POPULARITY
[AUTOPROMOCJA] Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. W najnowszym „Raporcie Międzynarodowym" Witold Jurasz i Zbigniew Parafianowicz w towarzystwie Suri - ekspertki rasy Shiba, biorą na warsztat kulisy wielkiej polityki – od Moskwy po Waszyngton. Rozmawiamy o nieformalnych negocjacjach rosyjsko-amerykańskich, roli Jareda Kushnera i Steve'a Witkoffa, o tym, dlaczego Putin marzy o 160 latach życia i dlaczego blisko rosyjskiemu dyktatorowi do Fidela Castro. Przyglądamy się też głośnej wypowiedzi Donalda Tuska w Berlinie o reparacjach wojennych, analizujemy PR-owskie zagrywki i zastanawiamy się, czy Polska ma realny wpływ na układ sił w Europie. Na koniec – humorystyczne akcenty: historia Jurasza o rosyjskich dyplomatach pływających „delfinem" na basenie, anegdoty z Ministerstwa Obrony i… „rosyjski manicure na jesień średniowiecza". Na koniec Suri opowie, co sądzi o wecie Karola Nawrockiego w sprawie trzymania psów na łańcuchach.
W rozmowie z Radiem Wnet dr Krzysztof Rak analizował słowa premiera Donalda Tuska, który w Berlinie zadeklarował, że jeśli Niemcy nie przedstawią „jednoznacznej i szybkiej” decyzji ws. zadośćuczynień dla ofiar II wojny, Polska rozważy wypłatę świadczeń ze swoich środków.Rak przypomniał, że mowa o około 50 tysiącach żyjących ofiar, choć jeszcze półtora roku temu liczba ta wynosiła ok. 60 tys. – i z każdym rokiem maleje.Ekspert podkreślił, że Tusk wyraźnie zmienił swoje dotychczasowe stanowisko. Wcześniej dystansował się od tematu reparacji, argumentując, że Niemcy rozmów nie podejmą. Tymczasem teraz premier powtórzył kluczową tezę dotąd używaną przez PiS: że rzekome zrzeczenie się reparacji w 1953 r. nie ma mocy prawnej, bo Polska była wówczas państwem niesuwerennym.Według Raka oznacza to, że Tusk przesuwa się na pozycje rządu PiS w sprawie reparacji i zadośćuczynienia – i ocenia to pozytywnie.Mamy szansę na zadośćuczynienie tylko wtedy, jeśli sprawa przestanie być w Polsce przedmiotem sporu. Konsensus jest kluczowy– wskazuje.Dr Rak podkreślił też, że ewentualna wypłata świadczeń przez Polskę nie osłabi pozycji Warszawy wobec Berlina, przeciwnie – może stać się silnym argumentem moralnym i politycznym.Państwo polskie poczuło się do solidarności, choć nie było sprawcą. Niemcy – sprawcy – nadal nic nie robią– dodaje.Jego zdaniem taki ruch miałby nawet „efekt zawstydzenia” strony niemieckiej oraz wzmocniłby mandat Polski do dalszych roszczeń.Rak przypomniał również, że Polska i tak częściowo wypłaca dodatki dla ofiar II wojny, lecz skala pomocy jest niewystarczająca wobec ich wieku, cierpienia i sytuacji materialnej.To nasi dziadkowie i pradziadkowie. To nasz moralny obowiązek zapewnić im godną starość– zaznacza,Ocenił, że słowa Tuska to moment przełomowy – mniej zauważony w Polsce, ale znaczący dla przyszłych relacji z Niemcami.
Poseł PiS Bartłomiej Wróblewski stwierdził, że w obliczu zagrożenia, rząd Donalda Tuska rozkłada ręce i bagatelizuje sprawę. - Jestem jedną z wielu osób, która jest zaniepokojona tym, że rząd za dużo zajmuje się partyjną, agresywną polityką, a za mało bezpieczeństwem Polski i Polaków - mówił polityk w Polskim Radiu 24.
Konsultacje w Berlinie. „To nie jest żadne nowe otwarcie”Punktem wyjścia rozmowy są polsko-niemieckie konsultacje międzyrządowe w Berlinie. Prowadząca rozmowę Jaśmina Nowak pytała, czy spotkanie Donalda Tuska z niemieckimi partnerami może oznaczać jakościową zmianę w relacjach obu państw.Agaton Koziński zbija ten entuzjazm i podkreśla, że jego zdaniem trudno mówić o jakimkolwiek przełomie. Jak zauważa, „to nie jest ani stare nowe otwarcie, ani nowe otwarcie”, a atmosfera wokół wizyty w niczym nie przypomina momentu politycznego przełomu. Odwołuje się przy tym do komentarzy w niemieckiej prasie.Bardzo mi się spodobała recenzja bodajże niemieckiego dziennika, który nazwał to przykrą lekcją obowiązkową. No, wypada się spotykać, bo jesteśmy sąsiadami, bo teoretycznie jesteśmy przyjaciółmi, no to się spotkajmy, ale tak naprawdę odbębniejmy to jak najszybciej i zapomnijmy, bo tam się właściwie nic nie klei– mówi.Koziński podkreśla, że relacje osobiste i polityczne między Donaldem Tuskiem a kanclerzem Merzem są skomplikowane. Z jednej strony obaj należą do tej samej rodziny politycznej na poziomie UE, z drugiej – w sprawach konkretnych, jak choćby umowa z krajami Mercosur, różnice są zasadnicze.Nie ma chemii, to widać wyraźnie, między obecnym kanclerzem Niemiec i Donaldem Tuskiem. Oni są jakby trochę skazani na siebie, bo są z tej samej rodziny, bo na poziomie Unii Europejskiej walczą o podobne sprawy, ale jednak w kwestiach bardziej praktycznych różnic jest bardzo dużo– mówi.Po polskiej stronie dochodzi czynnik krajowej opinii publicznej. Koziński przypomina, że obraz Niemiec w Polsce jest wyjątkowo negatywny.Niemcy cieszą się wyjątkowo dużą niepopularnością w Polsce. Polacy nigdy nie stali miłością do Niemiec, to wszyscy dobrze wiemy, ale to jest stopniowalne. A akurat teraz to stopniowanie jest wyjątkowo na niekorzyść Niemiec– zaznacza. I dodaje, że Tusk musi brać to pod uwagę.„Polacy nie chcą ciepłych relacji z Niemcami”Koziński idzie dalej i mówi wprost, że oczekiwanie polskiego społeczeństwa jest raczej odwrotne niż „zacieśnianie przyjaźni”.Polacy ewidentnie nie chcą, żeby polski rząd miał dobre, ciepłe relacje z rządem niemieckim. Bo zwyczajnie się obawiają, że Niemcy wykorzystają taką sytuację i będą naszym kosztem nabijali swoje punkty– ocenia.Przypomina przy tym współpracę Berlina z Moskwą.Niemcy nie mieli żadnych oporów, żeby kosztem Polski budować współpracę z Rosją, czego symbolem były rurociągi 1, 2, ale dobrze wiemy, że ta współpraca była na dużo większych polach. Jak się skończyła ta współpraca, obserwujemy wszyscy po Ukrainie– wskazuje.W jego ocenie w Polsce utrwaliło się przekonanie, że rząd Tuska mógł zrobić więcej, by ograniczyć niemiecko-rosyjskie zbliżenie.Czy polski rząd, zwłaszcza rząd Donalda Tuska, robił wystarczająco dużo, żeby ograniczyć pole tej współpracy rosyjsko-niemieckiej? Moim zdaniem przekonanie jest takie, że jednak nie. I tutaj można było zrobić zdecydowanie więcej– mówi.Gospodarka swoje, polityka swoje – i dylemat: Niemcy czy USA?Koziński podkreśla, że relacje gospodarcze Polski i Niemiec biegną dziś niemal własnym torem – niezależnie od politycznych napięć. Wskazuje, że handel między oboma krajami jest ogromny, a niemieckie inwestycje od lat przynoszą zyski zarówno firmom z Berlina, jak i polskiej gospodarce poprzez miejsca pracy i stabilne łańcuchy dostaw. Jak zauważa, ten „potężny” wymiar współpracy trwa, ale dzieje się właściwie poza sferą politycznych deklaracji, które w ostatnich latach uległy znacznemu ochłodzeniu.W ocenie Kozińskiego prawdziwe pytanie, przed którym stoi dziś Polska, dotyczy nie gospodarki, lecz bezpieczeństwa. Wskazuje, że kraj musi odpowiedzieć sobie na fundamentalną kwestię, z kim chce wiązać swoje strategiczne gwarancje. Jak wyjaśnia, z jednej strony pragmatyka podpowiada, że obecność Niemiec w europejskim systemie bezpieczeństwa jest ważna, z drugiej – realna siła i gotowość do działania leżą po stronie Stanów Zjednoczonych. To właśnie dlatego, zdaniem publicysty, Polska stoi dziś przed dylematem, czy rozwijać wojskową współpracę bliżej Berlina, czy jednak budować ją przede wszystkim w oparciu o Waszyngton.Aby zilustrować, jak bardzo te wybory stają się namacalne, Koziński przywołuje przykład Rumunii. Najpierw podpisanie przez Bukareszt dużego kontraktu z niemieckim Rheinmetallem na budowę fabryki zbrojeniowej, a kilka dni później – decyzję USA o wycofaniu części wojsk z rumuńskiego terytorium. Dla Kozińskiego to wyraźny sygnał, że w geopolityce każdy ruch ma swoje konsekwencje, a zbliżenie do jednego partnera może skutkować ochłodzeniem relacji z innym.W jego ocenie oznacza to jedno: choć Polska potrzebuje dialogu z Niemcami, to w kwestii bezpieczeństwa Stany Zjednoczone pozostają partnerem o wiele bardziej kluczowym.
Spór o nauczanie religii przewija się przez cały okres III RP. Rząd Donalda Tuska rozpoczął próby rugowania przedmiotu ze szkół, co spotkało się z kontrą w postaci ustawy wprowadzającej obowiązkowe lekcje religii i etyki. Sama kwestia pozostania w szkole nie wydaje się sednem sprawy.
W nowym odcinku „Politycznych Michałków” Michał Szułdrzyński i Michał Kolanko omawiają trzy kluczowe zjawiska ostatnich dni: wewnętrzną wojnę frakcji w Prawie i Sprawiedliwości, niespodziewanie mocną jesień Donalda Tuska oraz pierwszy tydzień Włodzimierza Czarzastego na fotelu Marszałka Sejmu.Kup subskrypcję „Rzeczpospolitej” pod adresem: https://czytaj.rp.pl
W rozmowie z Radiem Wnet rektor Politechniki Łódzkiej, prof. Krzysztof Jóźwik, tłumaczy, na jakim etapie znajduje się inicjatywa powołania Centrum Kosmiczno-Obronnościowego Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) w Łodzi. Jak podkreśla, jest to moment kluczowy — miasto oraz lokalne środowiska akademicko-przemysłowe czekają na decyzję premiera.Profesor zaznacza, że projekt nie jest jeszcze w fazie realizacji, ale wszystko zależy od decyzji rządu:„Możliwe na pewno jest i o to właśnie się staramy, natomiast trudno mówić w tej chwili o powstawaniu. Ten nasz apel to apel o to, aby została podjęta taka decyzja. To w najbliższych dniach się stanie”.Do premiera Donalda Tuska został wysłany list poparcia pod którym — jak opisuje — znaleźli się reprezentanci najważniejszych środowisk Łodzi.„Są tam rektorzy wszystkich uczelni, przedstawiciele największych pracodawców, jak i przedstawiciele włodarzy miasta”.Czym ma być Centrum Kosmiczno-Obronnościowe ESA?Profesor wyjaśnia, że chodzi o oddział ESA, który miałby łączyć technologie kosmiczne i obronne. Nie tylko rakiety i nośniki, ale także technologie dual-use — o podwójnym zastosowaniu.„To różne technologie dotyczące badań kosmicznych: łaziki, materiały pracujące w niskich temperaturach, technologie żywności, gospodarka obiegu zamkniętego na wzór stacji kosmicznej”.Badania nad technologiami kosmicznymi mają również zastosowanie militarne:„Nie zawsze mamy możliwość, aby bezpośrednio stosować wodę czy by żywność była dostępna… To może mieć zastosowanie dla żołnierzy i użytkowników na polu walki”.Ważnym elementem są także napędy — w tym tworzone we współpracy z Airbusem systemy zdolne działać w obcej atmosferze.„Pracujemy nad napędem śmigłowym, który mógłby pracować w atmosferze Marsa. Ona jest zupełnie różna”.Dlaczego Łódź?Rektor PŁ jednoznacznie wskazuje, że Łódź ma wyjątkowy potencjał, by stać się centrum polskiej i europejskiej technologii kosmicznej.„To, co w Łodzi powstaje i to, co tworzymy na bieżąco, ma szerokie zastosowanie i jest nastawione na eksplorację kosmosu”.Ale są też powody praktyczne:„Łódź jest położona w centrum Polski, skomunikowana bardzo dobrze… a kolej dużych prędkości jeszcze to wzmocni”.Decyzja o ulokowaniu ESA w Łodzi miałaby też efekt społeczny:„Nasze miasto powoli się wyludnia, średnia wieku jest coraz wyższa. Tego typu centrum pozwoliłoby odmłodzić Łódź i zahamować ten trend”.Politechnika Łódzka już pracuje na zaplecze kosmiczne EuropyRektor przypomina, że uczelnia od lat rozwija technologie kosmiczne i ma absolwentów odnoszących sukcesy na arenie międzynarodowej.„Najważniejszym naszym absolwentem jest dr Sławosz Uznański-Wiśniewski… zawsze mówi, że ta uczelnia dała mu perspektywę i możliwości”.Uczelnia współpracuje z instytucjami zajmującymi się eksploracją kosmosu, w tym z przemysłem.„To wszystko wskazuje na to, że mamy tutaj już znaczące doświadczenia” — podsumowuje.Kiedy poznamy decyzję?Według profesora odpowiedź rządu może nadejść w każdej chwili:„Myślę, że to są dni najbliższe, w których ta decyzja zapadnie”.
