POPULARITY
W miejscowości Wyryki dron zniszczył dom i samochód. – Najważniejsze, że nikt nie ucierpiał. Rodzina jest w szoku, ale w dobrej kondycji – mówi Radiu Wnet starosta włodawski Mariusz Zańko.Noc z 9 na 10 września przyniosła poważne naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej – rosyjskie drony zostały wykryte i częściowo zestrzelone przez siły powietrzne. Trwają poszukiwania szczątków, a mieszkańcy proszeni są o zgłaszanie takich znalezisk służbom.W nocy w miejscowości Wyryki (powiat włodawski) fragmenty drona uderzyły w prywatny dom – uszkodzony został dach i samochód stojący na posesji, ale nikomu nic się nie stało. Na miejscu były cztery zastępy straży pożarnej, pożar ugaszono. Wójt przekazał, że mieszkańcy są wstrząśnięci, szkoły w gminie zostały zamknięte, a rodzinie poszkodowanej zapewniono wsparcie i zabezpieczenie miejsca. Incydent miał miejsce we wtorek rano.Do zdarzenia doszło prawdopodobnie między godziną 6 a 7. Mieszkańcy słyszeli wybuch i widzieli polskie myśliwce prowadzące działania– relacjonuje w rozmowie z Radiem Wnet starosta powiatu włodawskiego Mariusz Zańko.Od rana na miejscu działają służby: straż pożarna, policja i wojsko.Rodzina, starsze małżeństwo, została objęta opieką psychologiczną i przebywa teraz w Urzędzie Gminy w Wyrykach. Rozważamy zapewnienie im mieszkania zastępczego. Szacujemy też straty, które sięgają setek tysięcy złotych, bo uszkodzony został dach i strop budynku– podkreśla Zańko.Mieszkańcy nie ucierpieliStarosta zaznacza, że choć kondycja fizyczna poszkodowanych jest dobra, to są oni w silnym szoku.Mieszkańcy są mocno zadziwieni, dlaczego akurat ich dom został trafiony. Rozumiem ich niepokój– dodaje.Zańko zapowiedział, że o godz. 12 odbędzie się sztab kryzysowy, który określi dalsze działania.Na razie skupiamy się na oszacowaniu strat i wsparciu rodziny. Dzieci, które dziś nie poszły do szkoły, będą miały usprawiedliwione nieobecności– mówi.Wchód apeluje o wsparcieStarosta podkreśla, że sytuacja zwiększa poczucie zagrożenia w regionie.Wśród mieszkańców panuje niepokój, szczególnie wśród kobiet. Szkoła w Wyrykach jest dziś zamknięta. Jeśli będzie trzeba, skierujemy tam psychologów– wskazuje.Odnosząc się do kwestii bezpieczeństwa, Zańko apeluje o wzmocnienie obecności wojska.Potrzebne jest tworzenie nowych jednostek wojskowych na terenie powiatu włodawskiego i całej ściany wschodniej. Granica musi być coraz bardziej szczelna – po to jest tarcza wschód, nowe jednostki i działania żołnierzy. To warunek normalnego życia mieszkańców– podkreśla.
Nawrocki nie wykonał żadnego gestu, który by nas zawiódł. W wielu sprawach to konfederata – powiedział Przemysław Wipler w Radiu Wnet. Jednocześnie zarzuca PiS kampanię ataków na jego ugrupowanie.Poseł Konfederacji Przemysław Wipler zarzuca Prawu i Sprawiedliwości, że rozpoczęło skoordynowaną kampanię ataków na jego ugrupowanie.Zostały wydane wytyczne: idźcie i atakujcie Konfederację. Chodzi o to, żeby zablokować przepływ elektoratu prawicowego z PiS– mówił w Poranku Wnet.Według Wiplera taka strategia jest błędna i przypomina działania z kampanii wyborczej, gdy TVP uderzyła w Konfederację.PiS chciał nam zaszkodzić, a zaszkodził sobie. Dziś rządzi Donald Tusk– ocenił.Polityk odniósł się także do pierwszych działań nowego prezydenta Karola Nawrockiego.To był bardzo dobry debiut. Deklaracja Donalda Trumpa o utrzymaniu wojsk w Polsce i najwyższy możliwy standard spotkań – to świadomy gest wobec Polski– podkreślił.Relacje Konfederacji z prezydentemWipler zaznaczył, że ma „większy komfort” z Nawrockim niż z jego poprzednikiem.Jest absolutnie bardziej na prawo niż Prawo i Sprawiedliwość. Nawet politycy obecnej koalicji mówią, że w wielu sprawach to konfederata – szczególnie w polityce migracyjnej i wobec Ukrainy– powiedział.Zdaniem posła, w interesie samego prezydenta jest jedność prawicy.
Raport Heritage Foundation wskazuje Polskę jako filar wschodniej flanki NATO. Tomasz Grzywaczewski w Radiu Wnet: to moment, by wziąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo całego regionu.Heritage Foundation, jeden z najważniejszych konserwatywnych think tanków w USA, opublikował raport, w którym Polska została wskazana jako kluczowy filar bezpieczeństwa na wschodniej flance NATO. Autorzy podkreślają, że dzięki dużym inwestycjom w obronność i infrastrukturę Warszawa dokonała ogromnego skoku w budowie potencjału militarnego. Polska ma być dziś nie tylko odbiorcą wsparcia, lecz także państwem, które może wspierać innych sojuszników.Raport rekomenduje dalsze zwiększanie wydatków na obronność, rozwój Inicjatywy Trójmorza oraz przejęcie przez Polskę roli lidera bezpieczeństwa w regionie. Pojawia się nawet sugestia, by Warszawa w ramach obrony powietrznej objęła swoją ochroną Litwę. Komentując dokument w Radiu Wnet, dziennikarz Tomasz Grzywaczewski zwrócił uwagę, że to moment, w którym Polska powinna podjąć odpowiedzialność za bezpieczeństwo całej północno-wschodniej flanki NATO.Przestajemy być tylko biorcą pomocy NATO, a stajemy się państwem, które samo może udzielać wsparcia innym. […] Polska przedstawiana jest tam jako kraj, który w ostatnich latach dokonał ogromnego skoku w budowie potencjału obronnego – modelowy sojusznik USA i kluczowy partner na wschodniej flance NATO, a nawet szerzej: w relacjach transatlantyckich.– podkreślił i dodał, że raport nie jest tylko formą „klepania po plecach”.Strategiczne obszary do wzmocnieniaJak relacjonuje Grzywaczewski „eksperci wskazują konkretne obszary, w których Polska wzmocniła swój potencjał obronny – chodzi nie tylko o zakupy uzbrojenia, ale też rozbudowę infrastruktury czy szerokie zaangażowanie polityczne w regionie”.Dziennikarz zaznaczył, że sojusz z USA wiąże się jednak z kosztami – zarówno finansowymi, jak i politycznymi. Kluczowe będą także rozmowy o utrzymaniu amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce oraz o przyszłości negocjacji dotyczących Ukrainy.Rosja, która nie jest odstraszana ani karana, będzie kontynuować agresję i destabilizować Europę– ostrzegł Grzywaczewski, wskazując, że Polska musi jasno artykułować to stanowisko w Waszyngtonie.
CPK miał być hubem logistycznym, który pozwoli w 24 godziny przerzucić 100 tys. żołnierzy USA na wschodnią flankę NATO. Rząd Tuska tę strategię sabotuje – mówi w Radiu Wnet prof. Piotr Grochmalski. Prof. Piotr Grochmalski w Poranku Radia Wnet ostro krytykuje rząd Donalda Tuska za działania wobec kluczowych projektów bezpieczeństwa.To, co rząd Tuska robi w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi, jest na granicy zdrady dyplomatycznej. Likwidacja CPK to psucie polskiej strategii, bo hub miał umożliwić szybki przerzut stu tysięcy żołnierzy USA na wschodnią flankę NATO– podkreśla ekspert.Nic dziwnego, że Niemcom się to nie podobało, bo osłabiało ich pozycję, także jako głównego zaplecza logistycznego NATO– dodaje i zaznacza, że to strategiczna inwestycja dla całego regionu.Niemcy i RosjaWedług Grochmalskiego Niemcy od dekad grają własne interesy, budując partnerstwo z Rosją.Niemieckie elity polityczne i dyplomatyczne były wychowywane w duchu ścisłej współpracy z Moskwą. To fundament ich polityki– zauważa.Profesor wskazuje też na rolę Donalda Tuska, który – jak mówi – był traktowany w Berlinie jako „człowiek Niemiec”.Merkel instruowała go, jak prowadzić wojnę wewnętrzną w Polsce. Niemcy i Rosja widzieli w nim polityka, którym łatwo sterować– dodaje.Linia Kaczyńskiego i DudyOdnosząc się do wizyty prezydenta Karola Nawrockiego w USA, Grochmalski zaznacza, że to kontynuacja linii Kaczyńskiego i Dudy.Fakt, że będzie gościem Blair House, to symbol szczególnego traktowania Polski i regionu przez Trumpa. To jasny sygnał geopolityczny– podsumowuje.
Marian Banaś kończy kadencję prezesa NIK. W rozmowie z Radiem Wnet dziennikarz śledczy Leszek Kraskowski mówi o kulisach raportu o Polnordzie i o atmosferze w Izbie. Marian Banaś kończy dziś kadencję prezesa Najwyższej Izby Kontroli, ale – jak wskazuje w Radiu Wnet dziennikarz śledczy Leszek Kraskowski – w praktyce może nadal kierować instytucją, dopóki nie zostanie wybrany jego następca.Raport ws. PolnorduRozmówca Radia Wnet twierdzi, że raport NIK o Polnordzie, gotowy już w 2024 r., został wstrzymany w czasie kampanii prezydenckiej, aby uniknąć powiązań z mecenasem Romanem Giertychem. Jego zdaniem w dokumencie brakuje kluczowych wątków dotyczących wyprowadzania pieniędzy ze spółki.Pisałem, że schował go pod dywan, bo trwała kampania prezydencka, a sama nazwa Polnord kojarzy się z mecenasem Romanem Giertychem. Wybory były ważniejsze– mówi dziennikarz.Co się dzieje w NIK?Kraskowski mówi także o „Republice Banasiowej” – tak według niego sami kontrolerzy określają Izbę. Twierdzi, że w NIK panowały układy, w tym praktyka wręczania kopert z łapówkami.Pytany o następcę Banasia, Kraskowski wskazuje na Mariusza Haładyja, szefa Prokuratorii Generalnej, choć – jak ocenia – fachowiec ma „najmniejsze szanse”. Kandydatem PiS jest Tadeusz Dziuba, ale – zdaniem dziennikarza – nie ma on realnych możliwości objęcia stanowiska.
