udanych epizodów – ukształtowały go i dały przekonanie, że poradzi sobie w każdej dziedzinie, jakiej się podejmie. Przypomina o tym, że kluczowa w biznesie jest wytrwałość i gotowość do ciągłego uczenia się. „Porażki były moim kapitałem. Dzięki nim dziś wiem, jak podchodzić do biznesu, bez względu na branżę” – wspomina. Runmageddon, jego największe przedsięwzięcie, nie zawsze było pasmem sukcesów. Pierwsza impreza przyniosła 100 tysięcy złotych straty, a jednak Bieniecki wierzył w swój pomysł. Z perspektywy czasu okazało się, że rynek czekał na coś, co połączy ekstremalne wyzwania z dobrą zabawą. Jak sam mówi, „Wiedziałem, że to zadziała. Włożyłem wszystko, bo byłem pewien sukcesu”. Nie brakowało mu odwagi, aby podejmować ryzyko. Odważnie porównywał swoje osiągnięcia do międzynarodowych gigantów, analizując ich sukcesy i przenosząc najlepsze praktyki na grunt polski. Jego firma przetrwała nawet kryzys COVID-19, dzięki szybkiej restrukturyzacji i umiejętności dostosowywania się do zmieniających się warunków rynkowych. Bieniecki nie ukrywa, że jego droga była pełna trudności. Był wyrzucany z pracy, ale nigdy nie przestawał wierzyć w swoje umiejętności. Dzięki swojemu doświadczeniu w organizacji wydarzeń sportowych, zbudował zespół, który sprostał wyzwaniom Runmageddon, czyniąc go unikalnym wydarzeniem na polskim rynku. Jego podejście do biznesu to nie tylko wytrwałość, ale też sprytne kombinowanie, które w czasie pandemii pozwoliło na organizację eventów, mimo ograniczeń prawnych. „Bez kombinowania i wytrwałości nie ma sukcesu” – mówi Bieniecki, podkreślając, jak ważna jest zdolność do adaptacji w trudnych czasach. Bieniecki pokazuje, że przedsiębiorczość to nie jest tylko umiejętność liczenia pieniędzy. To gotowość do podjęcia ryzyka, przekonanie o własnych możliwościach i umiejętność przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach. Jego historia to opowieść o tym, że sukces rodzi się często z porażek – jeśli tylko potrafimy wyciągnąć z nich lekcje. #runmageddon #biznes #sport PARTNERZY ODCINKA:
Podcastu „Love is on the air” możesz posłuchać na platformach Spotify, Apple Podcasts oraz YouTube.
Helle Christensen i Isakin Drabbad poznają się w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafiają jako pacjenci. Po jego opuszczeniu postanawiają być w kontakcie i stają się parą. Ich związek nie należy jednak do najłatwiejszych. Przypomina to raczej mieszankę wybuchową. W 2010 roku dochodzi do tragedii, która wstrząsa całą Szwecją. Zbrodnia po nordycku to 6-odcinkowa seria, w której chciałabym poruszyć sprawy z krajów nordyckich. W piątym odcinku przedstawiam sprawę, która wstrząsnęła Danią.
Urodzinowy prezent od Macieja!
Okres dojrzewania to rewolucja i jeden z trudniejszych etapów w życiu nastolatka/nastolatki. Z jednej strony, bardzo intensywnie kształtuje się wtedy postrzeganie, uważność, pamięć, myślenie i wyobraźnia, z drugiej – następuje gwałtowne przejście ze świata dzieciństwa w świat dorosłości. Wielu młodych ludzi nie radzi sobie z tą zmianą. Nie bez przyczyny to właśnie w tym czasie młodzież jest najbardziej narażona na zaburzenia lękowe, stany depresyjne, przejawy autoagresji czy zaburzenia odżywiania. W jaki sposób wspierać młodych ludzi w fazie „przejścia”? I jak robić to skutecznie? Magdalena Heimrath – nauczycielka, doradczyni zawodowa i coach, przekonuje, że warto zacząć od siebie. Nie da się bowiem wspierać dziecka, nie mając rozbudowanych własnych zasobów. Przypomina to trochę instrukcję działania w samolocie w sytuacji zagrożenia, kiedy to rodzic lub opiekun, powinien najpierw założyć maskę tlenową sobie, by potem skutecznie pomagać dziecku. Ekspertka bazuje na własnych doświadczeniach nauczycielki, mamy, ale przede wszystkim – doradczyni zawodowej, i z tej perspektywy podpowiada: Jak zadbać o własny dobrostan? Jak rozmawiać z dzieckiem – czego nie mówić lub nie robić, by nie stracić jego zaufania? Gdzie szukać wsparcia? W jaki sposób wykorzystać ten niełatwy czas do pogłębienia relacji z dzieckiem? Spotkanie odbyło się w ramach trzeciej konferencji naukowej z cyklu „Dziecko → Nastolatek → Dorosły” poświęconej tematyce "Szkoła przetrwania - jak budować odporność psychiczną w systemie edukacji?". Konferencja organizowana przez Wydział Psychologii i Prawa Uniwersytetu SWPS w Poznaniu przy współpracy z Środowiskowym Centrum Zdrowia Psychicznego oraz Centrum Badań nad Rozwojem Osobowości Uniwersytetu SWPS, współfinansowana ze środków budżetowych Miasta Poznania oraz Samorządu Województwa Wielkopolskiego. W cyklu podcastów “Dziecko, Nastolatek, Dorosły” Strefy Psyche Uniwersytetu SWPS mówimy o zdrowiu psychicznym dzieci i młodzieży. Wraz z psychologami, psychoterapeutami i innymi specjalistami rozmawiamy o przemocy jakiej dzieci i młodzież doświadczają ze strony swoich rówieśników, jak również ze strony dorosłych. Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS to projekt popularyzujący wiedzę psychologiczną na najwyższym merytorycznym poziomie oraz odkrywający możliwości działania, jakie daje psychologia w różnych sferach życia zarówno prywatnego, jak i zawodowego. Projekt obejmuje działania online, których celem jest umożliwienie rozwoju każdemu, kto ma taką potrzebę lub ochotę, niezależnie od miejsca, w którym się znajduje. Więcej o projekcie: https://web.swps.pl/strefa-psyche
Jak dzielić odpowiedzialność za naukę/szkołę między dziecko a rodzica? Skąd wiedzieć, kiedy odpuścić, a kiedy trochę przypilnować? Zgadzać się na sięganie po streszczenia, zamiast czytania lektur? Przypominać, że czas się pouczyć, czy zostawić dziecku przykre zderzenie z konsekwencjami i smakiem jedynki ze sprawdzianu?Sprawdźmy, jak to podzielić, połączyć i jak się w tym odnaleźć.W odcinku wspominam o:pakiecie dotyczącym budowania współpracy z dzieckiem