POPULARITY
Z ruin starożytnego Byblos Kazimierz Gajowy, prowadzący Studio Bejrut, przekazał relację z przygotowań do pielgrzymki, w której uczestniczy grupa pielgrzymów z Krakowa. W rozmowie odniósł się do informacji o izraelskich bombardowaniach południowego Libanu.Niektóre polskie media przesadzają. Dla nas to codzienność. Izrael punktowo uderza w pozycje Hezbollahu, ale życie toczy się normalnie. My wiemy, gdzie nie chodzić – tam, gdzie biją, nie chodzimy– zaznaczył.Na antenie Radia Wnet wypowiedział się także ksiądz Andrzej z archidiecezji krakowskiej, który towarzyszy pielgrzymom.To dziewiąty dzień pielgrzymki. Zrealizowaliśmy cały program od południa do północy kraju. Odwiedziliśmy miejsca święte i starożytne. Jest absolutnie spokojnie, nie słychać wybuchów ani samolotów. Zapraszamy do Libanu– powiedział duchowny.Kazimierz Gajowy podkreślił, że planowana pielgrzymka papieża Leona XIV byłaby niemożliwa, gdyby istniało realne zagrożenie.To dobry znak. Dyplomacja działa, a nawet Hezbollah został w jakiś sposób uprzedzony. Idziemy w dobrym kierunku– ocenił.Na zakończenie rozmowy Gajowy przypomniał, że Radio Wnet wraz ze Studiem Bejrut i biurem pielgrzymkowym Arka organizuje pielgrzymkę do Libanu, która wyruszy 27 listopada. Zostało już tylko kilka miejsc./fa
Dziś w programie podsumujemy najważniejsze wydarzenia tygodnia; następnie przeniesiemy się do Szwajcarii, gdzie odbędzie się II Konferencja Edukacyjna, poświęcona w dużej mierze językowi polskiemu; zajrzymy też do Krakowa, gdzie trwają 28. Międzynarodowe Targi Książki, a na koniec porozmawiamy z tegorocznymi laureatkami Polskiej Nagrody im. Sérgio Vieira de Mello. Zapraszamy!
W sesji nadzwyczajnej radny Łukasz Gibała ujawnia: zadłużenie Krakowa sięga 7,9 mld zł, a w kasie brakuje na wypłaty dla nauczycieli i kierowców. Prezydent obiecał audyt, ale nie dotrzymał słowa.Kraków zmaga się z rekordowym zadłużeniem, które pod rządami prezydenta Aleksandra Miszalskiego wzrosło z 6 miliardów do niemal 8 miliardów złotych w zaledwie półtora roku – alarmuje Łukasz Gibała, radny miasta i lider ruchu Kraków dla Mieszkańców, w rozmowie z Radiem Wnet. W nadzwyczajnej sesji rady miasta, zwołanej na wniosek radnych opozycyjnych z PiS-u, Gibała wskazał na dramatyczną sytuację finansową miasta, nazywając dług „długiem Miszalskiego”. Jak podkreśla, tylko w tym roku w budżecie zabraknie 300 milionów złotych, mimo emisji obligacji na tę samą kwotę, by pokryć wydatki na pensje nauczycieli, motorniczych i kierowców autobusów.Sytuacja jest niebezpieczna i groźna. Najgorsze, że to my, zwykli mieszkańcy, będziemy musieli spłacać te dodatkowe miliardy– ostrzega Gibała.Synekury i marnotrawstwoRadny krytykuje władze miasta za brak przejrzystości i nadzoru nad finansami. Zwraca uwagę na tworzenie nowych, jego zdaniem niepotrzebnych, instytucji, takich jak osiem nowych departamentów, oraz zatrudnianie osób z klucza partyjnego lub po znajomości.Pieniądze Krakowian są rozdawane na prawo i lewo– mówi, wskazując na absurdalne wydatki, jak toaleta za ponad pół miliona złotych czy ławeczka w parku za ćwierć miliona.Co z audytem dla Krakowa?Gibała przypomina, że prezydent Miszalski obiecał na początku kadencji rzetelny, zewnętrzny audyt instytucji miejskich, który miał ujawnić, gdzie są marnowane publiczne środki. Obietnica ta jednak nie została zrealizowana.Poprosił dyrektorów jednostek, by sami siebie ocenili. To nic nie daje, bo nikt nie przyzna się do błędów przed przełożonym– tłumaczy radny.Co więcej, gdy radni opozycji pytają o finanse miejskich spółek, odpowiedzi są blokowane pod pretekstem „tajemnicy handlowej”, co Gibała nazywa absurdem.Turystyka rośnie, a kasa pustoszejeKraków, choć jest turystyczną perełką Polski i przyciąga tłumy gości – w tym inwestorów takich jak Robert De Niro, który planuje luksusowy hotel na Półwsiu Zwierzynieckim – boryka się z pustą kasą miejską.To miasto jest kurą znoszącą złote jaja, a mimo to ma największy dług na mieszkańca spośród dużych polskich miast, większy niż Warszawa– podkreśla Gibała. Dodaje, że sektor BPO, zatrudniający niemal 100 tysięcy osób, generuje znaczne wpływy z podatków, ale te pieniądze są „przepalane” przez nieudolne zarządzanie i brak kompetencji.Mieszkańcy Krakowa coraz głośniej wyrażają oburzenie. Masowe zwolnienia w firmach, które wycofują się z miasta, budzą niepokój o miejsca pracy, a wydatki na „synekury” i niepotrzebne inwestycje, jak wspomniana ławeczka, tylko podsycają frustrację. „Coraz więcej słyszę głosów oburzenia i niepokoju. Pytanie, czy to już skala do masowych protestów czy referendum odwoławczego– zastanawia się Gibała.Trzy kroki do zmianyJako rozwiązanie radny proponuje trzy kroki. Pierwszy to polityczna wymiana obecnej ekipy rządzącej, która „nie chce podjąć niezbędnych działań”. Drugi to przeprowadzenie rzetelnego audytu finansowego wszystkich miejskich instytucji przez niezależną firmę zewnętrzną, wybraną w przetargu.Taki audyt pokazałby, gdzie są nieefektywności, przerost administracji i marnotrawstwo– mówi.Trzecim krokiem byłoby stworzenie planu głębokiej sanacji finansów publicznych na podstawie wyników audytu. Gibała przyznaje jednak, że jako radny opozycyjny ma ograniczony dostęp do informacji, co utrudnia przedstawienie szczegółowych rozwiązań.Radny widzi nadzieję w oddolnych inicjatywach. Przywołuje przykład udanego referendum w Zabrzu, gdzie mieszkańcy odwołali prezydentkę z Platformy Obywatelskiej, oraz inicjatywę referendalną we Wrocławiu przeciwko prezydentowi Jackowi Sutrykowi.W Krakowie coraz więcej mówi się o takich ruchach. Powstają stowarzyszenia, które rozważają referendum. Nie zdziwiłbym się, gdyby w przyszłym roku do niego doszło– przewiduje Gibała.