Warto pamiętać, że ta wojna trwa i jest krwawa – mówi w Poranku Radia Wnet Dmytro Antoniuk. Korespondent opisuje sytuację po rosyjskich atakach i dzień żałoby w Ukrainie.W Kijowie i całej Ukrainie obchodzony jest dziś dzień żałoby po ofiarach rosyjskich ataków. Jak relacjonuje w Radiu Wnet korespondent z Kijowa, Dmytro Antoniuk, sytuacja na froncie pozostaje stabilna, choć nocne ataki dotknęły wiele miast. Rosyjskie ataki i ofiary cywilneAntoniuk przypomniał, że w wyniku rosyjskich ostrzałów zginęły dziesiątki cywilów, a w Kijowie rakieta uderzyła w budynek mieszkalny. Flagi na całej Ukrainie zostały opuszczone do połowy masztu.Kijów bombardowany, ale nie tylko stolica. Rosjanie atakowali także inne miasta– mówi korespondent Radia Wnet.Front utrzymanyMimo ciężkich walk, linia obrony nie została przełamana.Front się trzyma. Utrzymuje się Pokrowsk, Czasów Jar, Toreck. To bardzo ważne miasta dla obrony całej aglomeracji w Donbasie– podkreśla Antoniuk.Według rozmówcy Radia Wnet, ukraińska armia koncentruje się na uderzeniach w infrastrukturę krytyczną w Rosji.Atakujemy rafinerie i węzły kolejowe, żeby rosyjskie wojsko nie miało paliwa i transportu– tłumaczy Antoniuk.Międzynarodowa presjaKorespondent relacjonuje także wczorajsze spotkanie w Belwederze z udziałem prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego (online), prezydentów państw bałtyckich i premiera Danii.Ustalono wspólne działania strategiczne wobec Rosji. To także przygotowanie prezydenta Karola Nawrockiego do wizyty w Waszyngtonie– mówi Antoniuk.Na zakończenie podkreśla, że „warto pamiętać, jak krwawa jest ta wojna i że ona trwa”.
OZE pracują tylko przez część roku, a resztę czasu stoją – wskazuje w Radiu Wnet dr Jerzy Majcher. Jego zdaniem to źródła szczytowe i podszczytowe, czyli najdroższe w systemie energetycznym. Twierdzenie, że energia z wiatraków jest najtańsza, to fałsz– ocenia dr inż. Jerzy Majcher, specjalista ds. energetyki. Jego zdaniem pełna analiza kosztów pokazuje, że odnawialne źródła wiatrowe i słoneczne należą do najdroższych w systemie.Ekspert zwrócił uwagę, że zwolennicy OZE przedstawiają wyłącznie koszty samego działania turbin czy paneli, pomijając koszty ukryte – związane z utrzymaniem sieci i elektrowni konwencjonalnych, które muszą pracować w tle.Jeśli policzymy wszystko od źródła do odbiorcy, liczby są koszmarne– podkreślił.Stoją i generują kosztyZdaniem Majchera fotowoltaika i lądowe farmy wiatrowe w Polsce pracują tylko przez część roku, przez resztę czasu stoją lub działają z minimalną mocą.To oznacza, że są źródłami szczytowymi lub podszczytowymi, czyli jednymi z najdroższych w systemie– wskazał.Największym problemem – według eksperta – jest to, że decyzje energetyczne podejmują osoby, które nie mają wystarczającej wiedzy.O energetyce decydują ludzie, którzy najczęściej nie mają o niej pojęcia– skwitował Majcher.
Do 9 września trwają konsultacje społeczne projektu ustawy o CPK. „Każdy obywatel może zgłosić swoją opinię – podkreśla Marcin Horała w Radiu Wnet, krytykując rządowe audyty jako zmanipulowane.Prezydencki projekt ustawy o Centralnym Porcie Komunikacyjnym trafił do Sejmu i jest w trakcie konsultacji społecznych. Marcin Horała, były pełnomocnik rządu ds. CPK, broni inwestycji przed krytyką obecnych władz i podkreśla, że projekt ma realne szanse na przyjęcie. Jak zaznacza, do 9 września każdy obywatel może wyrazić swoją opinię na stronie Kancelarii Sejmu.To etap konsultacji społecznych, potem projekt będzie procedowany w parlamencie. Myślę, że są szanse na jego przyjęcie– mówi Horała.
Koszule na miarę, buty szyte w Polsce, zegarek rodzimej marki – to ma być skandal? Miłosz Lodowski mówi w Radiu Wnet, że ataki na prezydenta Karola Nawrockiego pokazują bezradność jego przeciwników.Prezydent Karol Nawrocki ma dziś teflonowy wizerunek – twierdzi Miłosz Lodowski, komentator polityczny i twórca kanału „Lodowski: Chłodnym okiem”. Jego zdaniem paradoksalnie to sami przeciwnicy, przegrzewając kolejne tematy, sprawili, że prezydent staje się coraz trudniejszy do zaatakowania. Zbudowano mu teflonowy wizerunek, który przeciwnicy sami umocnili. Mają teraz gigantyczny problem z jego przebiciem i próbą destrukcji– podkreśla Lodowski.Ostatnie tygodnie przyniosły falę medialnych ataków dotyczących wizerunku prezydenta. Raz pojawia się zarzut, że ma na ręku zegarek polskiej marki, innym razem – że nosi koszule szyte na miarę z monogramem. Nawet jego buty, robione przez polskiego rzemieślnika, stały się tematem komentarzy.Przecież to absurd. Sam miałem kiedyś własnego krawca, co w wielu rodzinach krakowskich było czymś normalnym. Dlaczego miałoby to szokować?– pyta Lodowski i dodaje, że dziś próbuje się nas wszystkich wtłoczyć w ramki: „każdy musi nosić to samo, najlepiej z wielkim logo. A indywidualizacja jest natychmiast traktowana jako zbytek”.Polskie markiSzczególnie głośny stał się temat zegarka prezydenta. Pochodzi on z polskiej firmy, a zarzuty dotyczące jego podzespołów Lodowski uznaje za absurdalne.Konsultowałem to z kuzynem, wybitnym zegarmistrzem z Nowego Jorku, który obsługuje m.in. garnitur zegarkowy prezydenta USA. Zapewniam, że wiele sugestii nie ma nic wspólnego z faktami– zaznacza.Lodowski przypomina też, że nawet rodzina prezydenta padła ofiarą hejtu.Jego siedmioletnia córka, idąca do pierwszej klasy, była obiektem przerażających ataków. Gdy nie można dotknąć samego prezydenta, sięga się po każdą możliwą metodę destrukcji wizerunkowej– mówi.Rozpaczliwe ataki przeciwnikówWedług komentatora, takie działania świadczą o bezradności oponentów.Próby erozji wizerunku będą podejmowane nadal, ale będą coraz bardziej rozpaczliwe i coraz bardziej nonsensowne. Bo tu nie mamy do czynienia z elitą. Mamy do czynienia, przepraszam za język, z wyjątkowymi plugawcami– podsumowuje Miłosz Lodowski.
W 2025 roku dopłacimy 10–15 mld zł do zielonej energii. To nie jest tania energia – zaznacza w Radiu Wnet doradca prezydenta Sławomir Mazurek, broniąc decyzji Karola Nawrockiego o wecie.W Poranku Radia Wnet Sławomir Mazurek, doradca prezydenta ds. klimatu i środowiska stwierdził, że „prezydent chroni Polaków przed złymi przepisami”. Decyzję Karola Nawrockiego o wecie ustawy wiatrakowej nazywa odważną i konieczną. Mazurek przypomina, że w kampanii wyborczej prezydent zapowiadał weryfikację projektów mogących uderzać w obywateli.Ta ustawa niosła ryzyka szczególnie dla mieszkańców wsi, bo wiatraki nie powstają w Wilanowie, tylko na terenach niezurbanizowanych. Skrócenie odległości do 500 metrów oznaczałoby spadek wartości gruntów i komfortu życia– mówi doradca prezydenta.Stracą m.in. mieszkańcy wsiPrzypomina też słowa byłego ministra rolnictwa Jana Krzysztofa Ardanowskiego.Na to zwracał uwagę również minister Ardanowski, dobrze znający kwestie wsi. Pisał, że to odważna decyzja prezydenta – decyzja podjęta wbrew silnym lobby korzystającym z dopłat do zielonej energii.– podkreśla Mazurek.Zdaniem doradcy, narracja rządu o „tanim prądzie” i „najtańszych źródłach” jest fałszywa.To nie jest ustawa o tanim prądzie, bo ceny nie spadną. A OZE nie są najtańsze. W 2025 roku dopłacimy 10–15 mld zł do zielonej energii – poprzez taryfy, gwarancje cen czy fundusze. Gdyby były konkurencyjne, dotacje nie byłyby potrzebne. Każdy z nas w rachunku płaci opłatę OZE– zaznacza.Źródła odnawialneMazurek zwraca uwagę, że Polska już i tak rozwijała odnawialne źródła. –Mimo zasady 10H liczba OZE zwiększyła się pięciokrotnie, a wiatraków podwoiła się za rządów Zjednoczonej Prawicy. Można to robić zrównoważenie. Tymczasem dziś lobby chce biznesu opartego na dotacjach, za które płacą Polacy– mówi.Suwerenność i bezpieczeństwoOdnosząc się do zarzutów o „blokowanie transformacji”, Mazurek odpowiada, że „suwerenność mogą zapewnić tylko źródła stabilne i elastyczne, a nie pogodozależne. Fundamentem musi być atom”.Dopóki go nie mamy, korzystajmy z tego, co mamy – z węgla– podkreśla.Doradca prezydenta podsumowuje: – „Prezydent już złożył w Sejmie projekt tarczy z zapisami dotyczącymi cen energii. Rząd ma miesiąc, by ją przegłosować. 1 października może wejść w życie i realnie chronić Polaków”.