Polska debata o bezpieczeństwieW Poranku Radis Wnet Piotr Gursztyn przedstawił szeroki obraz tego, jak wygląda dziś polska rozmowa o bezpieczeństwie i przyszłości wojny na Ukrainie. Podkreśla, że choć Zachód dyskutuje o nowych planach USA, negocjacjach i ewentualnym końcu wojny, w Polsce prawdziwa debata nie istnieje – bo całe życie polityczne sprowadza się do krajowej wojny podjazdowej.Odwołując się do informacji ujawnionych przez Bloomberga na temat rozmów amerykańsko-rosyjskich, Gursztyn przechodzi do szerszego kontekstu i mówi o stanie państwa.Słowo debata trochę mi tu nie pasuje. Bo jeśli pan premier, czyli osoba najważniejsza w wykonawczym centrum polityki, jest bardziej skoncentrowany na walce z opozycją niż na Rosji… to może nie jest tak źle. Jeśli wrogiem numer jeden są ‘zbrodniarze pisowscy', a nie Putin i Rosja, to chyba znaczy, że jesteśmy bardzo bezpieczni– ironizuje. Gursztyn mówi o państwie, które funkcjonuje tak, jakby wojna w ogóle go nie dotyczyła – jakby zagrożenie było jedynie abstrakcją.W kolejnum fragmencie rozmowy Gursztyn przechodzi do sprawy sabotażu kolejowego, która jego zdaniem obnaża prawdziwy stan polskich instytucji.Służby są bardziej skoncentrowane na ściganiu opozycji niż na ściganiu ludzi, którzy wysadzili tory pod Garwolinem. ABW ustaliła współpracowników dywersantów, ale prokuratura podległa panu ministrowi Żurkowi ich zwolniła. Człowiek, który ich woził, powiedział tylko, że ‘nie znał' tych dwóch. Przypadkiem go wynajęli. I prokuratura to kupiła– komentuje.„Państwo robi akcje pokazowe, nie realne działania”Gursztyn podkreśla, że działania rządu mają charakter bardziej medialny niż operacyjny. Nawiązuje do sytuacji, w której tysiące żołnierzy patrolują toryTo, że kilka tysięcy żołnierzy w żółtych kamizelkach chodzi po torach przez kilka tygodni, to jest raczej akcja pokazowa. To nie jest odpowiedź państwa, które realnie spodziewa się zagrożenia. To jest gest– mówi.W polskiej debacie, zauważa, nie widać też podstawowych elementów, które w innych krajach są oczywistością: komunikacji kryzysowej, sygnałów o stanie przygotowań, planów mobilizacyjnych czy rozmów o systemie poboru.Gdyby coś naprawdę się działo, to rząd musiałby to komunikować obywatelom. My jednak nie widzimy nic. Ani reform, ani przygotowań, ani nawet debaty– stwierdza.„Rząd Tuska dowiaduje się o planach USA z mediów. Tak jak my”Najbardziej niepokojący jest dla Gursztyna fakt, że polskie władze – według jego relacji – nie były w ogóle poinformowane o amerykańskim planie dotyczącym Ukrainy, który zawiera aż 28 punktów.Właściwie wszystkiego ekipa Donalda Tuska dowiedziała się z mediów. Tak jak ja czy ty. Tomasz Siemoniak poszedł do radia państwowego i powiedział wprost: ‘Dowiedzieliśmy się od Niemców. Oni już wiedzieli od kilkunastu dni'– relacjonuje. Zdaniem Gursztyna to pokazuje, jak słaba jest pozycja Polski w kluczowych rozmowach o przyszłości regionu.W końcowym fragmencie rozmowy publicysta odnosi się do informacji o zatrzymaniu rosyjskiego hakera, który skopiował bazy danych jednego z największych polskich sklepów internetowych.Polska jest dziś jednym z najbardziej zagrożonych krajów na świecie, jeśli chodzi o cyberataki ze strony Rosji. Powinniśmy mieć pełne więzienia takich ludzi– dodaje. Tymczasem rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej.Z jednej strony mamy surowe słowa ministra Żurka, że ‘nikt się nie ukryje, będą ścigani na całym świecie'. A z drugiej – rozlazłość w realnej reakcji. Paragraf mówi o karze od dziesięciu lat do dożywocia, ale ludzie dostają dwa–trzy lata. I system nie działa– mówi.
Konfederacja jako „języczek u wagi”?Jacek Wilk w Popołudniu Radia Wnet przyznaje, że układ sił pokazany w najnowszych sondażach otwiera przed Konfederacją Korony Polskiej realny wpływ na skład przyszłego rządu. Według posła, jeśli obecne trendy się utrzymają, to posłowie Korony mogą stać się kluczowi w powyborczych negocjacjach.Jeśli te tendencje się utrzymają, a trendy w sumie trzeba przede wszystkim śledzić, to faktycznie posłowie Konfederacji Korony Polskiej, którzy mam nadzieję będą w sile koła, czyli będzie ich przynajmniej piętnastu, a wygląda na to, że może być ich więcej, będą tak naprawdę decydować, kto może tworzyć rząd. No i bardzo różne konfiguracje wchodzą w grę– wskazuje były poseł. Podkreśla jednocześnie, że żadnych decyzji jeszcze nie ma, a przed ugrupowaniem „dużo rozmów i analiz”.Napięcia na prawicy. „Może być ciężko wyjść z tego z twarzą”W rozmowie pojawia się wątek ostrej wymiany zdań między Sławomirem Mentzenem a Jarosławem Kaczyńskim. Według Wilka te personalne konflikty mogą utrudnić ewentualną współpracę po wyborach.Prezes Kaczyński jest bardzo pamiętliwy. Z tego, co wiem, Sławomir Mentzen też– mówi Wilk.Jego zdaniem część wypowiedzi „poszła za daleko”, co może realnie utrudnić budowanie większości.W polityce nie powinno się mówić rzeczy, które potem uniemożliwiają jakiekolwiek porozumienie– zaznacza poseł.https://wnet.fm/2025/11/27/unijna-ankieta-dla-osmiolatkow-czarnik-to-element-genderowej-indoktrynacji-w-polskich-szkolach/Wilk odnosi się również do ostrego języka w polityce, zwłaszcza do publicznych wypowiedzi Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego wobec Donalda Trumpa. Jego zdaniem takie działania mogą już dziś obniżać pozycję Polski w relacjach międzynarodowych.Widzimy, że Polska nie jest przy różnych stołach i możemy się domyślać, że między innymi z takich powodów– mówi.Dodaje, że ostre spory są naturalne, ale powinny dotyczyć argumentów, a nie ludzi.Możemy ostro dyskutować ad rem, ale jeśli kogoś obrażamy jako człowieka, to nie prowadzi do niczego dobrego. Wyborcy to widzą– podkreśla.
Gościem Poranka TOK FM jest Paweł Jabłoński, poseł PiS i były wiceminister spraw zagranicznych. Polityk ostro krytykuje wpis instytutu Jad Waszem, nazywając go „oszczerstwem” i „manipulacją historyczną” szkodzącą Polsce. Jabłoński ocenia też plan pokojowy dotyczący wojny w Ukrainie jako niekorzystny, bo w praktyce oznaczałby zwycięstwo Rosji i zachętę do dalszej agresji. W rozmowie wskazuje, że nieobecność Donalda Tuska przy kluczowych rozmowach w Brukseli budzi wątpliwości co do skuteczności polskiej polityki.