Cześć! W dzisiejszym solowym odcinku podcastu BSS bez tajemnic zapraszam Was w podróż po najnowszej edycji raportu BEAS – Business Environment Assessment Study 2025 przygotowanego przez firmy Antal i Cushman & Wakefield. BEAS to cykl publikacji, który od kilku lat kompleksowo analizuje atrakcyjność inwestycyjną miast w Polsce, a w tegorocznej edycji po raz pierwszy pojawiają się również dwa miasta spoza naszego kraju – Praga i Budapeszt.Opowiadam o tym, jak raport pokazuje siłę i potencjał trzynastu lokalizacji, w tym Warszawy, Krakowa, Wrocławia, Trójmiasta czy Lublina. Zdradzam, jakie wskaźniki są analizowane – od potencjału kadrowego, przez infrastrukturę biurową, aż po jakość życia. Zajrzymy wspólnie na stronę investmentpotential.pl, gdzie dostępne są wszystkie dane, a także omówię, które miasta wypadają najlepiej w poszczególnych kategoriach.BEAS 2025 to przykład, jak rzetelne dane mogą wspierać decyzje inwestycyjne, pomagać miastom w rozwoju i inspirować sektor nowoczesnych usług biznesowych. Jeżeli chcecie wiedzieć, które miasto w Polsce najlepiej łączy biznes z jakością życia – koniecznie posłuchajcie tego odcinka!Kluczowe punkty rozmowy:Raporty BEAS oceniają atrakcyjność inwestycyjną i gospodarczą 13 miast, w tym dwóch poza Polską: Pragi i Budapesztu.Raporty zawierają szczegółowe dane dotyczące zasobów ludzkich, otoczenia biznesowego, grantów inwestycyjnych oraz potencjału nieruchomościowego.Warszawa, Kraków i Trójmiasto uzyskały wysokie oceny w raportach, z Trójmiastem uznanym za najlepsze miejsce do życia pod względem work-life balance.Linki:BEAS - https://investmentpotential.pl/#raportsPorozmawiaj o tym odcinku ze sztuczną inteligencją – https://bbs-bez-tajemnic.onpodcastai.com/episodes/0cvuiAbVas7/chat **************************** Nazywam się Wiktor Doktór i na co dzień prowadzę Klub Pro Progressio https://proprogressio.com/pl/dzialalnosc/klub-pro-progressio/1 – to społeczność wielu firm prywatnych i organizacji sektora publicznego, którym zależy na rozwoju relacji biznesowych w modelu B2B. W podcaście BSS bez tajemnic poza odcinkami solowymi, zamieszczam rozmowy z ekspertami i specjalistami z różnych dziedzin przedsiębiorczości.Zapraszam do odwiedzin moich kanałów na:YouTube - https://www.youtube.com/@wiktordoktor Facebook - https://www.facebook.com/wiktor.doktor LinkedIn - https://www.linkedin.com/in/wiktordoktor/ Moja strona internetowa - https://wiktordoktor.pl/ Możesz też do mnie napisać. Mój adres email to - kontakt(@)wiktordoktor.pl **************************** Patronami Podcastu “BSS bez tajemnic” są: Marzena Sawicka https://www.linkedin.com/in/marzena-sawicka-a9644a23/ Przemysław Sławiński https://www.linkedin.com/in/przemys%C5%82aw-s%C5%82awi%C5%84ski-155a4426/ Damian Ruciński - https://www.linkedin.com/in/damian-rucinski/ Szymon Kryczka https://www.linkedin.com/in/szymonkryczka/Grzegorz Ludwin https://www.linkedin.com/in/gludwin/ Adam Furmańczuk https://www.linkedin.com/in/adam-agilino/ Anna Czyż - https://www.linkedin.com/in/anna-czyz-%F0%9F%94%B5%F0%9F%94%B4%F0%9F%9F%A2-68597813/ Igor Tkach - https://www.linkedin.com/in/igortkach/ Damian Wróblewski - https://www.linkedin.com/in/damianwroblewski/ Paweł Łopatka - https://www.linkedin.com/in/pawellopatka/ Ewelina Szindler - https://www.linkedin.com/in/ewelina-szindler-zarz%C4%85dzanie-mark%C4%85-osobist%C4%85-0497a0212/Wiktor Doktór Jr. - https://www.linkedin.com/in/wiktor-dokt%C3%B3r-jr-916297188/Wspaniali ludzie, dzięki którym pojawiają się kolejne odcinki tego podcastu. Ty też możesz wesprzeć rozwój podcastu na: Patronite - https://patronite.pl/wiktordoktor Patreon - https://www.patreon.com/wiktordoktor Buy me a coffee - https://www.buymeacoffee.com/wiktordoktor Buycoffee.to - https://buycoffee.to/wiktordoktor Become a supporter of this podcast: https://www.spreaker.com/podcast/bss-bez-tajemnic--4069078/support.
To historia niezwykle trudnej miłości do kolarstwa. Skrytych pragnień, marzeń. Co kilkaset kilometrów z rezygnacją przerywana i pisana od nowa. Pełna niepowodzeń, bólu, odrzucenia. Jest identyczna jak Twoja. Dziś Różni nas jedynie etap. Niektórzy są u początku tej trasy. Inni w połowie. Ktoś spotyka mnie będąc ze mną koło w koło lub to ja jestem za Tobą. To nieistotne. Najważniejsze, że jesteś na niej. Jesteśmy. Moja trasa rozpoczęła się w 2016 roku, 99 000 km temu. To pięć beznamiętnych cyfr. Liczby nie mają emocji, choć zawsze kusi, by przez ich pryzmat szafować oceny. Dla mnie były one wówczas kluczowe. Kluczową liczbą było 109. Tyle kilogramów. Z nimi miałem okazję już biegać testując pierwszy swój zegarek sportowy. Wtedy każdy rodzaj aktywności był dla mnie błogosławieństwem. Po 4 latach walki z codziennymi napadami paniki okazało się, że bieganie z nadwagą jest na tyle męczące, że ich nasilenie się zmniejszyło. Częstotliwość także uległa ograniczeniu. Jedynie dokuczał mi ból i frustracja, bowiem utrzymanie 6 minut na kilometr było trudne. Do tego kolana. Plecy. Dwie śruby w stawie skokowym ograniczające ruchomość proszące się o chirurgiczne usunięcie. Nawet to relacjonowałem na swoim zupełnie innym kanale, na ktorym działałem od 2008 roku Pozbycie się srubek pomogło. Pozwoliło biegać pewniej. Jednak nie szybciej. Lubiłem bo, jednak więcej jak 10 km było poza moim zasięgiem. Serce chce, stawy nie. Operowana noga tym bardziej. Z resztą do dziś muszę respektować ograniczenia biegowe wynikające z tej kontuzji. Nie powinienem biegać jednorazowo więcej niż 15 km. To oznacza, że do końca życia nie zrobię maratonu, nie będę mógł biegać po plaży, ani nie wystartuje w runmagedonie. To syndrom zerojedynkowy. Albo mogę wszystko albo to bez sensu. Był piękny lipcowy wieczór po upalnym dniu. W powietrzu. Wjechałem po całym dniu do garażu w którym wśród opon zimowych stał przyprószony kurzem rower. Stał tu kilka lat. Otrzymałem go w prezencie w zamian za pomoc w nakręceniu wideo promocyjnego. Wyciągnąłem z bagażnika kompresor. Napompowałem opony i po prostu wsiadłem. Przejechałem 700 metrów i udało mi się utrzymać na tym dystansie 20 km/h. Poczułem się jakbym miał 12 lat. Tyle, że przez te 18 lat nieco się zmieniło. Stałem się sfrustrowanym, zmęczonym życiem paczkiem czerpiącym radość jedynie z jedzenia oraz każdego poranka gdy nie mam objawów nerwicy somatycznej. Dotarłem do najbliższej stacji na której pochłonąłem litr wody. Następnego dnia zrobiłem to samo. Jednak denerwował mnie fakt ograniczeń moich opon. Co to znaczy 3 atmosfery. Zamówiłem nowe. Dostosowane do wyższego ciśnienia i łyse. One pomogły. Było lżej. Dojechałem na nich z Konstancina do wsi Gassy. To był kolejny z tych ciepłych i pogodnych wieczorów z przenikliwymi promieniami złotej godziny. Minął tydzień i zadzwoniłem do przyjaciela Karola prowadzącego sklep rowerowy w Bydgoszczy. Tak stałem się właścicielem roweru za 4000 zł. Aluminium. Tiagra 2×8. Ale za to opony które mogę napompować do 8 atmosfer. To była moja ówczesna fetysz. Ciśnienie i prędkość. Prędkość, która wzrosła. W jeden dzień. Trasa Piaseczno – Obory ze średnią 30 km/h. Byłem potwornie zmęczony. Moje czarne spodenki biegowe stały się białe. Kryształy soli były na czubku nosa, włosach. Trasa okupiona była dwudniową rekonwalescencja tyłka, ud, pleców, nadgarstków, szyi. Ale w głowie czułem niesamowitą ekscytację, która na wiele godzin zajęła moje myśli i przekierowała je z hipochondrii na rower. Na problemy, które mnie nawiedziły. Największym z nich było siodełko. Kupiłem spodenki kolarskie z wkładką bez szelek, bo uważałem, że szelki to abstrakcja w połączeniu z moją figurą. To nie pomogło. Każdego dnia jeździłem i nasłuchiwałem bólu. Czasem tak silnego, że chciałem wyć. Pojawił się także stan zapalny skóry. To był etap zapisany wersalikami TO BEZ SENSU Wziąłem oddech. Kupiłem siodełko. Poszedłem do jednego z dwóch ówczesnych warszawskich fitterow. To nie pomogło. Jednak każdego jednego dnia jeździłem. Próbowałem sobie udowodnić, że dam radę. Nie poddam się, bo udowodniłbym sobie słabość. Nie jestem dzielny ani uparty, bo jestem bohaterem. Robię to z niskiego poczucia własnej