– Energia z wiatru to najdroższy rodzaj energii – przekonuje w Radiu Wnet reżyser Mateusz Dzieduszycki. Chwali prezydenta za weto ustawy wiatrakowej i apeluje: zamiast wiatraków inwestujmy w atom. Piękna idea, kosztowne konsekwencjeDzieduszycki zwraca uwagę, że społeczeństwo uległo złudzeniu: skoro wiatraki się kręcą, a słońce świeci, to technologia ta musi działać.Wszyscy myślimy: przecież nie spalają wtedy węgla, ratują planetę. Ale to tylko pozory– podkreśla.Osobisty eksperymentReżyser porównuje odnawialne źródła energii do prostego eksperymentu: „Wystaw rękę na wiatr – nic się nie dzieje. Wystaw na płomień – od razu poczujesz moc. To pokazuje, jak mało energii kryje się w wietrze i słońcu”.Żeby to sprawdzić, trzeba mieć trochę odwagi i refleksu. Proponuję Państwu prosty, poranny eksperyment myślowy. Wystawić rękę na wiatr, na słońce, albo na płomień lampy naftowej. Już nie proponuję chwytać pręta radioaktywnego w elektrowni jądrowe. I wtedy zobaczymy, ile energii w czym naprawdę jest– zaznaczył.Lobbystyczna propaganda?Dlaczego to ważne? Ponieważ jego zdaniem podlegamy propagandzie, że energia z wiatru i słońca jest najtańsza.Otóż – nie jest to najtańsza energia. To „oszustwo na wnuczka”. Wiatraki wołają: budujcie nas, bo ratujemy świat. Tymczasem drenowane są nasze portfele– mówi.Dzieduszycki chwali prezydenta Karola Nawrockiego za decyzję o wecie ustawy wiatrakowej.Brawo dla prezydenta i jego ekspertów. Mieli odwagę spojrzeć na liczby, a nie na sondaże. A liczby pokazują jasno: energia z wiatru jest najdroższa, wielokrotnie droższa niż atomowa– podkreślił.Wystarczy wyciągać wnioskiJak dodaje, technologia wiatrowa to droga donikąd, a kraje, które korzystają z niej od dawna, zaczynają z niej rezygnować.Niemcy i Skandynawia wycofują się z wiatraków, a my nadal je grzecznie budujemy– powiedział.Atomowe ChinySzczególną uwagę zwraca na przykład Chin.Chińczycy budują 500 reaktorów jądrowych. Oczywiście produkują też panele i wiatraki dla Europejczyków, stawiają je u siebie w pewnym zakresie. Ale ta technologia może mieć jedynie niszowe zastosowanie. Nie może stanowić połowy naszej energetyki, ani nawet 30%, bo wtedy pojawiają się problemy – jak blackout w Hiszpanii czy mniejsze awarie w Wielkiej Brytanii. Nas też to dotknie, jeśli będziemy dalej stawiać na wiatraki– mówi.Energetyka jądrowaW jego ocenie Polska powinna inwestować w energetykę jądrową, bo to najpewniejsze i najtańsze rozwiązanie.To są inwestycje na pokolenia. Mam nadzieję, że ten trend da się odwrócić– podsumowuje./ad
Istnieje oczekiwanie, że nastąpi rozpad koalicji i dojdzie do przyspieszonych wyborów – mówi w Radiu Wnet prof. Henryk Domański, komentując spadek notowań rządu i negatywne nastroje w elektoracie.Ogólnopolska Grupa Badawcza (OGB) przeprowadziła sondaż, z którego wynika, że rząd Donalda Tuska pozytywnie ocenia tylko 23,5 proc. respondentów, a negatywnie – aż 55,6 proc., co oznacza rekordowo niski wynik ocen na przestrzeni badań. Negatywne oceny wzrosły w ciągu miesiąca o 5,2 pkt proc., a pozytywne spadły o 2,5 pkt proc. Różnica między ocenami negatywnymi i pozytywnymi sięgnęła -32,1 pkt proc., co jest najgorszym bilansem od początku badań. Lipcowe badanie CBOS także pokazało, że zwolenników rządu Donalda Tuska jest znacznie mniej niż jego przeciwników. Tutaj dane wyglądały tak: 48 proc. badanych deklarowało się jako przeciwnicy rządu; 32 proc. określało się jako jego zwolennicy; 59 proc. badanych nie było zadowolonych z tego, że na czele rządu stoi Donald Tusk; zadowolenie z tego wyrażało natomiast 31 proc. badanych.Ocena rządu Donalda TuskaSpadające notowania rządu w okresie wakacyjnym zaskakują. Prof. Henryk Domański w Poranku Radia Wnet ocenia, że to sygnał jasny sygnał negatywnych nastrojów społecznych.Okres wakacyjny jest takim czasem, kiedy ludzie mniej interesują się polityką. Jeśli odpowiadają na tego typu pytania, to raczej unikają jednoznacznych ocen, mówią „nie wiem” albo „nie mam zdania”. Podobnie jest z wynikami CBOS-u, który prowadzi tego rodzaju badania systematycznie, co miesiąc, pytając respondentów, jak oceniają rząd, premiera i kilka elementów związanych z polityką gospodarczą. I tam również widoczny jest pewien spadek. To jest zjawisko, które wymaga wyjaśnienia — dlaczego te oceny się pogarszają i co takiego rząd robi źle, że ludzie zaczynają oceniać go bardziej krytycznie– mówi prof. Domański.Według niego problemem jest przede wszystkim polityka zagraniczna rządu i brak aktywności, która podkreślałaby znaczenie Polski.Do tego dochodzi ciąg wydarzeń niekorzystnych dla rządu — począwszy od wyborów prezydenckich, później zaprzysiężenia prezydenta. To również należy potraktować jako porażkę obozu rządzącego, zwłaszcza że premier robił wszystko, aby nie dopuścić do tego zaprzysiężenia. To są wydarzenia, które utwierdzają ludzi w przekonaniu, że sytuacja nie wygląda najlepiej. I chyba głównie tym należy tłumaczyć spadek poparcia, bo innych poważnych wydarzeń przecież nie było– dodaje socjolog.Jak zaznacza, spadki rzędu 3 punktów procentowych są znaczące, ponieważ w badaniach opinii publicznej dotyczących oceny rządu wyniki przez lata pozostawały stabilne.Ludzie nie zmieniają tak łatwo swoich opinii. Jeśli więc notowania się pogarszają, musi być tego wyraźna przyczyna– ocenia.W jego opinii źródłem problemu jest brak przełomowych działań i nowych propozycji, które mogłyby zmienić obraz obecnej władzy.Rząd nie ma żadnej strategii, która pozwoliłaby mu przyciągnąć nowych zwolenników. Nie jest też w stanie zaproponować niczego nowego w kwestii rozliczania Prawa i Sprawiedliwości, co było jednym z głównych paliw od wyborów w 2023 roku– podkreśla prof. Domański.Wyborcy tracą nadziejęSocjolog wskazuje, że wśród części elektoratu rośnie przekonanie, iż rząd sobie nie radzi.Dlatego myślę, że te wyniki i zjawiska, o których mówimy, trzeba rozpatrywać w kontekście wyborów parlamentarnych. One mogą sprawić, że takie przekonanie będzie się nasilało i utrwalało — że rząd sobie nie radzi, więc należy wrócić do rządów Prawa i Sprawiedliwości albo doprowadzić do wcześniejszych wyborów– mówi.Według niego te nastroje mogą się nasilać i utrwalać w najbliższych miesiącach.Mówimy o wyborach w 2027 roku, ale równie dobrze mogą się odbyć wcześniej– podsumowuje prof. Henryk Domański.
Tu zaczęła się Polska – dosłownie. Ostrów Tumski w Poznaniu to pierwsze centrum władzy, wiary i kultury piastowskiego państwa. O jego wyjątkowym dziedzictwie mówił w Radiu Wnet dr Jacek Kowalski.Deweloperzy planują postawić bloki mieszkalne tuż obok Katedry Poznańskiej – w historycznym sercu Ostrowa Tumskiego. Według doniesień medialnych, powstać ma nawet 9‑piętrowa zabudowa. Obszar inwestycji znajduje się na terenach dawnej elektrociepłowni i ma być przekształcony w duże osiedle – przewiduje się tysiące mieszkań wraz z miejscami parkingowymi. Inwestycja wzbudza silny sprzeciw mieszkańców, historyków i ekologów, którzy obawiają się zniszczenia historycznego charakteru Ostrowa Tumskiego.Ostrów Tumski to nie tylko wyspa katedralna, ale jądro pierwszego państwa Piastów– mówił w Poranku Radia Wnet dr Jacek Kowalski, historyk sztuki, poeta i wykładowca Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.To było centrum, gniazdo. Gniazdo jest też w Gnieźnie, ale tutaj także biło serce tego pierwszego państwa– mówił dr Kowalski, przypominając, że zanim jeszcze powstała pierwsza katedra, na Ostrowie Tumskim działała prawdopodobnie stacja biskupa Jordana, który przybył, by ewangelizować ziemie Polan.Jak to się zaczęło w PoznaniuW tym samym miejscu rozpoczęto budowę dużego jak na owe czasy kościoła, jeszcze zanim powstała archidiecezja gnieźnieńska. Dziś w podziemiach gotyckiej katedry można zobaczyć pozostałości katedry przedromańskiej – fundamenty i filary pierwszego wielkiego kościoła w Polsce. Obok niej znajdowało się palatium książęce z kaplicą, którą historycy uznają za najstarszą chrześcijańską świątynię w państwie Polan. Nad jej fundamentami wznosi się dziś gotycka kolegiata Najświętszej Marii Panny.Jak podkreślał gość Poranka Radia Wnet, świadomość wyjątkowości tego miejsca przetrwała przez stulecia. Jeszcze w XV wieku ksiądz rezydujący przy kolegiacie nosił tytuł kapelana królewskiego – mimo że król od dawna już tam nie rezydował.Ostrów Tumski z czasem stał się duchowym miasteczkiem. Po lokacji Poznania w XIII wieku i powstaniu Starego Miasta po drugiej stronie Warty, wyspa została przekazana kapitule i biskupowi. Otoczona gotyckimi murami, wypełniona kanoniami, katedrą i innymi świątyniami, przypominała w swej strukturze miejsca takie jak Wawel czy Ostrowy w Płocku i Wrocławiu. Poznańska katedra, jak zauważył Kowalski, była jednak najstarsza – zarówno jako budowla, jak i prawdopodobnie jako katedra diecezjalna.Na Ostrowie Tumskim znajduje się również późnogotyckie Kolegium Lubrańskiego – drugi, obok krakowskiego Kolegium Maius, zachowany w Polsce przykład średniowiecznego kolegium.To miejsce wspólnego przebywania uczonych i uczących się. Powstało na początku XVI wieku i jest bardzo ważne w historii sztuki i nauki polskiej– zaznaczył.Jak zmieniała się okolica Ostrowa TumskiegoDr Kowalski przywołał także swoje osobiste wspomnienia z dzieciństwa, gdy jako mały chłopiec wchodził na Ostrów Tumski z poczuciem, że dotyka tysiąca lat historii.Pamiętam tę niezwykłą ciszę. A potem – taki szok– dodał, nawiązując do brutalnych zmian, jakie przyniosły lata 60.W tamtym czasie przez Ostrów Tumski przeciągnięto trasę dwupasmową, odcinając katedrę i pałac arcybiskupi od seminarium duchownego. Zlikwidowano także most prowadzący na Śródkę — dzielnicę, z której parafianie przez wieki chodzili do katedry.To był cios w miasteczko duchownych, cios w archidiecezję, w wiernych. W imię nowoczesności zniszczono cały układ przestrzenny– mówił.Dziś, jak ostrzegł, pojawiają się pomysły, które mogą być powtórzeniem tamtego błędu. Dlatego, podkreślił, trzeba z wielką ostrożnością podchodzić do każdej ingerencji w to wyjątkowe miejsce.Ostrów Tumski to jądro naszego państwa, miejsce, gdzie zaczęła się Polska– podsumował dr Jacek Kowalski.
To nie sprzeciw wobec zmian, ale wobec ich formy. Dorota Matyaszczyk alarmuje w Radiu Wnet: planowane osiedla wokół Ostrowa Tumskiego mogą zagrozić zabytkom i całemu miastu.Czy wokół jednego z najważniejszych miejsc w historii Polski powstanie kolejne wielkie osiedle z garażami podziemnymi? Dorota Matyaszczyk, prezeska Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Oddział w Poznaniu, przestrzega przed poważnymi zagrożeniami związanymi z planami zabudowy terenów wokół Ostrowa Tumskiego.To miejsce wyjątkowe nie tylko w skali Poznania, ale całego kraju. Tu się zaczęła Polska– przypomina. Jak zaznacza, teren północny w okolicach katedry przez wieki był zalewowy. Służył jako pastwiska, miejsce retencji wód, ale też zaplecze gospodarcze dla kanonii i wikariatów.Zielone korytarze w mieścieW okresie międzywojennym na tym obszarze nasypano kilka metrów ziemi z zamiarem budowy rzeźni. Inwestycja nie doszła do skutku, a na terenie powstały ogródki działkowe. Dziś planowane jest ich zlikwidowanie.Miasto relokuje ogródki na obrzeża, a w ich miejsce wstawia bloki. Problem w tym, że te ogródki służą wszystkim – są korytarzami ekologicznymi, przewietrzają i nawilżają przestrzeń miejską– mówi Matyaszczyk.Zagrożone zabytkiTo jednak niejedyny problem. Zgodnie z planami, na terenie tym mają powstać budynki do dziewięciu kondygnacji z garażami podziemnymi.A te mogą mieć nawet dwa poziomy, każdy po pięć metrów wysokości. Na dodatek garaże będą wspólne – pod kilkoma budynkami, co oznacza gigantyczną ingerencję w strukturę gruntu, który jest bardzo mocno uwodniony– ostrzega.Według miejskich planistów wały i tor kolejowy mają zatrzymać wodę.To nieprawda. Woda płynie, jak chce. Może zagrozić katedrze, palatium, kolegiacie, może też popłynąć w stronę Starego Miasta. To nie jest teren, na którym powinno się prowadzić taką zabudowę– mówi prezeska TOnZ.Kolejne banalne osiedleKrytykuje również planowaną estetykę osiedla.To kolejne banalne bloki. A jeżeli już coś ma tam powstać, to niech będzie zaprojektowane z głową. Może na wzór Sołacza?– sugeruje, przypominając, że to jedno z najlepiej zaplanowanych osiedli w historii Poznania stworzył niemiecki urbanista Josef Stübben na początku XX wieku.Jeśli dobry urbanista zaprojektuje przestrzeń, to nawet – przepraszam – idiota się w nią wpasuje– dodaje.Wskazuje też na zagrożenia komunikacyjne. Most jest zaledwie jeden. Ulica Panny Marii – jedyna droga dojazdowa do Małej Wyspy – biegnie wzdłuż bezcennych zabytków, takich jak Akademia Lubrańskiego czy Psauteria.Ruch będzie tam zbyt duży. Już dziś tworzą się korki, a po zasiedleniu mowa o kilku tysiącach mieszkańców– mówi.Nie protestujemy przeciwko temu, żeby coś się tam działo. Protestujemy przeciwko temu, co się może wydarzyć. Tu trzeba pomysłu, delikatności i szacunku dla dziedzictwa– podkreśla Dorota Matyaszczyk.