W tym materiale omawiamy najnowsze wydarzenia na świecie: relacje Trump vs Ukraina, zmieniającą się politykę USA, możliwe scenariusze dla Europy oraz to, czy po raz kolejny spełnia się zasada „znów o nas bez nas”. Analizujemy reakcje światowych liderów, wypowiedzi prezydentów, stanowisko Unii Europejskiej, NATO i Polski. Pojawia się także kontekst działań Donalda Tuska oraz aktualnej pozycji Polski na arenie międzynarodowej. Komentuje Radosław Pyffel, który w przystępny i konkretny sposób wyjaśnia globalne procesy wpływające na bezpieczeństwo, politykę i przyszłość regionu. Jeśli interesuje Cię geopolityka, wojna na Ukrainie, amerykańskie wybory, strategie USA, UE i Rosji – ten film jest dla Ciebie. Zrozumiesz, jak mogą wyglądać nadchodzące miesiące oraz jakie decyzje zapadają za zamkniętymi drzwiami wielkiej polityki.Rozdziały odcinka:0:00 Główne tematy komentarza: 28 punktowy plan Trumpa dla Ukrainy, przywódcy Europy w Genewie o Ukrainie, pomijanie Polski w rozgrywce mocarstw, polityka światowa16:22 Podziękowania i prośby19:21 Rozmowy pokojowe w Genewie i rozgrywka wokół Ukrainy38:21 Polityka światowa51:05 OutroTWOJE wsparcie jest bardzo ważne: https://patronite.pl/RadoslawPyffelWESPRZYJ mnie na YouTube: https://www.youtube.com/channel/UC6rhJNPCTaFu41na8s0jetQ/joinDla spragnionych wiedzy o świecie pozaeuropejskim i polityce globalnej polecam unikalne seminarium: https://azjatyckiwiek.plZapraszam na swoją stronę: https://radoslawpyffel.pl/Obserwuj Radosława Pyffla na:FB: https://www.facebook.com/RadekPyffel10X: https://x.com/RadekPyffel?ref_src=twsrc%5Egoogle%7Ctwcamp%5Eserp%7Ctwgr%5EauthorKsiążka Radosława Pyffla „Biznes w Chinach” do kupienia na:https://bizneswchinach.pl
[AUTOPROMOCJA] Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio W najnowszym odcinku podcastu „Naczelni" Bartosz Węglarczyk rozmawia z Kamilem Dziubką o tym, co dziś elektryzuje polską i światową politykę. Dyskusja zaczyna się od planu pokojowego dla Ukrainy, dokumentu, który może zmienić układ sił w Europie i relacje z Rosją. Goście analizują kulisy negocjacji w Genewie i w Luandzie, zastanawiają się, dlaczego Polska jest nieobecna przy kluczowym stole rozmów, i jaką rolę odgrywa podwójna polityka zagraniczna – rządu Donalda Tuska i prezydenta Karola Nawrockiego. Rozmowa dotyka również kontrowersyjnych zapisów amerykańskiego planu, takich jak zakaz wejścia Ukrainy do NATO, redukcja jej armii czy reintegracja Rosji z gospodarką światową. Węglarczyk i Dziubka analizują, jak polscy politycy reagują na propozycje Trumpa i czy zmienia się narracja PiS wobec Ukrainy. Druga część rozmowy przenosi nas na polskie tory kolejowe – po próbie zamachu i uruchomieniu operacji „Horyzont", jednej z największych akcji bezpieczeństwa w ostatnich latach. Czy wysłanie 10 tysięcy żołnierzy do ochrony infrastruktury to realne wzmocnienie bezpieczeństwa, czy raczej działanie propagandowe? Na koniec – polityczne piekiełko. Grzegorz Braun znów szokuje antysemickimi wypowiedziami, a prokuratura zapowiada działania. Węglarczyk i Dziubka pytają, czy państwo jest w stanie powstrzymać eskalację nienawiści i co oznacza rosnące poparcie dla skrajnej prawicy. W tle konflikt rządu z prezydentem, marszałek Czarzasty i jego „marszałkowskie weto", a także decyzja o zakazie sprzedaży alkoholu w Sejmie. [Autopromocja] W ramach oferty Black Week zapłacisz od 39 zł za pierwsze pół roku dostępu do wszystkich podcastów w Onet Audio oraz innych materiałów dziennikarskich przygotowywanych przez Twoich ulubionych prowadzących. Subskrybuj na www.premium.onet.pl i wspieraj ulubionych autorów. Oferta ważna do 30 listopada 2025
Rozmowę w Poranku Radia Wnet zdominował temat najnowszych propozycji „zawieszenia broni”, jakie – według medialnych przecieków – krążą między Waszyngtonem, Kijowem i Moskwą.Bronisław Wildstein od razu ostudził ton dyskusji, wskazując, że tak prezentowane „plany pokojowe” nie mają nic wspólnego z realnym zakończeniem wojny. W jego ocenie wpisują się one w stały schemat rosyjskiej polityki: zamiast kompromisu – żądanie ustępstw, zamiast pokoju – presja na kapitulację Ukrainy i Zachodu.Żadne porozumienie nie wchodzi w grę, dopóki Rosja nie przegra. A jeśli nie przegrała, to domaga się kapitulacji. Wszystkie propozycje wobec Ukrainy to de facto żądanie kapitulacji Ukrainy i Zachodu– komentował.W opinii publicysty, zaakceptowanie takich warunków doprowadziłoby jedynie do chwilowego uspokojenia frontu, ale dałoby Rosji czas na przegrupowanie sił i ponowny atak z korzystniejszych pozycji. Podkreślił też ryzyko destabilizacji wewnętrznej Ukrainy.Gdyby Ukraina zgodziła się na te propozycje, to najprawdopodobniej doprowadziłoby to do napięć, które mogłyby ją rozłożyć od środka – tak jak stało się to z Gruzją– wskazał.Wildstein zauważył jednak pewien pozytywny element – europejskie reakcje, które jego zdaniem są „tym razem bardziej trzeźwe”. Dodał też, że postawa Donalda Tuska w tej jednej, konkretnej sprawie jest właściwa, co podkreślił jako sytuację wyjątkową.Znacznie gorzej ocenił zachowanie prezydenta USA.To, że Donald Trump usiłuje zachowywać się wobec Rosji jak biznesmen, źle rokuje. Rosja prowadzi tę wojnę nie dla zysków, ale z imperialnego impulsu– zaznaczył. Według Wildsteina takie sygnały otwierają Putinowi drogę do dalszych żądań, bo pokazują gotowość Ameryki do kompromisów, których Kreml oczekuje.Cenzura w sieci?Drugim tematem rozmowy była przyjęta w Sejmie ustawa o usługach cyfrowych (DSA), określana przez krytyków jako polska wersja Acta 3. Wildstein nazwał ją wprost wprowadzeniem cenzury.To jest wprowadzanie cenzury. Jednoznaczne wprowadzanie cenzury. Cała tak zwana walka z mową nienawiści to jest cenzura. To jest cenzura w taki perwersyjny sposób, bo obowiązek cenzorski nakłada się na platformy. Jeśli nie będą cenzurować – mogą zostać zrujnowane karami– komentował.Publicysta zwrócił uwagę, że to model „totalitarny”, bo zmusza prywatne podmioty, by kontrolowały nie siebie, lecz użytkowników. Podkreślił, że historia pokazuje, iż każda cenzura uzasadnia się „szczytnymi celami”, a nigdy realnym zamiarem ograniczenia wolności.Mocno akcentował sprzeczność między europejskimi deklaracjami wolności a praktyką.Unia Europejska, która wolność ma na sztandarach, wprowadza oficjalną cenzurę. Zawsze mówi się, że bronimy wartości. Nigdy nie mówi się, że chodzi o trzymanie obywateli za pysk– dodał.Po co Polska to robi?Wildstein zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt: możliwy konflikt ze Stanami Zjednoczonymi. Donald Trump ostrzegł wcześniej, że jeśli Europa wprowadzi przepisy w duchu Digital Services Act, USA odpowiedzą ostrymi retorsjami. Jego zdaniem Bruksela już zaczęła się z tego wycofywać – a Polska robi odwrotnie.Pytanie: po co Polska się z tym wyrywa? Chce się przedstawić jako najlepszy uczeń Brukseli, żeby przełożyło się to na karierę Tuska w Unii? Bo dla Polski to absurd i skandal– stwierdził.Wildstein sugerował, że projekt i tak może nie wejść realnie w życie – m.in. ze względu na spodziewaną reakcję USA oraz ewentualne weto prezydenta.
Głównym tematem "Wyborów w TOKu", który wzbudził duże wątpliwości, był plan pokojowy przedstawiony Ukrainie przez Donalda Trumpa, określany przez niektórych jako plan kapitulacji, który nagradza agresora i jest skrajnie szkodliwy dla polskiej racji stanu. Uczestnicy dyskusji debatowali nad strategią sojuszy Polski, kontrastując niestabilność Stanów Zjednoczonych pod rządami Trumpa z pozycją Unii Europejskiej jako sojusznika, na którego można realnie liczyć, oraz podkreślali konieczność przestrzegania zasady "Nic o Ukrainie bez Ukrainy". W debacie poruszono także kwestie bezpieczeństwa wewnętrznego, w tym akty dywersji na torach kolejowych, za którymi prawdopodobnie stoją służby rosyjskie, a także pięciopunktowy apel premiera Donalda Tuska mający budować społeczną odporność. Kontrowersje wywołały również działania krajowe, takie jak blokowanie przez prezydenta nominacji oficerskich w służbach specjalnych oraz orędzie nowego marszałka Sejmu Włodzimierza Czarzastego, w którym zapowiedział on stosowanie tzw. "marszałkowskiego weta" wobec szkodliwych projektów legislacyjnych.
Znowu nam się udało. Po wysadzeniu przez sabotażystów linii kolejowej na trasie Warszawa-Lublin cudem nie doszło do katastrofy. Po uszkodzonych torach przejechało kilkanaście pociągów i żaden się nie wykoleił. A wykoleić mógł się każdy, co doprowadziłoby do wypadku i — co wielce prawdopodobne — ofiar śmiertelnych. Służby mundurowe popełniły w tej sprawie błędy, więc rząd gęsto musi się tłumaczyć. To, że lider PiS Jarosław Kaczyński i jego ludzie atakują Donalda Tuska — to naturalne. Ale tym razem najmocniejsza krytyka płynie ze strony ekstremalnych narodowców — Konfederacji, braunistów i Leszka Millera. Podważają oni ustalenia rządowych specsłużb, wedle których zleceniodawcami dywersji są Rosjanie, którzy wynajęli do tego upadłych Ukraińców. Mentzen, Braun i Miller przekonują, że za próbą zamachu od początku do końca mogą stać Ukraińcy lojalni wobec władz w Kijowie. Znaczyłoby to mniej więcej tyle, że Ukraińcy chcieli wysadzić linię kolejową, którą płynie pomoc dla nich, przy okazji krzywdząc Polaków, którzy im pomagają. Twórcy „Stanu Wyjątkowego" Andrzej Stankiewicz i Jacek Gądek doszukują się okruchów sensu w tych antyukraińskich teoriach spiskowych. Nie kryjemy — jest niełatwo. Równie ciężko doszukać się sensu w pisowskim oburzeniu na wybór postkomunisty Włodzimierza Czarzastego na marszałka Sejmu. Pal licho, że parę lat wcześniej klub PiS głosował za wyborem Czarzastego na wicemarszałka. Większy absurd polega na tym, że w szeregach PiS postkomuniści mają się całkiem dobrze. To typowe dla Jarosława Kaczyńskiego — jego komuniści są lepsi od innych komunistów, a jego agenci SB są lepsi od wszystkich innych agentów. Bo to prezes decyduje, kto jest złym komuchem i szkodliwym agentem Moskwy. A co do Moskwy, to szef MSZ Radosław Sikorski właśnie przystąpił do ataku na prezydenta Karola Nawrockiego. Zarzuca mu potajemne przygotowywanie Polexitu i dziwi się, że Nawrocki nie przesadza z krytyką Rosji, za to uwielbia atakować Brukselę. Panie i Panowie, kampanię prezydencką roku 2030 niniejszym uznajemy za rozpoczętą.
Korespondent Radia Wnet w Niemczech Jan Bogatko rozbiera na czynniki pierwsze sztucznie nadmuchaną aferę, dotyczącą słów działacza młodzieżówki AfD Fabiana Kuebela.
Wystąpienie Radosława Sikorskiego w Sejmie – w dużej mierze poświęcone atakom na prezydenta Karola Nawrockiego po jego słowach z 11 listopada o Unii Europejskiej – doczekało się ostrej odpowiedzi ze strony Pałacu Prezydenckiego. Doradca prezydenta ds. europejskich, Jacek Saryusz-Wolski, zarzuca szefowi MSZ zarówno błędną interpretację konstytucji, jak i ignorowanie trwającej już procedury zmian traktatów unijnych.W rozmowie z Radiem Wnet polityk nie ma wątpliwości, że spór nie jest jedynie akademicką dyskusją o zapisach prawnych. Chodzi o to, kto realnie kształtuje politykę zagraniczną Polski oraz jaką wizję Unii Europejskiej rząd próbuje narzucić opinii publicznej – i prezydentowi.Na pewno nie jest tak, jak mówi minister Sikorski, że prezydent jest długopisem, że prezydent jest ustami, które mają powtarzać to, co decyduje w dziedzinie polityki zagranicznej Rada Ministrów– podkreśla Saryusz-Wolski.Punktem wyjścia do ataku Sikorskiego na Karola Nawrockiego była teza, że prezydent, zabierając głos w sprawach europejskich w duchu „Unia tak, wypaczenia nie”, przekracza swoje konstytucyjne kompetencje. Zdaniem Saryusza-Wolskiego to odwrócenie porządku rzeczy.Doradca prezydenta zarzuca szefowi MSZ „wybiórczą lekturę” konstytucji – ograniczenie się do artykułu 146, który mówi, że politykę zagraniczną prowadzi Rada Ministrów. Jak przypomina, ten przepis trzeba czytać razem z artykułem 126, określającym rolę głowy państwa.Saryusz-Wolski przypomina, że to właśnie w tym przepisie wpisano rolę strażnika suwerenności i bezpieczeństwa państwa. W jego ocenie działania prezydenta na arenie międzynarodowej nie są więc żadnym „wychodzeniem poza kompetencje”, lecz wypełnianiem konstytucyjnego obowiązku.I dodaje, że z takiej „holistycznej” lektury ustawy zasadniczej wynika, że to raczej rząd powinien brać pod uwagę linię wyznaczaną przez prezydenta, a nie odwrotnie.Ta hierarchia zawarta w konstytucji mówi o tym, że to raczej Rada Ministrów powinna się "słuchać" prezydenta, niż odwrotnie prezydent powinien kopiować, "papugować", to, co postanawia Rada Ministrów– dodał.Drugi kluczowy zarzut Saryusza-Wolskiego dotyczy samego obrazu Unii Europejskiej, jaki w swoim sejmowym wystąpieniu kreślił Radosław Sikorski. Szef MSZ miał przekonywać, że nie ma żadnego projektu traktatu, który prowadziłby do „federalizacji” czy głębokiej zmiany UE, więc ostrzeżenia prezydenta to straszenie na wyrost.Doradca prezydenta odpowiada na to z niedowierzaniem. Przypomina, że Parlament Europejski już przyjął wniosek o zmianę traktatów, uruchamiając formalnie artykuł 48 Traktatu o Unii Europejskiej – procedurę zmiany podstawowych dokumentów wspólnoty.Jest wręcz niesłychane, że minister spraw zagranicznych poświadcza, że nie wie o tym i neguje fakt, że artykuł 48 traktatu Unii w sprawie zmiany traktatów został uruchomiony dwa lata temu przez Parlament Europejski (…) i że jest projekt traktatu autorstwa Parlamentu Europejskiego– zaznacza polityk.Saryusz-Wolski idzie dalej: albo – jak mówi – minister w „złej wierze pomija ten fakt”, albo rzeczywiście nie ma świadomości, że proces zmian traktatowych już trwa. Jedno i drugie uznaje za rzecz nie do przyjęcia u szefa polskiej dyplomacji.Równolegle doradca prezydenta broni użytych przez Karola Nawrockiego sformułowań o „oddawaniu po kawałku suwerenności” i „pełzającym zawłaszczaniu kompetencji” przez instytucje unijne. W jego ocenie to nie emocjonalne chwyty, lecz trafny opis zjawiska dobrze znanego w literaturze naukowej i w orzecznictwie sądów konstytucyjnych państw członkowskich.To jest zjawisko tak zwanego pełzającego zawłaszczania kompetencji, które jest opatrzone bogatą literaturą naukową. (…) Neguje fakt, że proces zawłaszczania kompetencji ma miejsce– dodaje.Doradca przypomina, że podobne wątpliwości wobec przekraczania traktatowych kompetencji przez instytucje UE wyrażano w wyrokach i stanowiskach dziewięciu trybunałów konstytucyjnych, w tym niemieckiego Trybunału Federalnego.Obrona Unii przez krytykę centralizacjiSikorski – relacjonuje Saryusz-Wolski – stara się przedstawiać każdą krytykę obecnego kierunku integracji jako antyeuropejskość i krok w stronę polexitu. Doradca prezydenta odwraca tę logikę. Według niego to właśnie obecne „zapędy centralizacyjne”, unijne podatki, wspólny dług i warunkowość budżetowa, a także polityki takie jak Zielony Ład i pakt migracyjny, niosą ryzyko rozsadzenia Unii od środka.Potężna część debaty w tej materii w Unii i literatury przedmiotu mówi o tym, że te zapędy centralizacyjne, to zawłaszczanie kompetencji niszczy Unię Europejską i jej zagraża. A zatem powstrzymywanie tej centralizacji jest de facto obroną Unii Europejskiej przed rozpadem– wskazuje.Zwalczanie tendencji centralizacyjnych, tego wychodzenia poza traktaty, co w debacie prawniczej jest nazywane ultra vires, czyli działaniem poza granicami prawa, jest działaniem na rzecz i w obronie Unii Europejskiej, taka jaka ona powinna być– dodaje.„Zaczepne, płytkie, w złym momencie”Oceniając samo wystąpienie Sikorskiego, doradca prezydenta nie przebiera w słowach. Zwraca uwagę, że przemówienie szefa MSZ miało miejsce w momencie, gdy rząd apeluje o jedność wobec zagrożeń hybrydowych ze strony Rosji – po serii sabotaży i dywersji kolejowych.To wystąpienie było zaczepne, było wobec prezydenta merytorycznie błędne i płytkie i nic nowego do debaty nie wniosło. Wygląda na to, że chciał minister Sikorski po prostu, przepraszam, zaatakować, przyłożyć prezydentowi RP– stwierdził.Kontrastuje przy tym ton przemówienia Sikorskiego z wcześniejszym wystąpieniem Donalda Tuska w Sejmie. Premier – jak przypomina – mówił o potrzebie zgody w sprawie rosyjskich zagrożeń, podczas gdy minister spraw zagranicznych zamiast budować tę jedność, uderzył w głowę państwa.On w tym wystąpieniu de facto robi coś diametralnie odmiennego. (…) Atak na prezydenta w tym momencie jest nie na miejscu, niedopuszczalny– ocenił.Na pytanie, czy może to być początek prezydenckich ambicji Sikorskiego, Saryusz-Wolski nie chce przesądzać, ale zauważa, że sam minister „wskazał, że prezydent Karol Nawrocki powinien się ubiegać o stanowisko premiera”, co otwiera pole do spekulacji.