wartości. Musiałbym samemu sobie powiedzieć, że zakup szosy to był zły pomysł. Założyłem nowy kanał na YouTube, o rowerach. To był wrzesień 2016. Zaraz będzie 10 lat. Mijały miesiace, zmieniałem siodełka, byłem w trzech województwach różnych speców od pozycji. Nic to nie dawało. Mimo to jeździłem, choć więcej jak 20 km to było wyzwanie. Polubiłem nawet to cierpienie. Ten stan kompletnego wykończenia za każdym razem gdy chorobliwie próbowałem udowodnić sobie, że ból przejdzie a ja osiągnę 30 km/h średniej. Tak chylił się ku końcowi pierwszy sezon. Zbiegiem okoliczności trafiłem na nową grupę na fb – ZWIFT Polska. Zauważyłem tam dziwne urządzenia do treningu w domu. Wziąłem swoją przepoconą kartę kredytową i poszedłem do Decathlonu. Kupiłem trenażer. Zainstalowałem swifta. Uznałem, że jest beznadziejny i drogi. Przesiadłem się na aplikacje do jeżdżenia po trasach wideo. Po Nicei i Belgii. W belgi trafiłem na jedyny obecny tam podjazd 10%. Skonałem. Trenażer się zablokował i nie byłem w stanie pedałować. Okazało się, że trzeba wymienić oponę. Okazało się, że z garażu w którym leżał mój pierwszy rower jest też zapyziały wiatrak. Przynooslem go. Zorientowałem się, że w profilu aplikacji po uwagę brana jest także waga. Nie była uzupełniona. Zastąpiłem domyślne 75 kg na 103. Znów postanowiłem pojechać na te górę 10%. Znów trenażer się zepsuł. Musiałem rozejrzeć wiele for by się dowiedzieć jak rozwiązać ten problem. Okazało się, że na trenażerze należy zmieniać biegi. Następnego dnia zacząłem używać przerzutek. Mimo to nie udało się dojechać na szczyt ten trasy. Po kolejnym tygodniu dojrzałem na opakowaniu, że mój trenażer sulymuluje maksimum 6 procent. Tak wróciłem na ZWIFT. Na wiosnę znów zadzwoniłem do przyjaciela że sklepu rowerowego w Bydgoszczy. Kupiłem nowy rower. Lżejszy. Karbonowy. By był bardziej karbonowy. To nie pomogło. Ból, walka o każdy kilometr. Znalazłem jednak siodełko z dziurą w środku, które troszkę odciążyło kroczę. Musieliśmy jednak podnieść i odwrócić mostek. Drugi mój sezon na rowerze to także pierwsze ustawki. Pierwsze zdjęcia. O tutaj jestem w majtkach, które założyłem pod spodenki. A tutaj kryształy. Ja tutaj, w 2018 roku nic nie rozumiałem. Nie widziałem dysonansu pomiędzy moim rowerem a wagą. Wiem, to nie jest dramatu. Tutaj nie widać otyłości, bo nie mam klasycznego brzucha. Zawsze byłem równomiernie ulany. Jedni mają chude nogi i ręce i większość rezerw zlokalizowanych wokół pasa. Inni jak ja mają tłuszcz wszędzie. To gubi. Wyglądasz z daleka niby normalnie, a w rzeczywistości wieziesz na każdym kilometrze 10 butelek wody 1.5 litrowej. Najbardziej symboliczne jest to zdjęcie z lipca 2017. Aż trafiło do mojej książki. Zrobił mi je Michał. Za co dziękuję. Pozwoliło mi ono spojrzeć z innej perspektywy. Z perspektywy, która oddaje dysonans pomiędzy mną a rowerem, którego nie widać. Od tego spotkania i wspólnej jazdy do Nowego Dworu Mazowieckiego. To był moment kumulacji. Mijało pół roku od momentu założenia tego kanału. Zaczęło się pojawiać coraz więcej głosów na temat mojego wyglądu. Jednak ignorowałem to. Mówiłem sobie, że w mojej poprzedniej branży złych słów jest zdecydowanie więcej. Jednak podczas jednego z gorszych dni ta gruba skóra stała się cieńsza. Opanował mnie wstyd. Pierwszy raz poczułem go tak dobitnie. To była kumulacja złych emocji. Obraziłem się na YouTube i postanowiłem z dnia na dzień. Musiałem zrobić bolesny rachunek sumienia. Czemu piję po każdym rowerze piwo. Czemu codziennie wieczorem jem słodycze? Dlaczego przeliczam kilometry na kostki czekolady i paczki chipsów. 8 lipca 2017 wziąłem się w garść. Oto zdjęcie pierwszego talerza. Jadłem tylko warzywa, kasze, kefir i jabłka. Do tego wyłącznie woda. Każdego dnia szedłem normalnie na rower. Robiłem 30 kilometrów na czas przez 3 dni w tygodniu. W weekend długi tlen. Szaleństwo, oddające mój charakter. Wszystko albo nic. Przez pierwszy tydzień wyłem na myśl o tym, że po pracy i po treningu nie zjem nic słodkiego. Nie kupię piwa. W tym okresie robiłem najszybsze zakupy w swoim życiu. Wiedziałem, że nie mogę przejść przez alejkę że słodyczami. Wchodzę. Na start pakuję jabłka. Na na warzywach rukolę. Obok zamrażarki i z nich biorę wszystko. Wszystkie możliwe mrożone zupy, marchewkę z groszkiem. Buraki, szpinak, fasolkę. Obok kasza gryczana w woreczkach. Vis a vis są pestki. Słonecznik i Pini i dynia. Dochodzę do lodówek, ale tak, żeby nie patrzeć na sery i serki. Porywam 6 litrów kefiru i od razu do kasy. Tak wyglądał mój posiłek każdego dnia. Nie złamałem się ani razu. Głownie dzięki temu, że miałem dobrze dobrane antydepresanty, było wyjątkowo ciepłe lato i udało mi się przełamać najtrudniejsze 21 dni. Po tych tygodniach wpadłem w nowy rytm. Udało mi się zerwać z uzależnieniem od cukru i soli. Dopiero też w tym momencie zobaczyłem, że waga drgnęła. Zjechałem o 4 kilogramy. Po miesiącu z jeszcze większą satysfakcją w restauracji prosiłem tylko o dwie sałatki bez sosów oraz dwie zupy. Nie wiem ile miałem deficytu energetycznego, bo jeszcze nie było aplikacji na telefon, które tak dokładnie by to oceniały. Jednak z perspektywy oceniam, że nie dojadałem około 1000 kcal każdego dnia. To zdjęcie spodni po 2 miesiącach. Dalej jeździłem. Niesamowicie się wkręciłem. Zrobiłem kolejne korekty ustawienia mojego roweru. Tego dnia okazało się, że straciłem już 6 kilo. Moje ciało proporcjonalnie traciło na obwodach. Okazało się, że mogę mieć już nieco niżej kierownicę. We wrześniu już zacząłem powoli wymieniać swoją garderobę, bo okazało się, że choć ja tego nie widzę, to zaczynam wyglądać jak przyodziany w strój po starszym bracie. Nawet odzież motocyklowa poszła na wymianę. 11 września 2027 moja twarz zaczęła przypominać tę obecną. Niesamowicie schudłem na policzkach. W międzyczasie były też wyjazdy służbowe. Gdy byłem odcięty od roweru brałem buty i czepek. To Barcelona i kolega, który śmieje się z mojej kolacji. Musiałem tak robić. Zapychać się warzywami i owocami. To jest 30 września. Nowy trenażer, nowe FTP, wciąż na diecie. Wciąż unikając chodzenia po sklepie. 3 grudnia już warzyłem 81,7 kilogramy. Jeszcze 2 do celu. Nowa koszula, pierwszy McDonalds – wraz z warzywami bez kury z podwójnymi warzywami. Pierwsze badanie u byłego trenera z siłowni, który po pół roku mnie nie poznał. Po tym czasie badania krwi. Zniknął nadmiar cholesterolu. Leukocyty spadły, rozjechały się czerwone krwinki, bo całkowicie przez przypadek przez pół roku byłem wege. Zgodnie z zaleceniami lekarza, raz w mięsiącu mięso. Wątróbka. Smażonego nie miałem w ustach od czerwca. Od czerwca trzymam się także wewnętrznej rozpiski treningowej. Gdy zimno, leje i wieje odpalam Zwifta. Pierwszy kieliszek alkoholu wypiłem 2 stycznia. Ta szklanka mnie zmiotła z planszy tak bardzo, że uznałem, że chyba lepiej mi bez tego. Tak tkwiłem w fanklubie kefiru. To jest mój test FTP z 8 stycznia 2018 przy 80 kg. Mogłem wrócić do delikatnego zwiększenia limitu kalorycznego, choć okazało się, że teraz spoczynkowo potrzebuję ich dziennie 2200 zamiast wcześniejszych 3000. To znaczy, że mogę więcej jeść i nie tyć, jednak tylko trochę więcej, a nie tyle co wcześniej. 12 lutego 2018 wyjechałem na tydzień by obiecać sobie, że nawet w delegacji umiem się trzymać. 