POPULARITY
Bursztyn można znaleźć nie tylko nad Bałtykiem. Jego pokłady są też na Lubelszczyźnie. Wszystko zaczęło się w epoce eocenu, gdy terytorium dzisiejszej Polski pokryte było w większości morzem. Dr Lucjan Gazda, geolog i kolekcjoner bursztynów oraz skamieniałości dotarł do dokumentu z XVII wieku, który pokazuje, że przez Lublin przebiegał szlak bursztynowy. Ciekawa jest w nim historia "aresztowanej" beczki z tym cennym kruszcem. Historia beczki zainspirowała artystkę Krystynę Rudzką - Przychodę do namalowania cyklu obrazów. Wraz z Lucjanem Gazdą zorganizowali wystawę (kolejną w ich wieloletniej współpracy) poświęconą historii bursztynu i lubelskiego wątku zawartego w dokumentach odnalezionych w archiwum we Lwowie.Fot. Krystyna Rudzka Przychoda i Lucjan Gazda autorzy wystawy "Nº HKZ Lublin 1631" w Muzeum Historii Miasta Lublina.
Piotr Zagozdon od lat utrwala na taśmach wideo relacje starszych osób opowiadających m.in. o Holocauście. Pewnego razu od świadka historii dowiaduje się o grupie Żydów ukrywających się w leśnej kryjówce (ziemiance) w lesie pobliżu miejscowości Głodno i Łaziska na Lubelszczyźnie i ..... zamordowanych przez Niemców. Zabranym materiałem stara się zainteresować różne instytucje zajmujące się żydowskimi ofiarami II wojnyświatowej. W końcu nawiązuje kontakt z Fundacją Zapomniane, która zajmuje się upamiętnianiemzamordowanych. W to działanie zaangażowanezostają: lokalna społeczność, władze lokalne, nadleśnictwo i instytucje kultury. Okazuje się, że jeszcze dzisiaj można odnaleźć tak ważne dla poznania tej historii relacje świadków wydarzeń sprzed lat.
Milena Wiśniewska i Michał Dziwisz omawiają tegoroczne sylwestrowe propozycje medialne. Dyskutują o koncertach przygotowanych przez największe stacje telewizyjne, w tym „Sylwestrze z Dwójką”, „Sylwestrowej Mocy Przebojów” w Polsacie oraz koncercie TVN. Przyglądają się także inicjatywie „Wystrzałowy Sylwester na Lubelszczyźnie” organizowanej przez telewizję Republika. Pełna audycja z warstwą muzyczną dostępna jest w archiwum Radia DHT i w wygenerowanej automatycznie wersji tekstowej
Szlak Greenways „Dziedzictwo Wschodu”. Poznaj wyjątkowe miejsca na Lubelszczyźnie, m.in. sensoryczny ogród ziołowy w Boniewie oraz unikalny ogród w Krasnymstawie z biblijnymi roślinami. #IPPTV #WieczorekPrzyMikrofonie #greenways #Lublin ----------------------------------------------------
Jan Fedirko o "Poczcie bohaterów powstania styczniowego na Lubelszczyżnie, Małgorzata Król o książce "Niezwykłe władczynie Wschodu", Paweł Podgórski o Teatrze WAM.
Zdaniem gościa Joanny Ćwik-Śwideckiej, „w ostatnim czasie mieliśmy bardzo specyficzną sytuację nad Polską”. - Zwrotnikowe powietrze, dość wilgotne, ale jednocześnie bardzo ciepłe, zaczęło być wypychane przez powietrze polarnomorskie, zdecydowanie chłodniejsze, ale jednocześnie bardziej suche – tłumaczył Grzegorz Walijewski. - Na styku dwóch różnych mas powietrza doszło do pojawienia się frontu atmosferycznego. Już w poniedziałek bardzo intensywne opady deszczu były obserwowane na Dolnym Śląsku i na Lubelszczyźnie. We wtorek, 20 sierpnia, ten front przemieścił się do centrum. W stolicy spadło ponad 120 litrów wody na metr kwadratowy. To są ogromne ilości wody, bo norma dla sierpnia dla Warszawy wynosi 60 litrów wody na metr kwadratowy – powiedział.Jak dodał Grzegorz Walijewski, tym razem w ciągu jednej doby spadło aż 120 litrów wody, a zatem norma miesięczna została w ciągu jednej doby przekroczona aż o 200 procent. Jak dodał Walijewski, analizował opady również w interwałach godzinowych. - W ciągu trzech pierwszych godzin na miasto spadło już 60 litrów na metr kwadratowy. To są ogromne ilości, które powodują, że miasto nie poradzi sobie z takim opadem – mówił. Grzegorz Walijewski zwrócił uwagę na to, że opady trafiły na Warszawę, a więc obszar silnie zurbanizowany, zabudowany, zabetonowany. - Musiało dojść do takich problemów jak podtopienia – stwierdził. Jego zdaniem, nawet gdyby w Warszawie było mniej betonu i więcej zieleni, więcej powierzchni przepuszczalnych, sytuacja byłaby tylko „delikatnie złagodzona”, bo wyschnięta w ciągu poprzednich ciepłych dni ziemia nie przyjęłaby szybko takich ilości wody. Zastrzegł, że sytuacja nigdy dotąd nie była spotykana w Warszawie. - Można byłoby wręcz powiedzieć, że to była ulewa stulecia dla Warszawy – powiedział. Walijewski przypomniał, że kanalizacja w Warszawie była projektowana kilkadziesiąt lub nawet kilkaset lat temu. – Wtedy nie spodziewano się aż tak intensywnych, krótkotrwałych opadów deszczu i na taki opad nie ma mocnych – mówił.Jak powiedział synoptyk, takie sytuacje, nie tylko w Warszawie, ale również w innych dużych miastach, mogą powtarzać się coraz częściej. – Ważne jest, by wszyscy mieszkańcy Polski nie ignorowali ostrzeżeń, wydawanych przez IMGW. Jeżeli ktoś mieszka na terenie blisko rzeki i wie, że ta rzeka szybko reaguje na intensywne opady deszczu, to musi się przygotować. Albo jeśli mieszka na obszarze, gdzie przy intensywnym deszczu zalewana jest jego piwnica lub garaż, to powinien przygotować worki z piaskiem lub motopompę. Po pierwsze świadomość, a po drugie nieignorowanie ostrzeżeń - napomniał. Zaznaczył, że IMGW publikuje ostrzeżenia dla poszczególnych powiatów. - Pamiętajmy, że burze są niekiedy bardzo lokalnym zjawiskiem. Nie potrafimy jeszcze prognozować z dokładnością na przykład do jednego kilometra – zauważył synoptyk. Wspomniał, że synoptycy często dostają informacje, że niekiedy dostają wiadomości, że prognozy się nie sprawdziły, mimo ich ostrzeżeń. - Pamiętajmy, że dosłownie pięć, dziesięć kilometrów dalej mogło dojść do ogromnej tragedii, ktoś mógł stracić dach. Te burze są bardzo lokalne – zastrzegł. Grzegorz Walijewski stwierdził, że w Polsce zarówno susze jak i powodzie „były, są i będą”. - To jest cecha naszego klimatu, ale ten klimat bardzo się zmienia. W ostatnich 70 latach średnia temperatura dla Polski wzrosła aż o 2,1 stopnia Celsjusza. To implikuje problem z opadami. Te opady jeszcze 30 lat temu występowały częściej. O ile teraz sumy opadów są na podobnym poziomie, to liczba dni z opadami jest zdecydowanie mniejsza – zauważył. - Jeśli są opady, to bardziej intensywne – zaznaczył. Hosted on Acast. See acast.com/privacy for more information.
Pod koniec lat 70. XX wieku cała Polska dowiedziała się, że obce cywilizacje interesują się naszym krajem. 10 maja 1978 Jan Wolski z Emilcina miał spotkać przybyszy, którzy nie wyglądali jak ludzie. Ich lewitujący pojazd do dziś jest wielką zagadką, którą chcą rozwiązać ufolodzy. Wydarzenia z Emilcina na Lubelszczyźnie to mistyfikacja? Czy może prawdziwe doświadczenia rolnika, który widział rzeczy, które trudno opisać? Chcesz usłyszeć więcej strasznych historii? Słuchaj i obserwuj Krzyk Horror Podcast. Zostaw również ⭐⭐⭐⭐⭐ Dziękuję!
Lasy porolne Nadleśnictwa Sobibór dawniej a dziś - w programie wskażemy, że nie wszystkie obecne tereny lasów sobiborskich to „puszcza pierwotna”, a tereny wcześniej użytkowane rolniczo. Lasy porolne w urządzaniu lasu rozumiane są jako drzewostany rosnące na gruntach porolnych w pierwszym pokoleniu, a także w drugim, jeżeli w pierwszym nie dotrwały one do wieku dojrzałości rębnej (np. z powodu chorób grzybowych). Strażnicy leśni z nadleśnictw RDLP w Lublinie będą mieli okazję podnosić swoje umiejętności strzeleckie na strzelnicy leśnej k. Chełma. Nowo oddana do użytku strzelnica jest jedną z najnowocześniejszych na Lubelszczyźnie. Strzelnica umożliwia prowadzenie szkoleń na wszystkich rodzajach broni będącej na wyposażeniu SG: pistoletach, pistoletach maszynowych, karabinkach, broni gładkolufowej i pneumatycznej. Szkolenia mogą być prowadzone zarówno w warunkach dziennych, jak i nocnych. Budynek strzelnicy zawiera także sale szkoleniowe, w tym stanowisko do kierowania strzelaniem, pomieszczenie punktu pierwszej pomocy, techniczne, medyczne, socjalne. W programie pokażemy te unowocześnienia i zasady bezpieczeństwa funkcjonujące na tym obiekcie. Do usłyszenia na antenie i do zobaczenia na ścieżkach leśnych mówi Magdalena Lipiec-Jaremek.
Wybory 2024 - podsumowanie sytuacji politycznej na Lubelszczyźnie. #IPPTV #WieczorekPrzyMikrofonie #wybory2024 #wyborysamorządowe ----------------------------------------------------
Relacja z konferencji prasowej Koalicyjnego Komitetu Wyborczego KO w Jastkowie i wypowiedź m. in. posła Michała Krawczyka - przewodniczącego sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, Marka Wieczorka - kandydata do Sejmiku Województwa Lubelskiego i Barbary Frąk - kandydatki na wójta gminy Jastków. #IPPTVDogrywka #wybory #wyborysamorządowe #wybory7kwietnia ----------------------------------------------------
Relacja z konferencji prasowej Koalicyjnego Komitetu Wyborczego KO w Jastkowie i wypowiedź m. in. posła Michała Krawczyka - przewodniczącego sejmowej Komisji Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej, Marka Wieczorka - kandydata do Sejmiku Województwa Lubelskiego i Barbary Frąk - kandydatki na wójta gminy Jastków. #IPPTVDogrywka #wybory #wyborysamorządowe #wybory7kwietnia ----------------------------------------------------
"Protest jest zasadny. Nie ma się co dziwić tym, którzy dzisiaj stoją na granicy i mówią, że przepisy, które w nich uderzyły, są tak naprawdę zaprzeczeniem funkcjonowania Unii Europejskiej” – tak akcję polskich przewoźników, którzy blokują polsko-ukraińskie przejścia graniczne na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu komentował w Rozmowie w południe w RMF FM i Radiu RMF24 Michał Kołodziejczak. "Mateusz Morawiecki dzisiaj zajmuje się rozdawaniem kolejnych stanowisk, tworzeniem fikcyjnego rządu. Nie rozwiązuje się poważnych problemów. To jest jeden wielki żart. Mi chce się płakać, kiedy to widzę. To jest jeden wielki mem" – dodawał poseł Koalicji Obywatelskiej.