Gościem Poranka Wnet był Arkadiusz Puławski, zastępca dyrektora gabinetu szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W rozmowie o dywersji na linii Warszawa–Lublin i wojnie hybrydowej Rosji z Polską urzędnik BBN kreśli obraz państwa, które reaguje, ale wciąż nie ma spójnego systemu odpowiedzi. Puławski na początku rozmowy odwołuje się do informacji przedstawionej w Sejmie przez premiera Donalda Tuska na temat próby wysadzenia torów w Mice i sabotażu koło Puław. Jak przypomina, w Puławach – według słów premiera – miało dojść do próby wykolejenia pociągu. W Mice znamy już znacznie więcej szczegółów.Jak ja to rozumiem, doszło rzeczywiście do eksplozji, do detonacji wywołanej działaniem osób zadaniowanych przez obce służby specjalne. Wszystko wskazuje na to, że przez rosyjskie służby specjalne. W wyniku eksplozji doszło do wycięcia kawałku szyny na jednym z torów– mówi.https://wnet.fm/2025/11/19/900-stron-tajemnic-prezydent-ujawni-aneks-do-raportu-wsi/Premier mówił w Sejmie o „katastrofie na wielką skalę” i „zamachu”. Puławski nie wyklucza takiej interpretacji, ale zwraca uwagę na drugi, jego zdaniem bardzo prawdopodobny scenariusz.Możemy dopuścić tę pierwszą interpretację jako ostateczną, że mogło chodzić o zamach i wywołanie szkód, strat i ofiar na wielką skalę. To możemy przyjąć. Ale możemy również przyjąć, że to był tylko sygnał. Że to było takie ostrzeżenie– ocenił.Podkreśla wymiar psychologiczny całej operacji.Informacja o tym, że Rosja tutaj jest, że wprowadza swoich ludzi i oni w sposób niezauważony mogą wywołać taki mały incydent,. W związku z tym zdolna jest do działań jeszcze na innych kierunkach, jeszcze bardziej spektakularnych– dodał.Puławski otwarcie krytykuje sposób, w jaki premier Donald Tusk zrelacjonował zdarzenia w Sejmie.Ton wczorajszej wypowiedzi pana premiera był bardzo alarmistyczny. Uważam, że ta informacja była zbyt alarmistyczna, to jest sianie takiej paniki, ja zawsze odbieram jako działanie psychologiczne obliczone na rynek wewnętrzny– mówił.Puławski ostrzega, że Polska reaguje wycinkowo – zawsze na ostatni atak, a nie na logikę całej wojny hybrydowej.Moim zdaniem dajemy się Rosjanom tutaj wodzić za nos, a my musimy mieć kompleksowy system odpowiedzi na takie rzeczy– wskazuje.Co robić? Kontrwywiad, granice, system wielodomenowyW sferze praktycznych działań Puławski wskazuje kilka kierunków. Po pierwsze – wzmocnienie kontrwywiadu i odejście od wykorzystywania służb w rozgrywkach politycznych:Dajmy więcej pieniędzy kontrwywiadowi, przestańmy używać kontrwywiadu cywilnego i wojskowego do uganiania się za jakimiś politykami czy przeciwnikami politycznymi. Tylko powiedzmy im: słuchajcie, macie pieniądze, takie są wasze zadania. Waszym zadaniem jest upilnowanie teraz Polski– zaznacza.Po drugie – ograniczenie ryzyka w relacjach z Rosją i Białorusią, również na poziomie decyzji transportowych:„Zamknijmy takie połączenie, nie otwierajmy kolejnych możliwości, dajmy więcej pieniędzy kontrwywiadowi. Dlaczego w takim razie otwieramy przejście, połączenie autobusowe między Królewcem a Warszawą? To jest proszenie się o kłopoty”.Po trzecie – budowa spójnego systemu ochrony państwa:„Musimy się przygotowywać na różnego rodzaju zagrożenie, ale kompleksowo. To znaczy, skoro była sytuacja z dronami, no to nie koncentrować się tylko na budowaniu systemów antydronowych. Skoro była sytuacja z koleją, to nie pilnować tylko szlaków kolejowych. Musimy stworzyć system takiego kompleksowego, wielowektorowego, wielodomenowej obrony przed zagrożeniami. Musimy to mieć”.Kryzys zaufania: szefowie służb, premier i prezydentW końcowej części rozmowy Puławski odnosi się do napięcia pomiędzy rządem a prezydentem Karolem Nawrockim. Zdaniem gościa Radia Wnet to nie jest tylko kwestia „stylu współpracy”, ale realny problem bezpieczeństwa:Weszliśmy w nową fazę wojny hybrydowej, bardzo niebezpieczną, bo już widać ukierunkowaną na jakieś katastrofy związane z cywilami. Odcinanie prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych od kontaktu bezpośredniego z przedstawicielami służb specjalnych, czy ich szefami, jest skandalem. To jest osłabianie odporności państwa na te działania hybrydowe– ocenił.Puławski nie ma wątpliwości, że obecni szefowie służb znajdują się pod silnym naciskiem politycznym.Szefowie służb boją się Donalda Tuska i dali się, że tak powiem, wmanewrować w taką sytuację, w której on zabrania im wykonywać ich ustawowe obowiązki– mówi.https://wnet.fm/2025/11/19/polska-w-defensywie-wobec-dywersji-ekspert-w-ciagu-12-miesiecy-beda-ofiary-wsrod-cywilow/Aneks do raportu WSINa końcu rozmowy pojawia się temat aneksu do raportu z likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. Puławski studzi oczekiwania.Aneks do likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych grzeje opinię publiczną od dawna i wszyscy chcą zobaczyć, co tam jest, szczególnie dziennikarze, bo będą chcieli znaleźć tam newsy. Ja nie znam jego treści, natomiast bazując na tym wszystkim, co już usłyszałem do tej pory od osób, które znają tematykę i im wierzę: jego ujawnienie nie wywoła trzęsienia ziemi w Polsce– ocenił.
W Radiu Wnet, w Klubie Przyjaciół Metali Ziem Rzadkich, spotkali się trzej doświadczeni menedżerowie: Tomasz Zdzikot (były prezes KGHM i Poczty Polskiej), Krzysztof Domarecki (założyciel i główny akcjonariusz Grupy Selena) oraz Szczepan Ruman (były prezes Świętokrzyskiej Grupy Przemysłowej Industria). Dyskusję prowadził Krzysztof Skowroński, który skierował rozmowę zarówno ku polskim inwestycjom, jak i globalnej przyszłości przemysłu.KGHM i „drill baby drill” premieraRozmowa rozpoczęła się od ostatniej wizyty Donalda Tuska na budowie nowego szybu górniczego KGHM w Retkowie i hasła premiera: „Wiercimy, nie gadamy”. Zdzikot oceniał te zapowiedzi ostrożnie, przypominając, że inwestycje górnicze są procesem wieloletnim.KGHM to nasze srebra rodowe (...) W tym przypadku mówimy o inwestycjach w trzy nowe szyby: GG2, Redków i Gaworzyce. To wszystko inwestycje wspierające wydobycie miedzi. Miedzi, która jest surowcem krytycznym według wszystkich nomenklatur. Oczywiście to są inwestycje kosztowne. Łącznie te trzy szyby mają kosztować mniej więcej około 9 miliardów złotych, a inwestycja potrwa kilkanaście lat– mówił. Zwrócił też uwagę, że przez lata ani rząd PO-PSL, ani PiS nie poradziły sobie z problemem podatku miedziowego.Polski wymiar podatku miedziowego jest po prostu horrendalny. (…) Hamuje możliwości inwestycyjne firmy– zaznaczał.Energetyczna spirala, która wymknęła się spod kontroliPunktem zwrotnym rozmowy był moment, w którym Skowroński zapytał o wpływ kosztów energii na inwestycje KGHM, w tym na koszty drążenia szybów. Wtedy głos zabrał Szczepan Ruman, przedstawiając obraz, który mógłby być case study europejskiego upadku energetycznego.Cena energii stanowi chyba 23 proc. w ogóle kosztów górnictwa. W związku z czym to jest troszeczkę takie perpetuum mobile. Jak nasze firmy energetyczne podnoszą ceny energii, to rośnie cena węgla. Jak rośnie cena węgla, to rośnie cena energii– wskazywał.Ruman opisał, jak w 2022 r., podczas kryzysu gazowego wywołanego przez Putina, PGE podniosła ceny energii dla przemysłu z ok. 400 zł do prawie 2,5 tys. zł za MWh, mimo że elektrownie węglowe nie poniosły porównywalnych kosztów. To – jak powiedział – dowód na to, że krajowe koncerny energetyczne również nie zdały egzaminu.Domarecki: Europa przegrała walkę o cenę energiiNajbardziej poruszające fragmenty padły jednak z ust Krzysztofa Domareckiego – przedsiębiorcy prowadzącego fabryki na kilku kontynentach. Jego analiza była brutalnie precyzyjna.Po pierwsze – różnice w cenach energii:W Polsce średnia cena to 750 zł za megawatogodzinę. W Stanach płacimy trochę poniżej 300 zł. W Chinach duże firmy mają między 200 a 250. W Brazylii 90–130 zł. W Kazachstanie 220 zł– wyliczał.Po drugie – wnioski:Elity europejskie zapomniały, że rozgrywka o cenę energii jest najbardziej podstawową rozgrywką, jeśli chcesz mieć konkurencyjny przemysł– dodał. Domarecki przytoczył rozmowy z liderami biznesu z Niemiec i Holandii. Ich konkluzje są dla Europy druzgocące.Politycy niemieccy przez ostatnie 15 lat zapomnieli, co jest źródłem bogactwa. Przyzwyczaili się, że pieniądz jest i można go wydawać bez konsekwencji– wskazał.Najmocniejsze było jednak porównanie, które padło później:Gdyby Polska była, tak jak Niemcy, światowym gigantem przemysłowym, żyjącym z eksportu i z nadwyżki eksportowej, która wytworzyła to bogactwo, to elity polskie nie doprowadziłyby do zamknięcia 23 reaktorów atomowych, które napędzały niemiecką energię przez lata. Tymczasem wyobraźmy sobie, że elity niemieckie to zrobiły– wskazał.
Jestem bardzo rozczarowany postawą naszego narodu. Jak wszyscy wiemy, Zbigniew Ziobro, uciekając przed prześladowaniami ze strony Donalda Tuska, musiał schronić się w najdalej na zachód wysuniętej dzielnicy Moskwy, Budapeszcie. Biedak został zmuszony do rozłąki z ojczyzną i udał się na obczyznę. A Polacy co? Czy się przejmują? Nie. Oni siedzą, piją kawę, oglądają filmy, zamiast pochylić się nad losem byłego ministra sprawiedliwości. Bo czyż nie powinna burzyć się w nas krew, gdy widzimy, że ten sprawiedliwy mąż musiał udać się na wygnanie? Czy nikt nawet nie uroni jednej łzy? Polacy, co się z wami dzieje? Na koń nie wsiadacie? Za szable nie chwytacie?
Czy Polska zmierza w stronę silnego, suwerennego państwa, czy grozi nam utrata niezależności? Radosław Pyffel komentuje najnowsze wydarzenia związane z Marszem Niepodległości oraz sytuacją polityczną w Polsce. W rozmowie pojawiają się pytania o przyszłość Wielkiej Polski, znaczenie patriotyzmu i kondycję polskiej sceny politycznej. W filmie poruszane są także wątki dotyczące Donalda Tuska, aktualnych decyzji rządu i nastrojów społecznych przed wyborami 2025. To analiza, która pozwala lepiej zrozumieć kierunek, w jakim zmierza Polska, jakie są zagrożenia dla niepodległości oraz jakie szanse stoją przed krajem. Materiał pokazuje różne punkty widzenia, prezentuje komentarz do wydarzeń z 11 listopada oraz omawia znaczenie Marszu Niepodległości w kontekście historii i współczesności.Rozdziały odcinka:0:00 Główne tematy komentarza: Marsz Niepodległości w Warszawie, przyszłość Polski, Nawrocki vs Tusk, Polska polityka wewnętrzna, Donald Trump, USA5:24 Podziękowania i prośby6:49 Dzień Niepodległości Polski i scenariusze geopolityczne na przyszłość39:01 Certyfikat człowieczeństwa 4.043:05 Obchody Dnia Niepodległości w Polsc53:05 Donald Trump, BBC, shutdown, polityka światowa1:04:20 OutroTWOJE wsparcie jest bardzo ważne: https://patronite.pl/RadoslawPyffelWESPRZYJ mnie na YouTube: https://www.youtube.com/channel/UC6rhJNPCTaFu41na8s0jetQ/joinDla spragnionych wiedzy o świecie pozaeuropejskim i polityce globalnej polecam unikalne seminarium: https://azjatyckiwiek.plZapraszam na swoją stronę: https://radoslawpyffel.pl/Obserwuj Radosława Pyffla na:FB: https://www.facebook.com/RadekPyffel10X: https://x.com/RadekPyffel?ref_src=twsrc%5Egoogle%7Ctwcamp%5Eserp%7Ctwgr%5EauthorKsiążka Radosława Pyffla „Biznes w Chinach” do kupienia na:https://bizneswchinach.pl
Antoni Macierewicz, wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości, rozpoczął rozmowę od mocnych słów o stanie państwa. Jak stwierdził, Polska znalazła się w sytuacji granicznej – politycznie, gospodarczo i moralnie.Polska niestety jest w sytuacji dramatycznej, dlatego że jest prowadzony przez Donalda Tuska proces likwidacji nie tylko naszej gospodarki, nie tylko problemów wojskowych, nie tylko problemów społecznych, ale także istnienia państwa polskiego oraz ataku na polską tożsamość społeczną, tożsamość ludzką– powiedział w Poranku Radia Wnet.W dalszej części rozmowy tłumaczył, że – jego zdaniem – „atak na polską tożsamość” przybiera formę ideologicznej presji w szkołach i prób demoralizacji młodzieży, a zarazem masowej migracji, która ma rozbić wspólnotę narodową.To, co próbuje się zrobić z dziećmi w szkołach, ta koncepcja demoralizacji dzieci, ma po prostu zniszczyć naszą ludzką tożsamość. A równocześnie doprowadzić do rozbicia społeczności polskiej przez migrację olbrzymią, która ma sprawić, żebyśmy nie mieli potencjału narodowego– podkreślał.Według Macierewicza, rząd Donalda Tuska realizuje politykę „w oparciu o układ niemiecki”, a w tle pozostaje – jak mówił – „ukryte uzależnienie od Rosji”.Jeżeli służba kontrwywiadu wojskowego jest kierowana przez człowieka, który po roku 2010 współpracował z rosyjskimi służbami, realizował zadania, które były dla Rosji przewidywane i przez Rosję domagane, to jest sytuacja dramatyczna. To znaczy, że nasz aparat bezpieczeństwa jest przeniknięty wpływami obcego państwa– ostrzegał.O wojsku, które „traci siłę”Były minister obrony skupił się również na kondycji armii. Jego zdaniem, mimo propagandowych zapewnień o modernizacji, faktycznie dochodzi do osłabienia struktur i ograniczania liczebności wojsk.Wojska Obrony Terytorialnej, które w 2021 roku miały mieć już 53 tysiące żołnierzy, dzięki panu Błaszczakowi zostały zwiększone do 40 tysięcy, a teraz mają być zmniejszone do 37 tysięcy– przypominał, wskazując na dane z posiedzenia Komisji Obrony Narodowej.Polityk krytycznie ocenił także sposób finansowania zakupów zbrojeniowych.Duża część tych pieniędzy, o których mówi rząd, to pożyczka z Unii Europejskiej, która ma być wykorzystana wyłącznie na zakup potencjału wojskowego od Niemiec. Krótko mówiąc: pieniądze, które pożyczamy, mają finansować potencjał niemiecki– tłumaczył.Wiceprezes PiS ostro wypowiedział się również o wicepremierze, ministrze obrony Władysławie Kosiniaku-Kamyszu.To naprawdę człowiek bardzo zdolny językowo, potrafi w sposób łagodny i interesujący przekazywać pseudoinformacje. Ale robi coś dokładnie odwrotnego, niż mówi. On nie odgrywa żadnej roli, jeśli chodzi o wojsko. O wszystkim decyduje Donald Tusk– ocenił były minister.
Decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o zablokowaniu nominacji 46 sędziów stała się kolejnym frontem starcia z rządem Donalda Tuska. Piotr Gursztyn – publicysta, historyk i autor książki „Dlaczego Rosjanie są inni?”, mówi w Radiu Wnet, że nie jest to żaden „nowy etap”, lecz trwająca od pierwszych dni kadencji otwarta wojna polityczna.Publicysta zauważa, że prezydent Nawrocki od początku mierzy się z próbami ograniczenia jego wpływu, m.in. poprzez blokowanie dostępu do informacji niejawnych dla Kancelarii Prezydenta. Ten konflikt – jak podkreśla – „toczy się od dawna, tylko opinia publiczna nie widziała całej skali”.Gursztyn stawia tezę, że działania rządu wobec prezydenta powtarzają schemat znany z czasów Lecha Kaczyńskiego. Jak mówi:„Rząd próbuje zwalczać prezydenta. Trochę na tej zasadzie, którą Donald Tusk miał przećwiczoną jeszcze w czasach Lecha Kaczyńskiego”.Jednocześnie zaznacza, że obecny prezydent jest typem polityka, którego nie da się łatwo zdyskredytować:„Te próby odzierania z godności odbijają się od Karola Nawrockiego. Donald Tusk jest politykiem z przeszłości, a Nawrocki raczej z przyszłości”.„Prezydent korzysta ze swoich uprawnień. Nie da sobie wejść na głowę”Gursztyn podkreśla, że odmowa nominacji sędziowskich była logicznym i legalnym krokiem.Karol Nawrocki – jego zdaniem – wysłał jasny sygnał, że nie zamierza ustępować wobec nacisków rządu.Pan prezydent sam powiedział: skorzystałem ze swojego prawa. To sygnał, że nie da sobie wejść na głowę. On ma silną osobowość i działa konsekwentnie– ocenił.Publicysta podkreśla jednak, że Nawrocki nie jest politykiem kierującym się logiką „wiecznego konfliktu”. Przypomina, że współpraca z MON w sprawie nominacji generalskich przebiegała poprawnie, bo – jak zaznacza –„Kosiniak-Kamysz działał w granicach prawa i nie podrzucał kłód pod nogi prezydentowi”.Nowa odsłona konfliktu o sądyMinisterstwo Sprawiedliwości oczekuje uzasadnienia odmowy nominacji i sugeruje, że decyzja prezydenta otwiera nowy rozdział sporu z rządem. Gursztyn zwraca uwagę, że wbrew narracji Waldemara Żurka nie było realnej szansy, aby Karol Nawrocki podpisał listę, której nie podpisał wcześniej Andrzej Duda.Publicysta dodaje, że to dopiero początek większej konfrontacji, bo rząd Tuska potrzebuje konfliktu.Zakładam, że będzie eskalacja. Dla premiera Tuska to wygodne – nie ma sukcesów gospodarczych ani społecznych, więc konflikt z prezydentem staje się igrzyskiem– mówił.
Czy Zbigniew Ziobro to tchórz, uciekający przed sprawiedliwością, czy męczennik reżimu Donalda Tuska? Kim (Newsweek) i Niesienkiewicz (Rz) o kulisach afery Ziobry, jego wyborach i wpływie na PiS. Czy Kaczyński traci kontrolę nad prawicą? Eksperci o wzroście poparcia dla Brauna i potencjalnym sojuszu dla zmiany Konstytucji. A także: co z OFENSYWĄ KODOWSKĄ i przyszłością Szymona Hołowni? Posłuchaj całej dyskusji! Oglądaj Express Biedrzyckiej na żywo w serwisie YouTube. Więcej informacji o programie na stronie Super Expressu.
– Prezydent Nawrocki rozumie, że historia musi łączyć się ze współczesnością. Premier Tusk tego nie pojmuje – ocenia prof. Andrzej Nowak w rozmowie z Radiem Wnet. Historyk odniósł się w Poranku Radia Wnet do przemówienia prezydenta Karola Nawrockiego na Placu Piłsudskiego, które – jak podkreślił – łączyło refleksję historyczną z diagnozą współczesności. Komentował też nieobecność Donalda Tuska na oficjalnych uroczystościach w Warszawie.
Kiedy wchodzimy dziś na dowolną platformę społecznościową, szczególnie zaś na Instagram czy TikToka, istnieje o wiele większa szansa, że zobaczymy tam w pierwszej kolejności twarz premiera Donalda Tuska albo posła Sławomira Mentzena, niż naszych znajomych, albo nawet ulubionych twórców treści.Polityka przeniosła się na platformy cyfrowe, a obserwując to można mieć wrażenie, że posłowie, senatorowie, a nawet ministrowie i szef rządu spędzają więcej czasu na tworzeniu kontentu na TikToka czy na redagowaniu wpisów na X, niż na rzeczywistej pracy.Dlaczego polityka dziś bardziej dzieje się na kontrolowanych przez amerykańskie i chińskie Big Techy platformach, niż w parlamencie, nie mówiąc już o okręgach wyborczych?Jak media, które kiedyś nazywaliśmy mediami społecznościowymi, zmieniły rzeczywistość polityczną i czy oznacza to koniec demokracji, jaką znaliśmy?Jak w ogóle doszliśmy do tego, jak teraz wygląda komunikacja polityczna i co było wcześniej?Zapraszam do wysłuchania 47. odcinka podkastu TECHSPRESSO.CAFE, który w całości dostępny jest wyłącznie dla osób z wykupioną płatną subskrypcją w serwisie Substack.Montaż: Mateusz Ciupka (Szafa Melomana)
Radny Aleksander Jankowski na antenie Radia Wnet mówił o gdańskich obchodach Narodowego Święta Niepodległości, w których uczestniczył premier Donald Tusk. Zdaniem samorządowca z Prawa i Sprawiedliwości, wizyta szefa rządu na Pomorzu miała wymiar polityczny i symboliczny – była, jak określił, „ucieczką od Warszawy”.Miasto Gdańsk obchodziło wczoraj swoje święto w ramach tzw. Parady Niepodległości. Ja przyznam szczerze, że nigdy nie podobała mi się ta nazwa, bo ewidentnie nawiązuje do Parady Równości. Są Marsze Niepodległości i tak powinno się to nazywać– mówił radny.Jego zdaniem wystąpienie premiera w Gdańsku było zaplanowaną kontrą wobec warszawskich obchodów państwowych.To była zaplanowana i zamierzona rejterada z Warszawy. Patrząc na przemówienie pana prezydenta Karola Nawrockiego, nie dziwię się, że Donald Tusk nie chciał być obecny na oficjalnych uroczystościach. Wolał przyjechać do Gdańska, gdzie wszyscy się do niego uśmiechali, gdzie był wśród swoich, swojego politycznego zaplecza– ocenił.„Porównywanie się do Piłsudskiego to pycha i małostkowość”Najwięcej emocji wśród komentatorów wywołały słowa Donalda Tuska, w których premier odniósł się do krytyki swojej osoby, przywołując przykład marszałka Józefa Piłsudskiego. Aleksander Jankowski nie krył oburzenia.Pan Donald Tusk zawsze zaskakuje. Tym razem bardzo zaskoczył mnie tym, że przyrównuje się do Piłsudskiego, nawiązując, że przecież i na Piłsudskiego mówiono, że był niemieckim agentem. To jest pycha i małostkowość na najwyższym poziomie– ocenił.Radny wskazał również, że w jego ocenie premier mówi jedno, a robi drugie.W sytuacji, w której wszyscy widzimy nagonkę na opozycję, ściganie chociażby ciężko chorego ministra Ziobry, pan Donald Tusk ma czelność mówić o tym, że wszyscy powinniśmy być zjednoczeni, że Polak ma być dla Polaka. Hipokryzja tego człowieka przekracza wszelkie granice czegokolwiek– powiedział w Radiu Wnet.To, co mówi i jak się zachowuje, pokazuje, że to człowiek całkowicie wyzuty z honoru i poczucia patriotyzmu. Pan marszałek Piłsudski, do którego się porównuje, wysiadł na przystanku Niepodległość. Pan premier niestety nawet w Brukseli nie był w stanie wysiąść z pociągu Niemcy– dodał.
Poseł Marcin Romanowski, którego Prokuratura Krajowa ściga pod zarzutami nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości, opisuje państwo Donalda Tuska jako stajnię Augiasza i obszar bezprawia.
W tym wydaniu: dwa lata temu podpisana została umowa koalicyjna między partiami, które tworzą obecną koalicję rządową; na Uniwersytecie Warszawskim powstaną studia krymsko- tatarskie; w ramach tegorocznego London Jazz Festival w londyńskim Barbican Centre odbędzie się koncert Polish Jazz FreeStage, podczas którego wystąpią polskie zespoły; gościem programu jest polski prawnik z Genewy Piotr Augustyniak. Zapraszamy do słuchania!
Poseł Paweł Kukiz jest przerażony skalą rozwoju agresywnego zachowania u Donalda Tuska. Stawia pytanie o zdrowie psychiczne premiera i dziwi się, że Polacy kupują jego szalone narracje.
Czy Zbigniew Ziobro to tchórz, uciekający przed sprawiedliwością, czy męczennik reżimu Donalda Tuska? Kim (Newsweek) i Niesienkiewicz (Rz) o kulisach afery Ziobry, jego wyborach i wpływie na PiS. Czy Kaczyński traci kontrolę nad prawicą? Eksperci o wzroście poparcia dla Brauna i potencjalnym sojuszu dla zmiany Konstytucji. A także: co z OFENSYWĄ KODOWSKĄ i przyszłością Szymona Hołowni? Posłuchaj całej dyskusji! Oglądaj Express Biedrzyckiej na żywo w serwisie YouTube. Więcej informacji o programie na stronie Super Expressu.
Zbigniew Ziobro zostanie aresztowany?Według gościa Poranka Radia Wnet, obecna władza postanowiła pokazać, że potrafi być konsekwentna w rozliczaniu poprzedników, nawet jeśli ma to charakter bardziej symboliczny niż praktyczny. Aresztowanie Zbigniewa Ziobry miałoby – jego zdaniem – potwierdzić, że rząd Donalda Tuska spełnia obietnice wyborcze, zwłaszcza wobec najbardziej zaangażowanej części swojego elektoratu.Zbigniew Ziobro najbardziej się kwalifikuje do tego, żeby rząd, a w szczególności premier, mogli się wykazać, że realizują obietnice wyborcze. Platforma Obywatelska i Donald Tusk wierzą, że większa część społeczeństwa tego od nich oczekuje. Do tej pory takiego konkretnego rozliczenia w postaci aresztowania nie było, więc teraz jest taka możliwość.– mówił profesor dodając, że Ziobro nie jest lubiany przez większość Polaków, a jego zatrzymanie ma dać władzy alibi wobec zarzutów o brak skuteczności. Domański podkreśla, że tego rodzaju działanie nie jest niczym nowym w polityce.Zdaniem socjologa, rząd Tuska wybrał kierunek działań symbolicznych, bo nie może pochwalić się innymi sukcesami. Deficyt budżetowy, napięcia w ochronie zdrowia i drożyzna są problemami, których nie da się przykryć spektakularnym aresztowaniem.To może być żadna droga do poprawy poparcia, natomiast chodzi o pokazanie: „zrobiliśmy to, czego od nas chcieliście”. Wciąż nie ma programu, nie ma strategii działania, więc próbuje się to zastąpić akcją wobec Ziobry– tłumaczył Domański.Socjolog zwrócił też uwagę, że aresztowanie byłego ministra sprawiedliwości przedstawiane jest w sposób, który trudno uznać za przekonujący.Przeciętnemu Polakowi trudno uwierzyć, że Zbigniew Ziobro organizował grupę przestępczą. W świadomości społecznej to kojarzy się z filmem akcji, z ludźmi ścigającymi się samochodami po podziemiach. A tutaj chodzi o byłego ministra. Takie uzasadnienie budzi wątpliwości i raczej nie spotka się z szerokim zrozumieniem społecznym– wskazał.Kolejnym celem rządu Kaczyński?Domański podkreślił, że choć nazwisko Ziobry dominuje w przekazie medialnym, celem działań może być w przyszłości Jarosław Kaczyński. Jak zauważył, ta narracja zaczyna się już przebijać do opinii publicznej.Przekonanie, że Jarosław Kaczyński też powinien być pociągnięty do odpowiedzialności, jest coraz silniejsze. Tego typu narracja prowadzi do myślenia, że Prawo i Sprawiedliwość w ogóle powinno zostać zdelegalizowane– stwierdził.W ocenie profesora, premier Donald Tusk nie tyle odpowiada na nastroje społeczne, co próbuje je narzucać.Donald Tusk robi wszystko, żeby Polacy myśleli tak jak on myśli o PiS-ie. Jego wystąpienia nie przynoszą wzrostu notowań. Platforma utrzymuje poziom 32–33 procent, a dwa lata temu wynik wyborów był przecież na korzyść PiS-u. Ta sytuacja się nie zmieniła. Widać też, że Tusk kieruje swój przekaz do tych, którzy i tak nie chcą powrotu PiS-u, a nie do nowych wyborców– tłumaczył.Na zakończenie profesor zwrócił uwagę, że słabsze wyniki Prawa i Sprawiedliwości w sondażach mogą być efektem pojawienia się nowej partii po prawej stronie sceny politycznej.Pojawiła się nowa formacja Grzegorza Brauna, która uzyskuje 5-6 procent poparcia. Skądś musiały się wziąć te głosy. Obawiam się, że odpłynęły właśnie z PiS-u. Gdyby te kilka procent wróciło, PiS znów prowadziłby w sondażach– wskazał./fa
W Poranku Radiu Wnet była minister klimatu i środowiska Anna Trzeciakowska ostro skrytykowała decyzje rządu Donalda Tuska dotyczące polityki klimatycznej. Jej zdaniem Polska nie odniosła sukcesu w negocjacjach w Brukseli, mimo że premier i jego współpracownicy próbują przedstawić to inaczej.Chciałabym, żeby się udało, ale nic takiego miejsca nie miało. Pan wiceminister Bolesta zbyt dużym entuzjazmem, na wyrost, chciał przykryć porażkę, którą osiągnął tam niestety rząd koalicyjny. Te opowieści, że ich nikt nigdy w Unii nie ogra, okazały się opowieściami. Przesunięcie ETS-u i to na razie w ramach propozycji na 2028 rok, to żadna tajemnica– powiedziała Trzeciakowska.Podkreśliła, że przesunięcie systemu ETS-2 nie jest żadnym sukcesem.Rok wyborczy, wybicie w postaci przesunięcia o rok, to nadmierny entuzjazm. Tam się złe rzeczy działy– dodała.ETS-2, jak tłumaczyła, to drugi system handlu emisjami, który obejmie już nie tylko wielkie zakłady przemysłowe, ale wszystkich obywateli.ETS-2 to podatek od nas wszystkich, od całej gospodarki emisyjnej. To jest podatek zielony od ogrzewania domów gazem bądź węglem i od jeżdżenia samochodem na paliwa, które większość z nas posiada. To kilkaset złotych więcej przy tankowaniu albo kilka tysięcy przy ogrzewaniu domu węglem bądź gazem. Zapłacą wszyscy, bo transport warzyw, mebli, czegokolwiek do naszych sklepów również będzie tym objęty. To jest po prostu drożyzna– mówiła.90-procentowa redukcja emisji: „To szaleństwo, którego nie osiągniemy”Wśród ustaleń Rady UE znalazł się również nowy cel klimatyczny: redukcja emisji o 90 procent do roku 2040. Trzeciakowska przypomniała, że Polska głosowała przeciw, razem z Węgrami, Słowacją i Czechami, ale było to za mało, by zablokować decyzję.Jesteśmy na ścieżce tego nieszczęsnego Fit for 55 i nie osiągniemy tego w 2030 roku. To matematyka i ekonomia. Musielibyśmy zlikwidować transport, ogrzewanie naszych domów i rolnictwo. Nie przewiduję, żeby to było możliwe– dodała.Była minister wyjaśniła, że w przyjętych rozwiązaniach pojawił się tzw. bezpiecznik – możliwość zaliczania części redukcji emisji poprzez zakup „kredytów węglowych” poza Unią.To jest kupowanie papierów wartościowych poza Unią. Jak ktoś zredukuje emisję w Afryce Południowej albo zalesi kawałek Ghany, to będzie mógł wydać taki dokument. Na tej podstawie 5 procent emisji będzie można sobie zaliczyć z zewnątrz, jako offset. W praktyce to finansowanie pozaunijnych krajów, w tym Chin, które będą nam te certyfikaty dostarczać. To projekty mniej lub bardziej rzeczywiste – oceniła Trzeciakowska.Była minister oceniła, że pomimo zapowiedzi Donalda Tuska o „mocnej pozycji Polski”, Warszawa nie potrafiła zbudować bloku państw, który mógłby zablokować nowy cel klimatyczny.Gdybyśmy potrafili to robić zgrabnie, tak jak myśmy potrafili wynegocjować kwestie dyrektywy metanowej ratowania polskich kopalni, mimo że nas w Unii nie lubiono i nie obiecywaliśmy, że nas nikt nie ogra – to można by to zablokować. Zabrakło kompetencji, wiedzy, kontaktów, umiejętności negocjacyjnych. A może po prostu woli politycznej– powiedziała.
13 listopada Szymon Hołownia ustąpi ze stanowiska marszałka Sejmu. Zgodnie z zapisami umowy koalicyjnej jego miejsce zajmie współprzewodniczący Nowej Lewicy, Włodzimierz Czarzasty, który obejmie funkcję marszałka w ramach planowanej rotacji we władzach parlamentu.O politycznej drodze Hołowni mówił w Popołudniu Wnet dziennikarz Robert Bagiński. Ocenił, że ustępujący marszałek „przegrał nie z przeciwnikami, lecz z własną iluzją”.Forma w polityce jest ważna, ale jeśli za nią nie idzie treść, siła i konsekwencja, to zostaje pusta scenografia. Hołownia wszedł do polityki z przytupem, ale bez planu na drugie zdanie. Dziś to polityk niespełniony, który sam nie wie, kim chce być– stwierdził.Publicysta odniósł się także do wcześniejszych decyzji Szymona Hołowni, przypominając jego zachowanie podczas głośnych głosowań i procedur dotyczących posłów Prawa i Sprawiedliwości. Jak wskazał, Hołownia “od początku pełnienia swojej funkcji brał pełny udział we wszystkich haniebnych wydarzeniach, które zapoczątkowały proces instalowania w Polsce bezprawia”.Nawiązywał do spraw Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika oraz Zbigniewa Ziobry. Bagiński podkreślił, że zachowanie marszałka Sejmu pokazuje, iż „Koalicja Obywatelska rzeczywiście ma na niego wpływ”, a on sam liczy na przychylność ze strony Donalda Tuska.Spotkanie prokuratorów i zapowiedź nowych aresztowańProwadzący rozmowę Łukasz Jankowski przypomniał informację, którą przekazał wcześniej tego dnia – o spotkaniu prokuratorów, policjantów i urzędników w prokuraturze w Warszawie. Jak relacjonował, podczas tego spotkania szef Wydziału Śledczego Prokuratury Krajowej instruował, jak działać, kiedy będą zatrzymywane osoby objęte immunitetem.Wygląda na to, że ta władza szykuje się do masowych aresztowań polityków opozycji– mówił Jankowski.Robert Bagiński przyznał, że ten scenariusz wydaje się prawdopodobny.Mamy wymiar sprawiedliwości, który zamiast ścigać przestępców zajmuje się przede wszystkim kreowaniem wydarzeń i tworzeniem ludzi–przestępców, nawet jeżeli nie ma ku temu jakichkolwiek powodów. I jest to bez wątpienia akcja wymierzona w Prawo i Sprawiedliwość, prawicę, szeroko pojętą opozycję– stwierdził.Publicysta dodał, że to wzmożenie prokuratury i policji może być zapowiedzią przyspieszonych wyborów.W Warszawie mówi się, że to jeden z możliwych scenariuszy rozważanych przez Donalda Tuska– powiedział.„Tusk potrzebuje nowych wrogów”W dalszej części rozmowy Robert Bagiński wyjaśnił, że obóz rządzący, jego zdaniem, musi dziś wytwarzać kolejne konflikty, by utrzymać mobilizację społeczną.Tusk wie, że musi dać swojemu twardemu elektoratowi już nie tylko opowieści o tym, że PiS jest zły, ale musi dać w końcu jakieś fakty. Romanowski, Matecki – oni już nie wystarczą. Być może za chwilę Tusk sięgnie po premiera Morawieckiego, po prezesa Jarosława Kaczyńskiego– zastanawiał się.
Zarząd portów w Szczecinie i Świnoujściu ogłosił nowy, spektakularny plan rozwoju: zamiast budowy terminala kontenerowego ma powstać „przylądek Pomerania” – 186 hektarów sztucznie usypanego lądu, trzy kilometry nowych nabrzeży i głębokowodny basen. Rząd przekonuje, że to historyczny projekt, który „przeniesie Polskę na nowy poziom gospodarki morskiej”. Marek Gróbarczyk widzi w tym jednak coś zupełnie innego – celową destrukcję gotowych projektów.To stary sposób na zablokowanie inwestycji. To przeszacowywanie projektu tak, żeby nigdy nie można było go zrealizować. Można obiecać nawet stok narciarski z piasku, ale tu już były pozwolenia na budowę– mówił były minister w rozmowie z Radiem Wnet. Polityk PiS przypomina, że terminal kontenerowy w Świnoujściu był inwestycją na ukończeniu.To był kompletny projekt. Uzyskaliśmy wszystkie pozwolenia środowiskowe i transgraniczne, polski sąd odrzucił skargi niemieckich ekologów. Na koniec października miała być podpisana ostateczna umowa z konsorcjum, które miało budować pirs na własny koszt– podkreśla Gróbarczyk. Zamiast tego – jak mówi – rząd Donalda Tuska „rozpoczął proces anihilacji”.Wszystko, co wiąże się z Koalicją Obywatelską, dąży do anihilacji tego typu inwestycji. Oni nie są w stanie nic zrobić na Pomorzu Zachodnim. Ta ziemia – powiem to wprost – nie należy do nich. To uzgodnione ze stroną niemiecką– powiedział.Zdaniem byłego ministra nowy „przylądek Pomerania” jest pomysłem politycznym, który ma odwrócić uwagę opinii publicznej od faktycznego wycofania się z budowy terminala.Ogłosili, że będą budować coś większego, ale to fikcja. Ta koncepcja nigdy nie powstanie, bo zostanie zablokowana przez Niemców, ekologów i lokalne społeczności. To tylko po to, żeby móc powiedzieć: „pracujemy nad nową wizją”– wskazał.Gróbarczyk wylicza, że projekt, który został porzucony, miał przynosić państwu około 10 miliardów złotych rocznie, a jego infrastruktura pozwoliłaby konkurować z największymi portami Bałtyku.To był kluczowy terminal dla zachodniego wybrzeża, który miał obsługiwać największe kontenerowce oceaniczne i zasilać Europę Środkową przez Odrę – aż do Morza Śródziemnego– dodaje.Były minister ostrzega, że nowa koncepcja będzie wymagała ponownego przejścia całego cyklu przygotowań – od koncepcji, przez uzgodnienia, po pozwolenie na budowę. Jak wyjaśnia, to minimum cztery lata, czyli do końca tej kadencji nic nie powstanie. Według Gróbarczyka decyzje resortu infrastruktury oznaczają nie tylko rezygnację z jednej inwestycji, ale systemowe wygaszanie polskiej gospodarki morskiej. Na koniec Gróbarczyk zapowiada, że jego ugrupowanie wróci do koncepcji po zmianie władzy.Tak jak zbudowaliśmy tunel pod Świną, tor żeglugowy i przekop Mierzei, tak zbudujemy terminal kontenerowy w Świnoujściu. Pomorze Zachodnie nie może być strefą zamrożonego rozwoju– wskazuje.
W najnowszych sondażach Ogólnopolskiej Grupy Badawczej (OGB) Koalicja Obywatelska osiąga 38–39 procent poparcia. Dla wielu obserwatorów to zaskoczenie, bo rząd jest mocno krytykowany, a premier cieszy się rekordowo niskim zaufaniem. Łukasz Pawłowski, szef OGB, ocenia, że to nie cud, tylko mechanika polityczna.To nie miłość, to konieczność. Wyborcy liberalni nie mają z czego wybierać. Nie ufają mniejszym partiom, więc głosują na silniejszego – tłumaczy Pawłowski w Poranku Radia Wnet.Według Pawłowskiego poparcie dla szeroko rozumianego obozu liberalnego od lat oscyluje wokół 48–49 procent. To tyle, ile Rafał Trzaskowski zdobył w drugiej turze wyborów prezydenckich.Im więcej ma Koalicja Obywatelska, tym mniej mają jej partnerzy. Suma pozostaje ta sama. To przesunięcie wewnątrz obozu, nie nowy przypływ poparcia– wyjaśnia.I dodaje, że po stronie Donalda Tuska działają dwa czynniki: brak konkurencji i efekt psychologiczny „głosu na pewniaka”. W opinii Pawłowskiego wyborcy pamiętają nieudane projekty po stronie centrum – od Nowoczesnej po Polskę 2050 – i wolą „nie ryzykować”.Donald Tusk różni się od liderów pozostałych partii. Jako jedyny daje swoim wyborcom poczucie siły i optymizmu: “Wygramy, zwyciężymy, powstrzymamy Kaczyńskiego”– mówi Pawłowski.Zdaniem prezesa OGB ta emocja działa skuteczniej niż racjonalne argumenty. Po stronie liberalnej to właśnie Tusk, jego determinacja i komunikat „nie poddajemy się” są dzisiaj spoiwem mobilizującym wyborców.„Rozliczenia” jako strategiaPawłowski uważa też, że narracja o rozliczaniu poprzedniej władzy nie jest przypadkiem.Tusk gra rolę szeryfa. Pokazuje, że to on rozliczy lata 2015–2023. Dla jego elektoratu to działa emocjonalnie i konsolidująco– mówi.Jego zdaniem nawet PiS nieświadomie pomaga premierowi, przypominając w swoich wystąpieniach twarze z poprzednich rządów.W oczach liberalnych wyborców to tylko wzmacnia przekaz Tuska: “Zobaczcie, oni znowu wracają”– komentuje Pawłowski.Wcześniejsze wybory? „Scenariusz leży na stole”Szef OGB nie wyklucza, że Donald Tusk rozważa wcześniejsze wybory parlamentarne.Wszystko jest w jego rękach. Dziś nie ma żadnej nowej partii liberalnej, która mogłaby mu odebrać głosy. Wcześniejsze wybory przycięłyby ewentualną konkurencję– ocenia.Według Pawłowskiego tryb kampanijny, w jakim Tusk funkcjonuje od miesięcy, trudno będzie utrzymać przez kolejne dwa lata, więc decyzja o skróceniu kadencji może zapaść wcześniej.Prawica ma przewagę, ale nie siłę rządzeniaW badaniach OGB łączny wynik prawicy sięga 51 procent, ale – jak mówi Pawłowski – ta przewaga nie przekłada się na polityczną skuteczność.Prawica jest rozbita i nie ma spójnej komunikacji. Samo niezadowolenie z rządu nie wystarczy. Trzeba być obecnym tam, gdzie są wyborcy – w głównych mediach i sieci– dodaje.
Ta działka może PiS sporo kosztować. Tuż po przegranych wyborach — gdy stało się jasne, że władzę przejmie rząd Donalda Tuska — w kierowanym przez ministra Roberta Telusa (PiS) resorcie rolnictwa ruszyły ekspresowe prace nad opchnięciem atrakcyjnej państwowej działki milionerowi Piotrowi Wielgomasowi. Rodzina Wielgomasów to twórcy przetwórczej firmy Dawtona i znajomi Telusa. Minister bywał na ich podwarszawskim ranczu wielokrotnie, także w kampanii wyborczej, gdy ruszyły przygotowania do sprzedaży działki. Cóż za niespodzianka — mimo administracyjnych przeszkód, sprzedaż tuż przed nastaniem Tuska się udała, a kluczowe dokumenty łącznie z aktem notarialnym zostały skompletowane w 24 godziny. Tak się składa, że od lat było wiadomo, że 160 ha działka w miejscowości Zabłotnia (Mazowsze) jest kluczowa dla sztandarowego projektu PiS — Centralnego Portu Komunikacyjnego. Miały przez nią biec tory szybkiej kolei do Warszawy — trudno o bardziej symboliczną inwestycję związaną z CPK. Działkę sprzedał podległy Telusowi Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa, który ukrywał transakcję przed spółką budującą CPK. Ta sprawa to cios w samo serce etosu PiS, w którym CPK ma być imperialnym symbolem Polski, realizującym dalekosiężne wizje Jarosława Kaczyńskiego. A tu imperialny symbol się rypnął, bo paru pisowców dopięło mały deal — za jakieś 20 baniek. Szkopuł w tym, że jeśli budowa CPK ruszy, to deal zyska na wartości — ta ziemia może być wówczas warta nawet 20 razy tyle. Dlatego też początkowo Kaczyński zarządził rzeź. Hurtowo zawiesił wszystkich pisowców, którzy przyłożyli swe łapki do sprzedaży działki Wielogomasowi — na czele z Telusem. Liczył, że to ograniczy wizerunkowe i polityczne straty. Ale szybko zmienił front, bo uznał, że politycznie korzystniejsze będzie przekonywanie swego elektoratu, że nic się nie stało — wielokrotnie się to sprawdzało przy okazji innych afer PiS. Dlatego teraz pisowcy idą w zaparte. Atakują rząd Tuska, twierdząc, że może wykupić tę działkę za pierwotną cenę — co wcale nie jest takie proste. Jednocześnie przekonują, że obecna władza późno zajęła się aferą dlatego, że Wielgomasowie wyłożyli 130 tys. zł na kampanię wyborczą Rafała Trzaskowskiego. Ale zasadnicze pytanie wciąż jest proste: czemu Telus i jego ludzie w ostatniej chwili i w tajemnicy przed CPK sprzedali Wielgmasowi działkę, przez którą miały biec szybkie tory? Sprawa działki jest od lipca w prokuraturze, choć faktem jest, że do tej pory nic się w tym śledztwie nie działo. Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy" Andrzej Stankiewicz i Kamil Dziubka czują, że teraz zacznie się dziać. Dla władzy ta sprawa to idealny oręż do walki z propagandą PiS — od tej chwili każde wezwanie Jarosława Kaczyńskiego czy Karola Nawrockiego do budowy CPK Donald Tusk będzie mógł zbywać hasłem o pisowskim złodziejstwie. Zresztą władza ruszyła pełną parą z prokuratorskimi rozliczeniami — minister sprawiedliwości Waldemar Żurek chce aresztować Zbigniewa Ziobrę za przekręty w Funduszu Sprawiedliwości. Stosuje przy tym prawny wytrych, który umożliwia postawienie poważnych zarzutów także innym politykom z wierchuszki PiS.
"Ta zła, skompromitowana i skorumpowana władza całkowicie rozmija się z oczekiwaniami Polaków" - tak poseł Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Śliwka skomentował w Porannej rozmowie w RMF FM apel premiera Donalda Tuska ws. zniesienia dwukadencyjności w samorządach. "Wielu wójtów, burmistrzów stworzyło układy finansowe i bez ich decyzji nie można znaleźć pracy" - dodał gość Tomasza Terlikowskiego.
Kamil Dziubka jest dziennikarzem Onetu, współprowadzącym podcast Stan Wyjątkowy, oraz autorem książki "Kulisy PiS" i najnowszej "Kierownik. Kulisy władzy Donalda Tuska". Rozmawiamy więc nie tylko o tym kto wygra wybory, jaki będzie wynik kolejnego starcia PiS vs PO, bądź Kaczyński vs Tusk. Zaglądamy za kulisy władzy, gdzie Kamil ma wstęp i barwnie opisuje dzięki informatorom jak naprawdę wygląda polska polityka.Książkę "Kierownik" znajdziesz tu: https://lubimyczytac.pl/autor/253089/kamil-dziubka
Donald Tusk wrócił z Brukseli, żeby „ratować Polskę”. Czy czuje, że realizuje ten plan? W jedynym takim wywiadzie – długim, niewygodnym, bez cenzury – premier mówi o politycznym odwecie, rozliczeniach, zdradzie i marzeniach. Czy naprawdę wierzy, że Polska stanie się drugą Japonią? Czy jego rządy to w rzeczywistości misja, kara czy zemsta z opóźnionym zapłonem? Jak zareagował na nocną schadzkę u Bielana? Czy wciąż czuje gniew wobec PiS-u czy raczej bezradność wobec własnych ludzi? Jak odniesie się do porażki Rafała Trzaskowskiego? Co z obietnicami wyborczymi? Dlaczego winni nie zostali jeszcze rozliczeni? 15 października miał być nowym czerwcem 1989 roku. Czy czuje, że zawodzi swoich wyborców? O tym, kogo się boi, kogo podziwia, i dlaczego jego wnuki nie chciały podać ręki Kubie Wojewódzkiemu? To rozmowa o władzy, która czasem boli. O polityku, który – jak sam o sobie mówi – „nie jest ze stali”. O człowieku, który wie, że każde przywództwo ma swój termin ważności.
Koalicja na początku wyglądał jak milion dolarów, pół litra i dwa ogórki. Teraz tylko jak dwa ogórki z czego jeden nadgryziony. Opozycja narzeka na rząd i Tuska, ale przecież powinna być zadowolona. Tusk robi wszystko, żeby PiS wygrało. Właśnie rządy koalicji 15-go października osiągnęła półmetek i nastąpił okres podsumowań. I tak: według badań , 45 proc. Polaków uważa, że nie żyje im się lepiej, do tego aż 31 proc. jest zdania, że jest wręcz gorzej. W innym badaniu 60 procent młodych chce zmiany premiera. Połowa uważa, że rząd nie jest on w stanie poprawić sytuacji gospodarczą Polski. 74 proc. Polaków uważa, że rząd Donalda Tuska nie zrealizuje własnych obietnic wyborczych. Ludzie to po prostu nic nie rozumieją. Ile razy można ludziom powtarzać, że obietnice wyborcze nie są do realizowania...
Mijają dwa lata od październikowych wyborów parlamentarnych, w wyniku których do władzy doszła koalicja KO, Trzeciej Drogi i Lewicy. Za nami specjalne wydanie "Stanu Wyjątkowego", w którym Andrzej Stankiewicz, Kamil Dziubka, Dominika Długosz i Jacek Gądek podsumowali półmetek rządów i wspólnie odpowiadali na pytania subskrybentów Onet Premium. Tematów do przeanalizowania było wiele, bo przez te dwa lata rząd Donalda Tuska przechodził przez wiele kryzysów. Od niespełnionych "100 konkretów na pierwsze 100 dni rządów", przez waśnie z koalicjantami, aż po przegrane wybory prezydenckie. Oprócz wewnętrznych problemów, koalicja rządząca musi też stawić czoła tym zewnętrznym: niepewnej sytuacji geopolitycznej, otwartej wojny hybrydowej z Rosją i nieprzewidywalnemu Donaldowi Trumpowi w Białym Domu. Twórcy "Stanu Wyjątkowego" rozmawiali też o sukcesach rządu — m.in. wprowadzeniu babciowego, finansowania in vitro z budżetu państwa, czy podwyżek dla nauczycieli. Co jeszcze się rządowi udało, a co skończyło się fiaskiem? Czy koalicja przetrwa do końca kadencji? Jak będzie układać się kohabitacja z Karolem Nawrockim? Jak na sytuację w rządzie wpłynie zmiana marszałka Sejmu? Czy czekają nas kolejne rekonstrukcje?
„Będę czytał dokładnie raport, który otrzymam od SOP-u odnośnie ochrony najważniejszych osób w państwie i wtedy podejmę decyzję. Pierwsze konsekwencje wyciągnął już komendant SOP-u, mówię tu o konsekwencjach wewnątrz organizacji, natomiast ja jeszcze będę się zastanawiał nad tym, czy dalej te konsekwencje nie powinny być wyciągane” – mówił szef MSWiA Marcin Kierwiński w Porannej rozmowie w RMF FM. Ewentualne odwołania to echa kradzieży samochodu należącego do rodziny premiera Donalda Tuska.
W dzisiejszym odcinku Wojciech Szacki i Joanna Sawicka opowiadają o sytuacji w Polsce 2050, którą w ostatnich dniach porzucił jej lider Szymon Hołownia. Zastanawiają się, czy partia to przetrwa i kto ewentualnie przejmie stery, jak zmienią się relacje w koalicji rządzącej i czy jest to kłopot dla Donalda Tuska. Wreszcie, czy na zgliszczach Polski 2050 może powstać nowy twór polityczny. Rozmowę prowadzi Andrzej Bobiński. Zapraszamy!
„Najwyższy czas odejść w niesławie!” — tak marszałek Hołownia zwrócił się do Donalda Tuska. O co poszło? Co odpowiedział Tusk? Czy to koniec rządzącej koalicji? Będzie także o himalajach hipokryzji — czyli o polityku Konfederacji, który zarobił 6 milionów złotych na sprowadzaniu do Polski imigrantów. Porozmawiamy też o planie pokojowym Donalda Trumpa dla Izraela! #IPPTVNaŻywo #polityka #Tusk #imigranci ----------------------------------------------------
Część posłów Polski 2050 zagłosowała za skierowaniem prezydenckiego projektu o budowie CPK do dalszych prac w komisji. Wywołało to krytykę ze strony Donalda Tuska. - Każda z partii politycznych - od KO, poprzez PSL, Polskę 2050 i Lewicę - ma możliwość wywalenia tej koalicji w powietrze, odchodząc z niej - stwierdził w Polskim Radiu 24 Piotr Kusznieruk z "Trybuny".
W dzisiejszym odcinku Joanna Sawicka i Michał Piedziuk opowiadają o wewnętrznej sytuacji w satelickich partiach koalicyjnych. A jest to istotne, ponieważ przekłada się na stabilność rządu Donalda Tuska i ewentualne przedterminowe wybory. Rozmowę prowadzi Andrzej Bobiński. Zapraszamy!
Niby wiedzieliśmy, że to nastąpi, ale jednak nie przypuszczaliśmy, że stanie się to tak szybko. Może łudziliśmy się, że obydwa „pałace” wytrzymają nieco dłużej bez wzajemnego naparzania się. Czar jednak prysł. A było tak pięknie. Po ataku rosyjskich dronów na Polskę obóz Karola Nawrockiego i otoczenie Donalda Tuska zawarły nieformalny pakt o nieagresji. Obydwa ośrodki władzy wykonawczej umówiły się na koordynację polityki informacyjnej w tym zakresie. Wystarczył jednak jeden artykuł w „Rzeczpospolitej”, by wszystko wróciło na dawne tory. Według gazety na dom w Wyrykach na Lubelszczyźnie wcale nie spadł rosyjski dron, tylko rakieta z polskiego F-16. I oczywiście, takie rzeczy się zdarzają, tyle że wcale nie poszło o to, iż do takiego wypadku doszło. Pałac Prezydencki postanowił uderzyć w rząd, przekonując, że Karol Nawrocki nie został szczegółowo poinformowany o tej sprawie. MON i Kancelaria Premiera utrzymują z kolei, że prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego jest w tym samym rozdzielniku informacji, jakie wysyła codziennie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, zatem BBN miał mieć dokładnie tę samą wiedzę, co rządzący. Pałac Prezydencki przekonuje, że tak nie było. Ludzie prezydenta twierdzą, że owszem, jakieś informacje przyszły, ale były ogólnikowe. Sprawa rakiety była tylko pretekstem do przerwania zawieszenia politycznej broni. Zresztą napięć pomiędzy obydwoma obozami w ostatnich dniach było więcej. Wprawdzie doszło do spotkania prezydenckiego ministra Marcina Przydacza i wiceszefa MSZ Marcina Bosackiego w sprawie nominacji ambasadorskich, ale ton wypowiedzi po spotkaniu wskazuje na to, że napięcie raczej rośnie niż słabnie. W najbliższych dniach może być jeszcze goręcej, bo na biurku prezydenta Karola Nawrockiego wylądowała właśnie ustawa o pomocy Ukraińcom. Jej poprzednią wersję Nawrocki zawetował, bo nie było tam wzmianki o ograniczeniu 800 plus wyłącznie do grupy pracujących Ukraińców. Rząd uzupełnił więc ustawę, ale pominął inny warunek prezydenta — wprowadzenia zakazu promowania banderyzmu w Polsce. To rzecz jasna zagranie pod publiczkę — za swych rządów dając Ukraińcom świadczenia, obóz PiS nigdy nie rozważał wprowadzenia „zakazu banderyzmu”. Tyle że dziś pisowcy twardą walczą z Konfederacją, stąd takie żądanie. Pytanie, czy Nawrocki nie wykorzysta tego jako pretekstu do kolejnego weta. Gdyby tak się stało, system pomocy Ukraińcom zostałby wysadzony w powietrze, bo obecne przepisy wygasają wraz z końcem września.
Michał Olszewski rozmawia z Bartoszem T. Wielińskim, wicenaczelnym "Gazety Wyborczej", o coraz bardziej skomplikowanych relacjach polsko-niemieckich i o sytuacji w Strefie Gazy. Jakie znaczenie miało spotkanie Karola Nawrockiego z prezydentem Frankiem-Walterem Steinmeierem i kanclerzem Friedrichem Merzem? Czy sprawa reparacji jest sprawą zamkniętą? Czym różnią się reparacje wojenne od zadośćuczynienia? I czy Niemcy są gotowe do faktycznego zrekompensowania strat Polsce? A także, czy rząd Donalda Tuska świadomie chłodzi relacje między Warszawą a Berlinem? Jaki stosunek do Izraela oraz do tego, co dzieje się w Strefie Gazy, mają politycy polscy i niemieccy? Więcej podcastów na: https://wyborcza.pl/podcast. Piszcie do nas w każdej sprawie na: listy@wyborcza.pl.
Zkušební ruský dronový útok na Polsko měl vyzkoušet – vedle reakce polské protiletecké obrany – také odolnost polské politiky. Těsně před útokem rozdělené tak, jak jen rozdělená být mohla. Prezident Karol Nawrocki šikoval síly k závěrečné vnitropolitické bitvě s vládou Donalda Tuska.