24 lutego były moje pierwsze wirutialne zawody na Zwift. Nigdy się tak nie spociłem. Na tym smutnym zdjęciu, po nieudanym spotkaniu służbowym mam 79 kilo. 10 marca wyszedłem pierwszy raz na zewnątrz po zimowej przerwie. Nie wierzyłem w to jak jestem szybki pod górkę i na segmentach. Pojechałem główną drogą z Konstancina do Kalwarii i z powrotem bez zatrzymywania się. Zrobiłem personal rekord tej trasy. Nie byłem w stanie długo uwierzyć w to jak ogromną różnicę daje te 25 kilo. Okazało się, że nie boli mnie tyłek, ani ręce. Jedynie co mi dokucza bez powłoki tłuszczowej to zimno. Jakbym nie miał jeszcze jednej warstwy odzieży. Bardzo wzrósł mi też vo2 max liczony przez Garmina. Czy to dokładne czy nie, było widać przełom. Umówiłem się na ostatni już w moim życiu Fitting. Usunęliśmy wszystkie podkładki pod mostkiem by być mniej zakompleksionym. Pierwszy raz ogoliłem nogi 2 kwietnia 2018. To był etap na którym oderwałem się na moment od ziemii. Zacząłem trochę w siebie wierzyć. Zachłysnąłem się samym sobą oraz słowami, które wówczas czytałem pod swoimi filmami. Było nieco niedowierzania, bo wizualnie naprawdę byłem ciężki do rozpoznania. Sporo też w sieci jak i w realu słyszałem pytań czy nie jestem chory. Czy wszystko że mną jest w porządku. Każdy YouTuber ma swoim życiu taki okres gdy odlatuje. Ja w tym momencie byłem odleciany. Uważałem, że wiem już wszystko oraz mam wyłączność na wiedzę. Być może uważałem się za lepszego. Do czasu. Do tych zawodów. Dojechałem sam, w dodatku zdyskwalifikowany. Niesamowicie wpłynęło to wówczas na moją pewność siebie. To był taki plask z liścia w twarz. Potrzebne by zejść znów na ziemię. Nabrania pokory. Do siebie, do ludzi. Wytłumaczenia sobie samemu, że liczby i waga to nie wszystko. To czego doświadczasz jest potrzebne. To kara za brak pokory. To był rok w którym zmieniłem narrację na swoim kanale z lepszego na równego. 27 maja pierwszy raz ktoś powiedział, że mnie kojarzy. To ten Pan. Ten okres był niesamowity w moim życiu. Zauważyłem, że czuję się nie tyko fizycznie mocniejszy, ale także psychicznie. Zwróciłem uwagę na to, że nawet gdy jest lepiej to nie mam prawa nawet wewnątrz samego siebie, po cichu wywyższać się względem kogokolwiek. Nie chcę zostać kiedyś bufonem, Panem z YouTube, którego jedynym sukcesem jest to, że oddycha i schudł. Nie bądź nauczycielem. Bądź przyjacielem. Bądź sobą, Człowiekiem. Bez maski. Na tym etapie już regularnie zacząłem brać udział w zawodach. Zapisywałem się na nie, by mieć stałe bodźce i małe cele. By wreszcie dojechać z peletonem, albo dobiec. Na bieganiu też poczułem ogromna różnicę. Inne tempo, inne tętno. Inne czasy. 5 km już nie męczy, a mogę zrobić nawet 10. Zacząłem jeździć w góry. Zaliczyłem pierwsze 100 km po świętokrzyskim. Dostałem pierwsze zaproszenie na event branżowy jako Pan z YouTube. Jednak nikt nie chciał że mną działać w sposób komercyjny. Dobiłem też do momentu w którym mogłem bez przeszkód robić rocznie od 10 do 15 000 kilometrów rocznie, choć nadal dla niektórych to niedużo. Dla mnie wówczas był to absolutny kosmos. Tak jest do dziś, gdy porównuję siebie do wersji Leszka z początku. To jest moja druga w życiu sesja zdjęciowa. A to pierwszy spot, który wyprodukowałem do swojego portfolio, choć nikt go nie zlecał i nikt nie płacił. W listopadzie 2018 znów odezwała się lewa noga. Kontuzja biedowa na skutek przeciążenia, przypominająca mi o moich ograniczeniach. Zakaz biegania na 4 miesiące. Ale ten czas poświęciłem dzięki temu na rozwój formy na trenażerze. Nadal trzymałem nowy model żywieniowy oraz 79 kilo wagi walcząc teraz o lepszą wydolność. Robiłem to jeżdżąc po wirtualnych górach na Zwift. Mieszkając wówczas w Warszawie, jedyną okazją do wspinaczki był trenażer. Pojawił się także pierwszy trener, który rozpisał każdy trening dzień po dniu, sprawiając, że te 7 lat temu byłem w stanie podjechać Alpe Du Zwift w 50 minut. Pobić ten czas udało mi się dopiero w 2023 roku. Tak, bo spektakularnym przyroście formy po redukcji masy i po pierwszych dwóch latach rozwoju przychodzi załamanie. Masz 85% formy, a poprawa o te kolejne 15 procent staje się wykładniczo trudne. Każdy jeden wat czy kilometr na godzinę jest trudniejszy do osiągnięcia. Byłem tym rozczarowany. Ogółem przełom 18 i 19 roku był trudny. Musiałem przyjmować wyższe dawki SSRI, po wcześniejszym zmniejszeniu. Połączyło się to z momentem zwątpienia w dietę. Zaczęły znów pojawiać się słodycze. Najpierw raz w tygodniu, potem trzy. Oczywiście wciąż trenowałem, jednak przeddzień pierwszego w moim życiu duathlonu zorientowałem się, że przekroczyłem moje wcześniej wywalczone 80 kg. Dwa ilo. Smutek i słodycze. Czy to przypadkiem nie koreluje że sobą? Start nowego sezonu był dla mnie momentem walki o powrót do rytmu z którym na moment zerwałem. Podwójna walka, bo z depresją, która siedzi Ci na karku i dociążą, mocno trzymając Cię na poziomie gruntu, próbując wbić w ziemię. Weryfikując Twoje przeświadczenie, że można żyć na linii wiecznie wznoszącej. Rumia płacz Przełomowym dla mnie momentem na YouTube był 5 lipca 2019. Po tym filmie zrozumiałem, że nie liczy się ilość filmów, tylko jakość. Od tego momentu publikuję raz w tygodniu, ale materiały lepsze. Lepiej zmontowane. Takie, którym poświęcam 10 roboczogodzin a nie dwie. Naprawdę, wcześniej poświęcałem temu dwie. Prowadząc jednocześnie trzy kanały. Doszedłem do wniosku, że mogę na raz zając się tylko jednym. Tym. Z tego też powodu przestałem zajmować się motocyklami, przekazując Jednoślad.pl w ręce Kogoś kto zrobi to lepiej ode mnie. To z ogromną korzyścią nie tylko dla moich Widzów, ale także dla siebie. Bo mogłem więcej jeździć. Więcej kręcić. Jednak większa liczba kilometrów nie sprawiła, że stałem się szybszy. Nie. Zatrzymałem się na tym samym poziomie. Na długie miesiące. Nie rozumiałem jeszcze, że jazda na rowerze to jak montaż wideo. Więcej nie równa się lepiej. Mniej równa się lepiej. Jeśli chcę się dalej rozwijać to musze zadbać o jakość jazdy. Dlatego też nie raz mówię na głos, że jeśli Twoim priorytetem jest rozwój kondycji to nie zawsze możesz jeździć dużo a lekko. Jednak na tym etapie potrzebowałem więcej odpoczynku, tym bardziej, że zacząłem startować w triathlonie i pokazywać to w formie wideo. To był najtrudniejszy start w życiu, który cudem ukończyłem gdy na Bałtyku sztorm. Tutaj poczułem jak ciężko jest łączyć tyle dyscyplin i, że każda z nich jest poświęceniem tej drugiej. Jednak te zawody poraz kolejny nauczyły mnie pokory do życia, zdrowia, natury, innych ludzi oraz nabrać dystansu do liczb, swoich możliwości. Dowiedziałem się, że najgorsze są autooczekiwania. Planowanie. Bóg się śmieje słysząc o Twoich planach? Tak to było? Nie sądziłem, że jedne zawody mogą tak odwrócić sposób patrzenia na świat. Jednak gdy jesteś naprawde blisko tragedii, wówczas wdrukowujesz sobie w głowie nowy sposób patrzenia na życie oraz ludzi, którzy są obok. Relacja z tych zawodów to był film, który pierwszy raz pozwolił mi spojrzeć inaczej na to co robię. Pokazać tyle emocji. Udowodnić sobie, że to one są dużo ważniejsze niż to co tak naprawdę widać na pierwszy rzut ka. Mówię o filmach, ale tak naprawdę to są znaczniki etapów w moim życiu. To był także moment peaku mojej przeciętnej formy. Wówczas też brałem udział w największej liczbie imprez. Udało mi się podratować takze wieloletnie zaburzenia snu. Trzymanie się przez ostatnie 2 lata stałego rytmu treningowego pomogło mi unormować zegar biologiczny, który wcześniej był strasznie rozregulowany. To pomogło tym bardziej pomogło ograniczyć epizody nerwicy, depresji, lęku uogólnionego. Też w dużej mierze wpłynęło na formę. Wówczas to było stałe 3.5 w/kg FTP. Dla osób stojących z boku to było mało. Dla innych dużo. Dla mnie zawsze średnio, ale musiałem się Tym zadowolić, bo cały czas z tyłu głowy miałem to co działo sie przed 2016 rokiem. Mimo to się nie zniechęcałem. Trzymałem się tych 6 dni treningowych. Jednej zakładki triathlonowej. 10 biegu, 220 na rowerze. Kilometr w wodzie. Bilans energetyczny na zero. Waga na zero. Vo2max 54. 