Media i prokuratura informują, ze Robert Bąkiewicz może otrzymać zarzuty, ale jego pełnomocnik niczego nie może się z prokuratury dowiedzieć. Komentarz Roberta Bąkiewicza w Radiu Wnet.Media w poniedziałek podały, że Prokuratura Regionalna w Szczecinie poleciła prokuratorowi z Gorzowa Wielkopolskiego postawić Robertowi Bąkiewiczowi zarzuty znieważenia funkcjonariuszy Straży Granicznej i Żandarmerii Wojskowej podczas wydarzeń na moście granicznym w Słubicach. Informację podawał też rzecznik Prokuratury Krajowej, prok. Przemysław Nowak. Bąkiewicz twierdzi, że to próba jego uciszenia i zastraszenia Ruchu Obrony Granic. Może mu grozić grzywna, ograniczenie wolności lub do dwóch lat więzienia. W Poranku Radia Wnet z Robertem Bąkiewiczem, liderem Ruchu Obrony Granic rozmawiał Janusz Życzkowski, gospodarz Studia Wrocław. Rozmowa miała miejsce w Słubicach, w których także bardzo aktywnie działa ROG.Janusz Życzkowski: Muszę zapytać – Ruch Obrony Granic, patrole w różnych miejscach, tutaj zgrupowanie – jakaś większa akcja?Robert Bąkiewicz: Spotykamy się, żeby dodać sobie animuszu, wymienić się informacjami, które każdy z nas zdobywa. Mamy też drobne szkolenia, wymianę wiedzy, tym bardziej, że presja ze strony rządowej jest coraz większa. Informowanie i wypracowanie sposobu działania jest bardzo istotne.To są te „bojówki”, o których mówi się w mediach głównego nurtu? Ci „zadymiarze Bąkiewicza”, którzy przyjechali z biało-czerwonymi flagami i w żółtych kamizelkach? To osoby z całej Polski, które poświęcają czas, żeby pilnować granicy. Widzimy też Straż Graniczną, która tu pełni stałą kontrolę. Z ponad pięćdziesięciu przejść granicznych, jedynie kilkanaście objęto taką kontrolą. Jak oceniacie skuteczność tych kontroli?Gdybym powiedział, że nie ma żadnej skuteczności, to bym skłamał, ale wciąż pozostawia to wiele do życzenia. Kiedy jesteśmy przy granicy, gdy działają nasze patrole, widać, że praca idzie lepiej i skuteczniej. Jednak wiele miejsc – i potwierdzają to koledzy, którzy patrolują granicę samochodami – w ogóle nie jest pilnowanych. To, co się dzieje, to trochę teatr ze strony Donalda Tuska, wcześniej Siemoniaka, teraz Kierwińskiego – mający na celu uspokojenie nastrojów społecznych w Polsce. Same kontrole są dobre, my się przyglądamy i mobilizujemy działanie. Uważam, że większość funkcjonariuszy ma dobre intencje. Natomiast intencje polityczne są inne – chodzi tylko o uspokojenie opinii publicznej i powrót do sytuacji sprzed wprowadzenia kontroli.Jest też jeden polityczny wątek – zapowiedź postawienia zarzutów wobec Roberta Bąkiewicza. Formalnie, jak rozumiem, jeszcze ich nie przedstawiono. Czy dostał Pan wezwanie, czy został pan zatrzymany? Spodziewa się pan tego?To ciekawa sytuacja. Z mediów dowiaduję się, że mają mi być postawione zarzuty, ale mój pełnomocnik, dzwoniąc do prokuratury, nie może uzyskać żadnej informacji ani kontaktu z prokuratorem prowadzącym. To dość śmieszne, bo w normalnych sytuacjach przepływ informacji istnieje. Sądziłem więc, że prokuratura czeka na odpowiedni moment i formę, by mi te zarzuty postawić. To element zastraszania Polaków i próba anihilacji Ruchu Obrony Granic. My nie tylko bronimy granic – przygotowujemy Polaków do stawienia oporu wobec masowej migracji, paktu migracyjnego, pomysłów eurokratów czy neomarksistów z UE, którzy niszczą państwa narodowe i chcą zniszczyć także Polskę.Na koniec zaproszenie – 1 sierpnia, Marsz Powstania Warszawskiego, współorganizowany przez Ruch Obrony Granic.Tak, serdecznie zapraszam – 1 sierpnia, godzina 17:00, czyli godzina „W”, Rondo Dmowskiego, centrum Warszawy. Przejdziemy w wielkim Marszu Pamięci, oddając cześć bohaterom Powstania Warszawskiego. Odniesiemy się też do bieżących spraw – bo przecież wtedy była prawdziwa walka Polaków z Niemcami.
Piotr Witt w najnowszej „Kronice Paryskiej” w Radiu Wnet wraca do afery Alstomu i tajemniczych zgonów we francuskim kontrwywiadzie i polityce. „Seryjny samobójca” znów aktywny? W najnowszym felietonie „Kroniki Paryskiej” na antenie Radia Wnet Piotr Witt wraca do sprawy, którą określa jako jedną z największych afer gospodarczo-politycznych współczesnej Francji – sprzedaży części energetycznej koncernu Alstom amerykańskiemu General Electric. W tle: kolejne tajemnicze zgony wysokich urzędników i polityków.Seria samobójstwW ciągu kilku tygodni zmarli trzej oficerowie francuskiego kontrwywiadu – dwóch powiesiło się, jeden zastrzelił się przed siedzibą DGSI (francuski odpowiednik ABW). Kilka tygodni później znaleziono martwego posła Oliviera Marlexa – przewodniczącego klubu parlamentarnego Republikanów, znanego m.in. z ujawniania kulis sprzedaży Alstomu. Wszystkie zgony oficjalnie uznano za samobójstwa.Jak przypomina Witt, zarówno Marlex, jak i doktor nauk politycznych Éric Denécé – były oficer wywiadu i dyrektor Centrum Badań nad Wywiadem – badali kulisy tej transakcji. Obaj publikowali w tej sprawie raporty, książki i komentarze. Denécé już w 2014 roku ostrzegał, że sprzedaż francuskiego przemysłu energetycznego i nuklearnego Amerykanom może zagrozić suwerenności kraju.Niezależni dziennikarzeAfera Alstomu znowu poruszyła francuską opinię publiczną – również z powodu publikacji blogerów i niezależnych dziennikarzy, którzy łączą zgon Marlexa i Denécé'a. Zdaniem Witta, temat ten nie został nigdy wyjaśniony, a jego medialna obecność była długo tłumiona, m.in. przez pandemię.Felietonista zauważa także niepokojący wzrost liczby samobójstw w Naczelnej Dyrekcji Finansów Publicznych – w pierwszym półroczu 2025 roku było ich więcej niż w całym roku poprzednim. Pomimo interwencji związków zawodowych, nie zaproszono na posiedzenia w tej sprawie przedstawicieli prokuratury.Witt podsumowuje, że za kulisami francuskiej modernizacji i transformacji energetycznej kryją się poważne interesy – także międzynarodowe. Amerykański General Electric, Alstom, elektrownie atomowe, a nawet autobusy elektryczne – wszystkie te wątki, choć rozproszone, tworzą jedną, coraz bardziej niepokojącą narrację.
– Coca-Cola w Chinach smakuje inaczej – jest słodsza. Ale polityka między Chinami, USA i UE wcale słodka nie jest. Andrzej Zawadzki-Liang relacjonuje z Szanghaju napięcia i spotkania dyplomatyczne. Coca-Cola w Chinach? Oczywiście, to jeden z najpopularniejszych napojów. Ale moi znajomi z zagranicy mówią, że smakuje zupełnie inaczej – jest bardziej słodka niż ta dostępna w Europie– mówi Andrzej Zawadzki-Liang, gospodarz Studia Szanghaj w Radiu Wnet. Dodał, że „widział dane, według których zyski Coca-Coli z rynku chińskiego stanowią aż jedną trzecią globalnych przychodów firmy. Produkt jest powszechnie dostępny”.Ja sam nie piję, wolę zieloną herbatę– dodaje z uśmiechem.Napięte relacje z UEDalej jest już mniej słodko – bo relacje Pekinu z Unią Europejską, mimo zbliżającego się szczytu w Pekinie, są napięte.Główny dziennik partyjny, „Renmin Ribao” (Dziennik Ludowy) — wzywa do tego, by relacje pchnąć na lepszy, inny poziom. Europa jest wręcz kokietowana w komentarzach i opiniach: że przecież może iść swoją drogą, nie musi wcale naśladować Stanów Zjednoczonych. Więc sugeruje się, że te relacje Chiny–UE mogłyby być jakoś inaczej ułożone. Ja jednak jestem raczej pesymistą w tej sprawie. Choćby dlatego, że w tym tygodniu, w ramach kolejnego pakietu sankcji na Rosję, Unia Europejska nałożyła sankcje na dwa banki chińskie i siedem firm — z Chin kontynentalnych i z Hongkongu– mówił.Szczyt UE-ChinyJego zdaniem, szczyt UE–Chiny ograniczono do jednego dnia, a napięcie wokół tematów – od handlu po pomoc dla Rosji – sprawia, że spotkanie będzie raczej „deklaratywne niż przełomowe”.Pierwotnie szczyt UE–Chiny miał trwać dwa dni, został ograniczony do jednego. Po trudnej wizycie ministra Wang Yi w Brukseli, Paryżu i Berlinie na początku lipca — Chiny postawiły twarde warunki. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i przewodniczący Rady Europejskiej António Costa przylatują tylko na jeden dzień. 11 tysięcy kilometrów, 10 godzin w samolocie – i z powrotem. Chińczycy twardo postawili sprawę. Oczekiwania są duże, ale przy takich okolicznościach trudno się spodziewać przełomuZ kolei w relacjach z USA widać wyraźne ocieplenie tonu.Trump już po raz dziesiąty zapowiada spotkanie z Xi. Są ku temu aż trzy okazje w najbliższych miesiącach. Do tego trwają rozmowy gospodarcze, planowane są spotkania zespołów w Sztokholmie, a nawet możliwe przedłużenie zawieszenia sankcji– relacjonuje Zawadzki-Liang.I dodaje z ironią:Trump straszy sankcjami za import rosyjskiej ropy, ale Chiny sprowadzają ją rurociągiem z Syberii. Więc te sankcje to raczej polityczny gest niż realne narzędzie. Tutaj w Chinach już nawet pojawiają się żarty na ten temat
W najnowszym odcinku „Głosu Wolnego” Sebastian Stodolak, wiceprezes WEI rozmawia z Ignacym Morawskim – głównym ekonomistą „Pulsu Biznesu” i autorem przedmowy do książki „Wzrost” Daniela Susskinda (Wydawnictwo WEI).https://wydawnictwo.wei.org.pl/product/wzrost/Czy imigracja to konieczność dla rozwoju? Czy starzejące się społeczeństwa muszą się kurczyć? Czy idee mogą być niewyczerpanym źródłem wzrostu gospodarczego – i czy ten wzrost w ogóle ma jeszcze sens w czasach kryzysu klimatycznego, społecznych napięć i dominacji PKB jako miary rozwoju?Rozmawiamy o mitach dewzrostu, amerykańskim kapitale ryzyka, europejskim przywiązaniu do stabilności i o tym, dlaczego bez nowych pomysłów nie będzie ani dobrobytu, ani planety.