Szef Platformy Obywatelskiej na Lubelszczyźnie Stanisław Żmijan dla IPP. -----------------------------------------------------------------
Socjolog prof. Antoni Sułek przez wiele lat w rodzinnej gminie na Lubelszczyźnie prowadził osobiste badania na temat relacji między Żydami i chłopami podczas okupacji. O postawach i zachowaniach chłopów wobec Zagłady rozmawia z nim Marcin Zaremba.
Zapraszamy do wsparcia naszej działalności poprzez serwisy: Patronite.pl /historiabezkitu.pl czy Buycoffee.to/historiabezkitu W lecie 1980 r. w różnych miejscach i w różnym czasie w Polsce wybuchały strajki robotników, żądających poprawy ich sytuacji ekonomicznej. Do pierwszych dużych wystąpień doszło na początku lipca 1980 r. na Lubelszczyźnie. Ówczesne władze w miarę szybko zażegnały kryzys i spełniły obietnice protestujących. Dużo poważniejsze konsekwencje miał strajk zapoczątkowany w połowie sierpnia 1980 r. w Stoczni Gdańskiej. Strajkujący oprócz podwyżek żądali przywrócenia do pracy suwnicowej Anny Walentynowicz. Dzięki udziałowi w nim działaczy opozycji i zorganizowaniu się robotników strajk doprowadził do powstania pierwszego w Polsce Ludowej związku zawodowego niezależnego od władz. Zapraszamy do wysłuchania i obejrzenia rozmowy z dr Anną Machcewicz, badaczką dziejów najnowszych z Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk. #historiabezkitu Zajrzyjcie również na naszą stronę internetową: https://historiabezkitu.pl oraz nasze social media: Facebook https://www.facebook.com/Historia-BEZ-KITU-103793702471670 Instagram https://www.instagram.com/historiabezkitu/
Franciszek Mazurek po wojnie 6 kilometrów brnął po błocie do szkoły w Szczebrzeszynie ubrany w za duże trzewiki z demobilu, sowieckie wojskowe spodnie, niemiecki mundur i czapkę ułańską, kupione przez ojca na targu. Bardzo pragnął się kształcić a w latach powojennych nie było to takie łatwe. Potem tuż po śmierci Stalina został nauczycielem języka rosyjskiego w liceum na Lubelszczyźnie. To opowieść o jego życiu, ale i pasji, którą jest poznawanie i zrozumienie współczesnego świata, w której wspierają go żona, córka i pozostali członkowie rodziny. Ostatnio zafascynował się sztuczna inteligencją. Są to dalsze losy bohaterów reportażu Mariusza Kamińskiego "Powroty do rodzinnej wsi".
Odrestaurowana perełka Jastkowa - park i pałac z końca 19 w. została nagrodzona Laurem Konserwatorskim 2023 r. Pani wójt, Teresa Kot, zapowiada jeszcze powstanie pływającej wyspy oraz zalewu rekreacyjnego już w przyszłym roku! Zapraszamy do Jastkowa - tylko 10km od Lublina! -----------------------------------------------------------------
Stanisław Grzesiuk przyszedł na świat w Małkowie na Lubelszczyźnie, dokąd jego rodzice wyjechali po zajęciu Warszawy przez Niemców podczas I wojny światowej. Bard Czerniakowa poza byciem pieśniarzem, był też autorem autobiograficznej trylogii: "Boso, ale w ostrogach", "Pięć lat kacetu" i "Na marginesie życia". Był popularyzatorem przedwojennego folkloru czerniakowskiego. W 1940 roku został aresztowany podczas łapanki i wysłany na roboty do Niemiec. Stamtąd trafił do obozu. W niemieckich nazistowskich obozach koncentracyjnych był od kwietnia 1940 roku do wyzwolenia Mauthausen-Gusen w maju 1945 roku. Strategię przetrwania w obozie, opartą o własne zasady, opisał w wydanej w 1958 roku książce "Pięć lat kacetu". Grzesiuk otwarcie i szczerze opowiadał, jak dzięki swemu życiowemu sprytowi i twardemu charakterowi udało mu się przeżyć w trybach niemieckiej machiny eksterminacyjnej. Po wojnie wrócił do Warszawy. Koncertował, pracował na kierowniczych stanowiskach, założył rodzinę. Zmarł w wieku 45 lat na gruźlicę. Był otoczony przyjaciółmi i ogromną miłością rodziny.
W 1910 roku przemysłowiec Henryk Sachs, Niemiec z pochodzenia, kupił dwór w Abramowicach. Zajmował się hodowlą koni i bydła. Przez ponad trzy dekady, rodzina ta bardzo wiele zrobiła dla lokalnej społeczności, dlatego cieszyła się szacunkiem i poważaniem okolicznych mieszkańców. Prowadzili działalność charytatywną, wspomagali najbiedniejszych. Młodsze pokolenie Sachsów spotkał tragiczny los, kiedy po wybuchu wojny na Lubelszczyźnie pojawili się hitlerowcy. W 1940 roku, za odmowę podpisania volkslisty, zostali aresztowani Mieczysław i Kazimiera Sachsowie, do obozu koncentracyjnego zaś trafił ich syn Kazimierz.
Ferdek Kiepski zapłodniony przez kosmitę, inwacja na trzynastym posterunku, Filip Kwiatkowski świadkiem latającego spodka, kosmicznie nominowany Yyyrek – polska popkultura w okolicach roku 2000 często reagowała na coraz częstsze w nadwiślńskiej przestrzeni narracje ufologiczne. Narracje takie jak ta związana z Emilcinem – wsią na Lubelszczyźnie, w której rzekomo widziano zielonych przybyszy z kosmosu – nakręcały polskich twórców do korzystania z pozaziemskich tropów. Jak im to wychodziło? O tym rozmawiamy w 86. odcinku Podcastexu – i drugim o UFO! Tym razem z gościnnym udziałem Grzegorza Rosińskiego. Zapraszamy! ------------ ➤ Zapytania biznesowe: ewa@podcastex.pl
Ignacy Wawrzycki jest licealistą zafascynowanym kulturą ludową. Należy do Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie. Pielęgnuje tradycje wykonywania strojów i haftu krzczonowskiego. Zajmuje się też pisaniem pisanek i innymi formami plastyki obrzędowej. Z rówieśnikami założył w gminie Jabłonna i Krzczonów na Lubelszczyźnie Regionalną Grupę Obrzędową. Wspólnie odtwarzają dawne tradycje, m.in. związane z Wielkanocą.
Wpływowa kobieta, literat-sadysta, carski bękart, a wszyscy oni w mieście, które miało wyglądać jak… Koszalin, chociaż znajduje się na północnej Lubelszczyźnie. W dzisiejszym odcinku również krótka instrukcja – jak okraść papieża? Nie musimy dodawać, że zrobił to Polak.
Pełna transkrypcja https://radionaukowe.pl/ | wsparcie: https://patronite.pl/radionaukowe***Pamiętacie ulice styczniowe w Waszych miastach? A może jeszcze się zachowały? Nadawane przez komunistów nazwy ulic "17 stycznia" (wyzwolenie Warszawy), "19 stycznia" (Łódź) w fali dekomunizacji w wielu miejscach zmieniły nazwy. Ale gdzieniegdzie jeszcze są (np. w moim rodzinnym Skarżysku-Kamiennej).Styczeń 1945 to był niezwykły czas. Po kilku miesiącach przygotowań rozpoczyna się wielka ofensywa Armii Czerwonej zwana wiślano-odrzańską lub po prostu styczniową. W niecały miesiąc front jest przesunięty o kilkaset kilometrów na zachód. Znikają hitlerowcy, nadchodzą sowieci. – Co było robić? Cieszyć się czy bać? – pytam prof. Andrzeja Friszkego, historyka z Instytutu Nauki Politycznych Polskiej Akademii Nauk.- I to, i to. To znaczy, oczywiście, proporcja strachu i radości rozkłada się bardzo różnie w różnych grupach społecznych i regionach – odpowiada. - W poznańskim strach przed Rosją nie jest tak silny, jak np. w województwach wschodnich czy na Lubelszczyźnie, która jest od lata 1944 roku pod radziecką okupacją, gdzie trwały już wielkie represje, wywożenie AK-owców do Rosji, zakładano obozy jenieckie dla Polaków z AK i innych niepodległościowych formacji – przypomina.Jednocześnie, jak ocenia, dla ludzi, dla których polityka czy postawa niepodległościowa nie była bardzo istotnym pryncypium, to jest przede wszystkim ulga. - Bo to jest koniec łapanek, wywózek na roboty do Niemiec, to jest koniec zagrożenia życia, to jest początek możliwości układania sobie jakiegoś normalnego cywilnego życia, że tak powiem, zwykłego – dodaje.W tym czasie rząd polski w Londynie usiłuję walczyć o niezależność Polski od Stalina. Premier Tomasz Arciszewski wystosowuje oświadczenie, w którym pisze odwołując się do Powstania Warszawskiego: „Pod koniec 63-dniowej walki ginący obrońcy próbując wstrząsnąć sumieniem świata wołali w swej rozpaczy: >>walczymy o wolność, walczymy o prawo do wolności.
Wraz ze słuchaczami będziemy w świątecznej, kolędniczej podróży. Podążymy za pastuszkami - kolędnikami, którzy obejdą wraz z nami stajenkę podczas widowiska kolędniczego: "O pastuszkach co za Jezuskiem chodzili". Spektakl wędrowny przygotowała Fundacja Forma Teatru, złożona z aktorów Teatru im. H.Ch. Andersena. Widowiskiem tym nawiążemy do tradycji kolędowania na Lubelszczyźnie i w całej Polsce. Wędrowne trupy kolędników przemierzały miasteczka i wsie, wchodziły do mieszkań i prezentowały zabawne, zgrywne historie nawiązujące do historii Narodzenia Jezusa. Nasi bohaterowie w drodze do stajenki narodzenia spotykają króla Heroda, Mędrców, diabła, czarownicę czy Adama i Ewę z raju. Oczywiście nie zabraknie również anioła! ZOBACZ ZDJĘCIA: Spektakl „O pastuszkach co za Jezuskiem chodzili” Na podróżnicze świętowanie zapraszam Magdalena Lipiec-Jaremek.