29 października 2019 zrobiłem kolejną serie badań. Był niższy kortyzol, nieco niedoboru ferrytyny przez dietę roślinną. Jednak nieporównywalnie lepsze samopoczucie fizyczne że strony ukłądu pokarmowego. Nigdy nie czułem się tak lekko. Zapomniałem o wszelkich zaburzeniach mojego brzucha. Stale chodziłem też do pychiatry, który niedowierzał. Pozwolił mi na zredukowanie do zera trazodonu. Zostawiając mi jedynie niewielką dawkę inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny . Po prostu ta higiena życia, odżywiania, snu, światła słonecznego, ruchu pozwoliła mojemu mózgowi funkcjonować w zupełnie innych warunkach. Serotoniny mogło być mniej. Jednak do czasu. Do momentu, gdy zaczęła się sypać moja firma. Problemy finansowe zżerały mnie od środka. Wróciła nerwica, depresja. Jedynie wieczorny wysyłek fizyczny pozwalał mi po kilkunastu godzinach dziennego napięcia zrywać łańcuch z mojej głowy. To codzienne męczenie się na trenażerze pozwalało odlatywać gdzieś obok. Ja logując się do Watopii, wylogowywałem się z problemów. Mimo to, mój lekarz zalecił mi stosowanie okresowo wyższej dawki leków. Jednak o dziwo nie doszło do wznowy bezsenności. Te leki dodają także nieco motywacji do działania na codzień, maskując epizody depresji, która odbiera siły do działania. W pewnej mierze na pewno dzięki terapii miałem więcej sił nie tylko do tego, aby tkwić w rytmie szosowym, ale też miłość do szosy przekuć na ucieczkę z branży do Prawie.PRO uruchamiając swój sklep i swoją odzież. Chwilkę potem pojawiła się ogólnoświatowa choroba wirusowa na literę C. Był zakaz jazdy na zewnątrz. Mnóstwo osób odpuszczało treningi na rzecz izolacji. Ja nie zrobiłem tego, bo wiedziałem jak ciężkie bedzie to miało konsekwencje dla mojej głowy. Wykorzystywałem każdy słoneczny dzień, narażając się na krytykę. Wówczas obowiązywał zakaz wstępu do lasów czy jazdy na rowerze gdzie indziej niż do pracy. Na wypadek mandatu woziłem dowód osobisty i maseczkę. Ale to była równia pochyła. Poziom stresu był tak silny, że wysysał że mnie wszystkie waty. W przeciągu kilku tygodni miałem wrażenie, że cofam się o miesiące. Poznałem co to znaczy. Jak wariują wszystkie wskazania. Co to znaczy wówczas zacisnąć zęby i mimo to próbować jechać dalej i się nie zatrzymywać. 2020 rok był przełomowy także dla osób, które mierzyły się z podobnymi problemami jak ja. Wielu wspaniałych ludzi doświadczyło w tym czasie mnóstwo złych emocji. Wówczas samemu sobie przysiągłem, że rezygnując z pracy w mojej poprzedniej firmie i otwierając nową będę starać się na YouTube być jednym z nas. Być dla Widzów a nie odwrotnie. Pokazywać tę moją drogę, te zbiegi okoliczności i sposoby. Zakreślać na mapie wszystkie ślepe uliczki w które wjechałem. Odkryłem jak mnóstwo dobrych ludzi mnie otacza i jak podobni jesteśmy do siebie. To dało mi jeszcze więcej energii do działania. Do cieszenia się każdym dniem na rowerze i na montażu. Stało sie też coś takiego dziwnego… przestałem sie zamykać. Przestałem się wstydzić swojej przeszłosci, choroby, nadwagi. Tego, że kiedyś uważałem się na lepszego od innych. Za pana z radia. 5 lat temu też pierwszy raz doświadczyłem spotkań na żywo. Pierwszy raz ktoś w twarz opowiedział mi swoją anaogiczną historię i powiedział, że śledzi nie od początku. Kamil, nigdy tego nie zapomnę. Tak samo jak pierwszych wspólnych ustawek bez stresu i napinki. Niejako manifestując, że każdy z nas jest ważny bez względu na wagę i wygląd a nawet liczbę subskrybentów. Wtedy też przestałem o to prosić. Okazało sie nagle, że nie jest ważna forma, tylko to jaki jesteś. Że można być akceptowanym takim jakim byłeś wczoraj, dziś i jutro będziesz. Że kolarstwo to jedynie pretekst do zmian. Bo to może być każda inna, dowolna sportowa odskocznia. W 2022 roku nastąpił jedyny w moim życiu etap podczas którego w pracy siedziałem 4 godziny dziennie. Wychodziłem o 13 lub 14, szedłem na warszawski Pl. Vogla i tam pisałem książkę. To, że ona zaczęła się pisać, było wynikiem przypadku. Po pandemii było ogromne zainteresowanie tematyką sportową. Społeczeństwo nadal było pokaleczone, mnóstwo osób postanowiło zmienić priorytety w swoim życiu. Dwie godziny dziennie spędzałem na pisaniu w cieniu, potem zawsze wsiadałem na rower i jechałem do Góry Kalwarii. Kondycyjnie od siebie wówczas niczego nie oczekiwałem. Na tym etapie jesteś w stanie bez napinki, dla siebie sporadycznie brać udział w zawodach. Pojechać pętle w okół tatr na skutek zimowych treningów na trenażerze. To był mój cel i udało się spełnić wszystkie te marzenia. Postawić grubą kreskę i zamknąć ten etap książką pisaną dla Wydawnictwa Znak z Krakowa. Zaakceptowałem samego siebie jakim jestem, ale zajęło to 5 lat. Z czego pierwszy był najważniejszy. A pozostałe 4 to jedynie retrospekcyjna kontrola samego siebie poprzez niezmienną konsekwencję pomimo zawirowań. Z okazji 60 000 km kupiłem nowy rower i wróciłem na 3 dni tam, gdzie pierwszy raz zobaczyłem na żywo góry. Do Kielc. Każdego jednego poranka konsumując wszystkie wyrzeczenia podczas pierwszych tysięcy, które było bolesną inwestycją. Wraz z wydaniem przez Wydawnictwo mojej książki strzeliło 70 000 km jednak bez spektakulatnych sukcesów. Musiałem sobie przetłumaczyć, że constans, stałość to też sukces. Bo wiele momentów zmęczenia kusiło, by na jakiś czas odpuścić. Przestać kręcić kolejne kilometry. Po co znów walczyć na zawodach czy górach. Zwiftowych i realnych, skoro nie widać poprawy. To był ten moj osobisty sufit, którego przez wiele lat nie mogłem przekroczyć. Niby nie chciałem, ale może nie umiałem? Niekiedy było mi z tego powodu trochę smutno, widząc lepszych, szybszych, lepiej zbudowanych. Kolejny rok męczę te alpy i dalej nie mogę złamać 50 minut? Mt. Ventoux na Zwift w 81 minut? Co to jest? Włączają mi się do dziś takie fazy. Głeboko skryte kompleksy wychodzą na wierz. I są tym silniejsze, im masz więcej stresu i zmęczenia w głosie. Zbiegło się to w tym okresie wraz że spadniem mojej aktywności w Social Mediach. Stale, co tydzień publikowałem wciąż poradniki na YT, jednak z weną było ciężko. By temu przeciwdziałać, w okresie zimowym zacząłem latać do Hiszpanii. Naładować się słońcem. Odkryłem kompletnie nowe tereny. Dowiedziałem się, że także w styczniu 2023 można się spalić. Zarówno na skórze, jak i kondycyjnie. Przez to udało mi się odrobinę wyrwać że stagnacji formy. Jednak to było mimowolne. Ponieważ priorytetem wciaż było i jest zdrowie psychiczne. Ale zauważ – poraz kolejny okazuje się, że to jest bardzo sztywna korelacja. Dokładnie tak samo jest z wagą. Momentami ważyłem 77 kg, by potem wejść na 80. Wystarczy tylko kilka gorszych tygodni, by znów przekonać się, że stan umysłu odpowiada także za stan lodówki. Z kolei słońce, większy poziom aktywności paradoksalnie redukuje apetyt. Jesteś w stanie znowu odmawiać sobie słodyczy. Aktualnie też jestem po roku bez absolutnie ani jednego piwa. Zszedłem z 16 procent tłuszczu na 13. Okazało się, że zaczynam poprawiać wszystkie wcześniejsze personal recordy. Przehyba, Obidza, Rates. A to niby tylko 3% tłuszczu. I znów ten wyrzut serotoniny, bo wyszedłem z błotka i kolejnego rocznego epizodu depresji przebijając 99 000 km. Oczywiście dziś także bywają gorsze momenty, bo perfekcjonizmem jest oczekiwanie wyłącznie dobrych momentów. Wyłącznie wzrostu formy. To nie będzie tak, że zawsze będę lepszy na przestrzeni sezonu, roku, czy dziewięciu. Każdy kilometr jest po coś. Jeden z nich będzie szybszy. Drugi zaliczysz podczas drogi powrotnej że ślepej uliczki. Kolejny by zrozumieć czym jest pokora i jak wyglada zachłyśniecie się swoją zajebistością. Pośrodku tej kariery otrzymujesz z otwartej ręki w twarz czy wbić się w ziemię i zrozumieć, że najważniejsze jest to czego nie widać. By z bliska przekonać się, że te cyfry bez narracji nic nie znaczą. Nie mówią ile każda z nich kosztowała Ciebie wysiłku, łez czy przekleństw. Ile razy uznawałeś(aś), że to kompletnie bez sensu, zawłaszcza gdzy wszyscy wokół Cię krytykują za to co widać. A nie za to co jest skryte w cieniu. Kiedy wiesz, że się z Ciebie śmieją, lub gdy spotykasz kogoś, kto traktuje Cię jak gorszego. Gdy ryczysz w sklepie jak małe dziecko przechodząc obok półki ze słodyczami. Albo gdy poza sportem w Twoim życiu dzieje się wiele złego, co tak niesamowicie podcina skrzydła. Gdy uznajesz, że nie tylko ten rower nie ma sensu, ale całe Twoje istnienie. Albo kiedy poziom stresu jest tak silny, że degraduje Twoją formę do cna. Kiedy zaciskasz zęby z całych sił by móc na nowo ruszyć pod tę cholerną górka słysząc w tle tylko niemy śmiech. To jest ta niewidoczna walka każdego z nas na kazdym kilometrze. Każdy z nich rzuca światłocienie. Ja dziękuję moim Widzom za te niespełna 100 000 km razem. Być normalnym
"Chodzi o to, aby o metrze mówić, żeby to był projekt PR-owy (...) na zasadzie 'cóż szkodzi obiecać'" - mówi Łukasz Gibała, radny miasta Krakowa w związku z zaprezentowaniem projektu metra w Krakowie.