Polska formalnie nie ma strategii bezpieczeństwa narodowego – alarmuje w Radiu Wnet gen. Jarosław Gromadziński. – Płyniemy tą łódką, ale nie wiemy dokąd – ostrzega. W obliczu wojny na Ukrainie i realnego zagrożenia ze strony Rosji, Polska powinna być jednym z najlepiej przygotowanych państw w regionie. Tymczasem, jak alarmuje generał Jarosław Gromadziński, brakuje najważniejszego elementu – strategii bezpieczeństwa narodowego. Bez niej – nie ma ani skutecznej armii, ani sprawnego państwa w czasie kryzysu.Jeśli mamy być uczciwie przygotowani do wojny, musimy zacząć od „głowy”, a głową państwa jest strategia. Do dziś nie mamy aktualnej strategii bezpieczeństwa narodowego. To jest kluczowe, bo z niej wynika polityczno-strategiczna dyrektywa obronna — najważniejszy, tajny dokument, który określa, jak państwo ma funkcjonować w czasie kryzysu i wojny, jak ma działać administracja, jak państwo ma być przygotowane. Dalej są strategie dziedzinowe, jak strategia obronna — której również nie mamy– zaznaczył.Polityczne podziały ponad dobrem kraju?Generał, który przez 35 lat służył w Wojsku Polskim, a dziś jest m.in. wykładowcą akademickim w rozmowie z Radiem Wnet nie pozostawia złudzeń poinformował, że choć w marcu zeszłego roku MON wysłało projekt założeń do BBN, dokument utknął w urzędniczym klinczu. Strategia miała być gotowa na drugą rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Nie powstała. W rozmowach z wojskowymi, generał ustalił, że rząd do dziś nie przekazał finalnej wersji dokumentu do Biura Bezpieczeństwa Narodowego.Taki jest stan rzeczy — według moich rozmów z osobami, które się tym zajmują. […] Moje pytanie brzmi: dlaczego wokół strategii jest taka cisza? Nawet ze strony BBN.Czy BBN nie może powiedzieć wprost: „chcemy to zrobić, ale mamy taką sytuację”? Brakuje też komunikacji społecznej — społeczeństwo dopytuje, a wszyscy przerzucają się odpowiedzialnością. A przecież sprawa jest prosta, choć poważna: strategia bezpieczeństwa narodowego to najważniejszy dokument– podkreślił.Czytaj więcej:Generał zaznaczył w rozmowie z Radiem Wnet, że sprawa jest zbyt poważna i fundamentalna, żeby nie było w jej przypadku porozumienia ponad politycznymi podziałami.Dlatego musi być między prezydentem i premierem stały dialog. A jeśli obie strony się okopały i nie rozmawiają — trudno mówić, że dobro kraju jest nadrzędne. Wtedy znów wygrywają partyjne interesy. A strategia bezpieczeństwa dotyczy całego państwa. I jeśli tego nie rozumiemy, to niestety jesteśmy w sytuacji patowej. To nie wróży dobrze– mówi.W tej sytuacji — jak to obrazowo ujął — „Płyniemy tą łódką, wiosłujemy, ale nie wiemy dokąd”.
– Nie, tak nie było – mówi Piotr Semka w Poranku Radia Wnet o narracji, że każdy był tylko ofiarą losu. Wystawę o Pomorzanach w Wehrmachcie uważa za uproszczoną i nieuczciwą.„Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii Hitlera” to czasowa wystawa w Galerii Palowej Gdańskiego Ratusza (do 10 maja 2026), przygotowana we współpracy Muzeum Gdańska z Muzeum II Wojny Światowej Gdańsku oraz Centrum Badań Historycznych Polskiej Akademii Nauk w Berlinie (Zentrum für Historische Forschung Berlin). Autorzy wystawy informują, ze prezentuje historie dziesiątek tysięcy mieszkańców Pomorza, często przymusowo wpisanych na Volkslistę i wcielonych do Wehrmachtu, oraz dramat wyboru między lojalnością a przetrwaniem. Sprawę komentował w Poranku Radia Wnet Piotr Semka, dziennikarz m.in. tygodnika „Do Rzeczy”.Cała ta wystawa była przygotowywana dwa lata. Był czas, żeby się dobrze zastanowić, jak ją dostosować do wrażliwości dużej części Polaków i jak pogodzić opowieść o losach pewnego specyficznego regionu– mówił Piotr Semka, dziennikarz tygodnika „Do Rzeczy”, komentując kontrowersje wokół wystawy.Publicysta zwrócił uwagę na nieprecyzyjne sformułowania użyte przez autorów wystawy.Tytuł brzmi „Mieszkańcy Pomorza”. To nie jest „Polacy powoływani do wojska niemieckiego”, tylko „Mieszkańcy Pomorza”. I na tej wystawie te określenia są używane wymiennie. To nie jest oczywiste, bo na terenie Pomorza żyła cała gama ludzi o bardzo różnym stosunku do polskiej tożsamości– tłumaczył Semka.Czytaj więcej:Według niego, nie można wrzucać wszystkich do jednego worka, bo postawy ludzi wtedy też bardzo się różniły.Od osób, które były polskimi patriotami, ale przyjmowały niemiecką listę na zasadzie dramatu, nie chcąc opuszczać tych ziem, po osoby, które były koniunkturalistami, mówiąc: „jak była Polska, to byliśmy Polakami, a jak przyszli Niemcy, to nie akcentowaliśmy polskości.” I wreszcie były osoby, które bardzo wyraźnie uważały się po prostu za Niemców mieszkających na tych terenach– mówiłUproszczenia i relatywizowanie postawySemka zarzucił autorom wystawy unikanie trudnych tematów.To, że autorzy uciekają od tych kwestii, jest pierwszą sprawą konfliktogenną. Trzeba było o tym mówić bardzo wyraźnie. Druga sprawa jest taka, że wystawa omija bardzo wiele wątpliwych sytuacji, które przecież istniały. Na przykład młodzi ludzie, którzy pod wpływem niemieckiej propagandy zgłaszali się na ochotnika, albo tacy, którzy wczuwali się w pewne atuty, które dawał niemiecki mundur– przypominał.Dziennikarz nie zgadza się też z narracją, która zrównuje wszystkich mieszkańców Pomorza, przedstawiając ich jedynie jako ofiary historii. Wcześniej prowadzący rozmowę w Radiu Wnet Łukasz Jankowski przypomniał serial „Nasze matki, nasi ojcowie”, który także relatywizował winy, odpowiedzialność etc.Trafił pan w dziesiątkę, bo to jest wizja egzystencjalistyczna, która niechętna jest przyporządkowywaniu jednostki do narodu. Ona mówi: każdy z nas miał swój los, na który nie miał dużego wpływu. Jeden zostawał katem, drugi ofiarą — no tak trafiło. A ja mówię: nie, tak nie było– stwierdził Semka.Niektórzy wybierali polskośćPrzytoczył przy tym historię własnej rodziny, która dbała o tożsamość.Mój dziadek, który pochodził z Pomorza, urodził się w Malborku, przed wojną działał w Polskim Związku Obrony Kresów Zachodnich i musiał uciekać do Generalnej Guberni, bo ciążył na nim wyrok śmierci za bardzo aktywne zaangażowanie się w polskość. O takich sytuacjach trzeba mówić– zaznaczył.Zdaniem Semki, przemilczanie takich historii prowadzi do wypaczonego obrazu.Jeżeli się to omija w ramach takiej politycznej poprawności, że nie można oceniać wyborów moralnych mieszkańców Pomorza, w stylu „było, jak było, pokażemy wam, ale nie będziemy tego oceniać”, to potem powstaje wystawa, która oburza tych, którzy za deklarowanie swojej polskości płacili ogromną cenę– podkreślił publicysta.Badania historyczneDziennikarz odniósł się także do roli Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, które współtworzyło wystawę.Przez dwie kadencje byłem w Radzie Muzeum II Wojny Światowej. Gdybym w tej kadencji, z której zostałem usunięty decyzją pana ministra kultury, nadal w niej zasiadał, protestowałbym przeciwko wspieraniu przez muzeum tak nieprzemyślanej wystawy. Bo tu nie chodzi o to, żeby o tym temacie nie mówić. Chodzi o to, żeby ten temat podejmować w sposób uczciwy i mądry. To nie jest tak, że placówka historyczna może robić, co chce, bez żadnej kontroli. To jest kwestia, która ma prawo być dyskutowana przez wszystkich obywateli, bo my na te wystawy płacimy z naszych podatków– podsumował.
– Donald Tusk chce pokazać Hołowni miejsce w szeregu dokładnie tydzień po tym, jak pojawiły się informacje o jego włoskiej biesiadzie z Jarosławem Kaczyńskim – powiedział Michał Kolanko w Radiu Wnet. To było najlepszym i wyraźnym sygnałem, że Hołownia jest, mówiąc kolokwialnie, czołgany przez Platformę Obywatelską i samego Donalda Tuska– powiedział Michał Kolanko, komentując w Poranku Radia Wnet ostatnią wypowiedź premiera o braku szans dla Polski 2050 na stanowisko wicepremiera. Według niego to jest konsekwencja spotkania lidera Polski 2050 Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim, Adamem Bielanem i Michałem Kamińskim.Jak wskazał, w Polsce 2050 „kotłuje się”, m.in. z powodu kontrowersji wokół Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, której kandydatura na stanowisko wicepremiera budziła sprzeciw w samym klubie partii Hołowni, jeszcze przed deklaracjami Tuska. Jest też bardzo prawdopodobne, że partia Polska 2050 otrzymałaby od Tuska, jak przewiduje Kolanko, stanowisko wicepremiera, gdyby sam Szymon Hołownia je objął.Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz nie ma najwyższych notowań u samego premiera Tuska, a z kolei wejście samego Szymona Hołowni do rządu… no to on mówił, że to jest tylko pod jednym warunkiem, żeby też do rządu wszedł jako wicepremier Włodzimierz Czarzasty, a z tego Czarzasty zdaje się nie chce skorzystać i to dosyć wyraźnie komunikuje– mówił Kolanko.„Trzecia droga”Kolanko zwrócił uwagę, że rząd dysponuje obecnie większością wynoszącą 13 głosów, co stanowi połowę klubu Polski 2050. Jego zdaniem, w skrajnej sytuacji Hołownia może liczyć właśnie na tylu posłów.Jeśli Hołownia na serio chciałby być już nieistniejącą, ale jednak trzecią drogą między Platformą a PiS-em, to rozmowy z Kaczyńskim, nawet jeśli były tylko o upadku pierwszej Rzeczypospolitej, tylko go do tego przybliżają– mówił dziennikarz.
Proszę państwa, to będzie kompletnie inny kraj i wielu z nas nie będzie chciało już tutaj żyć – powiedział w Radiu Wnet Tomasz Sakiewicz, odnosząc się do możliwej realizacji paktu migracyjnego. Polska staje się „Republiką Bananową”, która zamiast chronić granice, przyjmuje migrantów, chcących ją dobić– ocenił Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej” i Telewizji Republika, komentując sytuację na granicach i politykę migracyjną rządu Donalda Tuska.W republikach bananowych na ogół emigranci uciekają, a my mamy zjawisko odwrotne: Republika bananowa przyjmuje migrantów, którzy chcą tę Republikę dobić. Ta sytuacja naprawdę nie mieści się w głowie – powiedział Sakiewicz w rozmowie w Radiu Wnet.Według dziennikarza, Straż Graniczna, Policja i Wojsko otrzymują rozkazy, które paraliżują obronę polskich granic.To przecież nie jest ich wina. Oni często zagryzają pięści, widząc, co się wyrabia – jak niemiecka policja bezkarnie wwozi tutaj imigrantów, jak ci próbują sami wjeżdżać, bo nie ma rozkazów, żeby ich zatrzymywać albo przeprowadzać większe akcje– ocenił.Społeczeństwo obywatelskieJego zdaniem, kiedy społeczeństwo zmobilizowało się, by bronić granic, stało się wrogiem rządzących.Represje mają spaść na społeczeństwo. Okazuje się, że mamy drony nienawiści, które filmują przerzuty migrantów, i z tego powodu zakazuje się latania dronami– zaznaczył.Sakiewicz wskazywał, że za obecnymi działaniami stoi interes Niemiec, które miałyby dążyć do przerzucenia części migrantów do Polski.„Die Welt” i inne niemieckie media napisały wprost, w co uderza ruch obrony granic. Uderza w podstawy interesu niemieckiego, który polega na tym, żeby spośród 15 milionów migrantów, których Niemcy przyjęli w ciągu ostatnich 10 lat, część przerzucić do PolskiSetki tysięcy migrantów i wzrost przestępczości– mówił. Jak podkreślił, nie chodzi o tysiące osób, ale o setki tysięcy migrantów.Proszę państwa, to będzie kompletnie inny kraj i wielu z nas nie będzie chciało już tutaj żyć– ostrzegał dziennikarz.Zdaniem Sakiewicza, skutkiem niekontrolowanego napływu migrantów może być gwałtowny wzrost przestępczości.Gdyby to nas nie dotyczyło, mogłoby być nawet śmieszne. Tylko że za to płacą ludzie – tacy jak ta dziewczyna zamordowana w Toruniu czy ten człowiek zadźgany nożem. A pewnie ofiar będzie dużo więcej, nie tylko śmiertelnych. Gwałtownie rośnie przestępczość i będzie rosła dalej– ocenił.
Co dalej z koalicją rządzącą po spotkaniu Hołowni z Kaczyńskim? – Tusk będzie przekonywał, że ma wszystko pod kontrolą, a koalicji już nie ma – komentarz Joanny Miziołek w Radiu Wnet.We wtorek doszło do spotkania liderów koalicji rządzącej. Mogło ono być reakcją wcześniejsze spotkanie (lub spotkania) Szymona Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim. Po spotkaniu Donald Tusk przekonywał, że sytuacja jest pod kontrolą, rząd ma stabilną większość. Jednak dziennikarka Joanna Miziołek, która była gościła w Poranku Radia Wnet uważa, że to faktyczny koniec koalicji, chociaż formalnie nadal będzie trwała.Myślę, że teraz Donald Tusk będzie zapewniał, że wszyscy go słuchają i że wszyscy się go boją, aczkolwiek on nie może mieć takiej pewności co do Szymona Hołowni. Szczególnie że, jak słyszeliśmy, było nie jedno spotkanie Hołowni z Jarosławem Kaczyńskim, ale prawdopodobnie dwa– mówiła Miziołek.Koalicji już nie maDziennikarka uważa, że „mimo tego, że Donald Tusk mówi o stabilności koalicji, to jej zdaniem tej koalicji de facto już nie ma”.Nawet jeśli przetrwa jeszcze dwa lata, to będą to dwa lata pełne braku zaufania i niepewności co do tego, co się wydarzy później. Nie sądzę, żeby Donald Tusk wybaczył. To jest polityk pamiętliwy i będzie pamiętał Szymonowi Hołowni, że poszedł do Jarosława Kaczyńskiego i rozmawiał z nim– dodała Miziołek.
Jak to się stało, że big techy nie tylko przestały służyć procesom demokratycznym, ale wręcz zaczęły im zagrażać? W jaki sposób cyfrowi giganci wpływają obecnie na geopolitykę? O tym rozmawialiśmy podczas lipcowej Premiery Pisma.Usługi wielkich firm technologicznych miały nas połączyć. Ułatwić rozmowę, wesprzeć oddolne organizowanie się w grupy, poszerzyć dostęp do informacji. Wybuchy takich afer, jak Cambridge Analytica, botowy skandal podczas pierwszej kampanii Donalda Trumpa, zarzuty o wsparcie reżimu wojskowego w Mjanmie wysunięte wobec firmy telekomunikacyjnej Mytel, upadek giełdy FTX, blokada portalu X w Brazylii, zamykanie przez Metę oddziałów fact-checkingowych czy ostatnie unieważnienie wyborów w Rumunii wskutek rosyjskich ingerencji obnażają jednak naiwność tamtych założeń. Jak to się stało, że big techy nie tylko przestały służyć procesom demokratycznym, ale wręcz zaczęły im zagrażać? W jaki sposób cyfrowi giganci wpływają obecnie na geopolitykę? O tym wszystkim rozmawialiśmy podczas lipcowej Premiery Pisma.W dyskusji wzięli udział:Sylwia Czubkowska – dziennikarka technologiczna. Współprowadząca podcast Techstorie w Radiu TOK FM i twórczyni magazynu Spider's Web+. Publikowała w takich tytułach, jak „Gazeta Wyborcza”, „Dziennik Gazeta Prawna”, tygodnik „Newsweek” czy magazyn „Znak”. Wielokrotnie nominowana do najważniejszych nagród dziennikarskich: Grand Press, Nagrody im. prof. Romana Czerneckiego, Nagrody specjalnej Prezesa Urzędu Patentowego RP, Podcastu Roku. Konkursu im. Janusza Majki, Nagrody im. Teresy Torańskiej, Nagrody im. Marcina Króla – i ich laureatka. W 2025 roku nominowana do Nagrody Mariusza Waltera w kategorii „nowy głos”. Autorka opublikowanych przez wydawnictwo Znak książek Chińczycy trzymają nas mocno (2022) i Bóg Techy (2025).Filip Konopczyński – prawnik, analityk regulacji AI i nowych technologii, badacz społeczeństwa i gospodarki cyfrowej, publicysta i komentator gospodarczy. Realizował projekty dla oraz współpracował m.in. z: NASK, IDEAS NCBR, Fundacją Panoptykon, Rzecznikiem Praw Obywatelskich, Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, German Marshall Fund of the US czy Visegrad Insight.Sebastian Stodolak – wiceprezes Warsaw Enterprise Institute, publicysta ekonomiczny „Dziennika Gazety Prawnej”, absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim oraz Podyplomowego Studium Systemu Finansowego i Polityki Monetarnej PAN. Publikuje także na łamach portalu ObserwatorFinansowy.pl oraz prowadzi audycję „0+ – program o przedsiębiorczości” w Radiu Wnet. Jego artykuły ukazywały się też na łamach tygodników „Wprost” oraz „Newsweek”. Debatę poprowadziła Zuzanna Kowalczyk, redaktorka prowadząca w „Piśmie”, dziennikarka, kulturoznawczyni, autorka esejów i podcastów. ––Słuchaj więcej materiałów audio w stałej, niższej cenie. Wykup miesięczny dostęp online do „Pisma”. Możesz zrezygnować, kiedy chcesz.https://magazynpismo.pl/prenumerata/miesieczny-dostep-online-audio/
– SOP mógł być źródłem przecieku o spotkaniach Hołowni z Kaczyńskim – powiedział w Radiu Wnet dziennikarz Michał Karnowski. Jego zdaniem to polityczny przełom osłabiający Donalda Tuska.
– Unia Europejska biegnie na ścianę, a Niemcy chcą ratować swoją gospodarkę kosztem całego kontynentu – mówi Radiu Wnet europoseł PiS Tobiasz Bocheński, komentując nowy plan KE dot. emisji CO2.Rafał Trzaskowski w kampanii prezydenckiej przekonywał, że „nie ma Zielonego Ładu, już nie”. Okazuj się, że Komisja Europejska nic o tym nie słyszała i wczoraj zaproponowała nowy cel klimatyczny: do 2040 r. UE ma zredukować emisje netto gazów cieplarnianych (w tym CO2) o 90 proc. względem 1990 r. KE przekonuje, że ma to „wzmocnić przemysł, bezpieczeństwo energetyczne i pozycję Europy w innowacjach”. Cel na 2040 r. opiera się na obowiązującym już prawnie limicie co najmniej 55 proc. redukcji emisji do 2030 r. UE podkreśla potrzebę elastycznego podejścia, by osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r.Komisja Europejska jest wyznawcą, ale też zakładnikiem lewicowych szaleństw i nie zamierza od nich odstępować– ocenia w Poranku Radia Wnet europoseł PiS Tobiasz Bocheński, komentując nowy cel klimatyczny UE. Jego zdaniem plan redukcji emisji gazów cieplarnianych o 90 proc. do 2040 roku to „droga do katastrofy gospodarczej” i efekt niemieckich interesów związanych z zielonymi technologiami.Informacja, którą wczoraj przekazała Komisja Europejska o 90-procentowej redukcji emisji gazów cieplarnianych względem 1990 roku, zmroziła opinię publiczną. I nie dziwię się, bo ten cel jest nieprawdopodobnie wyśrubowany, nierealny i kosztowny– mówi Bocheński.Polityk podkreśla, że nowe założenia klimatyczne UE oznaczają kolejne koszty, sankcje i obowiązki dla gospodarek europejskich i każdego mieszkańca Unii.To jest droga do zamienienia gospodarki europejskiej w skansen– ocenia.Komu zależy na Zielonym Ładzie?Jego zdaniem kluczową rolę w forsowaniu celów klimatycznych odgrywają Niemcy.Niemcy zainwestowali gigantyczne środki w zielone technologie, których nikt na świecie nie chce kupować, bo są drogie i niekonkurencyjne wobec produktów chińskich. Dlatego za wszelką cenę próbują doprowadzić do sytuacji, w której znajdzie się zbyt na ich przemysłowe produkty związane z zielonymi technologiami. I temu służy agenda Komisji Europejskiej– twierdzi europoseł.Jako przykład wskazuje też umowę MERCOSUR, która ma umożliwiać import tanich produktów rolnych z Ameryki Południowej.Chodzi o to, żeby sprowadzać tanie towary, które nie spełniają europejskich wymogów, a w zamian Niemcy mogliby eksportować tam swoje produkty przemysłowe, ratując swoją gospodarkę, która pogrąża się w kryzysie– mówi Bocheński.Większość gospodarek UE skończy w skansenie?Europoseł ostrzega, że obecna polityka klimatyczna może pogrążyć całą gospodarkę unijną.Unia Europejska biegnie na ścianę. Z jednej strony piłuje gałąź, na której wszyscy siedzimy, czyli własną gospodarkę, a z drugiej robi wszystko, żeby zamienić UE w państwo federalne i zagarnąć jak najwięcej uprawnień– podkreśla.Zdaniem Bocheńskiego płacenie przez Polskę większych składek do unijnego budżetu może być paradoksalnie korzystne.Jeśli staniemy się płatnikiem netto, to w razie absurdalnych pomysłów Komisji Europejskiej możemy po prostu przestać je realizować. Bruksela nie będzie miała już w ręku straszaka w postaci wstrzymywania wypłat, bo jeżeli i tak więcej wpłacamy, niż otrzymujemy, to nie jest to dla nas tak dotkliwy szantaż– zaznacza polityk PiS.
Obcy bez nazwisk, nieznanego pochodzenia. Piotr Witt w Kronice Paryskiej w Radiu Wnet wprost zagrożeniach, które niesie i migracja i strachu, jaki budzi w Europie.W najnowszej „Kronice Paryskiej” Piotr Witt kreśli dramatyczny obraz współczesnego teatru światowego, w którym — jak w sztukach Czechowa — strzelba musi w końcu wystrzelić. Z precyzją przytacza liczby obrazujące gigantyczne marnotrawstwo środków na zbrojenia w USA, zarówno w czasach zimnej wojny, jak i dziś. Mówi o rakietach, bombowcach i nieudanych projektach militarnych kosztujących setki milionów dolarów, wskazując, że wojna pożera budżety nie tylko w czasie działań zbrojnych, lecz także długo po nich.Felieton w drugiej części przechodzi w refleksję nad współczesnymi problemami migracyjnymi. Witt zestawia historyczne relacje Polaków z Niemcami i przypomina nazwiska wybitnych Niemców zasłużonych dla polskiej kultury i przemysłu. Wyraża też obawy przed obecnym napływem migrantów nieznanego pochodzenia i ostrzegając przed konsekwencjami polityki migracyjnej prowadzonej — jego zdaniem — pod naciskiem Unii Europejskiej.
Friedrich Merz coraz głośniej mówi o „gospodarce wojennej”. O tej kwestii oraz o wprowadzeniu kontroli na granicy z Niemcami przez Polskę i reakcji niemieckich mediów mówiła Gabriela Masztafiak. Polski rząd zapowiedział, że nowe kontrole na granicy z Niemcami i Litwą mają ruszyć w poniedziałek. Celem jest ograniczenie nielegalnej migracji i uszczelnienie granic. Niemieckie media nie kryją zaskoczenia, a decyzja polskiego rządu jest, zdaniem Gabrieli Masztafiak z Radia Debata, efektem presji społecznej i politycznej. Warto przypomnieć, że Niemcy już wcześniej wprowadzali jednostronne kontrole graniczne, zwłaszcza od kryzysu migracyjnego w 2015 roku, najpierw na granicy z Austrią, a potem rozszerzając je na kolejnych sąsiadów.W mediach niemieckich widać pewne poruszenie związane z tą właśnie decyzją. Mam wrażenie, że nieoczekiwaną dla niemieckiej strony, wbrew temu, co premier Donald Tusk mówi, że ostrzeżenie było już od dawna wysyłane– mówi dziennikarka.Według Masztafiak, niemieckie media od dawna podnosiły kwestię, że Polska powinna przyjmować migrantów w ramach procedur Dublin III i readmisji, ponieważ migranci przybywają do Niemiec z terytorium Polski.Dlatego widać zdziwienie tym, co polski rząd zakomunikował wczoraj– dodaje.Jej zdaniem decyzja o kontrolach jest wynikiem presji społecznej, wywieranej przez osoby dokumentujące przypadki nielegalnych przekroczeń granicy, ale też presji politycznej, związanej z rosnącym zainteresowaniem tematem przez opozycję.Co się dzieje z danymi o migrantach?Masztafiak podkreśla też, że jeszcze do niedawna dane o migrantach były szeroko dostępne dzięki informacjom z Federalnej Straży Granicznej w Niemczech i polskiej Straży Granicznej. Jednak od kilku tygodni dostęp do tych danych jest utrudniony.Oficjalne dane mówią, że od stycznia do czerwca to było niecałe 1100 osób zawróconych do Polski– wyjaśnia.Gospodarka wojenna w NiemczechGabriela Masztafiak zwraca też uwagę na istotny kontekst polityczno-gospodarczy w Niemczech. Kanclerz Friedrich Merz coraz mocniej mówi o „gospodarce wojennej”.Kanclerz Merz ma teraz na głowie gospodarkę i kwestię gospodarki wojennej wręcz, jak ostatnio stwierdził podczas spotkania z niemieckimi przedsiębiorcami– relacjonuje dziennikarka.Według niej niemiecki rząd planuje gigantyczne inwestycje w przemysł zbrojeniowy, które mają stać się „nowym silnikiem niemieckiej gospodarki”.Ostatnio ogłoszono zakup 20 milionów sztuk amunicji. Kanclerz Merz pyta przedsiębiorców, a wręcz zachęca ich do gotowości w trybie wojennym. Pytanie tylko, jaka to wojna, o której mówi kanclerz Niemiec, bo tego nie doprecyzowuje. Czy to jest kwestia wojny na Ukrainie, przewidywanie innego konfliktu, czy może po prostu retoryka „wóz albo przewóz” dla niemieckiej gospodarki– zastanawia się Masztafiak.
Nowelizacja ustawy wiatrakowej, reklamowana jako krok ku tańszej energii, może przynieść miliardowe koszty i zagrozić stabilności systemu – ostrzega w Radiu Wnet ekspert dr Jerzy Majcher.Nowelizacja tzw. ustawy wiatrakowej, która w ubiegłym tygodniu przeszła przez Sejm większością głosów, budzi wątpliwości części ekspertów. Rząd liczy, że nowe przepisy zostaną szybko zaakceptowane przez Senat i podpisane przez prezydenta, zwłaszcza że mają one wesprzeć odbiorców taryfy G poprzez zamrożenie cen energii. Tymczasem, jak zauważa dr inż. Jerzy Majcher, ekspert ds. energetyki, w ustawie kryją się rozwiązania mogące w dłuższej perspektywie obciążyć gospodarkę kosztami, które nie znajdują uzasadnienia w realnych cenach energii.Pod pretekstem ochrony osób wrażliwych cenowo przemyca się przepisy, które technicznie są co najmniej wątpliwe, a uzasadnienie tych działań jest całkowicie fałszywe– mówi dr Majcher. Jego zdaniem, lobbyści wymogli zmniejszenie minimalnej odległości lokalizacji turbin wiatrowych z dotychczasowych 700 metrów do tzw. 3H, czyli trzykrotności wysokości wiatraka. Ułatwiono także stawianie instalacji bliżej linii wysokiego napięcia i dróg krajowych.Realne koszty energii z wiatrakówEkspert przypomina, że choć politycy często mówią o odnawialnych źródłach energii jako najtańszych, rzeczywistość wygląda inaczej. Obecnie taryfa dla operatorów handlowych, ustanowiona przez Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki, wynosi 628 zł za megawatogodzinę, podczas gdy ceny bazowe w kontraktach giełdowych nie przekraczają 440 zł. Rząd planuje obniżyć taryfę do 500 zł, co oznacza, że różnica – ok. 128,80 zł na każdej megawatogodzinie – musiałaby być pokrywana z budżetu państwa.Dr Majcher zwraca też uwagę na ukryte koszty technologiczne energii odnawialnej.Mamy już w Polsce 32 gigawaty mocy zainstalowanej w farmach wiatrowych i fotowoltaice, a te źródła pracują poprzez inwertery, które przez 24 godziny wytwarzają tzw. moc bierną. Jej koszt odbija się w rachunkach, zwłaszcza u odbiorców przemysłowych– podkreśla.„Owoc z zatrutego drzewa”Z jego wyliczeń wynika, że koszt energii odnawialnej, przy prawidłowym stosunku mocy czynnej do biernej (40 proc.), może sięgać 530 zł za megawatogodzinę, co generuje łączne obciążenia na poziomie nawet 55 mld zł rocznie.Przestańmy się oszukiwać, że to najtańsza energia. W krajach, gdzie udział odnawialnych źródeł jest największy, jak Niemcy czy Dania, ceny energii są najwyższe– zaznacza ekspert.Jego zdaniem, obecna nowelizacja ustawy wiatrakowej to klasyczny przykład tzw. syndromu „owocu z zatrutego drzewa”, czyli działania, które pod szczytnym pretekstem wprowadza rozwiązania niekorzystne lub kosztowne.Jeśli energia elektryczna ma być dobrem publicznym, musi być powszechnie dostępna i w rozsądnej cenie. Droga energia nie poprawi jakości życia ani w sektorze komunalnym, ani w gospodarce– mówi dr Majcher.Podsumowuje, że praw fizyki nie da się politycznie zawetować, a energetyka wymaga decyzji opartych na twardych danych, nie tylko na politycznych deklaracjach.
Konflikt między Izraelem a Iranem się zaostrza. Czy możemy spodziewać się eskalacji działań zbrojnych i pośredniego zaangażowania USA? Komentarz dr Karoliny Zielińskiej w Radiu Wnet.Od kilku dni trwa gwałtowna eskalacja konfliktu między Izraelem a Iranem. Izrael przeprowadził serię precyzyjnych nalotów na cele strategiczne. Iran odpowiedział kilkuset rakietami i dronami, atakując cele w Izraelu – zginęły co najmniej 24 osoby, są dziesiątki rannych. USA zwiększyły obecność wojskową w regionie, a światowi przywódcy apelują o deeskalację. Sytuacja budzi obawy przed rozszerzeniem konfliktu na cały region i poważnym kryzysem energetycznym.Gość Poranka Radia Wnet dr Karolina Zielińska z Akademii Finansów i Biznesu Vistula oraz była ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich uważa, że Stany Zjednoczone najprawdopodobniej nie włączą się szeroko w konflikt izraelsko-irański, ale jako jedyne mogą zdecydować się na precyzyjne uderzenie w ośrodek nuklearny Fordow, bo tylko to państwo dysponuje taką bronią.W otoczeniu prezydenta Trumpa są podzielone zdania. Jedni uważają, że USA nie powinny angażować się w zagraniczne wojny, drudzy – że to jedyna szansa, by zlikwidować program atomowy Iranu i źródło niestabilności w regionie– powiedziała dr Zielińska.Jej zdaniem potencjalne zaangażowanie amerykańskie będzie ograniczone do ataku na ośrodek Fordow, ukryty głęboko pod ziemią.Tylko armia USA dysponuje bronią zdolną zniszczyć taki obiekt – specjalnymi bombami penetrującymi– wyjaśniła.Zastrzegła jednak, że takie działanie niesie ogromne ryzyko.Iran może odpowiedzieć atakami na amerykańskie cele w całym regionie– oceniła.Ekspertka zaznaczyła, że izraelskie naloty na terytorium Iranu są możliwe dzięki wcześniejszemu zniszczeniu obrony powietrznej.Izraelczycy w dużej mierze rozbili irańską obronę. Pomogły w tym też działania dywersyjne i doskonale rozpracowana siatka agentów– powiedziała. Dodała, że także sytuacja w regionie zmieniła się na korzyść Izraela – osłabiony został Hezbollah, a Syria i Liban coraz wyraźniej dystansują się od irańskich wpływów.Pytana o możliwości odwetowe Iranu, wskazała m.in. na Huti w Jemenie oraz możliwość sparaliżowania światowego handlu ropą.Iran może zakłócić eksport surowców z Zatoki Perskiej, co wciągnęłoby do konfliktu inne państwa– zaznaczyła.Odnosząc się do nastrojów społecznych w Iranie, dr Zielińska podkreśliła, że choć wielu Irańczyków jest zmęczonych reżimem, nie oznacza to jego całkowitego braku poparcia.Poparcie ma charakter ideologiczny i narodowy, a także wynika z powiązań z aparatem państwowym, zwłaszcza Gwardią Rewolucyjną– powiedziała.
Chiny z niepokojem obserwują konflikt Izraela z Iranem. – Nikt tu nie wierzy, że Amerykanie nic nie wiedzieli – mówi Andrzej Zawadzki-Liang, komentując w Radiu Wnet napięcia w regionie.Chiny uważnie obserwują eskalację konfliktu izraelsko-irańskiego i przygotowują się do możliwej ewakuacji swoich obywateli z regionu– poinformował Andrzej Zawadzki-Liang, gospodarz Studia Szanghaj w Radiu Wnet. Według niego Pekin widzi tę sytuację nie tylko jako zagrożenie regionalne, ale także strategiczne.Jak podkreślił, istotnym kontekstem jest zakończony właśnie szczyt Chiny–Azja Centralna.Te pięć państw Azji Centralnej to obszar rywalizacji Chin, USA i Rosji. Dla Pekinu to kluczowy region nie tylko geopolitycznie, ale i gospodarczo – chodzi o budowę południowej odnogi nowego jedwabnego szlaku prowadzącej przez Turcję do Europy– zaznaczył.Jedwabny szlakDodał, że Chiny planują także połączenia infrastrukturalne z Iranem.To już się dzieje – z Kazachstanem i Turkmenistanem mamy rurociągi. Iran byłby logicznym kolejnym krokiem. Zwłaszcza że Chiny chcą uniezależnić się od dostaw morskich. A Iran to jeden z trzech głównych dostawców ropy i gazu do Chin– wyjaśnił.W związku z konfliktem Pekin intensyfikuje działania dyplomatyczne.Prezydent Xi rozmawia z Putinem o tym, jak zakończyć ten konflikt. Oficjalne komunikaty wzywają do natychmiastowej deeskalacji– powiedział.Izrael i ChinyZawadzki-Liang odniósł się także do stanowiska Pekinu wobec ataku Izraela na Iran.Chiny deklarują pełne poparcie dla Iranu, szczególnie wobec izraelskiego ataku, który nastąpił tuż przed planowanymi rozmowami na temat programu nuklearnego. Zostało to odebrane jako prowokacja– stwierdził.Dodał też, że „w Chinach nikt nie wierzy, że Amerykanie o tym nie wiedzieli”.Komentatorzy i eksperci są zgodni: działania Izraela odbywają się z amerykańską wiedzą i przyzwoleniem. To kolejny etap po Gazie, który pogarsza stosunki chińsko-izraelskie– zakończył.
Miłosz Lodowski ocenił, że ujawnione taśmy wskazują na poważne naruszenia prawa i kompromitują instytucje państwowe. – Ten człowiek udowadnia, że państwo nie istnieje – powiedział o Romanie Giertychu.Miłosz Lodowski, komentując w Radiu Wnet ujawnione przez Telewizję Republika nagrania z udziałem Romana Giertycha i Donalda Tuska, stwierdził, że doszło do złamania prawa przy zbieraniu podpisów wyborczych w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych. Jego zdaniem podpisy były zbierane „in blanco”, co podważa cały system. Z nagrań wynika, że Roman Giertych miał zbierane dla niego podpisy przekazać później Stanisławowi Gawłowskiemu.To wskazuje, że cały system zbierania podpisów w Polsce powinien się zmienić. Nie może być dłużej tolerowane, że podpisy są przekazywane jak jakieś elementy w masarni czy płaty mięsa w rzeźni.– mówił Lodowski.„Państwo nie istnieje”Podkreślił, że brak reakcji samorządów zawodowych i instytucji państwowych oznacza, że „państwo nie istnieje”, a „jeśli to wszystko ma dalej tak wyglądać, to może lepiej zlikwidować te ciała i wprowadzić wolną amerykankę”.Dla mnie najbardziej przerażające jest – że Okręgowa Rada Adwokacka w Warszawie w sprawie pana Romana Giertycha nie podjęła dotąd żadnej decyzji. Kompletny brak reakcji. Ten facet po prostu szaleje w przestrzeni publicznej w sposób ubliżający zawodowi, który przecież ma bardzo określone i szczegółowe zasady etyczne. […] Wystarczyłoby, gdyby wszystkie instytucje działały rzetelnie i zgodnie z prawem – bo gdyby tak było, to już dawno pozbylibyśmy się tego pana Romana Giertycha z przestrzeni publicznej. A skoro on dalej w niej funkcjonuje, to znaczy, że nasze państwo – jego instytucje i mechanizmy – po prostu nie działają– zaznaczył.Zdaniem Lodowskiego nagrania wskazują też na zbyt dużą zażyłość między Romanem Giertychem a premierem, a mimo wszystko, to co się między nimi dzieje, to zwyczajna gra polityczna.Szkoda tylko, że te taśmy – przynajmniej tak się wydaje – pochodzą z nagrania wykonanego prywatnym telefonem. Wygląda więc na to, że panowie sami się nawzajem nagrywają. To szokujące. Nie chciałbym, żeby tego typu taśmy, prokurowane w takich okolicznościach, stawały się narzędziem porządkowania rzeczywistości– podsumował.
Dlaczego rolnicy wychodzą na ulice mimo rekordowego eksportu i odnowionych wiejskich domów? Czy protekcjonizm to jedyna droga, a unijne przepisy naprawdę chronią nasze zdrowie? W tej godzinnej audycji Piotr Palutkiewicz (wiceprezes WEI) rozmawia z Moniką Przeworską (Instytut Gospodarki Rolnej) i Andrzejem Gantnerem (Polska Federacja Producentów Żywności) o absurdach Zielonego Ładu, mitach związanych z subsydiami, nowym fiskalizmie pod przykrywką ekologii i deregulacyjnych „kropelkach” w morzu biurokracji.To odcinek o realnych kosztach regulacyjnej manii – dla rolnika, konsumenta i przedsiębiorcy. I o tym, dlaczego wciąż wierzymy, że państwo lepiej wie, co mamy zjeść na obiad.
Olga Siemaszko, Artur Żak, Paweł Bobołowicz i Krzysztof Jabłonka podzielili się wspomnieniami o Radiu Wnet.
Prof. Dobrosław Bagiński zaprasza na prelekcję organizowaną przez redakcję Teologii Politycznej. Sztuka jako przestrzeń obecności Boga – tak brzmi temat spotkania i wokół tej kwestii toczy się rozmowa w dzisiejszej audycji. Wydarzenie odbywa się dziś w redakcji Teologii Politycznej, na ul. Koszykowej 24/7 w Warszawie. Wspominamy też Ewę Dałkowską i słuchamy jej rozmowy z Konradem Mędrzeckim podczas ostatniej wizyty w Radiu Wnet. Kinga Szymańska, wicedyrektor Działu Sztuki Dawnej w domu aukcyjnym Desa Unicum, opowiada o wyjątkowym obrazie Jacka Malczewskiego. Rzeczywistość to dzieło o ciekawej historii, które po burzliwych przejściach prawnych ponownie trafiło na aukcję. Stylistka Justyna Poręba odwiedza studio Radia Wnet, aby porozmawiać o modzie. Dowiadujemy się m.in., jak zmieniają się trendy, jak odpowiednio ubrać się do okazji oraz która potencjalna pierwsza dama ma lepsze wyczucie modowe.
Solidarność zaprasza w piątek o 18.00 do sanktuarium bł. ks. Jerzego Popiełuszki na warszawskim Żoliborzu. Uroczystość upamiętni 15. rocznicę jego beatyfikacji – ogłosili działacze w Radiu Wnet.
Polonia amerykańska mocno poparła prezydenta elekta – powiedział prof. Adam Prokopowicz w Radiu Wnet. Jego zdaniem wynik wyborów w Polsce ucieszył prawicę w Europie, m.in. Le Pen, Orbána i Farage'a.
Trzaskowski powtórzył błędy z 2020 r., a Tusk okazał się „politycznym dziadersem” – ocenił analityk Marcin Palade w Radiu Wnet, którego model niemal idealnie przewidział wynik II tury.
Były prezes PZPN Michał Listkiewicz przyznał w Radiu Wnet, że został „troszeczkę wciągnięty w politykę” w politykę i skomentował zaangażowanie środowiska kibicowskiego w wybory prezydenckie.
W Wieczorze Wyborczym Radia Wnet Krzysztof Skowroński rozmawia m.in. z Józefem Orłem, Piotrem Müllerem i Jaśminą Nowak. Europoseł wskazuje, że wygrana kandydata PO oznaczałaby upadek ustroju Polski.Cały wieczór wyborczy można odsłuchać na platformie YouTube, do czego zachęcamy! Wieczór Wyborczy w Radiu Wnet! Exit poll - Rafał Trzaskowski 50,3%; Karol Nawrocki 49,7%
Sąd Najwyższy jest gotów do stwierdzenia ważności wyborów prezydenckich – zapewnił w Radiu Wnet sędzia Aleksander Stępkowski. Zgłaszane protesty muszą być udokumentowane – podkreślił.
Te wybory są ważniejsze niż w 1989 roku – powiedział Piotr Wójcik w Radiu Wnet. Apelował o zmianę rządu i powrót do projektu CPK. Spotkanie środowisk niepodległościowych odbyło się w SDP.
Redaktor naczelny Radia Wnet Krzysztof Skowroński w rozmowie ze współtwórczynią stacji Katarzyną Adamiak mówi, skąd wziął się pomysł na żółtą łódź podwodną, a także... kiedy poznał Donalda Tuska.
Miłosz Lodowski uważa, że uderzenie w Konfederację było częścią precyzyjnej operacji politycznej. – To nie przypadek. To wyglądało jak robota służb – ocenił w Radiu Wnet.
Niemieckie media zaskoczone wynikiem wyborów w Polsce i siłą prawicy. Trzaskowski miał wygrać w I turze, tymczasem kampania nabiera brutalnego tempa – powiedział Jan Bogatko w Radiu Wnet.
Mentzen odbudował się, kobiety doceniły bezpieczeństwo. Hołownia? Popełnił ogromny błąd. Kampania będzie brutalna, uważa Miłosz Lodowski, który komentował wyniki wyborów w Radiu Wnet.
Zachęcamy do posłuchania kolejnej audycji Warsaw Enterprise Institute z cyklu „Głos wolny” w Radio WNET. W kolejnym odcinku usłyszycie Tomasza Wróblewskiego, prezesa WEI i Sebastiana Stodolaka, wiceprezesa WEI. W audycji na początku poruszono temat najnowszej książki Bjørna Lomborga „Naprawa świata w 12 krokach”, kwestionującej skuteczność globalnych programów klimatycznych i rozwojowych. Zamiast kosztownych, medialnych projektów proponuje ona proste, skuteczne rozwiązania — jak ratowanie setek tysięcy dzieci za ułamek obecnych wydatków. W drugiej części dyskusja przenosi się na grunt geopolityki – od niewydolności globalnych instytucji po rodzący się nowy porządek świata po pandemii i wojnie w Ukrainie. Gdzie dziś bije serce światowej zmiany – w Waszyngtonie, Pekinie, czy może wśród bańkowych społeczeństw? Więcej o tym można przeczytać w książce „Po zwycięstwie” G. Johna Ikenberry'ego.Poniżej linki do książek, o których była mowa w audycji:„Naprawa świata w 12 krokach”: https://wydawnictwo.wei.org.pl/product/naprawa-swiata-w-12-krokach„Po zwycięstwie”: https://wydawnictwo.wei.org.pl/product/po-zwyciestwie
Następca papieża Franciszka bardzo szybko zajął tron piotrowy, wręcz w ekspresowym tempie. – To jest niesamowite – mówił w Radiu Wnet ks. dr Paweł Rytel-Andrianik, szef Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego, komentując wybór Leona XIV.
Pod koniec kwietnia na południu Hiszpanii, Francji i Portugalii doszło do rozległej przerwy w dostawie prądu. Czy blackouty staną się codziennością? Komentarz Piotra Grądzika w Radiu Wnet.
Wszystko wskazuje na to, że może dojść do porozumienia między Ukrainą i Stanami Zjednoczonymi. Komentarz Dmytro Antoniuka i Pawła Bobołowicza w Radiu Wnet.