Pełnej wersji podcastu posłuchasz w aplikacji Onet Audio. W sumie moglibyśmy sobie nieco podworować z Andrzeja Dudy. Oto pan prezydent stał się najlepszy na świecie przynajmniej w jednej dyscyplinie. Jest otóż jedynym liderem państwa, który dwa razy dał się nabrać rosyjskim trollom o barwnych ksywkach Vovan oraz Lexus. Bliscy Kremlowi nabieracze wyspecjalizowali się w wydzwanianiu do światowych liderów i podawaniu się za innych światowych liderów. Tak na to patrząc, prezydent powinien się poczuć doceniony — jest tak ważny, że już dwa razy postanowili ośmieszyć właśnie jego. Do pierwszej wtopy doszło 2 lata temu, kiedy zadzwonili do Dudy, podając się za sekretarza generalnego ONZ. To była niezła beka — tamten „António Manuel de Oliveira Guterres” opowiadał Dudzie, że zadzwonił do niego Rafał Trzaskowski i przekonywał, że to on wygrał wybory prezydenckie w 2020 r. Naprawdę, można było boki zrywać. Teraz było mniej śmiesznie — Vovan oraz Lexus wydzwonili prezydenta Dudę udając „Emmanuela Macrona” w absolutnie strategicznym politycznie i militarnie momencie: w nocy z 15 na 16 listopada, kilka godzin po tym, gdy w Przewodowie na Lubelszczyźnie spadł pocisk ze Wschodu, zabijając dwóch mężczyzn. Podczas gdy władza była tamtej nocy wyjątkowo oszczędna w komunikatach dla społeczeństwa, to Duda był wobec „Macrona” wyjątkowo wylewny — dzięki czemu Kreml szybko się dowiedział, jaka jest ocena sytuacji ze strony polskich władz. Prezydenta nie zaalarmował ani wschodni akcent „Macrona” ani jego antyukraińskie uwagi. Oświadczenie Kancelarii Prezydenta, wydane po ujawnieniu przez trolli nagrania, przekonuje, że: „W trakcie połączenia Prezydent Andrzej Duda zorientował się po nietypowym sposobie prowadzenia rozmowy przez rozmówcę, że mogło dojść do próby oszustwa i zakończył rozmowę“. To bzdura — twórcy „Stanu Wyjątkowego” prezentują obszerne fragmenty nagrania, zwracając uwagę, że Duda wcale gwałtownie nie zakończył rozmowy. Co więcej — wylewnie się z „Emmanuelem” pożegnał. Zresztą dwa lata temu, gdy „Guterres” dopytywał go, czy Polska odbierze Ukrainie Lwów, prezydent z całą powagą oświadczył: „Nie ma o tym dyskusji w Polsce. Teraz to część Ukrainy”. A to dowodzi, że wtedy także nie zdawał sobie sprawy, że został nabrany. Widać zatem wyraźnie, że przez 2 lata ani Kancelaria Prezydenta, ani prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego nie wyciągnęły żadnych wniosków z tamtej wtopy i nie stworzyły szczelnego systemu komunikacji z sojusznikami. Rosjanie pokazali, że nawet w krytycznym momencie potrafią zagrać Dudzie i naszym służbom na nosie. Twórcy „Stanu Wyjątkowego” — dziennikarze Onetu Andrzej Stankiewicz oraz Kamil Dziubka — obserwowali już niejedną prezydenturę. Co do zasady, przez te 3 trzy dekady nie było ani jednej sprawnie funkcjonującej Kancelarii Prezydenta. Ale nawet na tle marnych kancelarii Wałęsy, Kwaśniewskiego, Kaczyńskiego i Komorowskiego, otoczenie obecnego prezydenta bije rekordy wpadek. Kolejny przykład z minionych dni. Kilka dni po uderzeniu ukraińskiej rakiety w Przewodowie niemiecka minister obrony Christine Lambrecht zadeklarowała, że Berlin może przysłać do Polski swe antyrakiety Patriot do pomocy w ochronie naszego nieba. I zaczął się kontredans. Szef gabinetu Dudy Paweł Szrot — rozmiłowany w medialnym brylowaniu i kancelaryjnym zamordyzmie — oznajmił, że to świetny pomysł. „Stanowisko prezydenta Andrzeja Dudy jest tutaj najzupełniej precyzyjne. Te rakiety powinny bronić polskiego terytorium i polskich obywateli” — stwierdził. Kilka godzin później Duda oznajmił jednak, że „z wojskowego punktu widzenia najlepiej byłoby, gdyby, te rakiety znajdowały się na terytorium Ukrainy”. W sumie ten zgrzyt między prezydentem a szefem jego własnego gabinetu potwierdza, że — choć nie ma żadnych kontaktów między Pałacem Prezydenckim a prezesem Kaczyńskim — Duda i jego ekipa mentalnie tkwią po uszy w PiS. Wszak w samym PiS wcześniej doszło do podobnych rozdźwięków. Dzień po niemieckiej propozycji minister obrony Mariusz Błaszczak najpierw podniecony wydzwaniał do Berlina i ogłaszał, że chętnie przyjmie pomoc. Tyle, że szybko dostał po łapkach od prezesa. Wystarczyło, że Kaczyński wygłosił „swoje prywatne zdanie”, że niemieckie Patrioty powinny trafić na Ukrainę — i Błaszczak natychmiast strzelił obcasami. Biedny Błaszczak nie zrozumiał, że przyjmowanie niemieckich antyrakiet wraz z niemiecką obsługą nie wpisuje się w wyborczy scenariusz Kaczyńskiego, w którym Niemcy są IV Rzeszą, inspirują Unię do ataków na Polskę oraz winne są nam reparacje. O mały włos Błaszczak uczyniłby z PiS partię niemiecką — a w scenariuszu Kaczyńskiego partia niemiecka to opozycja. To robienie cyrku wokół bezpieczeństwa — wszak wszyscy uczestnicy tej dyskusji wiedzą, że żadne Patrioty nie trafią na Ukrainę. To po prostu politycznie i militarnie niemożliwe. Po pierwsze, to strategiczna broń NATO — bez zgody Amerykanów nie trafi poza granice sojuszu. Po wtóre, Ukraińcy nie znają tego sprzętu, a przeszkolenie zajęłoby wiele miesięcy. A więc — to po trzecie — kto miałby przez ten czas obsługiwać Patrioty? Niemcy? Polacy? To byłoby włączenie się NATO w wojnę. Jednym słowem — Kaczyński wie, że Patrioty z Niemiec mogły trafić do Polski lub nigdzie. Prezes zdecydował, że — ze względu na zimną wojnę z Berlinem — nie chce niemieckiej broni w Polsce, udając jednocześnie, że chodzi mu o Ukrainę. Tak czy inaczej — my się cieszymy, że jest prezes. Bez niego Błaszczak nie wiedziałby, co ma myśleć. I nie tylko on. Wiceminister finansów Artur Soboń oznajmił właśnie, że Kaczyński zna się lepiej na finansach od szefowej resortu finansów. Prosta, gienij — jak powiedzieliby Vovan i Lexus, gdyby się do prezesa dodzwonili.
„Stan Wyjątkowy”. Tajemnice rakietowego wypadku. Kaczyński upokarza Dudę. W Konfederacji wojna o kasęJeśli wierzyć premierowi, to rząd od dawna ma wypracowane scenariusze na wypadek, gdyby wojna w Ukrainie zagroziła Polsce. Jak to mówi Mateusz Morawiecki? „Dysponujemy przynajmniej siedmioma bazowymi scenariuszami ataku hybrydowego”. Twórcy słuchowiska politycznego „Stan Wyjątkowy” — Andrzej Stankiewicz (ONET) oraz Dominika Długosz („Newsweek”) zachodzą w głowę, z którym z owych scenariuszy mieliśmy do czynienia, gdy w Przewodowie na Lubelszczyźnie — zaledwie kilka kilometrów od granicy z Ukrainą — spadły i wybuchły szczątki rakiety. I dochodzimy do wniosku, że z żadnym — bo nie jesteśmy w stanie założyć, że rząd postępował według opracowanych wcześniej scenariuszy, gdy przypadkowa rakieta ze Wschodu zabiła dwie osoby. Najgorsze i najbardziej destrukcyjne było rządowe milczenie. Od momentu tragedii przez ponad 8 długich godzin ani rząd ani prezydent — o naczelniku państwa nie wspominając — nie przekazywali właściwie żadnych informacji. Jednocześnie sekwencja działań podejmowanych przez władzę wyglądała tak, jakby to Rosjanie wystrzelili rakietę w kierunku Polski i to w dodatku celowo. Wiadomo, czym to grozi. Odtwórzmy tę wyglądającą groźnie sekwencję zdarzeń z wtorkowego wieczoru. Do wypadku dochodzi ok 15.40. Z pierwszych wiadomości wynikało, że doszło do wybuchu ciągnika, który wjechał na wagę na terenie suszarni zbóż. Ale godzinę później już rząd wie, że sprawa jest poważniejsza, bo ma informacje od wojska i służb ratunkowych. My jako obywatele oficjalnie nie wiemy nic. Przed 18.00 premier zwołuje w trybie pilnym rządowy Komitet Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i Spraw Obronnych. Godzinę później „w związku z zaistniałą sytuacją kryzysową” — wciąż nie wiadomo, jaką — premier w porozumieniu z prezydentem zarządzają naradę w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. „Apeluję, aby nie publikować niepotwierdzonych informacji” — mówi rzecznik rządu Piotr Müller. Nie wiadomo, o jakie informacje chodzi, bo niczego jednocześnie nie mówi. O 19.41 minister obrony Łotwy pisze na Twitterze: „Zbrodniczy rosyjski reżim wystrzelił rakiety, które wycelowały nie tylko w ukraińskich cywilów, ale także wylądowały na terytorium NATO w Polsce. Łotwa w pełni stoi po stronie polskich przyjaciół i potępia tę zbrodnię“. Wydarzenia przyspieszają. Przed 20.00 agencja Associated Press donosi: „Wysoki urzędnik amerykańskiego wywiadu twierdzi, że rosyjskie rakiety doleciały do Polski, zabijając 2 osoby”. Godzinę później stacja telewizyjna NBC dodaje: „Amerykański urzędnik mówi, że nie jest jeszcze jasne, czy rosyjski pocisk trafił w Polskę celowo czy przypadkowo”. Po 21.00 polskiego czasu odzywa się prezydent Ukrainy. „Rosyjskie rakiety uderzyły w Polskę. Wystrzelili rakiety na terytorium NATO. To jest rosyjski atak rakietowy na bezpieczeństwo zbiorowe! To jest bardzo znacząca eskalacja. Musimy działać” — wzywa Wołodymyr Zełenski. Po 22.00 rzecznik rządu przyznaje po raz pierwszy: „Dzisiaj doszło do eksplozji, która doprowadziła do śmierci 2 obywateli. Służby wyjaśniają okoliczności. Podwyższono gotowość niektórych jednostek na terenie naszego kraju. Sprawdzamy, czy pojawiają się przesłanki, aby uruchomić art. 4. NATO”. Ów paragraf dotyczy sytuacji, gdy zagrożony sojusznik prosi o konsultacje wewnątrz NATO — czyli Polska czuje się zagrożona. A jednocześnie wciąż oficjalnie ani słowa o rakiecie i wybuchu — choć nieoficjalne informacje już są w mediach, a plotki plenią się w Internecie. Po 22.30 Andrzej Duda rozmawia z prezydentem USA Joe Bidenem — to jasny dowód, że sytuacja jest poważna. A kilkanaście minut później agencja Reuters podaje, że ambasadorowie NATO spotkają się w trybie pilnym na prośbę Polski. W dodatku po północy polski MSZ podaje, że „na terenie wsi Przewodów spadł pocisk produkcji rosyjskiej, w wyniku czego śmierć poniosło dwóch obywateli Rzeczypospolitej Polskiej. W związku z tym zdarzeniem minister spraw zagranicznych prof. Zbigniew Rau wezwał ambasadora Federacji Rosyjskiej do MSZ z żądaniem niezwłocznego przekazania szczegółowych wyjaśnień“. Wezwanie ambasadora to kolejny sygnał, że Polska obwinia Rosję. Trudno to było odebrać inaczej, jak przygotowanie do zbrojnej odpowiedzi. Konfrontacja NATO i Rosji? Naprawdę, było się czego bać. Dopiero w nocy rząd i prezydent zaczęli przebąkiwać, że nie wiadomo, kto wystrzelił rakietę. Że to ukraińska antyrakieta, która przypadkowo spadła na terenie Polski, przyznali dopiero następnego dnia. Twórcy „Stanu Wyjątkowego” rozumieją, że rząd bał się podawania niepotwierdzonych informacji. Tyle, że — po pierwsze — od wojska, służb i sojuszników wiedział bardzo szybko, że rakieta została wystrzelona z terenu Ukrainy. Po wtóre — nikt nie oczekiwał jednoznacznego wskazania winnych. Po prostu zabrakło informacji o tym, że nie chodzi o wybuch ciągnika, tylko rakiety. I że — co rząd także wiedział — był to wypadek, a nie atak. Bez takich zapewnień cała sekwencja wydarzeń po wybuchu wyglądała na przygotowanie do starcia z Rosją. A to groziło paniką.
Wydarzenia drugiej wojny światowej niepomiernie pogłębiły przepaść między Polakami a Ukraińcami. Wzajemna, głęboka nieufność wynikała z tragicznych doświadczeń konfliktu narodowościowego na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i na południowo-wschodniej Lubelszczyźnie: akcja depolonizacyjna OUN-B (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Bandery) i UPA (Ukraińska Armia Powstańcza) na terenach zabużańskich oraz reakcja na nią AK i BCh, szczególnie ostra na Wołyniu i Lubelszczyźnie. Działania obu stron uderzały przede wszystkim w niewinną ludność cywilną. Wkroczenie latem 1944 r. Armii Czerwonej zmieniło tę sytuację i doprowadziło do zbliżenia obu silnie zwaśnionych stron. W pierwszej połowie 1945 r. na części południowo-wschodnich ziem pojałtańskiej Polski (Lubaczowskie, Zamojszczyzna) doszło do rozmów między poakowskim nurtem polskiego podziemia niepodległościowego DSZ (Delegatura Sił Zbrojnych na Kraj) a podziemiem ukraińskim (OUN-B i UPA), których celem było doprowadzenie do rozejmu. Zapraszamy na rozmowę z dr. Mariuszem Zajączkowskim, który opowiada o tych wydarzeniach.
Jest to opowieść o kapitanie lotnictwa Edmundzie Marynowskim ps. „Sejm”, Senat”, cichociemnym, którego w kwietniu 2022 roku upamiętniono w Ząbkach pod Warszawą, w których mieszkał w okresie międzywojennym. W kwietniu 1944 r. został zrzucony na spadochronie koło Bychawy na Lubelszczyźnie, potem walczył w Powstaniu Warszawskim a po wojnie wrócił do Anglii po czym ślad po nim na wiele dziesięcioleci się urwał. Dopiero dzięki przypadkowi, w 2015 roku, jego powojenne losy zostały odkryte. Zaangażowało się w to wielu pasjonatów historii i organizacji związanych z cichociemnymi, lotnictwem i Powstaniem Warszawskim. W audycji głos zabierają: Członkowie: Społecznego komitetu upamiętniania kapitana Edmunda Marynowskiego. Mirosław Sobiecki - który przewodził społecznemu komitetowi, pasjonat historii i społecznik, pomysłodawca komiksu o udziale kapitana Marynowskiego w Powstaniu Warszawskim, Sławomir Snopek – regionalista z Wąwolnicy, z której pochodził pierwszy cichociemny major Stanisław Kostka Krzymowski, zajmuje się tematyką cichociemnych, Marek Rogusz – specjalista od polskiej barwy i broni lotnictwa polskiego z II-giej Rzeczypospolitej i z okresu II wojny światowej, przedstawiciel Fundacji Historycznej Lotnictwa Polskiego, oraz Grzegorz Hanula – pracował m.in. w Muzeum Wojska Polskiego, zajmuje się tematyką Powstania Warszawskiego, Zbigniew Malinowski – członek rodziny kapitana Edmunda Marynowskiego Jacek Zagożdżon z Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie Wojciech Grzelakowski – przygotował makietę lotniska w Brindisi i samolotu, którym leciał do Polski kapitan Edmund Marynowski Waldemar Stachera - Przewodniczący Rady Miasta Ząbki ks. ppłk. Ireneusz Biruś, kapelan Wojska Polskiego – który przewodził modlitwie na Cmentarzu Bródnowskim, przy grobie Edmunda Marynowskiego a wcześniej dokonał poświęcenia tablicy przy rondzie.
Dorota Obidniak: W innej rozmowie padło [tutaj] takie stwierdzenie, że II wojna światowa dla Ukraińców zaczyna się tak naprawdę w różnych momentach. Daty rozpoczęcia wojny są inne w zależności od tego, w jakiej części dzisiejszej Ukrainy się mieszka. To może być 1939 rok, może być 1941. Ale wojna przychodzi na Ukrainę i my, Polacy, mamy z tym okresem sporo problemu. Także dlatego, że kojarzy się nam on nie tylko z Rzezią Wołyńską, przynajmniej w tych ostatnich latach, bo wcześniej o tym oficjalnie nie uczono, za „czasów słusznie minionych”, jak się je nazywa. Ale też zapomina się o roli Ukraińców w Zagładzie Żydów, to jest tak samo trudny wątek, jak rozmowa o polskim udziale w Zagładzie. A może nie? Może się mylę? Proszę to skomentować.Jacek Kluczkowski: Mój sprzeciw budzi polski udział w Zagładzie Żydów. Gdy stykamy się ze współczesnymi Ukraińcami, ważne jest to, jak oni sami patrzą na II wojnę światową. Oni patrzą na siebie jako na republikę jako spadkobiercy republiki sowieckiej – republiki, która poniosła największe straty w walce z hitlerowcami i miała największy wkład w zwycięstwo nad faszyzmem. Liczy się, że przynajmniej osiem milionów mieszkańców Ukrainy radzieckiej, zostało zamordowanych albo w wyniku terroru hitlerowskiego, albo poległo na froncie, w walkach. To oczywiście dotyczy w jakimś stopniu także polskich obywateli, czyli dotyczy to Zagłady Żydów ukraińskich, dotyczy terroru na ukraińskich wsiach. Straty ukraińskie w wyniku starcia z hitleryzmem, one są przedmiotem dumy. Uważa się, że Rosjanie niesłusznie przypisali sobie pamięć o zwycięstwie, ponieważ w istocie to niewielkie obszary federacji rosyjskiej republiki radzieckiej były [okupowane] przez hitlerowców, więc oni nie doświadczyli tego, co de facto było najstraszniejsze w tej wojnie, czyli masowego terroru. W wyniku tego terroru były niszczone wsie, mordowani ludzie i tak dalej, i tak dalej. Ukraińcy żyją w poczuciu, że to oni niosą tę tradycję ofiar i walki z faszyzmem. I to jest taka podstawowa pamięć. Nawet pamięć różnych tendencji politycznych. To znaczy nawet pamięć w przypadku pamięci o ukraińskim nacjonalizmie, pamięta się to, że oni wystąpili z bronią przeciwko Niemcom i że w istocie to był ruch wymierzony w okupanta niemieckiego i później radzieckiego. Nawet bardziej zaznacza się walkę z władzą radziecką po 1944 roku, czyli kiedy Ukraina [została] wyzwolona przez armię radziecką. To jest pierwsza taka konstatacja. Druga to fakt, że Ukraina była okupowana. Władza niemiecka wprowadziła różne gry. Między innymi przez jakiś czas była współpraca z oficjalnym ruchem nacjonalistycznym, z organizacją Ukraińców nacjonalistów. Nie można też przeceniać wpływów ukraińskich nacjonalistów na Ukraińców i ich naród. Ruch nacjonalistyczny był wymierzony początkowo głównie przeciwko Polsce, potem przeciwko Rosji. W okresie międzywojennym, tuż przed wojną, był wymierzony w tych Ukraińców, którzy próbowali współpracować z Polską. Albo w tych polskich polityków, którzy próbowali znaleźć jakieś miejsce dla Ukraińców w swoim życiu politycznym. To były dosyć skrajnie [skrajne] ugrupowania. One rzeczywiście nawiązały pewną współpracę z Niemcami, ale w momencie, kiedy Niemcy nie wyrazili zainteresowania budowaniem jakiejkolwiek ukraińskiej państwowości, to de facto ruch nacjonalistyczny przeszedł do podziemia. Tu oczywiście ta historia miała wiele swoich elementów. Niemcy praktycznie we wszystkich krajach okupowanych, może poza Polską, formowali jakieś formacje zbrojno-policyjne, które miały ich wspierać w walce z partyzantką radziecką. Takie formacje powstawały także na Ukrainie i były złożone z Ukraińców. Ale trzeba też pamiętać, że miało to miejsce również w Estonii, Łotwie i Litwie. Właściwie trudno jest o jakąś refleksję ze strony ukraińskiej. Nawet nie mowa tu o kolaboracji. Ta kolaboracja była mniejsza niż w innych podporządkowanych państwach. Współczesnym Ukraińcom brakuje refleksji nad tym, że ruch nacjonalistyczny był po prostu antydemokratyczny. Więc ze współczesną Ukrainą ma niewiele wspólnego – był antyeuropejski. Uważał, że twarda siła jest lepsza niż ta zgniła, plutokratyczna, demokratyczna Europa. Był antypolski, czemu w dzisiejszych czasach się wręcz zaprzecza. Mówi się, może nie, że nas wręcz kochali, ale szkoda, że dochodziło do tych konfliktów. W gruncie rzeczy chodziło w pierwszej kolejności o walkę z bolszewikami, w drugiej kolejności z Niemcami. Był jakiś przykład, na który Ukraińcy bardzo chętnie się powołują, jakiegoś porozumienia taktycznego pomiędzy AK na Lubelszczyźnie a oddziałami Ukraińskiej Armii Powstańczej, że te oddziały nawet współdziałały zbrojnie. Ale były nieporozumienia. Natomiast należy zaprzestać takiej narracji, że na Wołyniu to doszło do wojny domowej. Że polska partyzantka i polska samoobrona, a ukraińska partyzantka i ukraińska samoobrona wdały się w walki. Trudno nawet oceniać, kto poniósł większe straty. Wielu takich pseudohistoryków ukraińskich unika rzetelnej analizy i po prostu mówi, że straty były porównywalne. Natomiast nie widzą tego niezwykłego okrucieństwa wymierzonego przede wszystkim w ludność cywilną. Poza tym nie widzą błędnej kalkulacji, która jest poza dyskusją. W pewnym momencie ukraińscy nacjonaliści liczyli na równoczesną porażkę zarówno Związku Radzieckiego, [jak] i Niemiec hitlerowskich. I na obszarze Ukrainy chcieli mieć czyste, etniczne państwo. Bez Polaków, bez Żydów, bez Rosjan. Mówi się, że były to przede wszystkim naciski na wysiedlenie niż zbrodnia przeciwko ludzkości.Dorota Obidniak: To zamknijmy te wątki historyczne. Przejdźmy do tego, co obserwowaliśmy już w ostatnich dziesięcioleciach. Zacznijmy może od rozpadu Związku Radzieckiego, który nam się kojarzy z pierestrojką, z powstawaniem tych państw, w które się przeistaczały tereny ówczesnej Republiki. To, co się działo to była dla nas trochę taka deus ex machina. Elementy państwowości nam się jawią jako już gotowe i ukształtowane. I jak to jest właściwie z Ukrainą? Ponieważ w kontekście dzisiaj toczącej się wojny mówi się, że tam był pewien proces, który się dokonywał w samym państwie, jeżeli chodzi o utożsamianie się z ukraińskością, przepraszam za takie potoczne określenie. I jeszcze o jedną rzecz chciałabym zapytać. Dla nas Gorbaczow jest takim przełomowym politykiem, a w Ukrainie często wspomina się o katastrofie czarnobylskiej, jako o takim momencie państwowotwórczym. Skąd to się bierze? I czy nie jest to jakiś kolejny współczesny mit?Jacek Kluczkowski: Rzeczywiście, źródeł kształtowania się państwowości ukraińskiej należy szukać w pieriestrojce. Umożliwienie dyskusji, jawność, upublicznienie dokumentów historycznych, umożliwienie wydawania książek, które wcześniej były zakazane. Na terenie Ukrainy były to przede wszystkim książki ukraińskie, tradycja ukraińska. Zwalniano z więzień Ukraińców, którzy byli prześladowani za swoją działalność, często bardzo nieśmiałą działalność opozycyjną. Pieriestrojka początkowo zakorzeniała się przede wszystkim w wielkich miastach: Charków, Kijów, Odessa – w tych miastach, które miały bliski intelektualny kontakt z Moskwą, z ówczesnym Leningradem. Stamtąd szedł taki duch odnowy. Natomiast historia Czarnobyla dotknęła bezpośrednio ludzi. To zakłamanie ówczesnej propagandy – być może obywatele radzieccy wierzyli bardziej swojej propagandzie niż obywatele PRL-u. Tutaj takie oczywiste kłamstwa, zwłaszcza że Kijów jest tuż obok. Pamiętajmy, że wtedy nie odwołano pochodu pierwszomajowego ani Wyścigu Pokoju, w którym brały udział inne państwa zachodnie, zwłaszcza Finlandia, która zawsze czuła potrzebę lojalności wobec Związku Radzieckiego. Te państwa wycofały się z udziału. To było szokujące dla obywateli Kijowa, że w obliczu tak wielkiej tragedii, w obliczu takiego zagrożenia, propaganda aż tak może kłamać, aż tak idzie wbrew doświadczeniu ludzkiemu. Bez wątpienia katastrofa czarnobylska była takim impulsem, który pomógł zorganizować się ludziom. I właśnie od tamtego momentu, o ile wcześniej to był taki bardziej wpływ inteligencki z Moskwy, z Leningradu, to od tamtego momentu nabrało to bardziej ludowego charakteru. To nie było dążenie do samodzielności, a potem do niezależności Ukrainy. To było podleganie takiemu złudzeniu, że Ukraina jest najbogatszą częścią Związku Radzieckiego, więc jak się oderwie, to bez wątpienia najwięcej na tym skorzysta. Że wtedy to Rosjanie będą u nich klientami, którzy będą się domagać tego rozwiniętego przemysłu. W latach 70., 80. powstały duże inwestycje, w znacznym stopniu rozwinęły się gospodarka i przemysł zbrojeniowy, który w dużym stopniu polegał na produkcji ukraińskiej. W tym nawet rakiety międzykontynentalne. Takie poczucie, że to my jesteśmy najważniejsi, że wszyscy muszą się z nami liczyć. To było podzielane przez ludzi. W 1991 roku odbyło się referendum i za niepodległością Ukrainy opowiedziała się zdecydowana większość – około 90%, może nawet trochę ponad. I były to wszystkie regiony Ukrainy. Wschodni, czyli Donbas, Charków, który jest rosyjskojęzyczny, także Odessa, także Krym oraz Sewastopol. Na Krymie większość osób opowiedziała się za udziałem w niepodległym państwie ukraińskim. Żaden region administracyjny na terenie Ukrainy sowieckiej nie wypowiedział się przeciwko. Więc takie przekonanie, że w końcu uwalniamy się od ciężaru, jakim było imperium rosyjskie, a wkraczamy w nową epokę pełną nadziei i szans, było powszechnie podzielane.Dorota Obidniak: No dobrze. Ale co się w takim razie stało z tą bogatą Ukrainą?Jacek Kluczkowski: Ona była bogata, ale w pewnym układzie gospodarczym. Myśmy już byli po planie Balcerowicza. Myśmy już wiedzieli, że wielkie huty, wielkie przedsiębiorstwa przemysłu metalowego i zbrojeniowego, że one nie rozwijają się. Wręcz przeciwnie – trzeba myśleć o konwersji, o ratowaniu miejsc pracy. Ludzie na Ukrainie też byli zdziwieni tym, że nagle spada popyt na ich produkcję. Że nagle w Charkowie, w gigantycznym zakładzie produkcji czołgów, na gigantycznym obszarze, gdzie pracowało chyba 8000 ludzi, nagle te czołgi przestano zamawiać. Przestano je zamawiać także z Rosji. Ale także na potrzeby ukraińskie nie były one potrzebne. Przemysł zbrojeniowy, przemysł stalowy, nagle znajdujemy się w innych realiach. Związki kooperacyjne także uderzają w Rosję, ale bez wątpienia uderzały też w ukraińskie przedsiębiorstwa. Nagle się okazało, że wzrasta bezrobocie. Z tym że w przeciwieństwie do Polski tam były trochę inne zasady. Pozwalano im nie przychodzić do pracy. A to jeden dzień w tygodniu, a to trzy dni w tygodniu, a potem w ogóle możecie nie przychodzić. Ale dla ludzi było ważne to, że działały stołówki, że działały domy wczasowe, można było wynajmować na terenie tych dużych zakładów zbrojeniowych czy metalowych jakieś miejsce na hurtownię czy coś innego, ale w tych hurtowniach pracowało teraz kilka osób, a nie kilkaset jak wcześniej. Do końca lat 90., nawet do początku lat 2000., wiele firm po prostu nie płaciło ludziom albo odkładało wypłaty. To było coś, co Ukraińcy bardzo dotkliwie odczuli. Podobnie było w Rosji, z tym że Rosja skorzystała na koniunkturze cennych surowców i jakoś mogła odbudować po części swoją gospodarkę. Okazało się, że Ukraina nie uczestniczy w międzynarodowym podziale pracy z krajami rozwiniętymi. Albo że uczestniczy w znacznie mniejszym stopniu, niż im się wszystkim wydawało. Nie było już NRD, nie było Węgier, nie było Czechosłowacji, które nie chciały płacić dolarami za produkcję, które kiedyś otrzymywały w ramach rozliczeń barterowych czy w rublach transferowych. Także gospodarka ukraińska w istocie nie była gotowa na transformację i przeżyła ją znacznie ciężej niż polska gospodarka. Podcasty w cyklu "Ukraińskie ABC" zostały opracowane przez Związek Nauczycielstwa Polskiego ze wsparciem Fundacji Friedricha Eberta.
Oficjalnie według prokuratury sprawa jest zupełnie prosta i w pełni wyjaśniona. Śledczy uznali, że 15-letnia Paulina Arbaczewska z miejscowości Czemierniki na Lubelszczyźnie targnęła się na swoje życie. Udziału osób trzecich się nie doszukano. Tymczasem według rodziny Pauliny nic tu nie jest jasne i bliscy bardzo chcieliby poznać prawdę. Oni w samobójstwo 15-latki nie wierzą ani trochę.
Rodzinna historia zaczyna się na Lubelszczyźnie. Liliana Naryniecka do Wrocławia, chociaż nie bezpośrednio, przyjechała z bliskimi z Białej Podlaskiej. I od razu zaznaczę, że opowieść będzie o dwóch wrocławskich adresach i dwóch domach. Po pierwsze - narożnej kamienicy przy ulicy Piastowskiej, z której oglądać można było ruiny innych domów. A po drugie - willi na Karłowicach, otoczonej wspaniałym ogrodem. W tej willi, co Państwo usłyszą, była piwnicy przygotowana na wypadek bombardowania i schron z tajemniczym przejściem. To wszystko opowiedziała bohaterka audycji "Kamienice".
W obozie władzy panika — trwa łatanie dziur w Polskim Ładzie. Partyjna wierchuszka kalkuluje, jakie będą straty sondażowe na tym sztandarowym programie podatkowym, dzięki któremu PiS miało zmieść konkurencję. Na razie obóz władzy zamiata sam siebie. Napięcia w rządzie powodują, że nie wszyscy są szczególnie zmartwieni wtopą Polskiego Ładu. Ręce zaciera Zbigniew Ziobro — stali słuchacze „Stanu po Burzy” znają skalę wylewnych uczuć głównego narodowego prokuratora wobec narodowego premiera. Ale nie tylko w bunkrze Ziobry przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie słychać wystrzały korków od szampana. Cieszy się także wicepremier od spółek Jacek Sasin. Nareszcie ma okazję do rewanżu na Morawieckim, który probował go wrobić w odpowiedzialność za naruszanie prawa podczas przygotowań do wyborów korespondencyjnych. Sasin od kilku miesięcy — z błogosławieństwem głównego lokatora partyjnego bunkra przy ulicy Nowogrodzkiej — wycina ludzi Morawieckiego z państwowych społek. Teraz jednak nastąpiła kumulacja w przyduszaniu premiera. Po konfliktach z sasinowcami z grupy PGE odchodzi kuzynka premiera Monika Morawiecka. Jednocześnie Sasin przejął od Morawieckiego kierowanie Komitetem Ekonomicznym Rady Ministrów — w efekcie szef rządu traci kontrolę nad polityką gospodarczą własnego gabinetu. W tle są awantury dotyczące polityki klimatycznej UE, która ma wpływ na rosnące ceny energii. Trwają też spory, jak rozmawiać z Brukselą, która wstrzymuje pomoc finansową dla Polski. Morawiecki chciałby się z Unią dogadać, a Sasin prze do konfrontacji. Jak widać, w nowogrodzkim bunkrze wojna się bardziej podoba. To i tak może nie być koniec przyciskania premiera do ściany. W obozie władzy coraz częściej słychać, że potrzebna jest ucieczka do przodu — chodzi o rekonstrukcję rządu, której głównymi ofiarami staliby się zaufani ludzie szefa rządu: kierownictwo Ministerstwa Finansów, szef kancelarii Michał Dworczyk i minister ds europejskich Konrad Szymański. W mijającym tygodniu Morawiecki dostał dodatkowy wizerunkowy cios — został praktycznie bez doradców antycovidowych, bo zdecydowana większość profesorów z Rady Medycznej przy premierze podała się do dymisji. Tak naprawdę upadek rady był przesądzony od tygodni — PiS, naciskany przez własne zaplecze antyszczepionkowe, całkowicie ignorował obostrzeniowe postulaty medycznych profesorów. Efekty widać gołym okiem — w tym tygodniu przekroczyliśmy granicę 100 tys. ofiar pandemii. W Polsce na COVID-19 umiera rekordowa liczba pacjentów. Kroplą, która przepełniła czarę goryczy epidemiologów, było pobłażliwe potraktowanie przez szefa PiS Jarosława Kaczyńskiego małopolskiej kurator Barbary Nowak, która oświadczyła, że szczepionki są medycznym eksperymentem. Dymisji Nowak ostro domagało się nawet wielu polityków PiS, na czele z europosłanką Beatą Mazurek, która atakowała ministra edukacji Przemysława Czarnka za brak reakcji na antyszczepionkowe rozprawki Nowak. Może Mazurek atakowała Czarnka, bo wierzy w siłę szczepień? A może dlatego, że jest jej politycznym konkurentem na Lubelszczyźnie i wycina ją z programów regionalnej TVP? Możliwe, choć „Stan po Burzy” przedstawia własną interpretację tych żenujących zdarzeń — w formie pamfletu. Na swe słuchowisko polityczne zapraszają Agnieszka Burzyńska z „Faktu” oraz Andrzej Stankiewicz z Onetu.
Miniony rok był trudny dla społeczności Liceum Ogólnokształcącego w Dubience i mimo protestów zakończył się wszczęciem procedury wygaszenia placówki – jednej z pierwszych szkół mundurowych na Lubelszczyźnie, pioniera profilu straż graniczna. Niegdyś uznawana za najlepszą tego typu w regionie nie przeprowadzi wrześniowego naboru, a ostatni uczniowie mają opuścić jej mury nie później niż w 2025 roku, czyli po 50 latach od utworzenia. W audycji wypowiadają się uczniowie i ich rodzice – m.in. Karolina i Magda Soboń, Agnieszka Niedzielska; pracownicy szkoły Marek Bałanda, Marek Celeban; były dyrektor liceum Edward Kotowski; starosta chełmski Piotr Deniszczuk; wójt gminy Dubienka Krystyna Deniusz-Rosiak, lider AgroUnii Michał Kołodziejczak, a także mieszkańcy gminy.
Wojna nie umiera, w wielu rejonach trwa i tam też są dzieci – twierdzi młoda malarka Helena Stiasny. Z tego powodu zdecydowała się zilustrować przedwojenny dzienniczek ośmioletniego wówczas Michałka Skibińskiego i tak powstała książka “Widziałem pięknego dzięcioła”. Na targach książki dla dzieci i młodzieży w Bolonii otrzymała wyróżnienie specjalne, co widoczne jest na stronie tytułowej z pieczęcią Opera Prima.Bologna Children's Book Fair 2020 (na zdjęciu). Czesława Borowik postanowiła odnaleźć jej autorów. Michał Skibiński jest emerytowanym księdzem. katolickim. Wychował się w inteligenckiej, przedwojennej, warszawskiej rodzinie. Matka była lekarką, ojciec pilotem wojskowym. We wrześniu 1939 roku zginął w okolicy Wojcieszkowa na Lubelszczyźnie. Dzienniczek z książki Michała Skibińskiego czytają: Pawełek Szmiga, Staś Kukiełka i Kuba Strzałka ze Szkoły Podstawowej w Tereszpolu-Kukiełkach. Wydawnictwo Dwie Siostry przygotowało tę książkę z myślą m.in. o przedszkolach i szkołach. Helena Stiasny podpisała swoje obrazy ilustrujące dzienniczek pseudonimem Ala Bankroft. Realizacja dźwięku Jarosław Gołofit. Kompozycja muzyczna Artur Giordano.
Jest to opowieść o okupacyjnych losach księdza Stefana Wyszyńskiego, późniejszego prymasa Polski i kardynała, spędzonych w Żułowie i Kozłówce na Lubelszczyźnie. To tam w czasie II wojny światowej przebywało 150 niewidomych i ociemniałych dzieci, które po wybuchu wojny zostały ewakuowane z „Zakładu dla Niewidomych” w Laskach koło Otwocka. Ksiądz Wyszyński był duchowym przewodnikiem dzieci i młodzieży, uczył ich historii, prowadził rekolekcje. Pomagał też dorosłym, niósł pomoc chorym na tyfus, w pałacu w Kozłówce, w którym się ukrywał prowadził dyskusje z przebywającymi tam uciekinierami. Brał udział w konspiracji, odprawiał msze święte dla żołnierzy podziemia. Zdarzyło mu się również …. odbierać poród.
W 155 Epizodzie Dwóch Typów recenzuje Dondę Kanye West'a (przedpremierowa recenzja) (0:00). Bartek high off life o trzynastej (3:25). Kuba high off Donda (5:20). Fanklubowski Podcast Young Leosi (7:26). Green Knight to Drive wokół okrągłego stołu (9:08). Oficjalne przeprosiny za wyjątkowo głupkowaty humor (11:08). 362 kilogramowy incydent kałowy autorstwa Dave Matthews Band (14:20). Oszukać Przeznaczenie 6 rozgrywać będzie się na Chicago's Little Lady (21:46). Morał jest taki: nie śmiećcie do rzeki (35:29). TOP 1 Teledysków o najgorszej jakości w historii YouTube: happysad - "Zanim pójdę" (43:50). Nowy mod do Skyrima, który pozwala na picie piwa z krową sąsiada [w prawdziwym życiu] (46:57). Krowa gustuje tylko w najlepszych browarach (54:00). Zaginiona XIV Księga Pana Tadeusza i nowy trójpodział władzy (58:47). Gerald24 - twoja ochrona przed kryptydami (1:02:43). Ciemne moce w tajemniczej wsi na Lubelszczyźnie (1:05:27). Odskocznia nr. 1 - ponysmasher i sztuka niskobudżetowych shortów horrorowych (1:07:12). Odskocznia nr. 2 - wyśmiewane w branży programy i (1:12:03). Odskocznia nr. 3 - lista innych reżyserów tworzących na niskich budżetach (1:17:48). Wracamy do magicznej wsi - czarty mniejsze i większe, turret przy kapliczce i uzdrawiająca woda (1:24:30). Tajemnicza wieś na Lubelszczyźnie dobrym wstępem do sesji RPG (1:35:36). W Warszawie nie ma duchów bo ich nie stać na mieszkanie (1:38:14).
Kapitan Andrzej Żubr w czasie wojny był członkiem Szarych Szeregów, walczył w Postaniu Warszawskim. Był w oddziale, który przeprowadzał ludzi kanałami. Potem trafił do stalagu i pod komendę generała Maczka do Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Potem zamieszkał na Lubelszczyźnie. Za wystawienie w czasach stalinowskich jasełek i akowską przeszłość trafił do więzienia na Zamku, a jego żonę Marią wyrzucono z mieszkania. Andrzej Żubr zmarł 20 listopada 2020 roku, kilka dni po śmierci żony Marianny (oboje na zdjęciu).
Pan Jerzy Jeżewicz osiedlił się na Lubelszczyźnie po wojnie. Największy dramat swojego życia przeżywał jednak w czasie wojny. Rodziców działających w ruchu oporu w Wielkopolsce aresztowano, a on, wtedy dziecko niespełna trzyletnie, wraz z bratem, trafił do obozu koncentracyjnego dla dzieci w Łodzi. Tam cierpiał głód, doświadczał znęcania psychicznego tzw. "wychowawczyń". Przez obóz przeszło blisko 14 tysięcy dzieci, część wywieziono, część zniemczono, ale sporo zginęło. Pan Jerzy cudem został ocalony. O swoich przeżyciach opowiadał dużej grupie młodzieży w czasie ostatnich "Dni Majdanka". Było to dla niego pierwsze takie spotkanie.
W poniedziałek do południa w Małopolsce, na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu będą deszcze i burze, ale mniej intensywne niż w niedzielę. Upał również odpuści, najcieplej będzie na Dolnym Śląsku i w Wielkopolsce - do 25 stopni. Pogoda powinna się ustabilizować i utrzymać do piątku - powiedziała synoptyk IMGW Anna Woźniak.- Burze i silniejsze opady deszczu będą się w poniedziałek utrzymywały do około południa. Takie warunki będą panować przede wszystkim na Lubelszczyźnie, Podkarpaciu i w Karpatach oraz w południowej części województwa małopolskiego. Opady deszczu na tym obszarze będą mniej intensywne niż w niedzielę, może to być od 20 do 40 mm, a porywy wiatru wyniosą do 70 km na godzinę - przekazała synoptyk IMGW Anna Woźniak.Na pozostałym obszarze kraju ma być dużo przejaśnień.- Na północy, w rejonie Zatoki Gdańskiej i w Sudetach mogą wystąpić po południu przelotne opady deszczu, możliwe, że w tamtych okolicach również zagrzmi, ale nie będą to silne wyładowania. W całym kraju upał już dziś odpuści - zaznaczyła synoptyk.W poniedziałek temperatura maksymalna wyniesie 25 stopni, taką temperaturę pokażą termometry na Dolnym Śląsku, w województwie wielkopolskim i w centrum kraju. Tam będzie również najbardziej słonecznie. Temperatura w całym kraju wyrówna się i wyniesie około 21-24 stopni, chłodniej będzie tylko na wybrzeżu - tam około 19 stopni.Anna Woźniak z IMGW powiedziała, że stabilna masa powietrza, która napłynęła nad Polskę powinna zapewnić do końca tygodnia przyjemną, wyżową pogodę. W kolejnych dniach opady deszczu i burze wystąpią tylko miejscowo.
Żółwie błotne to jeden z najcenniejszych przyrodniczych skarbów Polski i Europy. Największe ostoje tego zagrożonego wyginięciem gatunku znajdują się na Lubelszczyźnie: w Poleskim Parku Narodowym, w Lasach Sobiborskich i okolicach Chełma. Gady są właśnie w okresie lęgów. By chronić przed drapieżnikami składane przez samice jaja, wiele osób prowadzi żmudne obserwacje i zabezpiecza gniazda. Czerwcowe lęgi żółwia błotnego to urzekające, prehistoryczne misterium trwające nieprzerwanie od milionów lat. Swoimi obserwacjami w reportażu dzielą się: Janusz Holuk, naczelnik chełmskiego wydziału spraw terenowych Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie, Waldemar Tomczak z Woli Uhruskiej i Szymon Korczyński z Sobiboru. Realizacja reportażu Piotr Król. Muzyka Artur Giordano. Fot. Janusz Holuk, naczelnik chełmskiego wydziału spraw terenowych Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie
Pani Teresa Persona-Guz, potomkini polskiej rodziny Personów, pochodzącej z Wołynia, mieszkającej obecnie na Lubelszczyźnie, opowiada o dramatycznych dziejach swojej rodzinny i osobistych. Ojciec pani Teresy pochodził z Brzeziczek koło Piask w województwie lubelskim a mama z Gardzienic. Pobrali się, a że mieli trochę pieniędzy kupili majątek na Wołyniu koło Włodzimierza. I tam się osiedlili. Mieli pięcioro dzieci, bardzo się kochali. Wszystko zmieniło się w końcu sierpnia 1943 roku, kiedy wieś zaatakowali ukraińscy nacjonaliści.
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Paweł Wójcik przedstawia punkty turystyczne na Lubelszczyźnie, do których warto przyjechać. Zwiedzanie województwa lubelskiego najlepiej rozpocząć od Lublina, po czym warto wybrać się do mniejszych miejscowości, takie jak Kozłówek. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Joanna Gut tłumaczy, że uprawa wina wróciła do Świdnicy wraz z imigrantami z Grecji. Opowiada jak prowadzi się winnicę w Polsce. Pierwsze stowarzyszenia winiarskie w Polsce tworzono na Lubelszczyźnie. Swym doświadczeniem dzielili się winiarze z Niemiec i Moraw. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Grzegorz Walijewski przedstawia aktualną prognozę pogody. Burze mogą wystąpić częściowo na Lubelszczyźnie, w okolicach Przemyśla i na Zamojszczyźnie. W reszcie kraju raczej spokojnie. Ekspert z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wyjaśnia, że będziemy musieli się przyzwyczaić do częstszych trąb powietrznych. Wyjaśnia, iż To, co się dzieje w tym momencie w atmosferze to jest efekt tak naprawdę coraz cieplejszego klimatu, coraz cieplejszych mas powietrza, które cały czas są nad naszym krajem. Rzecznik prasowy IMiGW przypomina, że w przeszłości zdarzały się w Polsce trąby dochodzące do trzech w pięciostopniowej skali, co oznacza, że prędkość wiatru osiągał w nim prędkość ponad 300 km/h. Trudno prognozować, gdzie wystąpi taka trąba powietrzna. [...] Cały kraj jest narażony na to groźne zjawisko. Hydrolog odnosi się do problemu suszy w Polsce. Wskazuje, że słowa ONZ-u o tym, że susza to problem porównywalny do Covid-19 powinny dotrzeć do nas już siedem lat temu. Tak naprawdę od 2014 15 roku mamy permanentne susze w naszym kraju. I teraz już raczej nie brzmi pytanie, czy susza wystąpi w naszym kraju tylko raczej kiedy i gdzie. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Tuż przed Wielkanocą w 2013 roku do Lublina, na zaproszenie Stowarzyszenia Wspólne Korzenie, na święta z odległych stron Rosji przyjechała grupa potomków polskich zesłańców. Jednym z nich był Paweł Afanasjew praprawnuk Juliana Mańko, który w 1863 roku był naczelnikiem powstańczym miasta Wohynia i który zesłany na katorgę, trafił aż pod granicę z Chinami. Pan Paweł od lat po całej Rosji poszukiwał potomków Juliana, zdobywał od nich informacje na jego temat, wiele czasu spędzał w archiwach. Niewiele jednak wiedział o losach prapradziadka w Polsce. Dzięki pomocy przychylnych mu osób udało mu się dowiedzieć, że Julian przebywał i walczył w powstaniu styczniowym na Lubelszczyźnie.
Doktor Artur Podgórski dziś pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej w Warszawie, ale 16 lat temu, jako młody mieszkaniec Poniatowej nie mógł się pogodzić z egzekucją ponad 14 tysięcy Żydów i na własną rękę zorganizował w rocznicę zbrodni 4 listopada 2004 roku. Upamiętnienie z udziałem Żydowskiego Instytutu Historycznego, ambasadora Izraela, sekretarza ambasady Austrii, aktorów Teatru Osterwy. Prawdę o oprawcach z Poniatowej znalazł w niemieckich archiwach i w niemieckich rodzinach. W nagraniach wzięli udział: Mieszkańcy Poniatowej: Jadwiga Chwil, Stefan Posyniak. Dr Jurgen Henze z Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie. David Peleg – ówczesny ambasador Izraela. Gerhard Eisl – I sekretarz ambasady Austrii. Michael Tregenza – autor anglojęzycznych opracowań na temat niemieckich obozów zagłady zlokalizowanych w Polsce, w szczególności na Lubelszczyźnie. Archiwalia interpretowali aktorzy Teatru Osterwy. Dziś o masowej egzekucji Żydów w 1943 roku informuje obelisk w miejscu, gdzie był Żydowski Obóz Pracy (na zdjęciach). Fot. Sergiusz Hacia / nadesłane
Alicja Mazurek ponad dwa lata temu – u progu swojej dorosłości – uległa tragicznemu wypadkowi samochodowemu. To, ze przeżyła lekarze określali, jako cud. Jej rodzice Agnieszka i Wojciech Mazurkowie podjęli heroiczną walkę o ratowanie życia i zdrowia jedynej córki. Leczyli Alicję w najlepszych ośrodkach w Polsce, aż powstała idea, żeby taki ośrodek neurorehabilitacji stworzyć na Lubelszczyźnie. Alicja niestety zmarła w grudniu 2019 roku, ale jej bliscy są pewni, że duch dziewczyny czuwa nad Kliniką Neurorehabilitacji, pracują tu znakomici rehabilitanci z Polski, ludzie z pasją, którzy pomagają osobom po wypadkach, udarach, z różnymi chorobami, uniemożliwiającymi poruszanie.
Lech Sprawka o nowej strategii walki z koronawirusem Rząd zmienia strategię walki z koronawirusem. W najbliższych dniach zwiększona ma zostać liczba dostępnych w szpitalach łóżek dla pacjentów chorych na COVID-19. Jak zapowiada wojewoda lubelski Lech Sprawka, który był gościem rozmowy w Polskim Radiu Lublin, miejsc ma przybyć także w szpitalach na Lubelszczyźnie. - My w te kierunki zmian wpisywaliśmy się wcześniej – podkreśla wojewoda: - Taka wyjątkowa rola szpitala w Puławach oraz kilku szpitali, które realizują wysokospecjalistyczne procedury dla osób zakażonych. Natomiast w tej chwili do maksimum staramy się rozwinąć łóżka tych szpitali, które mają oddziały zakaźne. To jest jeden kierunek. A drugi, na bazie szpitali pierwszego poziomu, to rozwijanie łóżek w oparciu o oddziały interny oraz pulmonologii. Z gościem rozmawia Tomasz Nieśpiał.
1 października 1961 roku w Lublinie zakończono budowę kina „Kosmos”. Lata powojenne to dynamiczny rozwój polskiej kinematografii, ze szczególnym ożywieniem w latach 60-tych. Swą działalność wznowiły kina przedwojenne (często pod zmienioną nazwą), powstawały też nowe, w Lublinie - kino „Bajka” czy też największe na Lubelszczyźnie – kino „Kosmos”.
Reduta przeciw hejtowi na mieszkańcach rzekomej „strefy wolnej od LGBT” i dyskryminacji ekonomicznej WROGIE ATAKI „TABLICZKOWCA” Pewien człowiek jeździ po Polsce i rozwiesza kłamliwe tablice informujące, że dana gmina np. Zakrzówek na Lubelszczyźnie jest strefą wolną od LGBT. Twierdzi, że to happening (tak przedstawia to Polakom, ale naprawdę to precyzyjna operacja) i niby zwrócenie uwagi na los ludzi LGBT, jednak dla w ten sposób realnie napiętnowanych samorządów i mieszkańców, to zapowiedź fali obrzydliwego i niezawinionego hejtu i perspektywa utraty nie tylko unijnych środków finansowych. A w skali państwa, to kolejne potężne uderzenie w czułą sferę bezpieczeństwa narodowego. Jak to możliwe, dowiecie się Państwo słuchając kolejnego odcinka FWO. Dla Macieja Świrskiego, którego Reduta stanęła murem za oszkalowaną gminą i jej mieszkańcami, sprawa jest oczywista i ma bardzo groźny kontekst dla całej Polski. Dla „Tabliczkowca”- komentatorzy nie chcą promować jego danych- to niby tylko taka forma przekazu i happening. Ów sprytnie działa: zrobił tablicę, na wzór powszechnie stosowanych, z komunikatem: „Strefa wolna od LGBT” i tłumaczeniami. Z rozmysłem wybiera gminy, które przyjęły deklaracje o promowaniu rodziny i tam przykręca ten prawie „znak drogowy” pod prawdziwą tablicą z nazwą miejscowości. Robi zdjęcie i nagrywa informację, a następnie za pomocą mediów społecznościowych wysyła to w świat. W efekcie zmanipulowany Zachód, przyzwyczajony do polskich niepoprawnych politycznie incydentów, widząc „oficjalny” szyld LGBT- FREE ZONE, protestuje i grozi Polsce m.in. odebraniem kasy. Dodajmy do tego jeszcze podobieństwo i skojarzenia tego napisu z niemieckim „Judenfrei”, czyli terenem oczyszczonym z Żydów, co w kontekście oskarżeń o polski antysemityzm, jest bardzo niebezpieczne. Zdaniem Macieja Świrskiego, to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo kłamliwa narracja, którą stworzył „Tabliczkowiec” powielana w tamtych społecznościach, może stać się wszechobecna, dominująca i w rezultacie może wykreować stereotyp nietolerancyjnych, ciemnych i wręcz odrażających Polaków, którym w razie realnego zagrożenia wojennego- słynny art. 5 traktatu NATO- po prostu nie warto pomagać. Dlatego reakcja państwa polskiego w sferze dyplomatycznej i propagandowej powinna być jednoznaczna. Należy także pomagać haniebnie oczernianym samorządom i mieszkańcom. Kto będzie chciał przyjechać do takiej miejscowości lub założyć tam fabrykę? Jak mają żyć ludzie z takim piętnem? Jako pierwsza pomocną dłoń do Zakrzówka wyciągnęła Reduta Dobrego Imienia pomagając finansowo i prawnie w pozwie przeciwko kłamcy. Prawdopodobnie inne samorządy, które również padły ofiarą „Tabliczkowca” także skorzystają z know-how RDI. Akcja tego aktywisty wpisuje się w szerszy kontekst tj. przedstawienia Polaków jako osób dyskryminujących, segregujących i wykluczających pewną grupę. Ma to –zdaniem M. Świrskiego – wpisywać się w kontekst historyczny, gdzie obecnie przypisuje się Polsce sprawstwo holokaustu i mordowania Żydów podczas II wojny światowej. Jest to tak przygotowane by ugruntować pogląd, że Polacy dyskryminowali i zabijali kiedyś Żydów, a dziś dyskryminują i wykluczają osoby o innej orientacji seksualnej. Zachęcamy do wysłuchania audycji i uprzejmie prosimy o wsparcie finansowe działań Reduty Dobrego Imienia, która funkcjonuje dzięki swoim Przyjaciołom i Sympatykom.
Wykład dr Eweliny Kostrzewskiej, XVII Spotkanie Organizacji Działających na Obszarach Wiejskich, Maróz, 17 maja 2018 r. – Kobiety siadają, odręcznie na kartkach spisują swoje pomysły i te odręcznie spisane kartki krążą między dworami. Początkowo tylko na Lubelszczyźnie, potem błyskawicznie zaczyna się to rozszerzać na tereny całego Królestwa Polskiego – mówiła o początkach Stowarzyszenia Zjednoczonych Ziemianek, najliczniejszej organizacji kobiecej pod zaborami, dr Ewelina Kostrzewska podczas wykładu poświęconego historii SZZ. Pomysłodawczynią organizacji była Maria z Jarocińskich Kleniewska (1863-1947). Początkowo miała one formę tajnych kółek zrzeszających ziemianki. Od 1902 roku działała już oficjalnie jako Delegacja Gospodyń Wiejskich w Sekcji Rolnej Warszawskiego Towarzystwa Popierania Rosyjskiego Przemysłu i Handlu. Po rewolucji 1905 roku działaczki zabiegały o zgodę władz rosyjskich na zarejestrowanie organizacji pod nazwą Zjednoczone Koło Ziemianek. Ostatecznie w 1907 roku władze wydały zgodę na rejestrację organizacji pod nazwą Stowarzyszenie Zjednoczonych Ziemianek. – Starano się przede wszystkim podnosić poziom cywilizacyjny wsi, a jednocześnie od razu przemycano wątki patriotyczne w tej edukacji (…) Drugi kierunek prac wiązał się z aktywizacją kobiet ze środowiska ziemiańskiego. Ni mniej ni, więcej chodziło o to, żeby jak najwięcej ziemianek ruszyło się z dworów i pałaców i zaangażowało się w prace kółek kobiecych – opisywała historyczka cele działania organizacji. Stowarzyszenie składało się z kółek rzeczywistych i czynnych, zrzeszających ziemianki oraz chłopki. Organizowało kursy gospodarcze, higieniczne, gotowania, opieki nad dziećmi. Ideą fix liderek było odzyskanie niepodległości przez Polskę, a hasłem wypisanym na sztandarach z „Z Bogiem i Narodem”.
Lawenda kojarząca się z francuską Prowansją jest coraz bardziej popularna w Polsce. Największe pola lawendy znajdują się na słonecznej Lubelszczyźnie, w Wólce Rejowieckiej. To ciekawy plener fotograficzny i atrakcja turystyczna, podobnie jest w podlubelskiej Kolonii Kiełczewice Dolne, świętokrzyskich Modliszewicach i wielu innym miejscach w Polsce, gdzie nie tylko można oglądać piękne rośliny, ale też poznać proces powstawania pozyskiwanych z nich leczniczych i zapachowych olejków eterycznych. Okazuje się, że wzorując się na Prowansji, polscy rzemieślnicy destylują olejki eteryczne również z wielu innych roślin: kwiatów, ziół czy drzew. Zapraszamy Państwa do wysłuchania reportażu Moniki Hemperek pt.: „Polskie Prowansje”, w którym wystąpili: plantatorzy lawendy oraz twórcy różnych olejków eterycznych: Mikołaj Jackowski z Kolonii Kiełczewice Dolne, Monika Kastner z Wólki Rejowieckiej na Lubelszczyźnie, Tomasz Głowacki ze świętokrzyskich Modliszewic oraz Paweł i Monika Piaseccy z Wodzisławia Śląskiego. Fot. pixabay.com
W programie „Na własne uszy” przypomnimy reportaż Mariusza Kamińskiego pt. „Za każdy kamień”. Bohaterami audycji są powstańcy warszawscy, którzy mieszkali na Lubelszczyźnie. Pan Andrzej Żubr (na zdjęciu) był żołnierzem, który przeprowadzał ludzi kanałami, pani Anna Zdunek (na zdjęciu z prawej), jako młoda dziewczyna, przebywała u sióstr Urszulanek na Tamce 30, gdzie między innymi opiekowała się rannymi powstańcami, pani Daniela Bulaszewska była łączniczką w Batalionie „Kiliński”, który zdobywał budynek PAST-y, a pan Wiesław Lubczyński przenosił meldunki na temat sytuacji w walczących dzielnicach. 2 października 2014 roku, w rocznicę kapitulacji Powstania Warszawskiego w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Lubelskiego wręczono medale ostatnim żyjącym na Lubelszczyźnie powstańcom, w tym bohaterom reportażu. Na Lubelszczyźnie takich osób, wówczas było 12. Sześć z nich wzięło udział w uroczystości.
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Artur Soboń o rekonstrukcji rządu, strukturach PiS na Lubelszczyźnie oraz zamykaniu przez rząd kopalni. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Podcasty Radia Wnet / Warszawa 87,8 FM | Kraków 95,2 FM | Wrocław 96,8 FM / Białystok 103,9 FM
Marek Watorski mówi o historii „Solidarności” na Lubelszczyźnie. --- Send in a voice message: https://anchor.fm/radiownet/message
Przypominamy o lubelskich wątkach w twórczości Fryderyka Chopina, który zanim udał się na emigrację, wsiadł w dyliżans i przyjechał z Warszawy do Poturzyna. Tu mieszkał jego przyjaciel – Tytus Woyciechowski. Jak serdeczna była to przyjaźń świadczą o tym listy najczęściej tytułowane: „Najdroższy Tytusie…”, „Najdroższe życie moje”. Którędy Chopin jechał po Lubelszczyźnie? Gdzie się zatrzymał? Co przetrwało z lubelskiego epizodu w jego biografii? Odpowiedź znajdziemy w reportażu.
Z kolei wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej na Lubelszczyźnie, Stanisław Żmijan, zwraca uwagę wielką na mobilizację wyborców w drugiej turze: - Ta wysoka frekwencja świadczy o tym, że społeczeństwu nie są obojętne losy naszego kraju. Smuci - jeżeli ten rezultat się potwierdzi - to, że niestety te wyniki potwierdzają, że mamy w Polsce głęboki podział i naprawdę poważne zadanie przed nami wszystkimi, żeby z tym podziałem sobie poradzić. Z gościem rozmawia Tomasz Nieśpiał.
Kilka dni przed 40. rocznicą wybuchu strajków na Lubelszczyźnie przypominamy reportaż Mariusza Kamińskiego „Lubelski Lipiec ‘80”. W 1980 roku robotnicy lubelskich zakładów pracy wzięli udział w strajkach, które zapoczątkowały narodziny „Solidarności”. Po latach uczestnicy wydarzeń – byli robotnicy WSK Świdnik, Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie i PKP – opowiadają o znanych i nieznanych faktach z tamtego okresu (np. o planowanej przez SB pacyfikacji strajkujących w FSC czy wymyślonej historii o przyspawanej lokomotywie na stacji kolejowej w Lublinie).
Premier Mateusz Morawiecki gości na Lubelszczyźnie. Wczoraj (30.06) Prezes Rady Ministrów odwiedził 9 miast i spotkał się z mieszkańcami oraz samorządowcami. Dziś (01.06) na jego trasie jest kolejnych 8 miast między innymi Chełm, Włodawa, Krasnystaw. Maraton kampanii przed drugą turą wyborów prezydenckich ruszył. - Trzeba walczyć o zaufanie Polaków i przedstawianie swoich punktów programowych, osiągnięć - mówi w rozmowie z Radiem Lublin Morawiecki. - Zarazem trzeba walczyć o pewną wizję przyszłości i o to, czym Polska ma być i dla kogo. Pojawiają się takie dość pogardliwe sformułowania po stronie osób z przeciwnego obozu, które starają się dzielić Polaków i pokazują, że Ci, którzy są z terenów małomiasteczkowych, wiejskich czy osoby z niższym wykształceniem nie powinny mieć takich samych praw wyborczych. Nie wiem o co chodzi, ponieważ ta pogarda, która się wylewa jest czymś strasznym - dodaje. Z gościem rozmawia Tomasz Nieśpiał.
Kpt. Stanula: W sytuacji kryzysu terytorialsi się sprawdzają - Od 18 marca trwa antykryzysowa operacja Wojsk Obrony Terytorialnej „Odporna wiosna". Każdego dnia zaangażowanych jest w nią ok 5 tys. żołnierzy WOT i podchorążych akademii wojskowych. Jak wygląda sytuacja i skala zaangażowania terytorialsów na Lubelszczyźnie? Kapitana Damiana Stanulę z 2 Lubelskiej Brygady Obrony Terytorialnej pyta o to Tomasz Nieśpiał.
Grzegorz Alinowski o pożarach lasów: Statystyki są zatrważające Prawie w całym kraju obowiązuje trzeci, czyli najwyższy, stopień zagrożenia pożarowego w lasach. Jak opowiada starszy brygadier Grzegorz Alinowski - Lubelski Wojewódzki Komendant Państwowej Straży Pożarnej, na Lubelszczyźnie od połowy marca doszło do 16 pożarów lasów. Z gościem rozmawia Tomasz Nieśpiał.
Lech Sprawka o bieżącej sytuacji związanej z epidemią koronawirusa w województwie lubelskim Trwa walka z koronawirusem na Lubelszczyźnie. W regionie odnotowano 180 zakażenia, a 6 osób zmarło z powodu COVID-19. Jak twierdzi wojewoda lubelski Lech Sprawka, w najbliższych dniach należy się spodziewać kolejnych ognisk wirusa w regionie. - Mamy pewne nowe ogniska związane z powrotem z zagranicy. Nie najlepsza sytuacja jest w szpitalu wojskowym w Dęblinie - mówi w rozmowie z Radiem Lublin. - Tam zakażony pacjent przez wiele dni przebywał na terenie placówki. Szpital jest w tej chwili zamknięty. Dzisiaj przyjeżdża inspektor sanitarny Ministerstwa Obrony Narodowej. Będą podejmowane decyzje co z pacjentami oraz personelem - dodaje. Z gościem rozmawiał Tomasz Nieśpiał.
Lubelska Dyrekcja Lasów Państwowych wspiera walkę z koronawirusem. Pieniądze przekazane przez Nadleśnictwa Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Lublinie trafią do lokalnych szpitali, które najbardziej tego potrzebują. W ramach wsparcia, dla Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Tomaszowie Lubelskim oraz Samodzielnego Publicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Puławach, zostaną zakupione 2 urządzenia do dezynfekcji, sterylizacji oraz higieny szpitalnej. Sprzęt pomoże w zwiększeniu bezpieczeństwa zarówno pacjentów hospitalizowanych, jak również wszystkich pracowników medycznych. O wzięcie udziału w zbiórce publicznej apeluje także Dyrektor RDLP w Lublinie doktor inżynier Marek Kamola: - Zwracam się do Państwa, Koleżanek i Kolegów Leśników z terenu lubelskiej dyrekcji LP, ludzi dobrej woli, z apelem o wsparcie zbiórki. Każda złotówka zbliży nas do osiągnięcia celu, czyli zakupu sprzętu dla Jednoimiennego Szpitala Zakaźnego w Puławach (jedynego na Lubelszczyźnie). Dziękuję za okazane serce. Życzę Państwu i Państwa Rodzinom dużo zdrowia. O pomocy finansowej od LP porozmawiamy między innymi z Dyrektorem RDLP w Lublinie.
Rzeź drobiu to konieczność. Czy uda się powstrzymać epidemię? Jak dużo czasu potrzeba, by środki obronne można będzie uznać za wystarczające? Główny Inspektor Sanitarny ogłasza komunikat o konieczności stosowania zasad higieny i reguł żywieniowych. W domowej wojnie prawników w Polsce przegrana bitwa sędziego Trybunału Konstytucyjnego Stanisława Piotrowicza z I Prezes Sądu Najwyższego Małgorzatą Gersdorf. Znów mocno komplikuje się sytuacja na Bliskim Wschodzie. Geopolityczne puzzle składają się z takich elementów jak: USA, Rosja, Turcja, Egipt czy Iran. Obraz, który tworzy ta układanka, jest tragiczny dla cywilów w Syrii, Iraku, Libii. Jaka rysuje się przyszłość? Co dalej z globem?