Randki w LA? Ghosting, artyści-narcyzi i emocjonalne fast foody. Michelle Kapuściński wyjechała do Kalifornii szukać miłości jak z Hollywood, a trafiła na… Zaworskiego z Krakowa.W tym odcinku poznacie historię Michelle, która od 8 lat mieszka w Los Angeles i ma za sobą randkowy rollercoaster.Ale los, jak to los, bywa przewrotny – i swój perfect match Michelle spotkała… nie w Kalifornii, tylko w Polsce. Wpadła na niego 48 godzin przed lotem powrotnym do USA. A on? Blady, nieopalony, nie był surferem, ale nazywał się Zaworski i przyjechał uczyć się polskiego.Czy to nie brzmi jak romkom, który napisało samo życie?Rozmawiamy o różnicach w randkowaniu między LA a resztą świata, o tym, co naprawdę znaczy troska w relacji, i o związkach na odległość – takich, które mają sens, mimo że dzielą je kilometry (chociaż w tym przypadku pewnie bardziej mile).Patronem tego odcinka jest Benefit Cosmetics. Ja swój perfect match już mam – The POREfessional Foundation, podkład wygładzający z niacynamidem, idealnie dopasowany do mojej cery. Ty też znajdziesz swój – do wyboru masz 40 odcieni w ciepłych, zimnych i neutralnych tonacjach.Link do podkładu:https://www.sephora.pl/p/the-porefessional-foundation---podklad-wygladzajacy-niwelujacy-widocznosc-porow-P1000208646.html[współpraca reklamowa]subskrybuj kanał: https://www.youtube.com/@natalia_kusiak IG: www.instagram.com/nataliakusiak o mnie: https://www.nataliakusiak.comPatronite: https://patronite.pl/pierwszarandka
Na wstępie przepraszamy za jakość z mikrofonu Pawła, coś poszło nie tak. Poprawimy się następnym razem! Witamy się z Wami i zapraszamy na nasze subiektywne podsumowanie 16. Międzynarodowych Targów Kolejowych TRAKO 2025! Nagraliśmy je dla Was na gorąco w czasie podróży z Gdańska do Krakowa. Program prowadzą: Paweł Gajos (https://instagr.am/gajosowy26), Adrian Stefańczyk (https://instagr.am/adrian.stefanczyk) Facebook: https://facebook.com/oTransporcie […]
Książka "Wielka czystka" Aleksandra Weissberga-Cybulskiego to świadectwo człowieka, który na własnej skórze doświadczył zbrodniczego charakteru dwóch totalitaryzmów - komunizmu i nazizmu. Jego życie to dramatyczna droga przez przedwojenne Niemcy, Związek Sowiecki, więzienie NKWD i getto krakowskie, aż po powojenną ucieczkę z Polski na Zachód. To historia fizyka, inżyniera, pisarza i hazardzisty, który pozostawił jedno z najważniejszych świadectw epoki. Weissberg znalazł się w samym centrum wydarzeń – jego pobyt w ZSRR przypadł na okres Wielkiego Głodu i Wielkiej Czystki, które pochłonęły miliony istnień. Sam stał się ofiarą represji, przebywając dwa lata w enkawudowskim więzieniu. Po wojnie to Arthur Koestler, jego przyjaciel i światowej sławy pisarz, namówił go do napisania "Wielkiej czystki". Dlaczego młody człowiek z żydowskiej rodziny z Krakowa uwierzył w komunizm? Kiedy nastąpiło rozczarowanie tą zbrodniczą ideologią? Czy Weissberg-Cybulski uważał się za ofiarę? A może, ze względu na komunistyczne sympatie, poczuwał się do współodpowiedzialności za tym, czym był sowiecki komunizm? O tym wszystkim w dzisiejszym podcaście rozmawiają dr Michał Przeperski i prof. Irena Grudzińska-Gross z Princeton University oraz Instytut Slawistyki PAN Podcast zrealizowano w ramach zadania: kontynuacja i rozbudowa multimedialnego projektu informacyjno-edukacyjnego - Portal Historyczny Dzieje.pl
To poruszająca opowieść o więzi pokoleniowej i tęsknocie za tym, co minione. Dziennikarka Anna Piekarczyk odkrywa na nowo postać swojego dziadka - Adama Karasia, filmowca, konstruktora i fotografa, który od 1910 roku dokumentował życie Krakowa. Uchwycił m.in. pierwszy przelot samolotu nad miastem, proklamację niepodległości w 1918 roku czy strajki robotnicze w 1936. W 1916 roku stworzył z bratem pionierską fotoraturę "Głód". Reportaż ukazuje, jak twórczość dziadka wpłynęła na wnuczkę, a ich spojrzenia na świat, choć oddzielone czasem, pozostają zaskakująco bliskie. W materiale wykorzystano archiwalny głos Karasia z 1986 roku.
W dzisiejszym odcinku zapraszam Was na podkastową rowerową wyprawę w rejony, w które jeszcze się nie zapuszczałem. Wskakujemy na rowery i pędzimy w stronę, która niesłusznie jest pełna mitów, niedopowiedzeń i zwykłych nieporozumień. Będziemy mówić o sokach owocowych, a w wyprawie będzie nam towarzyszył nie Profesor Baltazar Gąbka, chociaż wyruszamy z Krakowa, ale uznany ekspert dietetyki: dr Mateusz Gawełczyk.Gość: dr Mateusz Gawełczyk - dietetyk sportowy, adiunkt badawczo-dydaktyczny w Zakładzie Żywienia i Suplementacji AWF Katowice, podcaster, dietetyk w Polskim Związku Biathlonu, a co ciekawe w kontekście kolarskim - dietetyk topowego zespołu Q36,5! #FunduszePromocjiWięcej informacji o akcji: https://apetytnapolskie.com/naturalnie-ze-jablkowy/Zdjęcia i linki: https://www.podcastrowerowy.pl/Facebook: https://www.facebook.com/PodkastRowerowyInstagram: https://www.instagram.com/podkastrowerowy/Produkcja Oryginalna Earborne Media
Rozmówcą Konrada Mędrzeckiego jest Jan Włodzimierz Brewczyński – dziennikarz EWTN Polska, który dla portalu ewtn.pl przygotował artykuły na temat beatyfikacji i kanonizacji.Gość programu „Żebyś wiedział” mówi o wyjątkowych wydarzeniach w Kościele, które będą miały miejsce w najbliższy weekend. 6 września w Tallinie odbędzie się beatyfikacja abp Eduarda Profittlicha. Dzień później w Rzymie kanonizowani będą Carlo Acutis i Pier Giorgio Frassati. Niemiecki duszpasterz PolakówAbp. Eduard Profittlich jest jedną z dziesiątek tysięcy ofiar systemu komunistycznego i pierwszą osobą, której beatyfikacja odbędzie się w Estonii. Był ósmym z dziesięciorga potomstwa pary niemieckich rolników. 27 sierpnia 1922 otrzymał święcenia kapłańskie. Zgodził się wstąpić do misji katolickiej w Rosji, dlatego został wysłany na studia przygotowawcze do Krakowa, gdzie obronił doktorat z filozofii, a następnie z teologii. Z racji na dobrą znajomość języka polskiego, w grudniu 1930 został wysłany na probostwo do Tallina, ponieważ większość katolików mieszkających w Estonii stanowiła ludność polskiego pochodzenia. Na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow Estonia znalazła się w radzieckiej strefie wpływów. Miał możliwość niewracania z Rzymu do Estonii, a także później powrotu do Niemiec. Pięć dni po ataku III Rzeszy na ZSRR został aresztowany. Informacje o śmierci i dowody świętości znamy z odtajnionych w latach dziewięćdziesiątych dokumentów NKWD i KGB.Młodzi święciPier Giorgio Frassati urodził się 1901 roku, a Carlo Acutis w 1991. Pier zmarł w wieku 24 lat, a Carlo w wieku 15 lat. Obaj ukochali kult eucharystyczny. Przystępowali do Komunii Świętej codziennie, co za czasów Piera było rzeczą nadzwyczajną i wymagało zgody duszpasterskiej oraz jego mamy. Obaj poświęcali czas na adorację i modlitwę różańcową. Pier miał problemy z nauką pisania po Włosku, a później z łaciną, a Carlo kochał łacinę. Milenials z podręczników dla studentów nauczył się także języków programowania. Obaj ewangelizowali zgodnie ze swoimi czasami. Pier działał we wspólnotach, współorganizował wycieczki górskie, a także angażował się politycznie w celu poprawy ludzkiego życia. Carlo stworzył wystawy poświęcone Cudom Eucharystycznym, świętym, a także zaczął wystawę o objawieniach Maryjnych. Lubił grać na konsoli tak bardzo, że z lęku przed uzależnieniem stwierdził, iż musi to ograniczyć do jednej godziny w tygodniu. Obaj pochodzili z zamożnych rodzin i byli wrażliwi na biednych, chorych i słabszych. Pier pomagając ubogim zaraził się wirusem Polio. Bagatelizował objawy choroby, aby nie martwić rodziny, która przeżywała śmierć jego babci. Carlo zmarł na białaczkę. Personel szpitala zapamiętał go jako osobę,która nie straciła poczucia humoru, a pytany o ból odpowiadał: „są osoby, które cierpią bardziej”.
Podcast "Ubezpieczenia po ludzku" - Wysokość świadczeń ubezpieczeń od utraty dochoduWitajcie w kolejnym odcinku podcastu "Ubezpieczenia po ludzku". Nazywam się Marcin Kowalik, jestem założycielem serwisu ubezpieczeniapoludzku.pl i społeczności mistrzowie.online. Dzisiaj odpowiadam na pytanie, które dostałem od Pawła z Poznania: "Ile konkretnie dostanę miesięcznie z ubezpieczenia od utraty dochodu?"Paweł, świetne pytanie! W ciągu ostatnich trzech lat pomogłem ponad 800 osobom w doborze tego ubezpieczenia, więc mam naprawdę dużo konkretnych danych.Prawdziwe kwoty z mojej praktykiZacznę od realnych przykładów, bo liczby mówią wszystko. Tomek, programista z Warszawy, zarabia 12 tysięcy miesięcznie. Za składkę 290 złotych dostaje ochronę na 9600 złotych miesięcznie przez dwa lata.Kasia, lekarz dentysta z Krakowa - dochód 18 tysięcy. Płaci 420 złotych składki, a jej ochrona to 14400 złotych miesięcznie. A Michał, architekt z Wrocławia? Zarabia 8500, płaci 195 złotych, dostaje 6800 złotych miesięcznie. Te liczby pokazują coś ważnego - ubezpieczenie od utraty dochodu może być trzy razy bardziej efektywne niż dobrowolne chorobowe w ZUS.Co determinuje wysokość świadczeń?Słuchacze często pytają: "Od czego zależy ile dostanę?". To proste - głównie od trzech rzeczy.Po pierwsze - twój miesięczny dochód. Ubezpieczyciele wypłacają maksymalnie 80% tego co zarabiasz. Najwyższe świadczenie jakie udało mi się uzyskać? 28 tysięcy miesięcznie dla specjalisty IT.Po drugie - zawód. Fizjoterapeuta płaci więcej niż programista z powodu ryzyka zawodowego. Z mojej analizy 600 przypadków wynika, że najlepszą efektywność kosztową mają zawody biurowe.Po trzecie - wiek. Im starszy, tym drożej. Ale spokojnie - różnice nie są dramatyczne.Kto najczęściej kupuje te ubezpieczenia?Przeanalizowałem moich 800 klientów z ubezpieczeniapoludzku.pl. Wyniki mogą was zaskoczyć:31% to branża IT - programiści, analitycy, testerzy18% to medycy - lekarze, dentyści, weterynarze14% to prawnicy - adwokaci, radcowie, notariusze12% to inżynierowie - architekci, budowlańcy9% to pozostali medycy - fizjoterapeuci, ratownicyCiekawe jest też to, że 67% moich klientów pracuje na B2B. To pokazuje jak rośnie świadomość wśród osób na umowach zlecenia.Najczęstsze pytania słuchaczy"Czy to lepsze niż ZUS?" - zdecydowanie tak. ZUS wypłaca maksymalnie 4560 złotych, prywatne ubezpieczenie - nawet 25 tysięcy. ZUS przez pół roku, prywatne nawet 5 lat."Jak szybko dostanę pieniądze?" "Czy mogę kombinować kwoty?" - nie da się. Ubezpieczyciele weryfikują dochody. 40% moich klientów początkowo podaje za niskie kwoty, żeby zaoszczędzić na składce. To błąd!Porównanie z ZUS - liczby mówią wszystkoPrzygotowałem dla was konkretne zestawienie. Dobrowolne chorobowe w ZUS kosztuje 2,45% podstawy wymiaru.Prywatne ubezpieczenie za 300-400 złotych może dać 10-12 tysięcy miesięcznie przez 2-5 lat. To jest 3,5 raza wyższa ochrona przy porównywalnej składce.Plus nie ma 90-dniowej karencji jak w ZUS. Zachorujesz jutro - ubezpieczenie działa od razu.Praktyczne poradyJako współautor książki "Jak sprzedawać ubezpieczenia. 100 historii agentów ubezpieczeniowych" rozmawiam codziennie z najlepszymi agentami. Ich rady?Wybieraj świadczenie, nie składkę. Różnica 50 złotych w składce to często 2000 złotych różnicy w wypłacie.Sprawdź definicję niezdolności. Minimum 24 miesiące ochrony. 12 miesięcy to
Tomografia komputerowa kojarzy się powszechnie z medycyną. Wiemy, że można za jej pomocą zobrazować na przykład jamę brzuszną albo klatkę piersiową i znaleźć nietypowe, chorobliwe struktury. Ale czy wiecie, że tomografem bada się też przeróżne przedmioty? Cel jest taki sam. – Pozwala nam to narzędzie badać budowę wewnętrzną różnych obiektów bez ich niszczenia – tłumaczy mój dzisiejszy gość, dr hab. inż. Jacek Tarasiuk, profesor Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, Wydział Fizyki i Informatyki Stosowanej. Laboratorium pod jego kierownictwem służy innym naukowcom supermocą promieniowania X: zaglądaniem do środka badanego obiektu.Przypomnijmy na początek, jak działa tomografia. Opiera się na promieniowaniu rentgenowskim, czyli naświetlaniu krótkimi falami rentgenowskimi. Niektóre materiały i struktury przepuszczają takie fale, a inne, wychwytują je i pochłaniają. – Z grubsza można powiedzieć, że im materiał jest bardziej gęsty, tym silniej wychwytuje promieniowanie rentgenowskie – wyjaśnia prof. Tarasiuk. Stąd wyraźniejszy obraz kości na zdjęciach rentgenowskich.Tomografia to połączenie bardzo wielu zdjęć rentgenowskich, wykonanych z różnych stron, i matematyki. Komputer dokonuje obliczeń na podstawie zdjęć i przedstawia trójwymiarowy model badanego obiektu. Tomograf laikowi wiele nie powie, ale doskonale obrazuje gęstość i strukturę wewnętrzną materiałów, więc fachowe oko wie, czego szukać. Opisane w odcinku badania nanotomografem pomagają naukowcom z przeróżnych dziedzin: archeologom, biologom, paleontologom, kryminologom, inżynierom materiałowym, farmaceutom. Wymieniać można naprawdę długo. – My się nie znamy merytorycznie na tym, co oni chcą zbadać, ale wnosimy możliwość zobrazowania czegoś i przeprowadzenia analiz – opowiada fizyk. Do tomografu można włożyć na przykład znalezioną kość mamuta z ciemniejszą plamką i odkryć, że to szczątki grotu z epoki lodowcowej, nie uszkadzając przy tym samej kości. Można zbadać znalezisko archeologiczne i dowiedzieć się, jak wygląda od środka i czy na przykład tym środkiem nie jest mumia gołębia. A można też zbadać ząb lub malutką kostkę z ucha, żeby móc stworzyć dokładny model i na nim prowadzić badania. Zastosowania ogranicza tylko fantazja… i rozmiary – do tomografu prof. Tarasiuka nie zmieści się obiekt większy niż kilogram cukru.W odcinku usłyszycie mnóstwo fascynujących historii z laboratorium mojego gościa. Dowiecie się, co ciekawego można odkryć we własnym zębie, jak zmienia się struktura kawy na różnych etapach palenia, po co kryminologom analiza koszulek ofiar i dlaczego farmaceuci chcą badać tomografem tabletki. Jeśli z fizyką nie do końca wam po drodze, nie lękajcie się – profesor opowiada niezwykle klarownie i ze swadą, wszystko zrozumiecie! Nagranie powstało podczas XV podróży Radia Naukowego, tym razem do Krakowa. Podróże są możliwe dzięki wspierającej nas społeczności Patronek i Patronów. Tutaj możecie do nich dołączyć: https://patronite.pl/radionaukowe
Kamil Barnowski i Daniel Dyk opowiadają o zbrodni w najstarszej księgarni Europy oraz historię Emila Betoniarza, w której osoby znikają w tajemniczych okolicznościach. To są najsłynniejsze zbrodnie z Krakowa. Odcinek jest powtórką odcinka nr 200. Nowe odcinki wracają po wakacjach.
Cofnijmy się myślą do czasów zaborów. Mamy koniec XIX wieku, Rzeczpospolita formalnie nie istnieje, podzielona między trzy państwa. Jest jednak miejsce, które w tym trudnym czasie stanowi ostoję polskości, jak magnes przyciąga rodaków z innych zaborów i z zagranicy. W podejmowaniu decyzji bierze tu udział polski samorząd, można studiować na polskim uniwersytecie, iść do polskiego teatru, kupować polskie gazety. Coś bezcennego.***Robimy dobrą robotę? Pomóż nam dostarczać jeszcze więcej mądrych treści. Dołącz do społeczności Patronek i Patronów:
Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. W najnowszym odcinku podcastu Raport Międzynarodowy prowadzący Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz omawiają coraz gorsze relacje pomiędzy Azerbejdżanem i Rosją. Zauważają, że prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew zachowuje się w sposób wyjątkowo asertywny. Witold Jurasz podkreśla, że Alijew, który odziedziczył władzę po ojcu, okazał się być, co nie jest oczywiste wśród autorytarnych przywódców, politykiem wyjątkowo sprawnym. Zdołał nie tylko skonsolidować władzę, ale też wzmocnić swoje państwo. Przede wszystkim jednak cechował się tym, czego często niestety brakuje polskim politykom - cierpliwością w stosunku do Rosji. Zaczął zachowywać się twardo dopiero wtedy, kiedy realnie mógł sobie na to pozwolić. W dalszej części podcastu prowadzący omawiają sytuację na granicy z Niemcami i zauważają, że miały miejsce przypadki, kiedy to Republika Federalna przerzucała nielegalnych imigrantów w sposób pozaprawny na teren Rzeczypospolitej Polskiej. Z drugiej strony ostatni przypadek, kiedy to Niemcy nie wpuściły obywateli Afganistanu na swoje terytorium i odesłali ich do naszego kraju, nie powinien budzić kontrowersji, dlatego że Berlin działał w pełnej zgodzie z prawem unijnym i międzynarodowym. Obydwaj prowadzący zgadzają się też w jednym - nie jest rolą aktywistów ani zachodniej granicy bronić, ani wschodnią granicę otwierać. Państwo, jeżeli będzie tolerować tego rodzaju bałagan i warcholstwo, przestanie istnieć. Wspomniany zostaje tekst Marcina Wyrwała i Edyty Żemły o tym, jak państwo polskie jest niezdolne do rozpoczęcia produkcji amunicji artyleryjskiej. Prowadzący podcast zadają pytanie, czy to wynik działalność obcej agentury, czy też przerażającej po prostu głupoty. Wracając do kwestii amerykańskich bombardowań Iranu, Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz odnotowują, że amerykańskie media informują o kolejnych szczegółach, według których administracja amerykańska tak naprawdę nie zdołała zniszczyć podstawowych irańskich instalacji jądrowych. Oznaczałoby to, że dwunastodniowa wojna Izraela i USA z Iranem wcale nie zakończyła się wielkim sukcesem. Przy okazji omawiania wątku izraelskiego, obydwaj prowadzący odnotowują tekst izraelskiego dziennika Haaretz, który w oparciu o relacje żołnierzy IDF stwierdza, że Izrael dopuszcza się regularnych zbrodni wojennych. Z artykułu wynika bowiem, że żołnierze otrzymywali rozkaz strzelania do nieuzbrojonych cywili. Witold Jurasz, Zbigniew Parafianowicz podkreślają, że pojawienie się takiego tekstu w izraelskim dzienniku jest triumfem dziennikarstwa, ale też dowodem na to, że Izrael przy wszystkich swoich wadach jednak czymś się od wielu innych państw w regionie różni. Witold Jurasz opowiada z kolei historię, kiedy to jechał do Krakowa pociągiem i zadał pytanie siedzącemu obok mężczyźnie, z jakiego jest kraju, na co ten ewidentnie speszony półszeptem odpowiedział, że ma żonę Polkę i urodził się w Jerozolimie. Na uwagę, że nie musi się obawiać powiedzenia, że jest z Izraela, człowiek ten odpowiedział, że kiedyś to był strach, a teraz wstyd i znów strach. Obydwaj prowadzący podkreślają, że pojawienie się takich lęków jest bardzo niepokojące. Nie należy obciążać ani wszystkich Izraelczyków, ani tym bardziej wszystkich Żydów za działania armii izraelskiej.
CZY POLSKA NAPRAWDĘ DAJE RÓWNE SZANSE?Agata Kowalska, prawniczka z Krakowa, myślała że tylko pomoże koleżance założyć stowarzyszenie. Nie spodziewała się, że jedna wizyta 20 km od miasta całkowicie zmieni jej życie i spojrzenie na polską rzeczywistość.TO CO ZOBACZYŁA, WSTRZĄSNĘŁO NIĄ DO GŁĘBI:
W dzisiejszym odcinku Biznes Rider rozmawiam z Markiem Jawełdą – inwestorem i fliperem z Krakowa, który od 2019 roku realizuje flipy na mieszkaniach. Jak robić flipy skutecznie, niezależnie od tego, czy inwestujesz w rynek pierwotny czy wtórny. Dowiesz się jak wygląda rynek nieruchomości w Krakowie, oraz kiedy lepiej postawić na wynajem mieszkań. Marek opowie też o tym, jak inwestować w nieruchomości z małym kapitałem, jak finansować inwestycje z pomocą inwestorów, a także jak wygląda zarabianie na flipach w praktyce. To wiedza dla osób, które interesuje: jak robić flipy, podnajem mieszkań, flipy na mieszkaniach, flipy na pierwotnym, inwestowanie w mieszkania, zarabianie na flipach. Obejrzyj całość i dowiedz się jak zarabiać na nieruchomościach, i co daja inwestycje w nieruchomości. Pozdrawiam Daniel Siwiec
Dziś zapraszamy do wysłuchania rozmowy rozpiętej gdzieś między współczesnym Krakowem a starożytnym Rzymem. Może trudno w to uwierzyć, ale spotykają się one w jednej książce - “Wrogu” Łukasza Orbitowskiego. Przez wiele osób uważana za jedną z najlepszych w dorobku autora (z czym on się trochę zgadza), jest próbą opowiedzenia historii jednego z najczarniejszych charakterów w historii cywilizacji - cesarza Nerona - z jego perspektywy. Czy Orbitowskiemu udało naruszyć ugruntowany wizerunek znany choćby z literatury Swetoniusza czy Sienkiewicza? I co łączy okrutnego cesarza i nieszczęśliwego strażaka z Krakowa? O tym z autorem w klubie Proza rozmawiała Marta Mizuro. Zapraszamy do słuchania!
Wywiad z byłym chuliganem Pogoni Szczecin – Arkadiuszem Kraską. Prawdziwe historie walk kiboli, ustawek i ulicznych zadym z lat 80. i 90. Z tego podcastu dowiesz się czym różni się dzisiejsza „chuliganka” od tamtej sprzed lat.Rozdziały:00:00:00 - Wstęp00:00:16 - Kim jest prawdziwy Hooligan?00:03:51 - Chuligan ze Szczecina00:18:53 - Poznańscy chuligani mają z nami kose00:20:02 - Kibic Pogoni Szczecin00:24:30 - Walki kibiców na stadionach00:26:31 - Śląsk Wrocław zaatakowany przez Pogoń Szczecin00:27:51 - Lechia Gdańsk zaskoczona przez kiboli ze Szczecina00:29:43 - Pogoń Szczecin Hooligans00:34:46 - Wbiłem się w Widzew Łódź 00:36:55 - Kibole na koncertach metalowych 00:38:39 - Szczecińscy chuligani00:40:39 - Chuliganka w Polsce w latach 80. i 90.00:45:45 - Kibole Ruchu Chorzów napadnięci w pociągu00:47:01 - Zadymy na meczach wyjazdowych00:49:05 - Arka Gdynia rozkręciła zadymę, do której dołączyła Lechia Gdańsk 00:48:43 - Walka chuliganów z milicją00:57:10 - Poprawczak01:00:46 - Doping na meczach Pogoni Szczecin01:03:15 - Szczecińska ekipa Hools01:04:25 - Walka na sprzęt01:07:43 - Kibole z Krakowa 01:08:50 - Cracovia będzie zawsze naszym wrogiem01:15:12 - Ustawki01:35:26 - Krojenie barw kibiców01:44:19 - Wyrok i więzienie01:48:13 - Chuligani, kibole, pseudokibice01:50:03 - Jak zmieniła się Hooliganka w Polsce?01:56:41 - ZakończenieLinki:✖️ Instagram • https://www.instagram.com/podcast.narratora✖️ Tik Tok • https://www.tiktok.com/@podcast.narratoraDziękuje bardzo za Twój poświęcony czas i uwagę. Pomysł | Wykonanie | Prawa autorskie: Narrator
Gościem audycji jest Monika Piątkowska, która 16 marca 2025 wygrała wybory uzupełniające do Senatu w Krakowie, zajmując miejsce po Bogdanie Klichu, który został Chargé d'affaires w USA. Rozmawiamy o polityce, Polsce2050 oraz wnioskach po niedzielnych wyborach uzupełniających w Krakowie.
Czy można stać się gwiazdą Broadwayu, występować w Metropolitan Opera, zaczynając swoją drogę od etnografii w Krakowie? Paulo Szot, laureat nagrody Tony, udowadnia, że tak. W tym odcinku historia Brazylijczyka polskiego pochodzenia, któremu chęć poznania kultury rodziców i decyzja o wyjeździe na studia do Krakowa otworzyły drzwi do światowej kariery. **** Odkryj Amerykę na nowo! Poznaj fascynujące historie i praktyczne wskazówki, które pomogą Ci lepiej zrozumieć Stany Zjednoczone! Sięgnij po moje audiobooki i ebooki o Stanach Zjednoczonych. Słuchowiska pełne opowieści o kulisach pracy w USA a także niezwykłych miejscach, takich jak Hawaje, Alaska, Wielki Kanion czy Nowy Orlean. To także inspirujące historie z pierwszej ręki, które zabiorą Cię w niezapomnianą podróż po USA. Kupując ebooki i audiobooki, wspierasz moją pracę:
