jarasaseasongi - muzyczne historie

Follow jarasaseasongi - muzyczne historie
Share on
Copy link to clipboard

W jarasaseasongach będziecie mogli usłyszeć piosenki z różnych stron świata, najczęściej oczywiście żeglarskie, wygrzebane w przepastnym eterze. Do każdej piosenki dodam krótką gawędę o tym skąd się wzięła, lub po prostu dlaczego mnie zainteresowała. Taki już jest folk, że za każdą piosenką czai się ciekawa historia. Znajdziecie mnie: FB - https://www.facebook.com/JarasaSeaSongi YT - https://youtube.com/channel/UCCFQYbHCCHpuACGXsiAUSFw audycje w Radiu Danielka - https://radiodanielka.pl/

Jaroslaw Tomczyk


    • Nov 29, 2024 LATEST EPISODE
    • monthly NEW EPISODES
    • 18m AVG DURATION
    • 67 EPISODES


    Search for episodes from jarasaseasongi - muzyczne historie with a specific topic:

    Latest episodes from jarasaseasongi - muzyczne historie

    św.Andrzej, Kaledonia i banda łajdaków

    Play Episode Listen Later Nov 29, 2024 40:37


    Dla nas to po prostu andrzejki, dla Szkotów święto narodowe upamiętniające jedno z najważniejszych zwycięstw militarnych nad Anglikami. Posłuchajcie zatem opowieści o św. Andrzeju, tęsknocie za ojczyzną i bandzie szumowin tę ojczyznę sprzedających. Audycja zawiera utwory: “ Scotland the Brave”, (w tle)  wyk. The Auld Town Band & Pipes, muz. trad “Caledonia”, wyk. Louis Jordan sł. I muz. Louis Jordan “When First I Came to Caledonia” , wyk. Tannara, sł. i muz. trad. “Caledonia”, wyk. Dougie MacLean, sł. i muz. Dougie MacLean “Caledonia” , wyk. Inisheer, sł. Agnieszka Kasiak muz. Dougie MacLean “Auld Lang Syne” (w tle), wyk. Jinsung Lee, muz. Robert Burns “Auld Lang Syne” (w tle), wyk. Royal Scots Dragoon Guards, muz. Robert Burns “A Parcel of Rogues”, wyk. The Dubliners, sł. Robert Burns muz. trad “Banda Łajdaków”, wyk. Qftry, sł. Grzegorz Opaluch muz. trad

    The Water is Wide

    Play Episode Listen Later Nov 15, 2024 33:40


    The Water is Wide – przepiękna, smutna i stara szkocka ballada. No właśnie przepiękna i smutna niewątpliwie, ale jak stara? Posłuchajcie mojej opowieści. Audycja zawiera utwory: “On Green Dolphin Street”  wyk. Ella Fitzgerald & Joe Pass, sł. Ned Washington, muz. Bronisław Kaper “On Green Dolphin Street”, (w tle) wyk. Keith Jarrett, Jack Dejohnette i Gary Peacock, sł. Ned Washington, muz. Bronisław Kaper “The Water is Wide” (w tle), wyk. Pete Seeger, sł. i muz. Trad. “The Water is Wide”, wyk. Barry Dransfield, sł. i muz. Trad. “The Water is Wide” (w tle), wyk. Livia Lyette, muz. Trad. “O Waly, Waly”, wyk. Peter Pears (tenor), Benjamin Britten (piano), sł. i muz. Trad. “The Water is Wide”, wyk. Pete Seeger, sł. i muz. Trad. “To Lay Down Your Weary Tune”, wyk. Bob Dylan, sł. i muz. Bob Dylan “Farewell”, wyk. Bob Dylan, sł. Bob Dylan muz. Trad. (Leaving Liverpool) “The Water is Wide”, wyk. Eva Cassidy, sł. i muz. Trad. “The Water is Wide”, wyk. Uwe Karcher, arr. Uwe Karcher muz. Trad. #folk, # szanty

    The House of The rising Sun

    Play Episode Listen Later Nov 1, 2024 26:11


    The House of the Rising Sun, Dom Wschodzącego Słońca, wielki i jakże znaczący dla kultury przebój zespołu The Animals. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku Beatlesi zdobyli w Ameryce przyczółek dla Brytyjskiej muzyki, ale Brytyjską Inwazję (tak amerykanie określają eksplozję popularności wyspiarskiej muzyki w Stanach) Brytyjska Inwazję na rockowo rozpoczęli właśnie „Animalsi” i ich Dom Wschodzącego słońca. No właśnie na pewno na rockowo, ale czy dom wschodzącego słońca był ich? No niekoniecznie. The Animals zaadaptowali bowiem starą folkową pieśń, którą Eric Burdon usłyszał w pubie w Newcastle. W poszukiwaniu korzeni przeboju Animalsów zabieram Was do Ameryki. A w drugiej części opowiadam… z resztą - posłuchajcie. Audycja zawiera utwory: “The House of The Rising Sun”, wyk. The Animals, sł. i muz. Trad. “The House of The Rising Sun”, wyk. Michael Lucarelli, muz. Trad. Arr. Giuseppe Torrisi “Rising Sun Blues”, wyk. The Animals, sł. i muz. Trad. “Rising Sun Blues”, wyk. The Animals, sł. i muz. Trad. “The House of The Rising Sun”, wyk. Georgie Turner, sł. i muz. Trad. “The House of The Rising Sun”, wyk. Clarence “Tom” Ashley I Gwen Foster, sł. i muz. Trad. “The House of The Rising Sun”, wyk. Josh White, sł. i muz. Trad. “The House of The Rising Sun”, wyk. Bob Dylan, sł. i muz. Trad. “The House of The Rising Sun”, wyk. Kult, sł. Aleksander Studniarski muz. Trad.

    Wspomnienia z jubileuszu RO20's, cz. 1.

    Play Episode Listen Later Apr 4, 2024 42:36


    Zdarzyło mi się parę razy zaśpiewać na scenie.  Zdarzyło mi się parę razy pogawędzić o piosenkach dla publiczności. Ale największą swoją muzyczną przygodę przeżyłem w listopadzie ubiegłego roku. Legendarny zespół Ryczące Dwudziestki zaproponował mi abym poprowadził ich jubileuszowy koncert podsumowujący obchody czterdziestolecia działalności. Takich propozycji się nie odrzuca, zwłaszcza, że drugim prowadzącym był Marek Wikliński, lider fenomenalnych Sąsiadów. Koncert składał się z paru części. Dwie z nich miały charakter taki trochę jarasaseasongowy, każdą piosenkę wyśpiewaną przez jubilatów okrasiłem (mam nadzieję, że okrasiłem) krótką o niej opowieścią. A wszystko odbyło się 12 listopada ubiegłego roku w ramach festiwalu Tratwa w Chorzowskim Centrum Kultury. Widownia centrum do małych nie należy ale pomieściła znikomy ułamek fanów Ryczących Dwudziestek. Pomyślałem więc, że ja Was zaproszę na taki podcastowy ekwiwalent jubileuszowego koncertu. Opowiem Wam o każdej zaśpiewanej piosence i razem posłuchamy jak ryczący dżentelmeni ją zaśpiewają. Żeby było jak na koncercie zachowam kolejność utworów. Całość podzielę na 3 części, przed Wami pierwsza. Aha, a żeby zrekompensować Wam fakt, że nie słuchacie szanownych jubilatów na żywo, zaproszę specjalnie dla Was na podcastową wirtualną scenę wykonawców piosenek będących źródłem lub inspiracją dla przebojów Ryczących Dwudziestek. A więc pierwsza część – A capella. Zamknijcie oczy. Zespół już gotowy na scenie, goście za kulisami a Wy siedzicie wygodnie w fotelach i słuchacie…   Audycja zawiera utwory: “Rivers of Babylon”, wyk. Boney M, sł. I muz. Brent Dowe i Trevor McNaughton na podst. Psalmu 137 “By The Waters”, wyk. Ryczące Dwudziestki, sł. Psalm 137  muz. Lee Hays, na podst. Philipa Hayesa “Tri Martolod ”, wyk. Alan Stivell, sł. i muz. trad. “Tri Martolod ”, wyk. Ryczące Dwudziestki sł. Andrzej „Qńa” Grzela, muz. trad. (“Tri Martolod ”) “Alasdair Mhic Colla Ghasda”, wyk. Anne Lorne Gillies, sł. i muz. trad. “Nie pamiętam”, wyk. Ryczące Dwudziestki, sł. Artur Sczesny, muz. trad. (“Alasdair Mhic Colla Ghasda”) “Brian Boru's March”, wyk. Arno Kilhoffer I Marina Lys, muz. trad. “Brian Boru”, wyk. Ryczące Dwudziestki, sł. Artur Sczesny muz. trad. (“Brian Boru's March”) “Greenland Whale Fisheries”, wyk. Pogue Mahone, sł. i muz. trad. “Grenlandzcy Wielorybnicy”, wyk. Ryczące Dwudziestki, sł. Andrzej Mendygrał i muz. trad. (“Greenland Whale Fisheries”) #music #history #folk #szanty #shanties #shanty #żeglarstwo #muzyka #historia #historie #piosenki #szanty #shanties #folk #forebitter #żeglarska

    Piosenki z "Radio Ballad"

    Play Episode Listen Later Mar 7, 2024 34:27


    Podcast Jarasaseasongi powstał niechcący, przy okazji tworzenia audycji dla Radia Danielka. A Radio Danielka skończyło już 3 lata. Na tę okoliczność pasowałoby więc w Jarasaseasongach o radiu. Już kiedyś opowiadałem o prekursorach nowoczesnego radiowego dziennikarstwa, dziś opowiem więcej o ich rewolucyjnej audycji. Nasze radio – Danielkę robi grupa zapaleńców, profesjonalistów i amatorów choćby takich jak ja. Dzięki rewolucji technologicznej możemy to robić bez potężnego zaplecza technicznego. Ha, albo może właśnie z potężnym zapleczem… zaklętym w miniaturowych, prostych w obsłudze urządzeniach. Może właśnie tak. Ale kształt naszych audycji to nie tylko technologia, to suma naszych pasji i doświadczeń pokoleń radiowców, doświadczeń zebranych, podpatrzonych, no i przede wszystkim podsłuchanych. Nie musieliśmy wyważać drzwi i wymyślać koła, zrobili to za nas inni. Mi szczególnie bliskie są dokonania najbardziej folkowej pary wszech czasów Peggy Seeger i Ewana MacColla. Otóż pod koniec lat 50 ubiegłego wieku Ewan i Peggy, nawiązali współpracę z angielskim producentem radiowym Charlsem Parkerem. Postanowili stworzyć dla BBC cykl audycji poświęconych różnym aspektom życia na wyspach brytyjskich. Na przestrzeni 6 lat powstało osiem audycji o różnorodnej tematyce. Cykl nosił nazwę „Radio Ballad” i zapisał się na stałe na kartach historii dziennikarstwa. Nasi folkowcy wpadli na pomysł, żeby połączyć w jednej audycji cztery fundamentalne elementy dotąd nie wykorzystywane w komplecie. Mianowicie: muzykę instrumentalną, efekty dźwiękowe, piosenki i nagrane wypowiedzi zwyczajnych ludzi. Dziś nie brzmi to zaskakująco ale w latach 50 była to rewolucja. Samo połączenie różnych form nie było może szczególnie zaskakujące, nowością był sposób emitowania wypowiedzi bohaterów. W tamtych czasach w audycjach radiowych wypowiedzi zwyczajnych ludzi były transkrybowane a następnie czytane przez zawodowych lektorów. MacColl, Seeger i Parker, do każdej audycji gromadzili setki taśm z nagranymi rozmowami …spośród nich wybierali najciekawsze i, uwaga w ORYGINALE puszczali w eter. W tamtych latach - szok. Powstały programy autentyczne, zabawne, pouczające i poetyckie, w których poszczególne elementy przenikały się nawzajem. Zatem o Radio Ballad opowiadam w dzisiejszym podcaście. Ale, jako że Jarasaseasongi to przecież rzecz o piosenkach, to posłuchamy piosenek z tego cyklu. Wszakże w Radio Ballad śpiewane były utwory napisane specjalnie do każdej audycji przez Ewana MacColla. Posłuchajcie zatem jak piosenki Ewana z rewolucyjnego cyklu audycji śpiewają inni artyści.   Audycja zawiera utwory: “Song of the Iron Road”, wyk. Luke Kelly i The Dubliners, sł. i muz. Ewan MacColl “Just a Note”, wyk. Karan Casey, sł. i muz. Ewan MacColl “Niech zabrzmi pieśń ”, wyk. Cztery Refy, sł. Ewan MacColl, tłum. Jerzy Rogacki muz. Ewan MacColl “On the North Sea Holes”, “The Big Hewer”, wyk. David Coffin, sł. i muz. Ewan MacColl “Morrissey and the Russian Sailor”, wyk. Seán 'ac Dhonnchadha, sł. i muz. trad. “Moving On Song”, wyk. MacColl Brothers, Chris Wood i Karine Polwart, sł. i muz. Ewan MacColl #music #history #folk #szanty #shanties #shanty #żeglarstwo #muzyka #historia #historie #piosenki

    Łowy na barana

    Play Episode Listen Later Jan 25, 2024 25:19


    W 1979 roku legendarny zespół „The Irish Rovers”, założony przez Irlandczyków osiadłych w Toronto wydał płytę “Tall Ships and Salty Dogs”. Szesnaście świetnych morskich piosenek. Wśród nich „The Wanderer and The Whale” – wędrowiec i wieloryb. Opowieść o polowaniu na wieloryba. Nie byle jaka opowieść o nie byle jakim polowaniu. Bestię ścigał Wanderer – po naszemu wędrowiec, ostatni żaglowiec wielorybniczy, ostatni i według wielu najpiękniejszy. Niestety nie przetrwał do dzisiaj, możemy podziwiać tylko plany i modele. A płyta? Parę lat póżniej trafiła do rąk Dariusza Ślewy i Grzegorza Tyszkiewicza. Jeszcze przed założeniem grupy „Smugglers” panowie do brawurowej melodii napisali polski tekst, będący luźnym tłumaczeniem oryginału. Tak powstały „Łowy” - jedna z ozdób debiutanckiej płyty Smugglersów. Wystarczy oczy zamknąć i można poczuć się jak na wielorybniku. To zasługa świetnego tekstu… i melodii. A melodia ma już swoje lata. Nosi tytuł „The Derby Ram”, jej najstarsze nagranie pochodzi z 1957 roku z płyty „English Drinking Songs” kolekcjonera i barda folkowego A.L. LLoyda. Bert Loyd śpiewa o baranie z Derby. Okazuje się, że Will Millar z The Irish Rovers napisał nowy, marynarski, wielorybniczy tekst do starej angielskiej ludowej melodii, tylko refren zostawił prawie nie zmieniony. W tym refrenie podmiot liryczny zapewnia słuchacza że wyspiewuje całą prawdę. A ten „Derby Ram” Berta Loyda? Cóż to za baran? No właśnie – wyruszyłem na łowy na barana. A co złowiłem pisałem w podcaście. Zachęcam do posłuchania.   Audycja zawiera utwory: “Wanderer And The Whale”, wyk. The Irish Rovers, sł. i muz. Will Millar „ Łowy”, wyk. Smugglers, sł. Dariusz Ślewa i Grzegorz Tyszkiewicz muz. trad. „The Derby Ram” „ The Derby Ram”, wyk. A.L. LLoyd, sł. i muz. trad. „ Mylecharaine's March”, wyk. Barrule, muz. trad. „ Mari Lwyd”, wyk. Carreg Lafar, sł. muz. Vinnie Baker „ Oh, Didn't He Ramble”, wyk. Jelly Roll Morton,  muz. J. Rosamond Johnson, James Weldon Johnson, and Bob Cole, na podstawie “The Derby Ram” „ The Ram Song”, wyk. Nowell Sing We Clear, sł. i muz. trad. „ The Derby Ram”, wyk. Sean Dagher, sł. i muz. trad. #music #history #folk #szanty #shanties #shanty #żeglarstwo #muzyka #historia #historie #piosenki

    Fairytale of New York

    Play Episode Listen Later Dec 18, 2023 10:09


    W jarasaseasongach czas na piosenkę świąteczną. Poszwędamy się po Nowym Jorku. I to w doborowym towarzystwie. Bajkę z nowego Jorku opowie nam ikona współczesnego folku, ba nawet punk folku, Shane MacGowan z zespołem The Pogues. Opowiem Wam dzisiaj o najpopularniejszej w XXI wieku na wyspach brytyjskich - można by rzec pastorałce, zresztą - sami to ocenicie. „Fairytale of New York”, bo o niej mowa do 2020 roku sprzedała się na wyspach w dwóch milionach czterystu tysiącach egzemplarzy i uzyskała poczwórną platynę. Przez wielu jest uważana za najlepszą piosenkę bożonarodzeniową wszech czasów. I Ja się do tych wielu zaliczam, mógłbym stać na ich czele. Na temat powstania Fairytale of New York krąży parę legend, my skupmy się na wersji Shane'a. Jak twierdzi lider The Pogues w 1985 roku Elvis Costello, ówczesny producent Poguesów, postawił zakład, że zespół nie jest w stanie napisać bożonarodzeniowego hitu. Wydawło mu się że nic nie ryzykuje, pewnie wyobraził sobie Poguesów śpiewających „White Christmas” i już liczył pieniądze. Przeliczy się. Jem Finer, banjoista zespołu szybko wymyślił melodię i zarys historii o marynarzu z Nowego Jorku, który spoglądając na ocean w dalekiej Irlandii tęskni do domu.  Brzmi dobrze? Może i tak ale sztampowo. Na szczęście Jem pochwalił się żonie, a jej historia się nie spodobała. Zaproponowała jako temat rozmowę pewnej pary w dniu Bożego Narodzenia. Finer, tak o tym opowiada: „Napisałem dwie piosenki z melodiami, jedna miała dobrą melodię i gówniany tekst, druga miała pomysł na „Fairytale”, ale melodia była marna, dałem je Shane'owi, a on nadał piosence Broadwayowski szyk i tak już zostało”. „Fairytale of New York” powstał zatem jako rozmowa pary zmęczonych życiem, sfrustrowanych kochanków z sentymentem i jednocześnie rozgoryczeniem spoglądających na swoją przeszłość. Opowieść zaczyna się od irlandzkiego imigranta który w Boże Narodzenie trafił na izbę wytrzeźwień. Gdy słyszy starego włóczęgę śpiewającego irlandzką balladę „The Rare Old Mountain Dew” (piosenka o pędzeniu w górach irlandzkiego bimbru - poitin), zaczyna śnić o kobiecie swojego życia i zaczyna z nią słodko-gorzki dialog. MacGowan tak to opisuje: „sama piosenka jest w końcu dość przygnębiająca, opowiada o tych starych irlandzko-amerykańskich gwiazdach Broadwayu, które siedzą w Boże Narodzenie i rozmawiają o tym, czy wszystko idzie dobrze.” Otrzymaliśmy wspaniały pijacki hymn do niespełnionych marzeń, zaprawiony przenikliwie chłodnymi wzajemnymi pretensjami. Nie brzmi jak pastorałka? Może i nie ale jakież to piękne i prawdziwe. Mimo świątecznej  tematyki, utwór został nagrany w upalne lato 1987 roku w RAK Studios w Londynie. W międzyczasie producentem Poguesów został Steve'a Lillywhite'a. Ten poprosił swoją żonę, Kirsty MacColl, o nagranie testowego wokalu, aby zespół mógł usłyszeć jak brzmi w duecie. Poguesi byli zachwceni  jej wykonaniem, uznali że Kirsty musi wziąć udział w nagraniu. I wzięła. I wersja z Kirsty jest najwspalnialsza. I tak The Pogues dało nam pastorałkę nie pastorałkę, najpiękniejszą świąteczną piosenkę wszech czasów, w której komercyjny, marketingowy lukier nie przykrył mieszanki bólu i radości, miłości i żalów, które towarzyszą nam przez cały rok. Nic tylko słuchać. Sail Ho. Audycja zawiera utwór: "Fairytale of New York" w wykonaniu zespołu The Pogues i Kirsty McCall, słowa: Jem Finer,  muzyka: Shane MacGowan @jarasaseasongi znajdziesz na facebooku i YouTube :-)

    Strzyżyki

    Play Episode Listen Later Dec 7, 2023 42:37


    Było tak, że Bóg chciał wyłonić króla wszystkich ptaków. Postanowił, że zwycięzcą ogłosi stworzenie, które wzniesie się najwyżej. Wystartowały wszystkie ptaki. Słabsze, po kolei, zmęczone odpadały od stawki, aż w przestworzach pozostał tylko orzeł. Wygrał? Bynajmniej. Kiedy w końcu orzeł, zmęczony i pewny wygranej, zaczął zniżać lot, spod jego skrzydła wyłonił się przebiegły strzyżyk i świeży, wypoczęty wzleciał wyżej. Mały ptaszek wygrał. Ale została mu łatka oszusta. Historii przynoszących temu maleńkiemu ptakowi o potężnym głosie niesławę funkcjonuje w tradycji ludowej cały komplet, w różnych miejscach, w Irlandii, Anglii, Szkocji, Walii, na wyspie Man, czy wreszcie we Francji. Nie ma tam strzyżyk łatwego życia. Raz do roku urządzane jest polowanie na te ptaki, zwieńczone czymś na kształt festiwalu. A w Irlandii w wieku XIX, w czasach wielkiego głodu słowo strzyżyk nabrało nowego znaczenia. Stało się symbolem wykluczenia, biedy, desperacji ale równocześnie determinacji, woli przetrwania i solidarności. Posłuchajcie opowieści o strzyżykach z Curragh, kobietach które życie zmusiło do handlu własnym ciałem, które wbrew przeciwnościom losu potrafiły w zimnych jamach zbudować namiastkę domu i ciepła rodzinnego, oazę solidarności. Posłuchajcie opowieści o „The Curragh Wren”, strzyżykach z równiny Curragh.     Audycja zawiera utwory: “Hela'r Dryw”, w tle, wyk. Mabden Folk Band, muz. trad. „The Wran Song”, wyk. The Clancy Brothers & Tommy Makem, sł. i muz. trad. „The Cutty Wren”, wyk. Royston i Heather Wood sł. i  muz. trad. „Hela'r Dryw”, wyk. Fernhill, sł. i muz. trad. „ he Curragh Wrens”, wyk. Jane McNamee, sł. muz. Vinnie Baker „ he Curragh Wrens”, wyk. Plúirín Na mBan sł. i  muz. Cathy Jordan „Hunting the Wren”, wyk. Lankum, sł. Ian Lynch muz. Lankum

    Few Days

    Play Episode Listen Later Nov 9, 2023 16:39


    Rok 1982. W kraju bieda, terror i smutek. Mimo to środowisko wodniaków co jakiś czas urządza mniejsze lub większe koncerty piosenki żeglarskiej i szant. Ba już mamy za sobą pierwszą, jeszcze nieśmiałą edycję Festiwalu Shanties w Krakowie. A szanta w tych czasach to naprawdę egzotyczne słowo. Od kilkunastu miesięcy nie działa zespół Refpatent, środowisko żeglarskie jeszcze nie wie, że czeka na jego reinkarnację pod szyldem Cztery Refy. Coraz aktywniej na scenie poczynają sobie Jerzy Porębski, Ryszard Muzaj, Mirosław Peszkowski i Marek Szurawski, jeszcze nie wiedzą że za młodu zostaną Starymi Dzwonami, na własne życzenie. Na wiosnę 1982 roku w katowickim Teatrze Ateneum organizowany jest koncert z udziałem Witolda Zamojskiego, dziś już legendy i wspomnianego kwartetu. Katowiczanom podoba się, postanawiają zorganizować cykliczną imprezę i tak w listopadzie 1983 w teatrze Młodego Widza na Koszutce odbywa się pierwsza edycja Festiwalu Tratwa. Tak, to już 40 lat. Na festiwalu pojawia się grupa młodzieńców. Śpiewają razem od paru miesięcy, pierwszy raz wyszli na scenę pod szyldem Ryczące Dwudziestki, zaśpiewali między innymi „Hiszpańskie dziewczyny” i zdobyli III nagrodę. A potem było coraz lepiej. I tak śpiewają od czterdziestu lat. Za parę dni 12 listopada będą obchodzili swoje czterdziestolecie właśnie na kolejnej edycji Festiwalu Tratwa. No właśnie za parę dni, a few days. Zatem dziś opowieść o jednej z najpopularniejszych piosenkę zespołu, „Few Days” właśnie. Sprawa nie taka prosta. Pojawiła się niespodziewanie w 1854 roku w kilku publikacjach naraz, i to w kilku odmiennych wersjach tekstowych. Badacze folkloru, szperacze i zbieracze piosenek do dziś się zastanawiają, i dyskutują która z wersji była pierwsza. Ciekawostką jest, że powszechnie uważana, nawet w Stanach Zjednoczonych, za piosenkę górniczą, Few Days piosenką górniczą w swojej istocie nie była. Ale o tym już posłuchajcie w podcaście

    RO 20's - niezapomniane piosenki

    Play Episode Listen Later Oct 20, 2023 22:00


    Mała wycieczka geograficzno muzyczna. Zaczniemy od bieguna południowego. Wokół ląd wiecznie skuty lodem, czyli najpóźniej odkryty kontynent – czyli Antarktyda. Nie ma stałych mieszkańców - jest tylko parę polarnych stacji badawczych. Małe szanse, żeby tam jarasaseasongi dotarły, no cóż. Antarktydę oblewają południowe wody trzech wielkich oceanów. Tzn. dziś można już powiedzieć że oblewały, od dwutysięcznego roku te wody są uznawane formalnie za ocean południowy - czwarty ocean rozciągający się do 60 równoleżnika. Na tym oceanie też trudno liczyć na słuchaczy. Nie bez kozery obszar wody na półkuli południowej poniżej 60 równoleżnika od wieków nosi nazwę bezludne sześćdziesiątki. Dlaczego bezludne – jest tam niby parę wysp ale kto by tam przeżył, Anglicy te wody nazywają Screamin' Sixties – wrzeszczące sześćdziesiątki. Wiatr urywa głowę i pogadać się nie da. Wraz z przepłynięciem 60 równoleżnika ku północy opuszczamy Antarktykę. Kolejny obszar ciągnący się do równoleżnika 50 to wyjące pięćdziesiątki nomen omen. Wiatr nie ma tam jakichkolwiek lądowych barier, pędzi z oszałamiającą siłą z zachodu na wschód a fale są niewyobrażalnie wysokie. Anglicy obrazowo nazywają tę strefę furious fifties nie trzeba tłumaczyć. A jeszcze wędrujące góry lodowe. Do wyjących pięćdziesiątek mało kto się zapuszcza. Kolejny krok na północ. Do czterdziestego równoleżnika mamy ryczące czterdziestki Roaring Forties. W tej strefie wieją również stałe wiatry zachodnie o bardzo dużej prędkości. Lecz w przeciwieństwie do pięćdziesiątek te już można ujarzmić. Ryczące czterdziestki miały w historii żeglarstwa ogromne znaczenie ekonomiczne. W 1610 roku Hendrik Brouwer dowodząc flotą trzech statków Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej w drodze do Indii Wschodnich zboczył ze szlaku wytyczonego przez Portugalczyków zszedł poniżej czterdziestego równoleżnika i pchany silnym stałym wiatrem zachodnim dotarł do celu w mniej niż 7 miesięcy. To ponad 10 miesięcy krócej niż dotychczasowy szlak, różnica kolosalna.  Drogę nazwano szlakiem Brouwera. W drugiej połowie XIX wieku kiedy na oceanach królowały klipry, które w pasie ryczących czterdziestek wędrowały między Europą a Australią i Nową Zelandią droga zyskała miano szlaku kliprów. I na tym barwne żeglarskie nazewnictwo stref geograficznych by się zakończyło, gdyby nie pewna anomalia klimatyczno kulturalna a może nawet i społeczna. W 1983 roku, uwaga cytuję sprawców: „przyjaciele z I Drużyny Wodnej bytomskiego Hufca ZHP, zamiłowanie do żeglarstwa i przygody, oraz tęsknotę za wolnością, jakże dosłownie wtedy rozumianą, postanowili zawrzeć w śpiewanych przez siebie piosenkach. Powstali spontanicznie - z potrzeby serc, ku radości własnej i innych.” Nazwali się Ryczące Dwudziestki.     Audycja zawiera utwory: “Ocalić od zapomnienia”, wyk. Wojciech Majewski & Tomasz Szukalski, muzyka: Marek Grechuta „ Bridge Over Troubled Water”, wyk. Ryczące Dwudziestki, słowa i muzyka: Paul Simon „ Van Diemand's Land”, wyk. Ryczące Dwudziestki, słowa: Ryczące Dwudziestki, muzyka: trad. „Moje morze”, wyk. Ryczące Dwudziestki, słowa: Andrzej „Qńa” Grzela, muzyka: Iwan Matwijenko

    Wellies

    Play Episode Listen Later Sep 21, 2023 16:01


    Skąd te kalosze? Cofnijmy się do końcówki XVIII wieku. W Anglii panowie nosili wówczas wysokie buty z wywiniętą cholewką najczęściej tzw. buty heskie. Przywieźli je do Anglii walczący pod brytyjską flagą żołnierze z Hesji. Były wysokie do kolan, wykonane ze skóry cielęcej miały wcięcie w kształcie litery V i ozdobne frędzle z przodu cholewy. Takie właśnie buty z Hesji nosił Arthur Wellesley, Książe Wellington, pogromca Napoleona pod Waterloo. Wellesley na buty zwracał ogromna uwagę. Kiedy w stroju żołnierzy bryczesy zostały wyparte przez cieńsze luźniejsze spodnie, Wellesley postanowił zmodyfikować ulubione obuwie. Wellesley zlecił swojemu szewcowi zmianę fasonu, m. in. poszerzenie cholewki i usunięcie frędzli. Nowy but stworzony przez Hoby'ego był bardziej funkcjonalny, wygodniejszy i trwalszy, a jednocześnie elegancki. Wellington nie tylko na polu walki zakładał nowe buty. Często zapraszany na ekskluzywne przyjęcia, tam również się w nich pojawiał. A że uchodził za ikonę mody, wkrótce znalazł licznych naśladowców, najpierw wśród oficerów, później wśród arystokracji. No i buty zyskały wielką popularność i nową nazwę - The Wellington boots. Wellington boots tryumfy modowe święciły do lat 40 XIX wieku, w latach 50 cholewy stawały się coraz krótsze, w 60 sięgały już tylko kostki. Prawdziwe Wellingtony używano już tylko do jazdy konnej. W 1852 roku, angielski przedsiębiorca Hiram Hutchinson poznał Charlesa Goodyeara. Hutchinson odkupił od Amerykanina patent na produkcję obuwia, założył we Francji firmę i zaczął masowo produkować pierwsze gumowce pod marką À l'Aigle czyli orzeł. Gumowe, nieprzemakalne buty w przystępnej cenie odniosły z miejsca niezwykły sukces. A 3 lata później w Szkocji osiadło dwóch przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych, aby produkować gumowe Wellingtony. Założyli spółkę Norris & Company, kupili młyn w Edynburgu i rozpoczęli masową produkcję. Dziś ich firmę znamy wszyscy. To Hunter Boot Ltd. Firma swój prawdziwy rozkwit firma zawdzięcza zamówieniom wojennym. Podczas obu światowych wojen korona zamówiła dosłownie miliony par gumowych butów dla żołnierzy w europejskich okopach. W połowie lat 40 buty zaczęły szybko zyskiwać popularność wśród cywilów, szczególnie tych z terenów wiejskich. W 1956 roku Hunter Boots Ltd. wprowadziła na rynek słynne „The Original Green Welington”, dziś nieodzownie kojarzące się z krajobrazem brytyjskiej wsi. I czy o takim fenomenie mogło zabraknąć piosenki. No nie mogło. Szczególnie w Szkocji, gdzie oryginalne wellies powstają. Billy Connolly szkocki śpiewak i kpiarz twierdzi, że Szkota w Kilcie spotkać dziś można już tylko w Edynburgu, w wellingtonkach zaś chodzą wszyscy w highland. To jest nieodzowny  element ich narodowego stroju. Napisał na ten temat stosowna piosnkę. Pomysł i melodię zaczerpnął z XIX wiecznej szkockiej piosenki Davida Shawa „The Wark of The Weavers”. Autor doceniając ciężką pracę tkaczy, w pieśni wymienia obszerną liczbę powodów, dla których powinniśmy być wdzięczni tkaczom za ich pracę. A piosenka Billa nosi tytuł „If It Wisnae Fur Yer Wellies”, czyli przekładając na nasze „Gdyby nie Twoje kalosze?”. Wymienia wiele zalet noszenia wellingtonów, od ochrony przed deszczem do ochrony przed powiedzmy niemiłym stóp aromatem. W ostatniej zwrotce krytykuje partie rządzącą i opozycję. Piosenka powstała w 1972 i szybko stała się niezwykle popularna w całej Szkocji.   Audycja zawiera utwory: „The Wark of The Weavers”, wyk. North Sea Gas, słowa i muzyka: David Shaw „If It Wisnae Fur Yer Wellies”, wyk. Billy Conolly, słowa: Billy onolly, muzyka: David Shaw  

    Hey Joe, folkowe korzenie

    Play Episode Listen Later Jul 13, 2023 24:39


    W latach 40 ubiegłego wieku, w Ameryce przyszła moda na muzykę folkową. Zaczęło się od zespołu The Weavers (pol. Tkacze), który w 1950 roku jako pierwszyw w historii umieścił folkową piosenkę na pierwszym miesjcu listy Billboard. Wokół The Weavers powstało grono zespołów i, powiedzmy, bardów popularyzujących ludową muzykę Amerykanów. Moda rozwijała się nieśpiesznie, w obiegu kawiarnianym i uczelnianym. Do głównego nurtu z tego czasu przebili się w zasadzie tylko Odetta i Harry Belafonte. Zjawisko zostało nazwane American Folk Revival. Środowisko folkowców wywodziło się i działało głównie na uniwersytetach, było zdecydowanie lewicowe. Kiedy w latach 50' kraj ogarnęła fala makkartyzmu, folk trafił na cenzurowane, został zepchnięty do podziemia. Pete Seeger i Lee Hays z The Weavers stanęli nawet w 1955 przed Komisją Izby Reprezentantów ds. Działalności Antyamerykańskiej. Mimo to, jeszcze w tym samym roku właśnie Seeger z kolegami dali sygnał do rozpoczęcia drugiej fali odrodzenia folkowego. W wigilę bożego narodzenia The Weavers dali porywający koncert w Carnegie Hall. Wydany 2 lata później album z tego koncertu był jedną z najlepiej sprzedających się płyt roku. A w 1958 roku powstała grupa Kingston Trio, która zaczęła nagrywać covery piosenek Tkaczy. Ich płyty sprzedawały się rewelacyjnie. Posypały się nagrody. Odnieśli niesłychany sukces komercyjny. W ich ślady poszły inne zespoły, takie jak Peter Paul and Marry, The Chad Mitchel Trio, Brothers Four. Folk trafił na szczyt trafił i rozgościł się w głównym nurcie muzyki. Jeszcze w „kawiarnianych” czasach odrodzenia folkowego, młoda piosenkarka Niela Halleck (później po mężu Horn Miller) napisała i wykonywała piosenkę "Baby, Please Don't Go to Town". Rzecz o dziewczynie, która idzie się zabawić, a autorka ostrzega ją przed konsekwencjami. Niela spotykała się z muzykiem Billym Robertsem. Wkrótce Billy podczas swoich gigów zaczął wykonywać własną piosenkę - „Hey Joe”. Tu mamy historię wyraźnie nawiązującą do tekstu Nieli, z tym że historia jest już o chłopaku, który zabił dziewczynę przyłapaną na zabawie z innym. Ten sam tekst (no prawie) śpiewał Hendrix, ale melodia, aranżacja jeszcze żywo przypomina dzieło Nieli. Nie przeszkodziło to Billowi zarezerwować praw do piosenki. I do dzisiaj występuje jako autor. Neila dwukrotnie próbowała dochodzić swoich praw ale zrezygnowała. W międzyczasie pojawiali się jeszcze muzycy, którzy przedstawiali inne pochodzenie piosenki, inne źródła inspiracji (też oczywiście folkowe), czasem podawali się za autorów, ale wersja tutaj przedstawiona ma chyba ma najwięcej zwolenników. Muzycznie i tekstowo się broni. Hey Joe we wczesnych latach 60 był często grywany na klubowych scenach. To głównie za przyczyną Davida Crosbiego i The Byrds, którzy spopularyzowali piosenkę wśród muzyków zachodniego wybrzeża. Najbardziej znana była wersja zespołu The Leaves, przez dziewięć tygodni utrzymywała się na listach przebojów. Aż pojawił się młody czarnoskóry gitarzysta Jimmy Hendrix i wszystkie dotychczasowe wersje piosenki zepchnął na margines. Jego wersja Hey Joe była genialna, niepowtarzalna, wręcz ikoniczna, kto dziś pamięta o pozostałych. Audycja zawiera utwory: “Stairway To Heaven” (w tle), wyk. Soren Madsen muzyka: Jimmy Page “Baby, Please Don't Go to Town”, wyk. Niela Miller, słowa i muzyka: Niela Miller “Hey Joe”, wyk. Billy Roberts, słowa i muzyka: Billy Roberts „Hey Joe” wyk. The Jimi Hendrix Experience, słowa i muzyka: Billy Roberts „Norwegian Wood” (w tle) wyk. Herbie Hancock, muzyka: John Lennon, Paul McCartney „Norwegian Wood” wyk. Tim O'Brien, słowa i muzyka: John Lennon, Paul McCartney

    Piraci na Bałtyku

    Play Episode Listen Later Jun 15, 2023 25:03


    Historia sięga XIV wieku. W Europie trwa od dłuższego czasu kryzys agrarny. W połowie XIV wieku dżuma zabija blisko 1/3 populacji. Ludność niemieckiego pomorza jeszcze nie zapomniała o zarazie, a wielka powódź zabiera życie 100 tysięcy ludzi. Panuje bieda i głód na niespotykaną dotąd skalę. Chyba po raz pierwszy w historii Europy niższe warstwy społeczne nieśmiało kwestionują ład tego świata. Wybuchają pierwsze powstania ludowe. Popularność zyskują hasła wolność równość i sprawiedliwość (w tamtych czasach kojarzone są one podobno z wartościami panującymi wśród piratów). W takich warunkach w Meklemburgii wielu zubożałych arystokratów szuka szczęścia poza prawem, część z nich na morzu. Sprzyja temu konflikt pomiędzy Meklemburgią a Danią. Na Bałtyku w tym czasie prym wiedzie związek Hanzeatycki. Małgorzata I władająca Danią chce zjednoczyć pod swoim berłem całą Skandynawię aby przeciwstawić się Hanzie. Ale w Szwecji rządzi meklemburski książę Albrecht. Szwedzi nie darzą go sympatią, zwracają się o pomoc do Małgorzaty. Duńska królowa odbija z rąk Meklemburczyków prawie całą Szwecję. Sztokholm się jej opiera. W między czasie Hanza, aby zwiększyć siłę rażenia swojej floty, wystawia ochoczo piratom listy kaperskie. Piratom często przewodzi właśnie zubożała szlachta. Zaczynają się powoli formować bractwa. Powstaje liga piracka. Jednym z zadań powierzonych im przez Hanzę jest zaopatrywanie w żywność oblężonego przez Sztokholmu. Bractwo pirackie zaczyna być nazywane bractwem witalijskim od słowa viatilleur. Określenie powstało prawdopodobnie we Francji dla statków zaopatrujących w żywność oblężone Calais w połowie XIV wieku. O bractwie pirackim zaczynają krążyć legendy. Ludności podobają się pogłoski o całkiem jak na owe czasy demokratycznej organizacji władzy, podziale łupów, swoistej wewnętrznej lojalności. Piraci zyskują nowe miano Likedeeler, co można tłumaczyć jako równo dzielący. W czasie oblężenia Sztokholmu bractwo witalijskie na swoją bazę wybiera Gotlandię. Po zaciętych walkach zdobywają Visby. Teraz mogą atakować teren Szwecji. Mają niemałe sukcesy, zdobywają Bergen i Malmo, Małgorzata w efekcie uwalnia Albrechta. Ale przychodzi rok 1395 i rozejm Dani i Szwecji z Hanzą. Listy kaperskie tracą ważność. Ale piraci nie wracają do domów. Łupią floty handlowe pływające pod wszelkimi banderami, a zdani na współpracę z wieśniakami z nadbrzeżnych wsi, za pomoc odwdzięczają się sowicie. Lud więc ich kocha. Władza nienawidzi. Zakon krzyżacki organizuje flotę 84 pękatych kog, obsadza je czterema tysiącami zbrojnych knechtów wyrusza na Gotlandię i zdobywa Visby. Urządza piratom jatkę ale przywódcom z najwierniejszymi kamratami udaje się uciec. Kogi hanzeatyckie na szlakach są dalej zagrożone. Hanza wynajmuje więc słynnego flandryjskiego żołnierza i żeglarza Simona van Utrechta. Ten w tajemnicy buduje kogę specjalnie przystosowaną do walki. W pełni obsadzona i uzbrojona miała być zdolna do walki z cała eskadrą wroga to się potwierdziło. Dzięki pstrokatemu kadłubowi otrzymała przydomek „Kolorowa Krowa”. Utrechtowi udaje się w 1401 roku pod Helgolandem wywabić witalijczyków z kryjówki i sprawić im łomot. Przywódcy piratów w końcu zostają schwytany. A wśród przywódców prym wiedzie Klaus Störtebeker. To był początek końca bractwa witalijskiego… Audycja zawiera utwory: “Pirates of The Caribean Theme” (w tle), wyk.  Eddie van der Meer muzyka: Hans Zimmer, Geoff Zanelli, Klaus Badelt “Sjørøverne kommer!”, wyk. Slogmåkane, słowa i muzyka: Terje Formoe “Störtebeker”, wyk. Running Wild, słowa i muzyka: Rolf Kasparek I Michael Kupper „Störtebeker”, wyk. Across The Border, słowa i muzyka: Michael Mayer-Poes „Liekedeeler”, wyk. Santiana, słowa: Hartmut Krech, Mark Nissen i Johannes Braun, muzyka: Frank Ramond „Der Störtebeker ist unser Herr”, wyk. Gorch Fock, słowa i muzyka: Walter Gattke “Na Strandzie Helu”, wyk. Bgrupa Folkowa “Formacja” I Krzysztof Jurkiewicz, słowa i muzyka: Krzysztof Jurkiewicz        

    We Shall Overcome

    Play Episode Listen Later Jun 1, 2023 27:22


    Charleston w Karolinie Południowej. Tam od 1912 roku w budynku starej przędzalni bawełny, American Tobacco Company produkuje cygara. W fabryce panuje segregacja rasowa. Afroamerykanie wykonują cięższe prace niż biali za znacząco niższe pensje. W czasie II Wojny Światowej w Cigar Factory zaczęły działać związki zawodowe. Związkowcy w czasie wojny zgodzili się nie prowadzić akcji protestacyjnych, w zamian firma obiecała podwyżki po jej zakończeniu. Po zakończeniu wojny robotnicy podwyżek nie zobaczyli. W październiku 1945 roku wybuchł strajk. Większość strajkujących stanowiły czarne kobiety, ale organizatorzy doszli do wniosku że kluczowa dla wygrania strajku będzie wielorasowość, zaczęli integrować białe i czarne pracownice i pracowników. Strajk zakończył się 1 kwietnia 1946 roku. Pracodawca podszedł na ustępstwa, podniósł nieznacznie płace (8 centów na godzinę) i złagodził bariery rasowe. Strajk w Fabryce Cygar jest dzisiaj uważany za znaczący, rzadkością w owych czasach była integracja i wspólna obrona interesów czarnych i białych, szczególnie w południowych stanach. Dla nas strajk jest arcyważny również z innego powodu. Podczas strajku długoletnia pracownica fabryki Lucille Simons, przed końcem pikietowania zaśpiewała piosenkę „We'll Overcome”.  To było pierwsze powszechnie uznane wykonanie songu który dziś znamy pod tytułem „We Shall Overcome”. Od Simmons piosenki nauczyła się Zilphia Horton, dyrektorka muzyczna w legendarnej Highlander Folk School. Zilphia tą piosenką kończyła zazwyczaj grupowe zajęcia, które prowadziła. Od Zilphii piosenki nauczył się Pete Seeger. Wydawał w tym czasie z Alanem Lomaxem i Lee Hysem biuletyn, w którym publikował pieśni robotnicze. W 1948 roku podczas kampanii prezydenckiej Henry'ego  Wallace'a wydrukował „We Will Overcome”. Pete zmienił pierwsze słowa każdego wersu z „I'll” czy też „I will” na „I shall”, tak mu lepiej brzmiało (w zasadzie to po latach sam stwierdził że nie pamięta czy to na pewno on dokonał tej zmiany). Dodał również dwie ostatnie zwrotki. W 1950 jeszcze pod tytułem „We Will Overcome” piosenkę nagrał Joe Glaze. W 1952 już jako „We Shall Overcome” piosenka pojawiła się na płycie Laury Duncan. I potem już poszło. Song co chwila był nagrywany przez jakiegoś artystę. Piosenkę poznawali również działacze społeczni. W 1957  Seegera słuchał Martin Luther King i „We Shall Overcome” utkwiła mu w pamięci. Kiedy Highlander Folk School była nękana przez naloty policji tamtejsza młodzież dodawała sobie otuchy śpiewając „We Shall Overcome”, nadając jej jednocześnie takie brzmienie jakie znamy dzisiaj. Piosenka zyskała status protestsongu. W 1963 podczas marszu na Waszyngton razem z Joan Baez „We Shall Overcome” śpiewa 300 tysięczny tłum. 2 lata później piosenkę cytuje Prezydent Lyndon Johnson w przemówieniu do uczestników słynnego marszu z Selmy do Montgomery. W tym samym roku „We Shall Overcome” cytuje na wystąpieniu w Temple Israel w Hollywood Martin Luther King. Robi to również w 1968 roku, cztery dni przed tragiczną śmiercią. Na jego pogrzebie We Shall Overcome śpiewa ponad 50 tysięcy gardeł. I tak popularność protestosngu rozlała się po całym świecie. Trudno pewnie byłoby znaleźć demonstrację społeczne w latach 60 i późniejszych na których piosenka nie była by śpiewana przez tłum.   Sail-Ho   Audycja zawiera utwory: “We Shall Overcome” (w tle), wyk.  Charlie Haden & Hank Jones muzyka: trad. “We Shall Overcome”, wyk. Pete Seeger, słowa i muzyka: trad. “We Shall Overcome”, wyk. Joan Baez, słowa i muzyka: trad. „I Will Overcome Someday”  wyk. Carolyn Disnew-Zameret, słowa i muzyka: Charles Albert Tindley „No More Auction Block For Me” wyk. Odetta, słowa i muzyka: trad. „O Sanctissima”  wyk. Regina Nathan, słowa i muzyka: trad. “We Shall Overcome”, wyk. Bruce Springsteen with the Sessions Band, słowa i muzyka: trad.

    Dziewczę z Amsterdamu (The Maid of Amsterdam, A-Roving)

    Play Episode Listen Later May 17, 2023 20:37


    Praca przy pompie należała chyba do najbardziej żmudnych na statku żaglowym. Weźmy takie pompy dźwigniowe. Działały jak drezyna o napędzie ręcznym. Marynarze ustawieni po dwóch stronach pchali na przemian raz do dołu raz do góry drążek dźwigni, która uruchamiała tłoki pompujące wodę. Długość ramion pompy decydowała czy ruch do góry i na dół następował na jedno czy na dwa tempa. I tak całą wachtę. Podobnie przy windach kotwicznych. Zanim w latach 60 XIX wieku wynaleziono windę kabestanową, bęben na który nawijano cumy kotwiczne był poruszany windą dźwigniową. Marynarze nawijając na bęben linę kotwiczną wciągali statek nad leżącą na dnie kotwicę a następnie podnosili kotwicę z wody. Ta ważyła nierzadko kilka ton, lina czy łańcuch kotwiczny czasem jeszcze więcej. Praca wymagała wielkiej siły, a wybieranie cumy kotwicznej mogło trwać nawet kilka godzin. Ciężka robota trud i znój. I właśnie szanty pomagały synchronizować ruchy, regulowała rytm pracy i dostarczała rozrywki podczas harówki. Te śpiewane przy pompach czy windzie kotwicznej nazywano pompowymi i kabestanowymi. I właśnie do pracy na windzie  lub pompie była śpiewana dzisiejsza bohaterka „A-roving”, znana jako” The Maid of Amsterdam”, czyli „Panienka z Amsterdamu”. Jest uważana za jedną z najstarszych szant. Joanna Colcord twierdzi, że „Panienka z Amsterdamu” że jest najstarszą spośród wszystkich znanych szant kabestanowych. I musiała być jedną z najbardziej popularnych u schyłku ery wielkich żaglowców. Znajduje się w zdecydowanej większości zbiorów pionierskich badaczy i kolekcjonerów szant. Ciekawostką jest fakt, że o ile panuje powszechna opinia, że przy pracy była śpiewana z rubasznym tekstem, to w zbiorach jest z tej sprośności cokolwiek wyczyszczona. Jak na najstarszą szantę przystało „A-roving” ma niezwykłą mnogość wersji tekstowych, śpiewana była do pracy na pokładach żaglowców ale również na wybrzeżach na wyspach brytyjskich, w Skandynawii, czy Francji. Jako pieśń brzegowa, nabrała szybszego tempa. Tekst piosenki zazwyczaj opowiada o chłopaku, marynarzu, który spotyka młodą dziewczynę, czasem mężatkę, czasem przedstawicielkę najstarszego zawodu świata. Czasem zabiera ją na spacer do parku, czasem idą do pokoju mieszkania. Zazwyczaj do czegoś więcej między nimi dochodzi, choć oficjalne wersje oczywiście nie wnikają w szczegóły. Ale właśnie sama droga do zawarcia „bliższej znajomości” jest często podobna, krok  po kroku, chłopak bierze dziewczynę za rękę, dotyka ramienia, nogi i tak dalej i tak dalej. Nazywają to progresją anatomiczną. Na koniec zazwyczaj dziewczyna chłopaka albo zostawia albo oszukuje, w każdym razie zostaje marynarz bez pieniędzy i sobie obiecuje : „nie będę się już z tobą włóczyć piękna panienko”. A co z tą legendarną niemal rubasznością? No jest ona, czy też była. Są po niej ślady. Jeden z aktywnych użytkowników forum Mudcat Cafe opowiada historię o tym jak podczas niesławnych warsztatów nieocenzurowanych pieśni morskich na Mystic Seaport Sea Music Festival w '88 lub '89 Stan Hugill został skłoniony do zaśpiewania pikantnej, nie wygładzonej wersji ‘A-roving”. Ale o tym to już posłuchajcie w podcaście.     Sail-Ho    Audycja zawiera utwory: “The Maid of Amsterdam” (w tle), wyk.  the Bobby Spellman Quartet muzyka: trad. „A Amsterdam” , wyk. Guy Béart, słowa i muzyka: Guy Béart „To Amsterdam” wyk. Zespół Reprezentacyjny, tłum. Filip Łobodziński, muzyka: : Guy Béart „The Maid of Amsterdam”  wyk. Seán Dagher, słowa i muzyka: trad. „The Maid from Amsterdam”  wyk. King's Galliard, słowa i muzyka: trad. „Dziewczę z Amsterdamu”  wyk. Stare Dzwony, tłum. Robert Stiller, muzyka: trad.          

    Ach te syreny...

    Play Episode Listen Later May 4, 2023 23:33


    Mississippi John Hurt  wychowywał się i spędził większość w Avalon w stanie Mississippi. Był wokalistą i gitarzystą bluesowy i countrowym. W latach dwudziestych nagrał dla wytwórni OKEH Records kilka płyt. Okazały się komercyjnymi porażkami i zarzucił publiczne muzykowanie mniej więcej na 35 lat. Do 1963 roku. Wtedy, na fali  tzw. „folg revival” Ameryka zainteresowała się muzykiem. Hurt wystąpił na słynnym Newport Folk festiwal. Tam został gwiazdą. Nie na długo, zmarł 3 lata roku na zawał serca. Pozostawił po sobie całkiem sporo nagrań. Jedno z najsłynniejszych, to  “Let the Mermaids Flirt with Me”. Piosenka została opublikowana dopiero w 1972 roku, choć powstała w latach 20. Opowiada o człowieku zmęczonym życiem, kochanki nie może znaleźć, z żoną mu źle, uciekłby przed nią przez morze, chętnie by odszedł, ale nie stać go na bilet na parowiec. No więc marzy o tym że po śmierci znajdzie spokój w głębiach oceanu flirtując z syrenami. Autorstwo tekstu jest przypisywane wydawcy Williamowi Meyerowi, choć niektóre źródła wskazują że tekst napisał Hurt. A muzyka? Muzykę zaczerpnął John z innej piosenki. To kolejny przebój amerykańskiego folku.  „Waiting For The Train” Jimmi Rodgers napisał i nagrał w 1929 roku. Opowiada o mężczyźnie wracającym do domu, który za brak biletu zostaje wyrzucony z pociągu i wiedzie życie włóczęgi. Rodgers pisząc utwór zaadaptował z kolei na swoje potrzeby XIX wieczna piosenkę z Anglii. Spisał tekst tak jak zapamiętał a producent Ralph Peer pomógł zmodyfikować melodię tak aby była dostosowana do podobno niezbyt dużego repertuaru akordów, jakie potrafił Rogers zagrać. Nie przeszkadzało to zostać piosence wielkim przebojem. Pomógł w tym październikowy krach na giełdzie w Nowym Jorku w 1929 roku. Tekst piosenki stał się bardzo aktualny. Niektórzy znawcy tematu uważają, że to Jimmy Rodgers a nie Woody Guthrie był prawdziwym głosem kryzysu. W tym samym roku Rodgers wystąpił w filmie wyprodukowanym przez Columbia Pictures, w którym śpiewał „Waiting For The Train”. Był to w zasadzie jeden z pierwszych teledysków muzyki counrty. Wracając do korzeni piosenki, pierwowzorem podobno była londyńska ballada z połowy XIX wieku „Standing For The Platform”. Historia mężczyzny, który spotkał na dworcu kolejowym kobietę, która później fałszywie oskarżyła go o napaść. Pod koniec XIX wieku opublikowano na wersję ballady pod tytułem: „Wild and Reckless Hobo” („Dziki i lekkomyślny włóczęga”). Ale żeby nie było zbyt łatwo. Niektórzy amerykańscy znawcy tematu  źródeł piosenki Rodgersa upatrują gdzie indziej. Twierdzą, że Rodgers był zainspirowany amerykańską folkową piosenką z końca XIX wieku „I've been Working on the Railroad”. Podobieństwa faktycznie są, więc może…   Sail-Ho     Audycja zawiera utwory: “Waiting For A Train” (w tle), wyk. Raul Malo, Pat Flynn, Rob Ickes, Dave Pomeroy, muzyka: Jimmy Rodgers „Parostatek” , wyk. Krzysztof Krawczyk, słowa: Tadeusz Drozda, muzyka: Jerzy Milian „Let The Mermaids Flirt With Me”, wyk. Mississippi John Hurt, słowa: Mississippi John Hurt muzyka: Mississippi John Hurt na podst.”Waiting for the Train” „Waiting for the Train”, wyk. Jimmy Rodgers, słowai muzyka: Jimmy Rodgers „Waiting for the Train”, wyk. Hugh Laurie, słowa i muzyka: Jimmy Rodgers „Wild And Reckless Hobo”, wyk. Jimmie Davies, słowa i muzyka: trad. „I've Been Working On The Railroad”, wyk. Pete Seeger, słowa I muzyka: trad. „Syrena niech porwie mnie”, wyk. Marek Szurawski i John Townley, słowa: Marek Szurawski, muzyka: Mississippi Jonhn Hurt „Let The Mermaids Flirt With Me”,  

    Navigators

    Play Episode Listen Later Apr 12, 2023 30:48


    W drugiej połowie XVIII wieku w Anglii wybuchła rewolucja – przemysłowa. Intensywna industrializacja gospodarki wymagała znacznego zwiększenia możliwości transportowych. Anglicy ruszyli do poprawy starych i budowy nowych kanałów żeglugowych. Ten czas niektórzy nazywają canal manią. Do lat 30 XIX wieku wybudowano w Wielkiej Brytanii blisko 4 tys. mil kanałów. Wymagało to ogromnego nakładu ludzkiej pracy, większość robót była wykonywana ręcznie. Przemysł budowy kanałów zatrudniał dziesiątki jak nie setki tysięcy robotników. Kanały były nazywane navigations. No i właśnie najpierw zaczęto nazywać budowniczych Navigators, później te nazwę skrócono do Navvy. Osiemnasty wiek i rewolucja przemysłowa to czas rozwoju silników parowych. Kiedy już maszyny parowe rozkręciły się w fabrykach, kiedy statki z silnikami parowymi przeszły pierwsze próby, nastał czas by wykorzystać nową technologię w transporcie lądowym. W 1830 roku powstała w Anglii pierwsza linia kolei żelaznej i zaraz nastała nowa mania – railway mania. W niespełna stu następnych latach wybudowano na wyspach ponad 20 tysięcy mil dróg żelaznych. A kto wybudował? Przede wszystkim robotnicy. Ich z rozpędu też nazywano Navvy bądź, co ciekawe, również Navigators. Nie tylko z rozpędu, w początkowej fazie byli to przecież ci sami robotnicy co budowali kanały. Część z nich, jako wykwalifikowana kadra rozjechała się po świecie by zasilić projekty inżynierskie na innych kontynentach, ale większość ruszyła pracować przy budowie kolei. Stanowili wysoce wykwalifikowaną siłę roboczą. Z jednej strony posiadali unikatowe umiejętności techniczne wysadzania skał, formowania koryta kanału, formowania nasypów i tym podobne, z drugiej byli niezwykle odporni na ciężkie warunki i obciążenie pracą, jeden Navvy potrafił przerzucić dziennie 20 ton ziemi. Ocenia się, że nowy robotnik pełnowartościowym Navvy stawał się dopiero po roku pracy. Powszechna opinia głosi, że większość Navvy stanowili Irlandczycy, którzy uciekali z ojczyzny przed biedą. Nie do końca to prawda. Z rejestrów wynika, że Irlandczyków było wśród Navigatorów mniej więcej 30 % ale byli jedyna znaczącą grupą etniczną poza miejscowymi. Grupę liczną, te 30% to w szczytowym okresie grubo ponad 60 tys. robotników. I to Irlandczycy zostawili w kulturze trwały ślad po tej grupie zawodowej. Jak na znaczenie i liczebność Navvy pozostało po nich niewiele piosenek. A co wiemy o samych Navvy? Stanowili odrębną specyficzną grupę zawodową. Częste zmiany miejsca pracy nie sprzyjały zakładaniu rodziny. Toteż większość Navvy to byli kawalerowie. Nie budowano dla Navvy osiedli mieszkaniowych, o nie. Tam gdzie były prowadzone prace inżynierskie powstawały chaotyczne osiedla prowizorycznych domków zwane shanty town (to dla tego Anglicy mówiąc o morskich pieśniach pracy mówią sea shanties, żeby nie mylić z tymi domkami właśnie). Zarabiali całkiem dobrze, ale pracę mieli bardzo ciężką. Rodzin zazwyczaj nie mieli, czasu wolnego mało, cóż pozostało? No oczywiście alkohol. Pili dużo. Byli ponadprzeciętnie silni. To jak już się upili to się awanturowali. Opinia o Navvy była paskudna ale sami uważali się za elitę świata robotniczego. Takie życie.   Sail-Ho     Audycja zawiera utwory: „Paddy's Green Shamrock Shore”, muzyka: trad. „Navigators” , wyk. The Pogues, słowa: Phillip Gaston, muzyka: Shane MacGowan „Paddy Works on The Railway”, wyk. The Maguire Brothers, słowai muzyka: trad. „The BillyCock Hat”, wyk. Don Bilston, słowa i muzyka: trad. „Pit Boots”, wyk. Louisa Killen, słowa i muzyka: trad. „Navvy Boots”, wyk. Clancy Brothers, słowa I muzyka: trad. „McAlpine's Fusiliers”, wyk. The Dubliners, słowa: Dominic Behan (prawdopodobnie na podst. Martina Henrego),  muzyka: trad. „Jacket Green”  

    Trzy polki

    Play Episode Listen Later Mar 30, 2023 19:10


    Dziś opowieść o trzech polkach. Taniec polka powstał w pierwszej połowie XIX wieku w Czechach. Jego autorstwo rozpłynęło się w mroku dziejów. Taniec pierwotnie nazywany był maderą. Później ze względu na metrum zyskał nazwę plka (czyli połówka), by ostatecznie zostać polką. I tu mamy dwie teorie. Zmiana nastąpiła albo w wyniku wzrostu sympatii Czechów do Polaków po upadku powstania listopadowego, albo w wyniku wzrostu sympatii kompozytora Františka Matěja Hilmara do polskiej śpiewaczki Esmeraldy. Polka szybko ruszyła na podbój Europy. Podbił przede wszystkim Austrię, Polskę i Włochy, trochę później nawet Finlandię. Nasza pierwsza polka powstała pod koniec XIX wieku w Austrii jako „Klarinetten Muckl”, lub po prostu „A Hupfata” czyli „skakany” . Autor oczywiście nieznany. Melodię usłyszał i zauroczył się nią Karol Namysłowski, twórca Włościańskiej Orkiestry w Zamościu. Pan Karol przearanżował austriackie nuty i powstała „Polka Dziadek”. W 1913 roku osobiście zastrzegł do niej (aranżacji) prawa autorskie. Melodia napisana z myślą o klarnecie stanowi nie lada wyzwanie dla gitarzystów, nie mówiąc już o smyczkach. Dwie kolejne polki spotkamy na północy Europy. Pod koniec XIX wieku polka dotarła do Finlandii i rozkochała w sobie Finów. I za tę miłość pięknie się im odwdzięczyła. W 1930 roku kompozytor i akordeonista Viljo "Vili" Vesterinen nagrał „Säkkijärven polkka”, melodię jak najbardziej ludową spisaną 50 lat wcześniej przez pewnego muzyka kościelnego. Vesterinen nagrał później tę polkę trzykrotnie, ale najważniejsze było nagranie z 1939 roku z orkiestrą Dallape. Dlaczego? Historia rozegrała się podczas radziecko fińskiej wojny kontynuacyjnej. W 1941 roku wycofujący się Sowieci zaminowali Wyborg. Rozstawione miny były wyzwalane trzydźwiękowym akordem wprawiającym w drgania zestaw stroików charakterystyczny dla każdej osobnej miny. Sowieci detonowali systematycznie bomby wprawiając Finów w konsternację. Trzeba było jakoś sygnał Sowietów zagłuszyć. Do boju ruszył wóz transmisyjny. Zaczął nadawać właśnie wspomnianą „Säkkijärven polkka. I nadawał bez przerwy, do czasu opracowani alternatywnej metody ponad 1500 razy. Polka przyczyniła się do rozbrojenia min o mocy kilku tysięcy kg. trotylu. Ale to nie „Säkkijärven polkka” jest dzisiaj najbardziej znana na świecie. W 1928 roku Eino Kuttenen napisał do ludowej melodii zabawny tekst w dialekcie używanym we wschodniej Karelii. Młody mężczyzna opowiada o kobiecie o imieniu Eva, lokalnie Ieva. Evę pilnuje mama, ale dziewczyna wymyka się z domu na potańcówkę. I tańczy całą noc z chłopakiem. Prosta historia. To „Ievan Polkka” - po wojnie powoli stawała się zapomniana. Aż w 1995 roku jej brawurową wersję na swoim debiutanckim albumie nagrała wokalna grupa Loituma. Trzy lata później album został wydany w Stanach zjednoczonych. „Ievan Polkka” zawojowała cały świat. Dziś każdy chyba kojarzy tę skoczną melodię. Ale najwspanialsza wersja „Ievan Polkki” powstała u nas. W 2021 roku (czyli chyba jeszcze z covidowych nudów) brawurowo fińska polkę zaaranżował i nagrał kwintet NorthCape. I panowie dorzucili jeszcze do tego przezabawny teledysk. Poszukajcie go w sieci, koniecznie, ubawicie się. Sail-ho Audycja zawiera utwory: „Polka Dziadek”, wyk. Wojtek Zięba, muzyka: tradycyjna „Polka Dziadek”, wyk. Kameralna Orkiestra Polskiego Radia, muzyka: tradycyjna „Säkkijärven polkka”, wyk. Viljo Vesterinen i orkiestra Dallapé, muzyka: tradycyjna „Säkkijärven polkka”, wyk. Leningrad Cowboys, muzyka: tradycyjna „Ievan Polkka”, wyk. Matti Jurva i Ramblers-orkesteri, słowa: Eino Kuttenen, muzyka: tradycyjna „Ievan Polkka”, wyk. Loituma, słowa: Eino Kuttenen, muzyka: tradycyjna „Ievan Polkka”, wyk. North Cape, słowa: Eino Kuttenen, muzyka: tradycyjna „Guitarrpolka” (w tle), wyk. Gabriel Karlsson, muzyka: Gabriel Karlsson „Ievan Polkka” (w tle), wyk. Eiro Nareth, muzyka: tradycyjna

    Danny Boy

    Play Episode Listen Later Mar 16, 2023 30:03


    Irlandia Północna. W Limavady, małym targowym miasteczku na północy hrabstwa mieszka Jane Ross. Pani Ross kolekcjonuje melodie ludowe. W 1851 roku usłyszała pięknie grającego przed jej domem skrzypka. Zauroczona muzyką wyszła do skrzypka, melodię spisała, opisała ją jako bardzo starą bez tytułu. Nieco później wraz z całym zbiorem melodii przekazała Georgowi Petrie, który w 1855 opublikował ją w książce The Ancient Music of Ireland pod tytułem „Londonderry Air”. Pochodzenie melodii długo pozostawało w tajemnicy. Dopiero W 1974 roku Hugh Shields odkrył dawno zapomnianą piosenkę "Aislean an Oigfear” (pol. „Sen młodzieńca”), pierwszy raz zapisaną 1792 roku. Badacz nieceo później odkrył również oryginalne słowa do tej melodii napisane w 1814 roku przez Edwarda Fitzimmonsa. Jego piosenka nosiła tytuł „The Confession of Devorgilla”. Dziś można znaleźć w otchłani internetu już tylko wersję śpiewaną do melodii „Londonderry Air”. A „Londoderry Air”? Była to w XIX wieku całkiem popularna melodia. Już w latach 70 powstały do niej pierwsze słowa, później posypały się następne wersje. Melodię upodobali sobie twórcy hymnów kościelnych powstało ich kilkanaście, ale były też i świeckie teksty. A paradoksem jest to, że ten najważniejszy tekst, tajemniczy i przejmujący „Danny Boy”, dzisiaj śpiewany na całym świecie, powstał do zupełnie innej melodii. Drugim paradoksem jest to, że tekst ikony irlandzkiej piosenki napisał Anglik, prawnik i tekściarz Frederic Weatherly. Dzisiejszą piosenkę zawdzięczamy jemu i jego szwagierce Margaret Enright Weatherly. Historia ma wiele wersji, w jednej Margareth przesłała Fredericowi melodię „Londonderry Air” a ten przerobił tekst swojego wcześniejszego wiersza „Danny Boy” tak aby pasował do tempa i metrum. W innej Frederic wysłał wiersz „Danny Boy” do Margareth mieszkającej w Stanach Zjednoczonych w Colorado, a ta nieco dopasowała tekst do melodii granej jej w dzieciństwie przez ojca. Jak było, już się nie dowiemy ale powstała przepiękna ballada „Danny Boy”. Ze względu na pochodzenie piosenka stała się szybko niezwykle popularna wśród irlandzkiej diaspory w Ameryce. Ale nie tylko tam. Na Igrzyskach wspólnoty brytyjskiej w 1978 roku złoty medal w wadze koguciej zdobył bokser Gary McGuigan. Ze względów technicznych organizatorzy nie mogli zagrać mu hymnu narodowego. Jeden z urzędników chwycił mikrofon i zaintonował „Danny Boy”, fani Barrego podchwycili śpiew, Barry się niezmiernie wzruszył i od tej pory piosenka towarzyszyła każdej walce pięściarza. Stała się również często śpiewana przez kibiców innych dyscyplin. Uważana jest za nieoficjalny hymn Irlandii Północnej. Ale to nie koniec zastosowań. Danny Boy jest często śpiewany na pogrzebach, ba był śpiewany na pogrzebie samego Elvisa Presleya. A żeby było ciekawiej, kościół irlandzki zakazał wykonywania piosenki na mszach. Piosenka jest śpiewana na całym świecie przy wielu okazjach, a Irlandczycy od lat dyskutują o czym ona w zasadzie jest. Sprawa nie jest ani oczywista ani prosta ale o tym posłuchajcie w podcaście

    Molly Malone

    Play Episode Listen Later Mar 2, 2023 21:01


    W poszukiwaniu Molly Malone przenieśmy się do siedemnastowiecznego Dublina. Nie przypomina on dzisiejszego miasta, jest pocięty niezliczoną liczbą wąskich uliczek. Po jednej z nich spacerujemy. Nagle naszą uwagę zwraca zamieszanie na końcu uliczki. Widzimy zebrany tłum od którego dochodzą nas jakieś pohukiwania, podniesione szepty. Wiedzeni ciekawością podchodzimy bliżej. Gawiedź zebrała się wokół młodej kobiety. Ta leży bez ruchu, nie oddycha. Ubrana w koszulę z długimi rękawami, podkoszulek, długą sukienkę z zapaską, na głowie ma baskijski wełniany beret i obuta jest w hiszpańskie trzewiki. Chociaż już martwa, zachwyca urodą. Z tłumu słychać pytania kto to kto to. Odzywa się młody chłopak „To Molly Malone, handlarka rybami” i ze smutkiem dopowiada „już jej między nami nie ma” . Stojąca obok pulchna kobieta (może matka chłopaka) rzuca pogardliwie „Dopadł ją wyrok boski, ladacznica dorabiała nocami na ulicy”. Jakiś mężczyzna wtrąca „Bądź że miłosierna kobieto, nie mów źle o zmarłej”. Wygląda na to że to medyk, pochyla się nad dziewczyną bada ją wzrokiem i stwierdza „Jeśli nie zabił ją tyfus, to pewnie choroba weneryczna, lepiej się cofnijcie jej opary mogą być szkodliwe”. Tłum niechętnie rozchodzi się. My udajemy się do tawerny gdzie się zatrzymaliśmy. Pogłoski rozchodzą się szybciej niż tłum. W tawernie już naczelnym tematem rozmów jest śmierć młodej dziewczyny. Najbardziej obeznany z tematem zdaje się być właściciel. Ze swadą opowiada, że zna rodziców Molly, również zajmują się sprzedażą ryb, mieszkają nieopodal na Fishamble Street. A Molly była jedna z najpiękniejszych dziewczyn w okolicy i wykorzystywała to handlując nie tylko owocami morza. Codziennie rano przemierzała ze swoim wózkiem pełnym ryb, krabów i małż drogę pomiędzy Liberties i Grafton Street, wykrzykując na cały głos „cookles and mussels alive alive o”. Nocami zakładała kusą sukienkę, siatkowe rajstopy i zalotne buty na obcasie i tak prowokacyjnie ubrana szukała chętnych na płatną przygodę. Klientów znajdowała przede wszystkim wśród studentów pobliskiego Trinity College. Zaciekawieni historią Molly następnego ranka udajemy się tuż obok do kościoła św. Jana. Dołączamy do ceremonii pogrzebowej. Pastor kazanie rozpoczyna słowami, „zaledwie trzydzieści lat temu osobiście w kościele św. Andrzeja chrzciłem Molly Malone, a dziś spoczywa na mnie obowiązek pochowania nieszczęsnej” Kończy zaś prośba do zgromadzonych „Nie osądzajcie zbyt surowo tej umęczonej Magdaleny, ona już została otulona miłością bożą”. Po skończonej ceremonii ciało zostaje złożone w mogile na cmentarzu św. Jana. Ale to nie jest koniec historii dziewczyny handlującej rybami. Tragiczną historie upodobali sobie dublińscy śpiewacy i bardowie. Powstała przepiękna ballada zaczynająca się od słów „W pięknym mieście Dublinie, gdzie dziewczyny są takie ładne, po raz pierwszy ujrzałem słodką Molly Malone” (znajome prawda?). Piosenka stała się niezwykle popularna, chyba najbardziej znana na świecie ze wszystkich irlandzkich piosenek no i oczywiście okrzyknięto ją nieoficjalnym hymnem Dublina. Nie sposób zliczyć artystów, którzy nagrali swoją wersję „Cookles and Mussels”. A skąd pochodzi tekst i melodia? O tym opowiadam w podcaście.

    Płomień i popiół

    Play Episode Listen Later Feb 16, 2023 28:04


    „ The Ashes” – przepiękna pieśń z „covidowej” płyty brytyjskiej grupy The Longest Johnes opowiada o roli jaką odgrywa muzyka korzeni, folk, w naszym życiu, o jednoczeniu, wspólnym przeżywaniu, pamięci. Napisana przez Robbiego Sattina jest również czymś więcej niż zwykłą balladą, stanowi swoisty manifest muzyczny. Autor kończy refren słowami: I'll tend to the flame; you can worship the ashes. Ja zadbam o ogień, ty możesz czcić popioły. Jest to parafraza sentencji przypisywanej Gustawowi Mahlerowi (choć inspiracją były słowa Tomasza More'a), która w przekładzie na polski brzmi ona „Tradycja to przekazywanie płomienia, a nie czczenie popiołów”. Innymi słowy kultywowanie tradycji nie powinno ograniczać się do kustoszowania, czy też prostego naśladownictwa, do tego ognia trzeba dokładać. Tradycja żyje w nas najpełniej, kiedy traktujemy ją jak tworzywo, rozwijamy, kształtujemy z niej nowe formy, nie zapominając o korzeniach. I z tym przesłaniem ballada w zasadzie opowiada również o sobie samej. Jest jak najbardziej współczesna ale słychać przecież w niej wpływy tradycji, choćby twórczości Dicka Gaughana, a jak dobrze użyć wyobraźni to można usłyszeć jak gdzieś w głębi popiołów czai się muzyczne wspomnienie jarmarku w Scarborough. Lubię takie podejście do muzyki folkowej, przecież jak mówił Ezra Pound wielki Amerykański międzywojenny poeta: „Tradycja to piękno, które chronimy, a nie więzy, które nas krępują.” Lubię, gdy nasze polskie zespoły folkowe, czerpiąc z tradycji wykorzystują nowoczesne środki wyrazu. I właśnie z dwoma grupami szczególnie bliskimi mym uszom, grającymi bardzo nowoczesną muzyką, osadzoną naprawdę głęboko w tradycji zabiorę Was na krótką podróż po najbliższej okolicy. Najpierw skoczymy na Kurpiowszczyznę. To kraina o wspaniałej tradycji muzycznej i wyjątkowo barwnej gwarze. Waleria Żarnochowa, wielka śpiewaczka ze wsi Dąbrowa wykonywała pośród wielu innych, zabawną piosnkę o ciężkim życiu starca, staroziny jak mówią Kurpie czy w zasadzie Kurpsie. Dziś zaśpiewa ja dla Was zespół Dagadana. To dwie szalone dziewczyny Daga Gregorowicz I Dana Vynnytska wspierane przez Mikołaja Pospieszalskiego i Bartosza Nazaruka. Grupa za nic mając ograniczenia stylistyczne brawurowo łączy współczesna muzykę taneczną, klubową czy jazz z polskim i ukraińskim folkiem. Mieszanka jest wybuchowa. Z Kurpiów przespacerujemy się na Mazowsze … a może Lubelszczyznę? Wstyd mi przyznać ale pewności nie mam, następna piosnka występowała prawdopodobnie tu i tam. Nie mamy niestety tak dostępnych tekstów dotyczących źródeł naszej muzyki jak w Irlandii czy krajach anglojęzycznych. Szkoda, może się to trochę zmieni, dzisiaj całkiem sporo młodych ludzi wykonuje tzw. badania terenowe. Starają się ocalić z naszego dziedzictwa muzycznego co się da. Kiedyś to opiszą i pewnie zdygitalizują. Pozostaje czekać. A czekać proponuję przy piosence otwierającej 2. album Kapeli ze Wsi Warszawa „Wiosna Ludów”. Płyta jest przez wielu uważana za polska folkową płytę wszechczasów (należę do tego grona). Tradycyjne instrumentarium, łączenie stylów, rozmach aranżacji i niesamowita energia, to znaki firmowe Warszawskiej formacji. A „Do ciebie Kasiuniu zawiera wszystkie jej zalety. Zaczyna się niespiesznie cymbałami, cichuteńko im kontrabas przygrywa, dochodzą bębny, robi się rytmicznie i ta trąbka…, ech co będę wam opiowiadał, posłuchajcie sami. Audycja zawiera utwory: „Scarborough Fair” (w tle) w wykonaniu Anny Comellas i Rosalindy Beall, muzyka: tradycyjna „Erin Go Bragh” w wykonaniu Dicka Gaughana, słowa i muzyka: tradycyjne „Scarborough Fair” w wykonaniu duetu Simon & Garfunkel, słowa i muzyka: tradycyjne „Jestem sobie starozina” w wykonaniu zespołu DAGADANA, słowa i muzyka: tradycyjne „Do ciebie Kasiuniu” w wykonaniu Kapeli ze wsi Warszawa, słowa i muzyka: tradycyjne Sail Ho

    Lough Sheelin Side

    Play Episode Listen Later Feb 9, 2023 20:29


    W latach 1847 - 1852 Wielki Głód nawiedził Irlandię. W całej Europie uprawy ziemniaków zainfekowała zaraza ziemniaczana ale Irlandia tę zarazę szczególnie mocno odczuła. W tamtych czasach ziemię należącą do arystokracji (najczęściej angielskiej lub angielsko-irlandzkiej) uprawiali dzierżawcy, a dzierżawione pola były tak małe, że jedyną ekonomicznie uzasadnioną uprawą była na nich uprawa ziemniaka. I kiedy przyszła zaraza zapanował powszechny, niespotykany nigdy wcześniej w Irlandii na taką skalę głód. Na domiar złego władze wprowadziły drakoński podatek od dzierżawy. Wyższy niż czynsz na jaki stać było dzierżawców. Spowodowało to falę eksmisji, która spotęgowała kryzys. Dziś ocenia się, że w ciągu 5 lat wielkiego głodu z domów wypędzono ponad pół miliona Irlandczyków, przypuszcza się, że połowa z wypędzonych mogła nie przeżyć. W sumie Great Famine pochłonął około miliona ofiar śmiertelnych, drugie tyle wyemigrowało z Irlandii. Kraj potrzebował stu lat aby odbudować populację .Tam jednego dnia właściciel wygnał z domów ponad 700 osób. Przebieg eksmisji nad jeziorem Sheelin znamy, Z relacji rzymskokatolickiego księdza Thomasa Nulty'ego, naocznego świadka, wiemy jak przebiegała jedna z akcji masowego wysiedlenia. Nulty opisał ze szczegółami proceder wyrzucania na bruk dzierżawców, jaki miał miejsce w 1847 roku w hrabstwie Cavanah. Opisał okrucieństwo i bezwzględność oprawców. Swoja relacje podsumował słowami: „Okropne sceny, których wtedy byłem świadkiem, zapamiętałem na całe życie. Zawodzenie kobiet - krzyki, przerażenie, konsternacja dzieci – bezgłośna agonia uczciwych, pracowitych mężczyzn - wyciskały łzy żalu wszystkim, którzy je widzieli. Widziałem oficerów i zwykłych policjantów, którzy musieli być obecni przy tych czynnościach, którzy płakali jak dzieci, widząc okrutne cierpienia tych ludzi, ludzi których musieliby zabić, gdyby stawili najmniejszy opór. Ulewne deszcze, które zwykle towarzyszą jesiennej równonocy, spadały obfitymi zimnymi strumieniami. (…) Wygląd mężczyzn, kobiet i dzieci, wychodzących z ruin swoich domów - przesiąkniętych deszczem, oblepionych sadzą, drżących z zimna i nieszczęścia - stanowił najbardziej przerażający spektakl, na jaki kiedykolwiek patrzyłem. Właściciele ziemscy w całym okręgu ostrzegali swoich dzierżawców, grożąc im straszliwą zemstą, przed okazywaniem humanitaryzmu w postaci choćby ofiarowania schronienia na jedną noc. Wielu z tych biednych ludzi nie było w stanie wyemigrować ze swoimi rodzinami, a w ojczyźnie każdy się zwracał przeciwko nim. Zostali wypędzeni z ziemi, na której Opatrzność ich postawiła, a w otaczającym ich społeczeństwie każda dziedzina życia była przed nimi zamknięta. Jaki był tego rezultat? Po bezskutecznej walce z niedostatkiem i zarazą, w końcu znaleźli drogę z przytułku do grobu, w ciągu niewielu ponad trzech lat, w grobie spoczęła prawie jedna czwarta z nich." Wydarzenia te sstanowią kanwę dwóch pięknych ballad. Pierwsza z nich to „Lough Sheelin Eviction” druga „Lough Sheelin Side”(choć ten tytuł również przypisywany jest tej pierwszej). Nie wiemy kiedy powstały, nie znamy autorów. Piosenki zdecydowanie różnią się melodią, w mniejszym stopniu tekstem. Druga z piosenek zainspirowała Bogdana Kuśkę do napisania „Jasnowłosej”, wielkiego przeboju naszych tawern, ognisk i żeglarskich festiwali. Sail-Ho Audycja zawiera utwory: w tle: "Lough Sheelin's Side" w wykonaniu zespołu The Sign Posters, słowa i muzyka: tradycyjne "Jasnowłosa" w wykonaniu zespołu Ryczące Dwudziestki, słowa: Bogdan Kuśka, muzyka: tradycyjna „Lough Sheelin Eviction” w wykonaniu zespołu The Wolf Tones, słowa i muzyka: tradycyjne „Lough Sheelin Side” w wykonaniu zespołu The General Guinness Band, słowa i muzyka: tradycyjne

    City of New Orleans

    Play Episode Listen Later Feb 1, 2023 19:53


    „Żegnaj Ameryko” to znakomita polska wersja wielkiego przeboju country. Polski tekst napisał Zbigniew Działa dla zespołu Parametr. Zespół istniał krótko - 3 lata, rozwiązał się w 1980 roku ale pozostawił po sobie trwały ślad. „Żegnaj Ameryko” śpiewana jest do dzisiaj przy wszystkich bez mała ogniskach i imprezach turystycznych. A oryginał nosi tytuł „City of New Orleans”. Opowiada o podróży pociągiem o nazwie właśnie „City of New Orlaens”, który trasę między Chicago a Nowym Orleanem pokonuje w niespełna 16 godzin. Pozwala zjeść śniadanie w Chicago a kolację w Nowym Orleanie lub na odwrót i jest najdłuższym kursem dziennym w całych Stanach Zjednoczonych. W 1967 Steve wracał z przyjacielem Howardem Primerem do kampusu w Urbana-Champaigne. Zdrzemnął się. A kiedy się obudził poczuł się jak w surrealistycznym śnie. Rytm pociągu, kołysanie wagonu i przesuwający się za oknem krajobraz zainspirował Steve'a. Napisali z przyjacielem parę zdań na kartce. Tekst powędrował do szuflady. Goodman zakończył uniwersytecką karierę, utrzymywał się z komponowania i nagrywania jingli reklamowychi grał covery w małym klubie Earl of Old Town. Tam poznał Nancy, którą poślubił. Niestety, wkrótce dowiedział się, że ma białaczkę. Tragiczna wiadomość wpłynęła na Steve'a mobilizująco, zaczął pisać więcej piosenek, teksty stały się dojrzalsze, wnikliwe. 2 miesiące po ślubie, w kwietniu 70 roku Steve z Nancy wsiedli na dworcu centralnym w Chicago na pokład City od New Orleans, i ruszyli w podróż żeby odwiedzić babcię Nancy w Illinois. Kiedy Nancy zasnęła, Goodman chłonął obraz za oknem, zabytki, domy, farmy, pola, boiska, place towarowe, matki z dziećmi starcy. Uderzyła go anonimowość wszystkiego co mija. Wszystko co zobaczył opisywał w notatniku. Po powrocie do Chicago Steve połączył świeże notatki z tymi sprzed 3 lat skomponował muzykę i tak powstało jego opus magnum. Rok później grał support dla Krisa Kristoffersona. Kristoffersonowi spodobała się muzyka Goodmana, przedstawił go Paulowi Ance, ten zorganizował mu nagranie demo w Nowym Jorku, a to pozwoliło nagrać Steve'ovi w Nashville pierwszą płytę dla wytwórni Buddah Records. Goodman już wiedział że w jego „City of New Orleans” drzemie wielki potencjał. I jednocześnie obawiał się, że zostało mu niewiele życia, może rok. Chciał zabezpieczyć Nancy przyszłość. Desperacko szukał możliwości przedstawienia swojej piosenki bardziej znanemu muzykowi. W końcu w jednym z Chicagowskich klubów spotkał Arlo Guthriego. Sam Guthrie opowiadał, że właściciel klubu przedstawił panów sobie i namawiał Guthriego żeby posłuchał piosenki Steve'a. Arlo zaproponował żeby Steve postawił mu jedno piwo, a on będzie go słuchał tak długo jak będzie to piwo konsumował. Podziałało. W następnym roku Arlo Guthrie nagrał „City of New Orleans” Na swoją płytę Hobo's Lullaby. Piosenka bez dodatkowej promocji w 1972 roku przebiła się do top 20 w stanach południowych. Znalazła trwałe miejsce na playlistach tamtejszych rozgłośni radiowych. A Arlo i Steva połączyła przyjaźń. City of New Orleans wkrótce znana była w całej Ameryce. Początek refrenu „Good Morning America how are you?” stał się inspiracją dla tytułu popularnego porannego show w telewizji ABC, Amtrak operator kolejowy, w wyniku popularności piosenki przywrócił w 1981 roku zmieniona w między czasie legendarną nazwę linii. No i piosenkę do dziś nagrywają wielcy amerykańskiego Country. I przede wszystkim osiągnął Steven swój cel, zapewnił finansowe bezpieczeństwo Nancy. Żył krótko, ale dłużej niż się obawiał, zdążył wydać kolejnych 8 płyt. Odszedł 20 września 1984 roku w wieku 36 lat. Audycja zawiera utwory: “Żegnaj Ameryko” w wykonaniu Leonarda Luthera i Pawła Tomaszewskiego, słowa: Zbigniew Działa, muzyka: Steven Goodman „City of New Orleans” w wykonaniu zespołu Stevena Goodmana, słowa i muzyka: Steven Goodman Sail Ho

    Dwie siostry (orig. Twa Sisters)

    Play Episode Listen Later Jan 19, 2023 28:53


    Są wśród "mędrców" tacy (to chyba Ci od Junga), którzy twierdzą, że wszystkie historie można zamknąć w siedmiu podstawowych opowieściach: pokonanie potwora, od biedy do bogactwa, wykonanie zadania, podróż i powrót, komedia, odrodzenie i tragedia. Na półce pod tytułem tragedia, jedną z najbardziej rozpychających się opowieści, wprost domagającą się własnej półki, jest historia o dwóch siostrach, historia w europejskiej kulturze ludowej opowiadana we wszystkich językach. I we wszystkich językach śpiewana (te śpiewane wersje należą do nurtu tzw. murder ballads) Jedna z moich ulubionych wersji morderczych ballad to „The Cruel Sister”. To jedna z wielu wersji ballady „The Twa Sister”. A tych wersji jest ponad 20, noszą różne tytuły, m.in. „Minnorie”, „Binnorie”, “The Wind and Rain”, “Dreadful Wind and Rain”, “The Bonny Swans” i“ Two Sisters” . Historia zazwyczaj opowiada o dwóch siostrach zakochanych w jednym zalotniku, nie zawsze jest to książe. Ale zawsze wybiera młodszą. Starsza więc zabiera młodszą na spacer nad rzekę lub morze najczęściej. Tam spycha siostrę do wody, ta oczywiście tonie. Ciało zamordowanej dziewczyny po jakimś czasie wypływa na brzeg. Ktoś zwłoki znajduje i zazwyczaj wykonuje z nich instrument muzyczny najczęściej harfę lub skrzypce. W końcowej scenie instrument sam gra, wyśpiewuje historię zbrodni i ujawnia morderczynię. Ocenia się, że najstarsza mordercza ballada o dwóch siostrach, „The Miller and the Knights Daughter” ( jej zapis pojawił się w 1656 roku na broadside'ach) pochodzi najprawdopodobniej z Northumbrii. I tak mieszkańcy wysp brytyjskich od 500 lat zbierając się przy ogniskach czy w tawernach wyśpiewują historię o siostrzanej zazdrości. Ale nie tylko na wyspach śpiewają tę historię. Śpiewają w całej Europie. Prym w tym wiodą Skandynawowie. W samym języku szwedzkim znanych jest 125 różnych wariantów i jeśli dołożyć wersje w języku duńskim, farerskim, Islandzkim czy norweskim zbierze się tego podobno grubo ponad 200. A jeśli rozejrzymy się po naszej części Europy to również znajdziemy bogactwo motywu zbrodni siostrzanej. Śpiewają o niej choćby Słoweńcy i Węgrzy, u nas motywy ludowych opowieści wykorzystał Słowacki w „ Balladynie”. Mają swoją muzyczną opowieść o dwóch siostrach również Ukraińcy. W tej wersji ojciec ma dwie córki. Starsza, a jakże, pyta młodszą: kogo kochasz siostrzyczko? A młodsza na to, że Wasyla. I tu pojawia się problem, bo starsza chyba też. Zaprosiła więc młodszą na spacer, do brodu, nad rzekę. No i dalszy ciąg znamy. Zna go cała Europa. Znają go (ten ciąg dalszy) nawet w małej pomorskiej wsi Michałowo. Tam dwie siostry, Anna i Justyna oraz mąż Justyny Kuba, potomkowie Łemków przesiedlonych w ramach operacji „Wisła” założyli zespół Michalove. Zespół przy nienachalnym akompaniamencie akordeonu, bębnów i handpanu (takiej cudnie grającej miski) śpiewa stare ludowe pieśni z naszej części świata, głównie z Ukrainy. Śpiewa oczywiście wielogłosowo. I uwaga - 6 lutego wydał swoją debiutancką płytę „Rano” a na niej, między innymi, prawdziwą perełkę, balladę o dwóch siostrach właśnie. Stara ukraińska pieśń „Bulo w batka” jest jak cała płyta - zjawiskowa. Co tu opowiadać, posłuchajcie. Sail-Ho Audycja zawiera utwory: „Den talende strengeleg” (w tle) w wykonaniu zespołu ALBA, muzyka: tradycyjna “The Cruel Sister” w wykonaniu grupy Old Blind Dogs, słowa i muzyka: tradycyjne „Two Sisters” w wykonaniu zespołu Clannad, słowa i muzyka: tradycyjne „Två Systrar” w wykonaniu zespołu Garmarna, słowa i muzyka: tradycyjne „Bulo w batka” w wykonaniu zespołu Michalove, słowa i muzyka: tradycyjne

    Dives and Lazarus... and Some Star?

    Play Episode Listen Later Dec 22, 2022 24:37


    „Dives and Lazarus” Bogacz i Łazarz to tradycyjna angielska pieśń ludowa. Czas na nią dobry gdyż jest uznawana na wyspach za kolędę. A jest to ludowa wersja przypowieści o bogaczu i Łazarzu z Ewangelii wg św. Łukasza. Piosenka, wykorzystywała różne melodie ale jedna, konkretna, opublikowana przez Lucy Broadwood w 1893 r. jest szczególnie znana i wykorzystana w innych tradycyjnych pieśniach. Ballada opowiada jak to bogacz (łac. Dives) urządza ucztę dla przyjaciół. Do drzwi bogacza przychodzi ubogi Łazarz i błaga aby dał mu coś do jedzenia i picia. Bogacz odpowiada, że on mu nie bratem i odmawia pomocy. Ba, nie tylko odmawia, wysyła swoje sługi, aby Łazarza obili, szczuje psami. No i oczywiście, gdy obaj mężczyźni umierają, aniołowie niosą Łazarza do nieba, a węże ciągną bogacza do piekła. Ballada jest nadwyraz stara. Znana dzisiaj wersja pochodzi prawdopodobnie z początku XIX wieku (najstarsza zachowana broadside datowana jest na 1805 rok), ale źródła muzycznej historii badacze znaleźli nawet w XVI wieku. Melodia Dives i Lazarus była niezmiernie często wykorzystywana przez ludowych twórców. Nie tylko ludowych. William Chappell kolejny badacz folku tak pisał w swojej książce w 1855 roku: "To melodia wielu piosenek. Jeśli czytelnik spotka jakieś pół tuzina mężczyzn przemierzających razem ulice Londynu i śpiewających, prawdopodobieństwo jest wielkie, że śpiewają do tej melodii. Czasami mężczyźni są ubrani jak marynarze ; innym razem wyglądają jak bezrobotni. Pamiętam, jak słyszałem tę melodię w Kilburn, pełne czterdzieści lat temu (ok. 1815 r.) i od tego czasu słyszę ją z zaskakującą coroczną regularnością." Tak właśnie, piosenki z melodią bogacza i łazarza trudno policzyć. No i to się musiało wydarzyć – angielski song zawędrował do Irlandii. No i dziś najpopularniejszą wnuczką „Dives & Lazarus” jest znana Wam wszystkim zapewne „The Star of County Down”. Piosenka opowiada o tym jak młody chłopak w Banbridge w hrabstwie Down ujrzał dziewczynę przecudnej urody. Zakochał sie od pierwszego wejrzenia. Dowiaduje się, że miejscowi uważają ją nie tylko za gwiazdę hrabstwa, twierdzą że jest klejnotem w koronie Irlandii, wszak od „Bantry Bay do Derry Quay i od Galway do Dublina” nie ma piękniejszej. Młodzieniec nie zaprzecza podziwia jej orzechowe włosy, liliową szyję i różany uśmiech. Ale najbardziej urokliwy komplement prawi w ostatnim wersie rzadziej śpiewanej zwrotki. To perełka poezji erotycznej, uwaga: Gdy dziewczyna przewraca oczami nęci chłopaka niczym kartofel głodną świnię. Mistrzostwo. Jak to często bywa irlandzka, frywolna wersja angielskiej kolędy stała sie dużo bardziej popularna od oryginału. Weszła do kanonu irlandzkiego folku. U nas też powstało parę wersji poisenki. Jarosław Krolik Zajączkowski napisał polski tekst i z zespołem Krewni i Znajomi Królika śpiewał jako „Połów” piosenkę wyraźnie na motywach „Dives & Lazarus”. Maciej Cylwik dla zespołu The Bumpers napisał polskie słowa Gwiazdy z Powiatu Down. I jest jeszcze piosenka Sławomira Klupsia. Śpiewa ją dziś z Atlantydą. To Bramy Dublina. Słychać w niej wyraźne echo „The Star of County Down”, ale do melodii, tempa polski autor ma twórcze podejście. Powstała nowa jakość, piękna spokojna ballada żeglarska. To w zasadzie typowy proces powstawania pioesenek folkowych. Posłuchajcie zatem efektu. Sail-ho Audycja zawiera utwory: „Five Variants of Dives and Lazarus” (w tle) w wykonaniu London Philharmonic Orchestra, muzyka: Ralph Vaughan Williams na podstawie “Dives and Lazarus” “Dives and Lazarus” w wykonaniu Martina Simpsona, słowa i muzyka: tradycyjne „ Gilderoy” w wykonaniu Ewana MacColla, słowa i muzyka: tradycyjne „ The Star of County Down” w wykonaniu Vana Morrisona i The Chieftains, słowa i muzyka: tradycyjne „ Bramy Dublina” w wykonaniu zespołu Atlantyda, słowa: Sławomir Klupś, muzyka: tradycyjna

    Solomon Browne

    Play Episode Listen Later Dec 16, 2022 19:47


    Solomon Browne była 47 stopową łodzią ratunkową klasy Watson. Zbudowana w 1960 roku rozwijała prędkość 9 węzłów. Została zakupiona za 35 tys. funtów do stacji ratownictwa Penlee w okolicach małej wioski Mousehole. Z Mousehole pochodziła cała załoga Solomon Browne. Łódź podczas służby wyrwała z zachłannych rąk śmierci 98 ludzkich istnień. Ale nadeszła pochmurna sobota, 19 grudnia 1981 roku. W kanale przyszedł bardzo silny 12 stopniowy sztorm. Wzdłuż brzegu Kornwalii płynął mały kabotażowiec „Union Star”. Tuż po 18:00 jego kapitan zgłosił przez radio awarię silników. Straż przybrzeżna Falmouth wysłała do akcji helikopter Sea King i postawiła w stan gotowości ratowników ze stacji Penlee. Do kabotażowca sunął również przez fale holownik Noor Holland. O 19:00 na Union Star nie działały już ani silniki ani generatory, statek pogrążył się w ciemnościach. Wiatr wiał z prędkością 90 węzłów, fale przekraczały 50 stóp. Holownik nie dał rady pomóc. Helikopter nie zdołał na pokład rozbujanego kabotażowca zrzucić liny by podjąć załogę. Wezwano do akcji Solomon Browne. O 20:12 była już na wodzie. Warunki były ciężkie, postanowiono że żadna z rodzin z małej Mousehole nie wyśle do akcji więcej niż jednego ratownika. Dowodził coxswain, (to znacznie więcej niż sternik, ale nie kapitan, nie ma chyba dokładnego polskiego odpowiednika) William Richards. Czas przyspieszył. Kwadrans przed 21 Solomon Browne dotarła do kabotażowca. Helikopter podjął jeszcze jedną próbę zrzucenia przedłużonej liny. Nie powiodła się. Cała nadzieja była w łodzi ratowniczej. Union Star niebezpiecznie zbliżył się już do brzegu, skał i płytkiej wody. Na tak rozkołysanym morzu prawie nie sposób było bez szwanku podejść do burty statku. A warunki były coraz trudniejsze. Solomon Browne próbowała ponad kwadrans, w końcu się udało. Po 21:00 Richards nadał wiadomość „mamy cztery”. Załoga Sea Kinga obserwowała resztę zagrożonych biegających w kamizelkach ratunkowych po pokładzie kabotażowca. Widzieli że Solomon ma coraz większe kłopoty ale walczy. Widzieli jeszcze postacie skaczące na łódź ratowniczą. Była 21:21 i … to był ostatni raz kiedy Solomon Browne była widziana przez helikopter. Później jeszcze mignęła na grzbiecie wielkiej fali i zniknęła. Ratowników z Solomon Browne szukał jeszcze helikopter, poszukiwały trzy łodzie ratunkowe, ale na nic to było. Union Star został znaleziony o świcie, leżał na burcie na skałach w okolicy latarni Tater Du. Nieco później szczątki łodzi ratowniczej morze zaczęło wyrzucać na brzeg. Katastrofy nikt nie przeżył. Ciał poległych poszukiwano jeszcze do Nowego roku. W akcji ratowniczej zginęli: William Trevelyan Richardsa, James Madron, Nigel Brockman, John Blewett, Charles Greenhaugh, Kevin Smith, Barrie Torrie i Gary Wallis. Dwanaścioro dzieci straciło ojców, każdy z Moushole stracił kogoś bliskiego. Zamiast przygotowywać się do świąt mieszkańcy wsi poszukiwali lub grzebali swoich najbliższych. Bohaterstwo załogi Solomon Browne stało się legendarne. Porucznik Rusell Smith, pilot helikoptera Sea Kong powiedział o ratownikach „ To była ósemka najodważniejszych mężczyzn jakich w życiu widziałem, (…) To był największy akt odwagi jaki kiedykolwiek widziałem” Audycja zawiera utwory: „The Ballad of Lifeboat 954” w wykonaniu Jima Radforda i The Trad Academy Sea Shanty Choir, słowa I muzyka: Pete Truin „The Ballad of Penlee” w wykonaniu Anthony'ego Phillipsa, słowa i muzyka: Anthony Phillips „Solomon Browne” w wykonaniu Setha Lakemana, słowa i muzyka: Seth Lakeman „The Solomon Browne” w wykonaniu Steve'a Winchestera, słowa i muzyka: Steve Winchester „Loss of The Solomon Browne” w wykonaniu grupy The Cornish Wurzells, słowa i muzyka: Russ Holland “Don't Take the Heroes” w wykonaniu Grupy The Sheringam Shantymen, słowa i muzyka: Neil Kimber, Ros Kimber Sail-Ho

    Shosholoza

    Play Episode Listen Later Dec 1, 2022 17:28


    W Afryce nigdy nie wiadomo kiedy kończy się folk a zaczyna jazz. A może tam folk nigdy się nie kończy? Audycję otwiera Hugh Ramapolo Masekela ojciec południowoafrykańskiego jazzu. A przywitał Nas utworem Stimela (The Coal Train) czyli w wolnym tłumaczeniu pociąg do kopalni. To opowieść o pociągu, który jedzie z Mozambiku, Angoli, Zimbabwe, Malawi, Botswany, Namibii, Lesotho, Suazi i z głębi Republiki Południowej Afryki do Witwatersrand. Pociągiem jadą młodzi mężczyźni i starcy, jadą zarobić na chleb dla swoich rodzin. Jadą do pracy na kontraktach w kopalniach złota w Johannesburgu i okolicach. Tam głęboko, w brzuchu ziemi kopią i wiercą w poszukiwaniu cennego kruszcu. Pracują po 16 godzin dziennie w strasznych warunkach. Pracują i martwią się, że już nigdy nie zobaczą swych rodzin. I przeklinają jednostajne szo lokomotywy, która ich tu przywiozła. Witwatersrand to 35 milowa skarpa, kilka rzek płynących przez nią na północ tworzy malownicze wodospady. Jak mawiają Afrykanerzy stanowi grzbiet białej wody, czyli po ichniemu właśnie Witwatersrand. Skrywa w swoim wnętrzu największe na świecie pokłady złota, w zasadzie rudy złota. W 1886 roku bryłę złota, na farmie, zaledwie 3 mile od miejsca, które dziś wszyscy znamy jako Johannesburg znaleźli George Harrison i George Walker (co do tego drugiego nie ma pewności). Wkrótce odkryli złoże rudy złota o długości 31 mil dziś znane jako „Central Rand Gold Field”. Potem już poszło szybko. Gorączka złota w południowej Afryce ruszyła pełna parą. Błyskawicznie powstały liczne kopalnie złota, a kraj dziś znany jako RPA na długie lata zdominował wydobycie tego kruszcu. A w kopalniach cenne złoto wydobywali oczywiście podle opłacani czarni robotnicy. W szczytowym momencie było ich ponad 90 tysięcy. Z czasem połowę z nich zastąpili chińscy emigranci. Ale za nim to nastąpiło do pracy w kopalniach Witwatersrandu, robotnicy przybywali z kilkunastu okolicznych krajów, wielu z nich z bliskiego Zimbabwe. To przede wszystkim mężczyźni z grupy etnicznej Ndebele. I przywieźli do złotodajnych kopalni pieśń. Niektórzy twierdzą że opowiada ona o drodze górników do RPA inni uważają że opisuje powrót do Zimbabwe czy też Rodezji jak kraj ten był niegdyś nazywany. Piosenkę szybko od Ndebele przejęli Zulusi, później inni czarni robotnicy. Była śpiewana do pracy, wyznaczała jej rytm. Jej tytuł to Shosholoza, słowo oznaczające zachętę do szybszego działania. Piosenka wyraża trud pracy w kopalni ale jednocześnie niesie nadzieję popycha do walki o swoje prawa. Z czasem stała się pieśnią walczących z Apartheidem. Shosholozę śpiewał ze współwięźniami Nelson Mandela. Po upadku Apartheidu stała się piosenką łączącą mieszkańców RPA, wręcz nieoficjalnym hymnem. Na świecie rozsławili ją rugbyści południowoafrykańscy. Stała się dla nich tym czym jest Haka dla Nowozelandczyków. W ślady rugbystów poszli piłkarze nożni. Jak ważna jest dla mieszkańców RPA świadczy fakt, że jej tytuł dał nazwę dalekobieżnym liniom kolejowym przewożącym rocznie 4 mln pasażerów. A i jeszcze żeglarze – pierwszy afrykański zespół walczący o puchar Ameryki nosił nazwę Team Shosholoza. Musiała oczywiście Shosholoza trafić do Polski. Zatroszczyli się o to Mirek Koval Kowalewski i Zbyszek Murawski, czyli Zejman i Garkumpel. Duet nawilżył trochę tekst i powstała coś jakby szanta. w zasadzie Negroszanta, taki jej tytuł nadali. Posłuchajmy zatem Audycja zawiera utwory: „Stimela (The Coal Train)” w wykonaniu Hugh Masekeli, słowa: Emile Dernst, Diana Wynter Gordon, Hugh Masekela i muzyka: Hugh Meskela „Shosholoza” w wykonaniu Yollandi Nortjie i grupy Overtone, słowa i muzyka: tradycyjne „Negroszanta” w wykonaniu zespołu Zejman i Garkumpel, słowa: Mirosław Koval Kowalewski i Zbigniew Murawski, muzyka: tradycyjna („Shosholoza”) Sail Ho

    Derry - miasto symbol

    Play Episode Listen Later Nov 18, 2022 18:48


    Irlandia Północna w latach 80 ubiegłego wieku. Od ponad 10 lat sytuacja w kraju przypominała wojnę domową. Na wyspach nazywają to Troubles. Robert Gerard Sands, znany jako Bobby Sands bojownik Prowizorycznej Irlandzkiej Armii Republikańskiej tzw. Provos, po jednym z zamachów bombowych w Belfaście został skazany na 14 lat. Karę odbywał w więzieniu Crumlin Road a następnie w The Maze. Warunki w więzieniu były okropne a strażnicy brutalni, szczególnie wobec nacjonalistów. Republikańscy więźniowie często organizowali protesty. Przywódcą, najsłynniejszego – strajku głodowego był właśnie Bobby Sands. Strajk miał fatalne zakończenie. Sands po 66 dniach głodówki zmarł. Życie straciło jeszcze kolejnych 9 strajkujących. Ale Sands to nie tylko bojownik o wolność. Był muzykiem, grał na basie. Pisał również piosenki. Przynajmniej 4 napisał odsiadując wyrok. Wśród nich „Back Home in Derry” – wrócić do Derry. Piosenka opisuje podróż irlandzkich rebeliantów do kolonii karnej w ramach tzw. penal transportation. 60 skazańców zmierza do Zatoki Botanicznej. Więźniowie płynął 5 tygodni w opłakanych warunkach, a potem czeka ich ciężka egzystencja z dala od rodzin, na ziemi Van Diemena. Piosenka została uznana za rebeliancką. A melodię Bobby Sands pożyczył właśnie od Gordona Lightfoota i jego Wraku Edmunda Fitzgeralda. Nie wiemy dlaczego autor w refrenie tęskni do Derry. Nie urodził się tam nie mieszkał. Ale może chciał podkreślić rebeliancki charakter utworu odnosząc się do miasta symbolu. A Derry na taki symbol nadawało się wyśmienicie. To drugie co do wielkości miasto Irlandii Północnej. W XVI wieku miasto opanowali angielscy najeźdźcy. Pierwotnej nazwie Derry Anglicy dodali człon London. Do dziś nazwa LondonDerry jest nazwą oficjalną. Stanowi pewien wyróżnik, używają jej unioniści, Republikanie mówią po prostu Derry. Ale Derry to przede wszystkim symbol The Troubles, konfliktu miedzy unionistami a republikanami, trwającego w Irlandii Północnej od końca lat 60 do 90. Właśnie w Derry, bitwą pod Bogside, zaczęła się ta swoista wojna domowa, tak to możemy nazwać. Konflikt pochłonął ponad 3500 ofiar. The Troubles zmieniło na wiele lat obraz miasta. I o tym następna piosenka. Phil Coulter, irlandzki songwriter, słynął w latach 60 XX wieku z pisania przebojowych piosenek rozrywkowych. Jego piosenki odnosiły sukcesy na Eurowizji. We wczesnych latach 70 pracował z zespołem The Dubliners, wtedy bliżej zetknął się z irlandzkim folkiem. Luke Kelly namówił go aby zaczął pisać piosenki „folkowe” opatrzone poważniejszymi tekstami. Pierwszym sukcesem była „Free The People”, ale tę piosenkę autor uznał za zbyt patetyczną. Następna, powstawała prawie rok, ale okazała się majstersztykiem. Phil opisał w niej dzieciństwo i młodość spędzone w rodzinnym Derry. I zestawił ten obraz z miastem zrujnowanym prze Troubles, miastem przypominającym koszary, obwieszonym drutami kolczastymi, miastem w którym po ulicach snuł się niepokojący zapach gazu, miastem pełnym patroli wojskowych. Piosence nadał tytuł „The Town I Loved So Well” (miasto, które tak bardzo kochałem). Piosenkę w 1973 na Albumie Dublinersów Plain and Simple zaśpiewał Luke Kelly. I to wykonanie, pełne uczucia, autor uznał za doskonałe. Nie tylko autor. Piosenka stała się niemal natychmiast irlandzkim standardem. A jej sukces jest tym większy, że dziś „The Town I Loved So Well” jest śpiewana w pubach zarówno katolickich jak i protestanckich. Audycja zawiera utwory: „The Town I Loved So Well” (w tle) w wykonaniu Jin-Sung Lee, muzyka: Phil Coulter, aranżacja na gitarę: Sin-young Ahn „Back Home in Derry” w wykonaniu Christy'ego Moore'a, słowa: Bobby Sands muzyka: na podstawie „The Wreck of The Edmund Fitzgerald” Gordona Lightfoota „ The Town I Loved So Well” w wykonaniu The Dubliners, słowa i muzyka: Phil Coulter Sail Ho

    The Wreck of The Edmund Fitzgerald

    Play Episode Listen Later Nov 12, 2022 15:18


    Ameryka Północna. Na granicy Stanów Zjednoczonych i Kanady leży system Wielkich Jezior, drugi po Bajkale zbiornik słodkiej wody na planecie Ziemia. Wielkie Jeziora stanowią dziś, w połączeniu z rzeką Świętego Wawrzyńca i systemem kanałów, jeden z najdłuższych śródlądowych szlaków wodnych. To Droga Świętego Wawrzyńca - pozwala z Atlantyku dotrzeć do każdego z wielkich jezior, a jej długość pomiędzy wyspą Anticosti a zachodnim brzegiem Jeziora Górnego wynosi ponad 3700 km. Najsłynniejszym statkiem pływającym tą drogą był frachtowiec SS Edmund Fitzgerald. Statek, ze wszech miar nietuzinkowy. Został zbudowany na zamówienie Northwestern Mutual Life Insurance Company of Milwaukee i był pierwszym frachtowcem którego armatorem była firma ubezpieczeniowa. Warty 7 mln dolarów, zawrotną na tamte czasy sumę – ustanowił 6 rekordów ciężaru przewożonych ładunków. Nic dziwnego - miał 39 stóp zanurzenia, 75 szerokości i aż 729 długości – to zaledwie o 1 stopę mniej niż dopuszczalna długość na Drodze świętego Wawrzyńca. Bez ładunku ważył 13632 tony. Był w swoich czasach największym frachtowcem śródlądowym na świecie. Powszechnie zaś był nazywany Fitz, Mighty Fitz, Big Fitz, Pride of the American Side, Toledo Express oraz Titanic of the Great Lakes. Właśnie – Titanic Wielkich Jezior…Mieszkańcy tego rejonu od setek lat wykorzystywali wielkie jeziora do transportu dóbr. Ale pogoda na nich jest nieprzewidywalna i kapryśna, często niebezpieczna. Ocenia się że te wody kryją ponad półtora tysiąca wraków. Jednym z nich jest, niestety, wrak SS Edmund Fitzgerald. W swoją ostatnią podróż Mighty Fitz wyruszył dokładnie 47 lat temu. 9 listopada 1975 roku o godz. 14:15 z 29 osobową załogą pod dowództwem kapitana Ernesta McSorleya wyruszył z Superior w stanie Wisconsin nad jeziorem Górnym w kierunku Detroit. W ładowniach miał ponad 26 tysięcy ton takonitu, rudy żelaza. Trafił w sam środek sztormu. Następnego dnia, 10 listopada 1975 roku Jezioro Górne pochłonęło frachtowiec wraz z 29 członkami załogi. Ciała żadnej z ofiar nigdy nie odnaleziono. Cztery dni później samolot amerykańskiej marynarki wojennej za pomocą specjalistycznego sprzętu odkrył, że wrak statku spoczywa około 17 mil od wejścia do Whitefish Bay na głębokości 530 stóp. Do dzisiaj nie ustalono prawdziwych przyczyn katastrofy. 2 tygodnie po tragedii, w Neewsweeku ukazał się artykuł o zatonięciu SS Edmund Fitzgerald. Artykuł przeczytał Gordon Lightfoot, kompozytor i piosenkarz, wielka legenda kanadyjskiego folku. Gordona poruszyła historia. Drażniła go błędnie napisana w artykule nazwa frachtowca. Uznał, że to urągało pamięci 29 członków załogi, którzy zatonęli. Właśnie pracował nad melodią opartą na starej irlandzkiej balladzie, dodał więc do niej przejmujący tekst. Powstała niezwykła pieśń o ostatniej drodze frachtowca. Rozsławiła SS Edmund Fitzgerald na całym świecie czyniąc go najbardziej znanym, że wszystkich statków pływających po Wielkich Jeziorach. Ballada Lightfoot sprawiła, że zatonięcie Fritza stało się jedną z najbardziej znanych katastrof w historii żeglugi. Pieśń stanowiła też inspirację dla kolejnych twórców, ale o tym opowiem innym razem. Audycja zawiera utwory: „The Wreck of The Edmund Fitzgerald” (w tle) w wykonaniu Keitha Millera muzyka: Gordon Lightfoot „The Wreck of The Edmund Fitzgerald” w wykonaniu Gordona Lightfoots, słowa i muzyka: Gordon Lightfoot Sail Ho

    Jesień (?) w hrabstwie Donegal (orig. "Gartan Mother's Lullaby")

    Play Episode Listen Later Nov 4, 2022 18:01


    Irlandia, początek XX wieku i nieoczekiwany duet. Obaj z Belfastu, jeden katolik drugi metodysta. Nie wróżyło to w tych czasach dobrze współpracy. A jednak. Stworzyli całkiem twórczą parę. Jeden z nich to poeta i autor tekstów Seosamh Mac Cathmhaoil, lub z angielska Joseph Campbell. Urodził się w Belfaście w katolickiej rodzinie z tradycjami niepodległościowymi. Przez całe życie wspierał irlandzkich republikanów, uczestniczył w powstaniu wielkanocnym, był radnym Sinn Fein brał udział w irlandzkiej wojnie domowej. W 1925 roku wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam zajmował się działalnością akademicką, pod koniec życia wrócił do Irlandii, zmarł w 1944 roku w Lacken Daragh. W Irlandii nie zyskał nigdy takiego uznania na jakie według amerykańskich zwolenników zasłużył. Drugi to Herbert Hughes, również urodzony w Belfaście ale w rodzinie protestanckiej. O politycznych sympatiach Herberta nic nie wiemy. Przyjaźnił się z Jamesem Joycem, no i współpracował z Campbellem, więc nie mógł być przeciwnikiem sprawy irlandzkiej. Był muzykiem, ukończył Royal College of Music w Londynie. Zasłynął jako zbieracz i aranżer ludowych melodii irlandzkich. W czasie swojej kariery zebrał setki tradycyjnych melodii, wiele z nich zaaranżował. Współpracował z wielkimi irlandzkimi poetami – i właśnie z tego jest dzisiaj znany. I właśnie taką miał rolę w naszym duecie. Joseph Campbell i Hughes Herbert współpracowali w latach 1903-1904. Campbell pisał teksty, Herbert aranżował do nich stare melodie ludowe. Ich najbardziej rozpoznawalne dzieło to „My Lagan Love”. Piękny miłosny tekst Campbella Herbert zaopatrzył w romantyczną melodię zasłyszaną podczas pobytu w hrabstwie Donegal. Melodię przepiękną i wiekową. Podobno nosiła tytuł „The Belfast Maid” a może „The Maid of Belfast”. Piosenka o takim tytule krążyła na broadsidach w Londynie na początku XIX wieku. Ale ja o naszym ekumenicznym duecie opowiadam z powodu zupełnie innej piosenki, trochę mniej popularnej. Trochę. A w dodatku piosenki uważanej przez koneserów za jedną z najdoskonalszych jakie panowie stworzyli. Campbell w swojej poezji sięgał głęboko do irlandzkiej tradycji, wierzeń i mitów. I napisał swego czasu przepiękną kołysankę. Jak to w celtyckiej tradycji często bywa kołysanka jest nieco niepokojąca, romantyczna, pełna irlandzkich postaci mitologicznych, przed którymi matka chce obronić zasypiające maleństwo. Hughes melodię oczywiście zaczerpnął z tradycji, usłyszał ją, jak poprzednią w Donegal. W 1904 roku w wydawnictwie Songs of Uladh pierwszy raz opublikowali „Gartan Mother's Lullaby”. A teraz do sedna. Cofnijmy się o 33 lata. W Trójmieście od 5 lat działa grupa Krewni i Znajomi Królika. Królikiem zwą lidera grupy – Jarosława Zajączkowskiego. Zespół wykonuje tradycyjne pieśni irlandzkie i szkockie, do których Jarosław Zajączkowski pisze własne teksty. Nawilża przy tym piosenki nie mające w swojej ojczyźnie nic wspólnego z morzem. Ale jak pięknie to robi… I w 1989 grupa wydaje kasetę zatytułowaną po prostu Krewni i Znajomi Królika. I na tę kasetę nagrywa utwór Jesień, jeden z moich ulubionych. Jedna z kołysanek, które śpiewałem swoim córkom. I co się okazało? – „Jesień” Krewnych i Znajomych – to nic innego jak „Gartan Mother's Lullaby” z polskim tekstem Jarosława Zajączkowskiego. Na zakończenie muzyczny dowód, posłuchajcie. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „My Lagan Love” w wykonaniu Hoziera, słowa: John Campbell, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes „Gartan Mother's Lullaby” w wykonaniu Meryl Streep, słowa: John Campbell, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes „Jesień” w wykonaniu zespołu Krewni i Znajomi Królika, słowa: Jarosław „Królik” Zajączkowski, muzyka: trad. ar. Herbert Hughes („Gartan Mother's Lullaby”) W tle: „Down by The Salley Garden” w wykonaniu The Chieftains, muzyka trad.

    Hori Waiti

    Play Episode Listen Later Oct 22, 2022 12:16


    Barnet Burns - urodził się w listopadzie 1805 roku w Kirby Ireleth w Anglii jako George Burns. W wieku 13 lub 14 lat został chłopcem okrętowym trafił na Jamajkę, został protegowanym działacza na rzecz walki z niewolnictwem Louisa Celeste Lecesne'a. W 1827 roku wypłynął do Rio de Janeiro, tam dostał posadę stewarda na barce Nimrod i tak 22 sierpnia 1828 roku trafił do Sydney w Australii. W Sydney przez 2 lata pracował jako sługa domowy u miejscowych notabli. W 1830 opuścił Sydney na brygu Elisabeth, udał się do Nowej Zelandii, gdzie w ciągu ośmiu miesięcy nauczył się języka Maori. Powrócił na krótki czas do Sydney, zadarł z miejscowym prawem i jak tylko nadarzyła się okazja wrócił do Nowej Zelandii, już jako kupiec, by handlować przede wszystkim Tęgoszem – zwanym nowozelandzkim lnem. W maju 1831 wylądował na wschodnim wybrzeżu Wyspy Północnej. Tam zasymilował się z lokalną społecznością, poznał wodza Ngāti Kahungunu którego nazywał Awhawee i nawet poślubił jego córkę Amotawę. Tak został Pākehā Māori - tak Maorysi nazywają białych którzy żyli pośród nich. Jako Pākehā posiadał miejscową moc tzw. manę i kontakty lokalne co ułatwiało handel. Po 11 miesiącach przyszły rozkazy zamknięcia stacji handlowej ale Barnet do Australii nie wrócił, został z ciężarną żoną. Ale nie zaznał spokoju. Wkrótce w wyniku agresji sąsiedniego plemienia musiał z wodzem i żoną uciekać. Dotarli do Poverty Bay, udali się w głąb lądu i przyłączyli do miejscowych plemion. Przygody naszego bohatera nabrały tempa. Jako wojownik poprowadził udany atak na wrogie plemię. Później podczas podróży jego grupa została zaatakowana przez klan Te Rangi. Wszyscy zostali zjedzeni, wszyscy za wyjątkiem Barneta – który zgodził przyłączyć się do napastników i handlować z nimi. Jednym z warunków była zgoda Burnsa na tatuaż. Zanim ten został ukończony Burns uciekł i wrócił do swojego plemienia, z silnym postanowieniem zemsty ale Te Rangi już nigdy nie spotkał. Plemię Burnsa przeniosło się w głąb lądu, w sojuszu z 3 innymi plemionami zniszczyli plemię Te Whakatōhea. Nasz bohater był świadkiem zjedzenia lub uwędzenia 60 członków tego plemienia. W 1832 Burns przeniósł się na północ wyspy by znów handlować lnem. Następne 2 lata były dla niego bardzo owocne, uznał je za najszczęśliwsze w życiu, w dowód pełnej asymilacji z lokalną kulturą dokończył rozpoczęte wcześniej tatuaże, został jednym z nielicznych Europejczyków posiadającym pełny tatuaż twarzy tzw. moko. Jednak w 1834 Burns opuścił swoją rodzinę (w tym nienarodzonego jeszcze syna Hori Waiti) i udał się do Sydney, a stamtąd rok później do Anglii. Jaki miał ku temu powód źródła milczą. Do nowej Zelandii prawdopodobnie już nigdy nie wrócił. W Anglii został showmanem i wykładowcą. Ubrany w strój Maorysów pokazywał podczas wykładów swój niezwykły tatuaż, wykonywał pieśni i tańce Maorysów opowiadał o swoich przygodach po drugiej stronie globu. W poszukiwaniu szczęścia udał się do Francji, tam założył rodzinę. Spekuluje się że mógł ponownie odwiedzić Nową Zelandię. Ale czy to prawda? W latach 40 wrócił do Anglii, ponownie się ożenił, z żoną kontynuował swoją showmańską działalność. Jako showman i wykładowca dożył wieku 53 lat, zmarł 26 grudnia 1860 roku na marskość wątroby. Jakieś 150 lat później pewien Nowozelandczyk nazywany Lake Davineer, wybrał się do Francji. Tam pokochał szanty a właściwie pieśni morskie. Gdy wrócił do Nowej Zelandii założył zespół Wellington Sea Shanty Society i, jak sam mówi, postanowił pieśnią żeglarską opowiedzieć historię Nowej Zelandii. I jedną z opowieści jakie wysnuł jest opowieść o Barnecie Burnsie. Zatytułował ją Hori Waiti. A więc przed Wami Wellington Sea Shanty Society I Hori Waiti. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „Ruapekapeka” rytualny taniec Maorysów „Hori Waiti” w wykonaniu zespołu Wellington Sea Shanty Society, słowa i muzyka: Lake Davineer

    Northwest Passage

    Play Episode Listen Later Sep 24, 2022 16:46


    Europejczycy, od XV wieku intensywnie poszukiwali morskiej drogi wiodącej do Indii, jak ówcześnie nazywano Azję. Kolumb szukał na południowych szlakach. Niechcący przy tym odkrył Amerykę. Anglicy postanowili szukać na północy. Pierwszy był John Cabot, czy właściwie Giovanni Cabotto. Włoski żeglarz na służbie Henryka VII. Już w 1496 roku wyruszył szukać przejścia północno zachodniego, jak je później nazwali Anglicy. Po Cabocie całe zastępy podróżników i żeglarzy, finansowane przez rządy, armie, czy prywatne biznesy, przez ponad trzysta lat poszukiwały północnej drogi do „Kitaju”. Gra wydawała się warta świeczki, dziś wiemy że nawet po wybudowaniu kanału Panamskiego i Sueskiego Przejście Północno Zachodnie skraca drogę z Europy do Azji o ponad 4 tys. kilometrów. Jaka oszczędność paliwa i czasu? Prawda? Ale dziś wiemy również, że minie jeszcze wiele lat zanim ta droga zyska na znaczeniu ekonomicznym. I nie będzie to dla nas radosna nowina, przejście otworzy się gospodarczo, gdy w wyniku ocieplenia klimatu znacząco zmniejszy się pakiet lodowy. O skutkach tych zmian nawet nie ma co wspominać. Przejścia Pólnocno-Zachodniego szukali najwięksi odkrywcy swoich czasów. Wielu z nich zostawiło na wodach północnych swoje życie, niektórzy nazwiska na mapach. Chyba najsłynniejszą wyprawę, w XIX wieku, odbył Sir John Franklin. Wyruszył w 1845 roku i niestety nie wrócił, ani on ani żaden członek jego załogi. Nie odkrył też oczywiście przejścia. Ale w ślad za Franklinem ruszyło blisko 30 wypraw ratunkowych. I niektóre z nich poczyniły pewne odkrycia. W latach 1850-54 Robert McClure jako pierwszy przebył Przejście statkiem i saniami. W latach 1903 -1906 wielki podróżnik norweski Roald Amundsen przebył Przejście drogą wyłącznie morską. Przepłynięcie na żaglach arktycznej drogi w ciągu jednego sezonu, udało się dopiero w 1977 roku. Holender Willy de Roos na trzynastometrowym keczu przemierzył przejście północno zachodnie w niewiele ponad 3 miesiące. Droga morska z tak bogatą historią musiała oczywiście zagościć w tekstach piosenek morskich. Najpiękniejszą z nich jest Northwest Passage, jak z angielska przejście się nazywa. Napisał ją Stan Rogers, wspaniały kanadyjski muzyk folkowy. Urodził się i wychowywał w Ontario, wakacje często spędzał w Nowej Szkocji. W jego twórczości jest wiele tradycyjnie brzmiących pieśni, często o tematyce związanej z morzem lub ludźmi morza. Rogers przez gwiazdy muzyki folkowej był uznawany za jeden z największych folkowych talentów Ameryki Północnej. Niestety za życia zdążył wydać zaledwie 4 płyty, w wieku 33 lat zginął w katastrofie lotniczej. Do dziś jednak jego piosenki są często nagrywane przez wielu artystów, nie tylko folkowych. A „Northwest Passage" swego czasu zyskała miano nieoficjalnego hymnu Kanady. Northwest Passage Stana Rogersa to nie tylko opowieść o poszukiwaniu przejścia północno zachodniego. Autor w piosence wspomina również traperów i odkrywców, którzy eksplorowali ziemie dzisiejszej Kanady i Stanów Zjednoczonych. Zainspirowała go własna podróż, jaką odbył koncertując z zespołem. Snuje w niej refleksje czym różni się jego życie, od życia odkrywców geograficznych. Sam tytuł Northwest Passage jest więc symbolem wyzwania, wyrzeczenia się życiowej stabilizacji i przygody. W Polsce mamy piękny przekład tekstu autorstwa Doroty Potoręckiej z legendarnego zespołu Smugglers. Niezwykle charyzmatycznie wyśpiewuje do dzisiaj ten tekst Grzegorz GooRoo Tyszkiewicz. Znam wielu takich, co uznają jego wykonanie za najpiękniejsze. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „Northwest Passage” w wykonaniu Stana Rogersa z zespołem, słowa i muzyka: Stan Rogers „Northwest Passage” w wykonaniu Grzegorza „GooRoo” Tyszkiewicza, słowa: Dorota Potoręcka, muzyka: Stan Rogers

    16 ton

    Play Episode Listen Later Sep 15, 2022 16:24


    W 1946 roku w Ameryce święciły tryumfy folkowe albumy Burla Ivesa. Wytwórnia Capitol Records zapragnęła mieć swój album z muzyką nazwijmy to - ludową. Cliffie Stone asystent producenta zwrócił się do Merle Travisa, gwiazdy country o nagranie paru piosenek ludowych. Travis zażartował, że Ives już je wszystkie nagrał

    Johnny I Hardly Knew Ye

    Play Episode Listen Later Sep 10, 2022 14:28


    Dziś wycieczka na suchy ląd, ba na dwa lądy po dwóch stronach Atlantyku. Pogrzebiemy w źródłach dwóch piosenek, niezwykle popularnych, całkiem podobnych, ale o zupełnie odmiennym przesłaniu. Zacznijmy od Ameryki. Cofnijmy się zatem do czasów Wojny Secesyjnej. W roku 1863 roku Amerykanie są już wojną zmęczeni. Tęsknią za spokojem. Patrick Gilmore, kompozytor pochodzenia irlandzkiego, służąc w armii Unii pisze piosenkę „When Johnny Comes Marching Home” (Kiedy Johnny wraca do domu). Piosenka wyraża tęsknotę za powrotem do domu chłopców wysłanych na wojnę. Opowiada o tym z jakimi honorami zostaną przyjęci przez bliskich. Brzmi trochę jak afirmacja wojny, eksponuje bohaterskość żołnierzy. Piosenka, szybko zdobyła popularność w Ameryce, i co częste w takich przypadkach, jeszcze w czasie wojny doczekała się różnych wersji. 2 najbardziej znane noszą ten sam tytuł: „Johnny fill up the bowl”– Johny napełnij miskę – chodzi zapewne o rodzaj wojskowego kubka, menażki. Prawdopodobnie najpierw powstała wersja jankeska, nawołująca do walki z rebelią. Szybko jednak, już w 1864 powstała jej konfederacka parodia, opisująca nieudaną Kampanię na Red River. Kampania miała otworzyć jankesom drogę do Teksasu, niestety na ich drodze stanęły wojska dowodzone przez generałów Taylora i Smithsa i Unia poniosła jedną z najbardziej dotkliwych porażek. A konfederaci drwili w piosence z unionistów śpiewając, że ci w Nowym Orleanie topią smutki w alkoholu. Dla odróżnienia wersja konfederatów dostała podtytuł „For Bales”. Muzyka ta sama prawda, ale nie jest to muzyka Patricka Gilmore'a. Sam Patrick w wywiadzie dla ”Musical Herald” przyznał, że usłyszał tę melodię nuconą przez bezdomnego. Cóż to zatem za melodia? W poszukiwaniu źródeł przenosimy się na drugą stronę Atlantyku, na Wyspy Brytyjskie. Stamtąd pochodzi przepiękna piosenka „Johnny I Hardly Knew Ye” (Johnny ledwo cię znałam). Opowiada o dziewczynie, która na drodze z Londynu do Athy spotyka swojego ukochanego, który jakiś czas temu zostawił ją z dzieckiem i wstąpił do armii (nie wiemy czy na ochotnika czy został przymusowo zwerbowany) Teraz ona spotyka go zniszczonego przez wojnę, chłopak stracił nogi, ręce, wzrok, w niektórych wersjach nos i co tam jeszcze wyobraźnia podsunęła śpiewakom. Dziewczyna mimo to cieszy się z jego powrotu i przyjmuje go do domu. Bryan Geoghegan, angielski śpiewak musicalowy, syn irlandzkich emigrantów, opublikował piosenkę w 1867 roku. Opisał ją jako tradycyjną, musiała więc powstać dużo wcześniej. Badacze tematu twierdzą, że to stara irlandzka pieśń z początku XIX wieku. W tym czasie w armii brytyjskiej pułki Irlandzkie były intensywnie przygotowywane do służby w Indiach Wschodnich. Piosenka powstała więc prawdopodobnie przeciw rekrutacji irlandzkich chłopców do armii brytyjskiej. Pierwotnie miała zapewne zabarwienie humorystyczne, obfitość ran Johnnego jest wyraźnie przesadzona. Na przełomie XIX i XX wieku nieco zapomniana, w latach 60 XX wieku piosenka została przypomniana przez braci Clancy. Z tym że pionierzy irlandzkiego folku wyeksponowali jej tragiczny charakter. I powstał prawdziwy hymn antywojenny, jeden z najpopularniejszych do dzisiaj. Sail Ho Audycja zawiera utwory: “ When Johnny Comes Marching Home” w wykonaniu zespołu „The 2nd South Carolina String Band”, słowa: Patrick Gilmore, muzyka: tradycyjna “ Johnny fill up the bowl” w wykonaniu Bobby Hortona, słowa i muzyka: tradycyjne “ Johnny I Hardly Knew Ye”” w wykonaniu grupy „Sąsiedzi”, słowa i muzyka: tradycyjne

    Listy z Kilkelly

    Play Episode Listen Later Sep 3, 2022 14:38


    Irlandia, kojarzy się dziś z sukcesem gospodarczym, dobrą muzyka i oczywiście Guinnessem… ale nie tylko, to również historia wielkiej emigracji. Irlandzka diaspora przewyższa swoją liczbą ludność żyjącą w ojczyźnie. Historia irlandzkiej emigracji to przede wszystkim XIX wiek. Jeszcze w latach 40 XIX wieku populacja Irlandii wynosiła ponad 8 mln. Potem przyszedł Wielki głód i wielka fala emigracji. W ciągu następnych 50 lat liczba ludności zielonej wyspy spadła blisko o połowę. Ocenia się, że Wielki głód, Great Famine, czy jak mową w gaelickim an Gorta Mór zabił około 1 mln Irlandczyków, grubo ponad 3 mln opuściło ojczyznę w poszukiwaniu lepszego życia. Większość udała się do Americay jak mawiają o Stanach Zjednoczonych. Wyprawa za ocean była droga, jej koszt wynosił równowartość półrocznych zarobków. Na jeden bilet do Americay składały się nierzadko całe rodziny, w latach późniejszych często był wymarzonym prezentem od siostry, brata czy ojca, którzy już w Ameryce uwili swoje gniazdo. Wyprawa była również ryzykowna. W pierwszych latach wielkiego głodu statki z emigrantami były ponad miarę zatłoczone i urągały wszelkim wyobrażeniom o higienie – w efekcie śmiertelność na ich pokładach sięgała blisko 30%. Doszło do tego, że w 1847 roku wywołały w Ameryce Północnej epidemię tyfusu plamistego. Zła sława przyniosła im nawet przydomek – The Coffin Ships – statki trumny. W takich okolicznościach w 1855 roku do Stanów Zjednoczonych wyemigrował z Kilkelly w hrabstwie Mayo John Hunt. I historia Johna Hunta rozpłynęła by się w oceanie milionów historii emigrantów, gdyby nie remont pewnego starego amerykańskiego domu w Bethesda w stanie Maryland. Gdzieś na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, piosenkarz i kompozytor Peter Jones, remontując dom swoich rodziców odnalazł na strychu pakiet starych listów. Listy były adresowane do prapradziadka Petera, Johna Hunta, tego który w 1855 wyemigrował z Kilkelly. Listów było 20, 19 z nich napisał ojciec Johna – Byran, a w zasadzie nie napisał tylko podyktował, był jak wielu mieszkańców Kilkelly – niepiśmienny. Słowa Byrana spisał nauczyciel miejscowej szkoły Pat McNamara. Ostatni, 20. list napisał brat Johna, zawiadamiając go między innymi o śmierci ukochanego ojca. Listy Byrana Hunta okazały się niezwykłym świadectwem czasów irlandzkiej emigracji. Na Peterze zrobiły ogromne wrażenie i zainspirowały go do napisania przepięknej ballady, którą zatytułował „Kilkelly, Ireland”. Peter w zasadzie streścił kilka ze znalezionych listów i opatrzył je muzyką. Niektóre źródła podają, że pomógł mu brat Stephen. Tak czy inaczej, powstała przejmująca ballada. Doczekała się wielu wykonań. Sam Peter, kiedy odwiedził w 2013 roku ziemie praprapradziada, zaśpiewał balladę w kościele świętego Józefa w Urlau, nieopodal Kilkelly. O czym Byran w listach pisał do swojego syna? O kolejach losu siostry Johna - Bridget, trosce o jego brata - Michaela, przejmującej biedzie… Zresztą, co będę się rozpisywał. Sami posłuchajcie. Pięknego przekładu tekstu ballady na polski dokonał Maciej Wroński. A specjalnie na okoliczność mojej audycji „Listy z Kilkelly”, bo taki tytuł nosi piosenka po polsku, zaśpiewała Agnieszka „Reflinka” Snopek. Zatem posłuchajcie Agnieszki i jej zjawiskowego głosu, i historii rodziny Huntów zaklętej w „Listach z Kilkelly”. Sail-Ho Audycja zawiera utwory: „Kilkelly Ireland” w wykonaniu Petera Jonesa, słowa i muzyka: Peter Jones „Listy z Kilkelly” w wykonaniu Agnieszki „Reflinki” Snopek. słowa: Maciej Wroński, muzyka: Peter Jones

    The Shoals of Herring

    Play Episode Listen Later Aug 31, 2022 9:37


    Dziś o małej radiowej rewolucji, może nawet nie takiej małej. Otóż pod koniec lat 50 ubiegłego wieku dwóch naszych dobrych znajomych, wielkich, zaprzyjaźnionych pieśniarzy folkowych Ewan MacColl i Pete Seeger, nawiązało współpracę z producentem radiowym Charlsem Parkerem (żeby było ciekawiej, Charles też śpiewał i był animatorem ruchu folkowego). Postanowili stworzyć dla BBC cykl audycji poświęconych różnym aspektom życia na wyspach brytyjskich. Na przestrzeni 6 lat powstało osiem audycji o brytyjskich kolejarzach, budowniczych autostrad, rybakach, górnikach, bokserach, nastolatkach, obieżyświatach, majsterkowiczach, a nawet osobach chorych na polio. Cykl nosił nazwę „Radio ballads”. Panowie tworzyli audycje z czterech fundamentalnych elementów: muzyki instrumentlnej, efektów dźwiękowych, piosenek i nagranych wypowiedzi ludzi, których dotyczyła tematyka. Dziś nie brzmi to zaskakująco ale w latach 50 była to rewolucja. Samo połączenie różnych form nie było niczym nowym, nowością był sposób emitowania wypowiedzi bohaterów. W tamtych czasach w audycjach radiowych wypowiedzi zwyczajnych ludzi były transkrybowane a następnie czytane przez zawodowych lektorów. MacColl, Seeger i Parker do każdej audycji gromadzili setki taśm z nagranymi wypowiedziami rozmówców, spośród nich wybierali najciekawsze i, uwaga, w oryginale puszczali w eter. Szok. Powstały programy zabawne, pouczające, poetyckie i zarazem bardzo autentyczne. 62 lata temu, w sierpniu 1960 roku premierę miał trzeci odcinek cyklu „Singing the Fishing” będący hołdem dla rybackich społeczności wschodniej Anglii i północno-wschodniej Szkocji. Odcinek ważny, i to z co najmniej trzech powodów powodów. Pierwszy to ten, że „Singing the Fishing” było pierwszym w cyklu dziełem w pełni zintegrowanym, wykorzystującym dopracowane już innowacyjne techniki wplatania muzyki w dokumentalną treść, dziełem które ustaliło ostateczny standard dla pozostałych oddcinków cyklu i wyznaczyło kierunek rozwoju tzw. „oral history” w radiu. Drugi powód to taki, że „Singing the Fishing” rozsławiło Cykl na całym świecie. Po zdobyciu Prix d'Italia dla radiowego dokumentu w październiku 1960 roku, audycja została wyemitowana w 86 krajach. No a trzecim powodem jest niezwykła piosenka. No właśnie - niezwykła. W „Radio Ballads” śpiewane były piosenki specjalnie na tę okoliczność napisane przez Ewana MacColla. Podczas nagrań do „Singing the Fishing” Ewan MacColl poznał starego rybaka Sama Larnera. Samuel jako 13 latek pod koniec XIX wieku pływał już jako chłopiec okrętowy, po 2 latach zamustrował na rybaki i wypływał na łowiska przez kolejne 39 lat. Na emeryturze jeździł po Anglii i śpiewał poznane w rybackich portach pieśni. Życie Sama zafascynowało Ewana do tego stopnia, że napisał w hołdzie rybakowi piosenkę. Powstała moja ulubiona pieśń rybacka „The Shoals of Herring” - Ławice Śledzi. W Polsce z nieco zmienionym rytmem, pod tytułem „Ławice” śpiewają ją Cztery Refy do słów Andrzeja Mendygrała. Ale prawdziłą perłą jest oryginał, koniecznie z prologiem i epilogiem, których brakuje w polskiej wersji. Liam Clancy, autor mojego ulubionego wykonania, pięknie o „The Shoals of Herring” opowiada, twierdząc, że MacColl przed programem nagrał na taśmach wszystkich starych rybaków ze wschodniego wybrzeża Anglii i w piosence nie użył ani jednego własnego słowa. ... zrymował fragmenty nagranych wypowiedzi rybaków, dorzucił króciutki cytat z Shakespeara, i uczynił z tego piosenkę. Dla mnie arcydzieło. Sail Ho Audycja zawiera utwory: Fragment audycji „Singing the Fishing” z cyklu „Radio ballads”, wyemitowanej 16 sierpnia 1960 roku w BBC Radio, autorzy: Ewan MacColl, Pete Seeger i Charls Parker “Ławice” w wykonaniu zespołu „Cztery Refy”, słowa: Andrzej Mendygrał, muzyka: Ewan MacColl “The Shoals of Herring” w wykonaniu Liama Clancy z zespołem, słowa i muzyka: Ewan MacColl

    Fiddler's Green

    Play Episode Listen Later Aug 20, 2022 13:24


    Fiddler's Green – jedna z najpiękniejszych ballad rybackich. Mój przyjaciel z Klimarnock, badacz i rekonstruktor szant klasycznych, Jerzy „Shogun” Brzeziński ma co prawda wątpliwości czy to ballada rybacka, ale ja pozostanę przy swoim. Skoro traktuje o pożegnaniu rybaka, to niech pozostanie balladą rybacką. Fiddler's Green – tak nazywano miejsce na kabestanie, gdzie czasem przystawał skrzypek by akompaniować załodze przy pracy, tak podobno nazywano sailor town czy też dzielnice rozrywki w miastach portowych (na jedno podobno wychodziło), tak do dziś nazywamy krainę do której odchodzą marynarze. Miejsce, w którym zaznają szczęścia, gdzie nie szaleją sztormy, w tawernach czekają na nich piękne kobiety i darmowe piwo a „rum we flaszeczkach rośnie na każdym z drzew”. I właśnie o tej krainie napisał 1966 roku swą piękną balladę John Conolly. Dziś cały świat żeglarski ją śpiewa, gdy żegna odchodzących na ostatnią wachtę kamratów. Fiddler's Green to ostatni przystanek nie tylko dla żeglarzy. Na przykład według amerykańskiej tradycji wędrują tam również żołnierze, szczególnie kawalerzyści. Ciekawe jest również, że ballada jest, co prawda, współczesna ale korzenie ma niewątpliwie XIX wieczne. Zróbmy sobie taką krótką historyczną wycieczkę. W 1936 roku dla wytwórni Regal Zonophone at EMI Studios w Sydney Nowozelandczyk Tex Morton nagrał piosenkę „Wrap Me Up With My Stockwhip and Blanket” („Owiń mnie moim batem i kocem”). Melodia, rytm - znajome, temat podobny. Hodowca (bydła lub owiec) żegna się z życiem i marzy o spokojnej krainie. Autorstwo przypisywane jest Jackowi O'Hagenowi. Ale piosenka nie jest oryginalna. Jest nieco zmienioną wersją buszmeńskiej ballady „The Dying Stockman” („Umierający hodowca”). Źródła przypisują autorstwo tekstu Horacemu Flowerowi, który pod koniec XIX wieku scalił parę angielskojęzycznych piosenek o podobnej tematyce. Jeśli chodzi o melodię, zapożyczył ją z „Wrap Me Up In My Tarpaulin Jacket” („Owiń mnie w kurtkę z tarpaulinu”). Tarpaulin to taka tkanina impregnowana smołą, rodzaj brezentu, a w piosence na drugą stronę cienia przechodzi kawalerzysta a właściwie lansjer. Tekst piosenki napisał szkocki pisarz George Whyte-Melville a muzykę Charles Coote gdzieś w połowie XIX wieku. Na wyspach Brytyjskich jest znana jako „Old Stable Jacket” i stanowi nieodzowny element repertuaru orkiestr wojskowych działających przy formacjach kawalerii. Sporo tego, prawda? Ale jakby głębiej poszperać to można znależź jeszcze co najmniej z pół tuzina różnych, zawodowych odmian tej piosenki. Przynajmniej jedną z tych piosenek musiał znać John Conolly, i zapewne nucił ja pisząc Fiddler's Green. Inspiracja jest bardzo wyraźna. I nie zmienia to mojej opinii, że Fiddler's Green jest jedna z najpiękniejszych ballad rybackich. To przecież naturalna droga powstawania piosenek folkowych. No A my mamy to szczęście, że polski tekst napisał do Fiddler's Green nieodżałowany Jerzy Rogacki, lider zespołu „Cztery Refy”. A w zasadzie mogę spokojnie napisać, że przetłumaczył oryginał wiernie oddając treść, emocje i poetycką jakość. A zatem zanurzmy się w zadumie i posłuchajmy wykonania Czterech Refów z 2013 roku. Sail-Ho Audycja zawiera utwory: „Fiddler's Green” w wykonaniu Johna Conolly'ego i Pete Sumnera, słowa i muzyka: John Conolly „Wrap Me Up With My Stockwhip and Blanket” w wykonaniu Texa Mortona, słowa: Jack O'Hagen, muzyka: na podstawie „The Dying Stockman” (prawdopodobnie) „The Dying Stockman” w wykonaniu Slima Duty'ego, słowa: Horacy Flower, muzyka: na podstawie „Wrap Me Up In My Tarpaulin Jacket” „Wrap Me Up In My Tarpaulin Jacket” w wykonaniu Franka Crumita, słowa: George Whyte-Melville, muzyka: Charles Coote „Fiddler's Green” w wykonaniu zespołu Cztery Refy, słowa: Jerzy Rogacki, muzyka: John Conolly

    The Mero

    Play Episode Listen Later Jun 30, 2022 12:39


    Dzisiaj poprzyglądamy się paru osobliwym mieszkańcom Dublina połowy XX wieku. Na przykład taki P.J. Marlow, Patrick Joseph Marlow, dla Dublinczyków po prostu Johnny Fortycoats. Ksywę miał od licznych nakryć, które zakładał na siebie jednocześnie. Po prawdzie nosił tylko trzy, cztery no może pięć płaszczy w tym samym czasie, ale przecież czterdzieści brzmi zdecydowanie lepiej. Johnny ubierał się po prostu ciepło, gdyż spał na ulicy. Włóczył się po Dublinie w latach 30 i 40 ubiegłego wieku. Żył bezwstydnie z hojności dublińczyków. Chwalił się, że jego najbardziej lukratywnym zajęciem było wystawanie pod kościołem przed niedzielną mszą. Potrafił uzbierać w ten sposób tak dużo kasy, że mógł pozwolić sobie na pójście do restauracji. A gdy już tam dotarł, rozsiadał się jak panisko, rzucał na stół zwitek uzbieranych banknotów, zakładał nogi na krzesło i spluwał bezczelnie na podłogę – (to było jego ulubione zajęcie). Z czasem, to spluwanie zamknęło przed nim drzwi większości lokali. Kolejny personaż - Thomas Dudley. Był ulubieńcem Dublińczyków, nazywali go po prostu Bang Bang. Dudley był fanem westernów. Nosił w kieszeni wielki klucz kościelny. Wpadał z tym kluczem do tramwaju i rozpoczynał strzelaninę krzycząc właśnie Bang Bang. Nieszkodliwy, zabawny zwyczaj. Dublińczycy często dawali się ponieść zabawie i tramwaj przekształcał się w westernowy pociąg opanowany przez strzelaninę. Bang Bang grasował nie tylko w tramwajach - prezenter Radiowy i telewizyjny Paddy Crosbie w swojej książce wspomina opowieść ojca o tym że swego czasu na Marlboro' Street Dudley rozkręcił strzelaninę, która trwała, wyobraźcie sobie, blisko pół godziny. Trudno było Thomasa nie lubić, był inspiracją dla muzyków i dramaturgów. Kiedy umarł pisały o tym dublińskie gazety. Jednak pochowany został w bezimiennym grobie. Dopiero po latach imienny nagrobek wzniesiono mu z inicjatywy lokalnej kawiarni o nazwanej, no jakże by inaczej - Bang Bang. Kolejnym dublińskim dziwakiem kręcącym się w okolicy był Hairy Lemon (Włochata Cytryna), łapacz psów, patrolował miasto w czasie 2 wojny światowej. Uwielbiał kręcić się w okolicach kultowego pubu Big Tree w Drumcondra, dzielnicy na północy Dublina. Dublińczycy zapamiętali go dzięki osobliwemu kształtowi głowy rozczochranym włosom i niezwykle żółtej cerze. No to już wiemy skąd ksywka. On też pozostawił po sobie gastronomiczny ślad - Tradycyjny pub na Stephen Street został nazwany jego imieniem! Inyeresujące towarzystwo. Kto nas po takim malowniczym Dublinie oprowadzi? Pete St John, który w nim dorastał. Gdy dorósł wyemigrował do Kanady. W poszukiwaniu pracy zwiedził Alaskę, Amerykę Środkową i Indie Zachodnie. Do Dublina wrócił pod koniec lat 70. Zaczął pisać piosenki, często opisując stare i nowe oblicze rodzinnego miasta. Szybko został się dublińskim bardem. Nie tylko dublińskim, wielu folkowych artystów nagrywało i nagrywa jego piosenki. Napisał ich blisko setkę. Odszedł od nas 12 marca tego roku. Nieśmiertelność zapewnił sobie pisząc Fields of Athenry, przepiękną balladę o czasach wielkiego głodu. Tak urzekła serca Irlandczyków, że dziś jest nieoficjalnym hymnem kibiców piłkarskiej reprezentacji Irlandii. Słyszeliśmy ją na naszych stadionach w wykonaniu tysięcy irlandzkich gardeł podczas mistrzostw Europy w 2012 roku. O Dublinie Pete St. John napisał piosenek parę. Najbardziej znana to chyba tęskna The Rare Auld Times. Ale mnie najbardziej Pete urzekł pisząc pełną humoru, surrealistyczną The Mero, piosenkę która przenosi nas wprost na ulice Dublina, do połowy XX wieku. Zwiedzamy z Petem zakamarki i obserwujemy barwne postaci ulicznych włóczęgów. Taki mały muzyczny atlas ówczesnego miasta. Posłuchajcie. Sail ho Audycja zawiera utwory: “The Rare Auld Times” w wykonaniu „The High Kingss”, słowa i muzyka: Pete St. John “The Mero” w wykonaniu “The Dubliners”, słowa i muzyka: Pete St. John

    Dirty Old Towns

    Play Episode Listen Later Jun 19, 2022 15:31


    Przemysłowe miasto w Anglii i robotnicza dzielnica w Polsce. Dwa przyczynki do świetnych piosenek. Zacznijmy od Wysp Brytyjskich. Pierwszy przystanek to Salford, w hrabstwie Greater Manchester w Anglii. Stare, przemysłowe miasto, a co za tym idzie miasto robotnicze. Tak bardzo robotnicze, że to właśnie tu Marx i Engels pomieszkiwali aby studiować ciężkie życie brytyjskiego proletariatu. Ale nie oni są dla nas dzisiaj najważniejsi. W Salford urodził się i wychował James Henry Miller. Znamy go bardzo dobrze. Tworzył, nagrywał i występował pod pseudonimem Ewan MacColl – prawdziwa ikona angielskiego, a w zasadzie światowego folku. Zanim świat go poznał jako folkowego barda, Ewana MacColl próbował być dramaturgiem, współtworzył lewicującą grupę teatralną i pisał sztuki. Akcję jednej z nich „Landscape with Chimney” umieścił właśnie w swoim rodzinnym mieście. Żeby umilić widzom przerwę niezbędną do zmieniany dekoracji, Ewan napisał piosenkę. Ot historyjkę przywołującą młodzieńcze wspomnienia z przemysłowego Sulford, randki pod gazownią, spacery nad starym kanałem i pierwsze pocałunki pod fabrycznym murem. Nad tym wszystkim rozciąga się przemysłowy smród i odgłosy pracującego miasta. Brudnego, starego miasta. No właśnie, no to tytuł mógł być tylko jeden „ Dirty Old Town”. Nie przypuszczał Ewan, że pisząc niewinny przerywnik do sztuki teatralnej stworzy jeden z największych przebojów wyspiarskiego folku, śpiewany w pubuch i na scenach dosłownie na całym świecie. Pierwsze nagranie autor zrealizował w 52 roku. Piosenka szybko przyjęła się w nowopowstających klubach folkowych. Wkrótce swoją wersję nagrał znany folklorysta Alan Lomax i piosenka poszła w świat. No i „Dirty Old Town” zapragnęli mieć w swoim repertuarze chyba wszyscy artyści choć trochę ocierający się o folk. A słynni The Dubliners w 68 roku dokonali tak porywającego nagrania, że wielu słuchaczy do dziś ma wrażenie że „Dirty Old Town” to irlandzki kawałek. Ale my nie gęsi. Też mamy swoje stare miasta i ich brudne dzielnice. Szczecin. Miasto nie tak stare jak Salford ale stare. Dzielnica również stara. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XIII wieku. W XIV już była wymieniana jako wieś pod nazwą Zabelsdorf. W XIX wcielona do granic administracyjnych Szczecina. Dziś jest największą dzielnicą tego miasta i nosi nazwę Niebuszewo. Dzielnica w XIX i na początku XX wieku całkiem prężnie się rozwijała, była dzielnicą przemysłowo mieszkalną, z ciekawą architekturą, której niestety nieliczne ślady pozostały do dzisiaj. Kres rozwojowi przyniosła II wojna światowa. Po wojnie dzielnica została zasiedlona powracającymi z innych terenów Niemcami, Żydami i oczywiście Polakami. Póżniej Niebuszewo zaczęli opuszczać bardziej zamożni mieszkańcy. Dzielnica podupadała, z czasem zyskała złą sławę. Winna temu była wysoka przestępczość. Dziś Niebuszewo jest umieszczane wysoko w zestawieniach polskich niebezpiecznych dzielnic. Ale w brudnej, niebezpiecznej dzielnicy też można mieć szczęśliwe dzieciństwo i bujną młodość. Sulford miało swojego barda – Niebuszewo ma swojego. Tu pierwszych win próbował, tu pierwsze bójki toczył i tu przemierzał szlaki piwnic i strychów lider szczecińskiej punk folkowej formacji Emerald – Leszek Czarnecki. I jak Ewan o Sulford, tak Leszek o swoim dorastaniu w Niebuszewie napisał piosenkę. I to jaką. „Niebuszewo”, bo taki prosty tytuł nosi, to miejski folk najwyższej próby. Ja od pierwszego przesłuchania jestem oczarowany. Świetny tekst i kompozycja, wspaniała, niebanalna aranżacja. No i wykonanie, nie przesadzę jak powiem, że Pana Czarneckiego z zespołem spokojnie możemy umieścić na tej samej półce co MacGowana z Poguesami. Sail ho Audycja zawiera utwory: “Dirty Old Town” w wykonaniu „The Pogues”, słowa I muzyka: Ewan MacColl „Niebuszewo” w wykonaniu zespołu „Emerald”, słowa i muzyka: Leszek Czarnecki

    The Auld Triangle

    Play Episode Listen Later Jun 11, 2022 14:07


    W centrum Dublina, w dzielnicy Phibsborough, znajduje się więzienie dla mężczyzn zwane Mountjoy. Powstało w połowie XIX wieku jako więzienie przejściowe dla skazanych na transportation, tę brytyjską karę już znamy. Więźniowe po krótkim pobycie byli przewożeni na wyspę Spike, z której byli zabierani statkami do Ziemi Van Diemena, dzisiejszej Tasmanii. Więzienie Mountjoy jest nietuzinkowe z paru powodów: to tu została stracona jedyna kobieta skazana na karę śmierci przez wolne państwo Irlandzkie. To tu doszło do spektakularnej ucieczki 3 więźniów należących do IRA porwanym helikopterem. To tu wreszcie wyrok odbywał Brendan Behan, a z Irlandzka Breandan Ó Beachain, poeta pisarz i dramatopisarz, zajmujący zacne miejsce w panteonie literatury irlandzkiej. Właśnie podczas odsiadki wyroku w Mountoy Gaol Brendan napisał swoją pierwsza sztukę. Po paru latach akcję jednej z kolejnych sztuk umiejscowił właśnie w tym więzieniu. Jej tytuł to „The Quare Fellow” – niezwykły gość. Dramat jest ponurym portretem życia więziennego w Irlandii w czasach kiedy homoseksualizm był nielegalny a kara śmierci powszechna. Opowiada o dniu oczekiwania na egzekucję głównego bohatera. Rytm dnia więźniom Mountjoy Gaol wyznacza bicie trójkątnego dzwonu znajdującego się w centrum więzienia, dzwonu zwanego starym trójkątem, czy też „The Old Triangle”. I taki tytuł nosi dzisiejsza piosenka, którą Brendan Behan umieścił we wprowadzeniu do sztuki. Dziś częściej używany jest tytuł „The Auld Triangle” – brzmi bardziej tradycyjnie

    Take Her Up to Monto

    Play Episode Listen Later Jun 1, 2022 8:09


    2 czerwca, obchodzimy międzynarodowy dzień prostytucji, a w zasadzie międzynarodowy dzień pracowników seksualnych, a w zasadzie powinienem napisać międzynarodowy dzień pracowników i pracownic seksualnych. Intencją święta jest przypomnienie o ciężkich warunkach jakie często towarzyszą temu zawodowi, o dyskryminacji i terrorze jakich doznają osoby świadczące usługi seksualne. A data została wybrana dla upamiętnienia wydarzeń z 1975 roku w Lyonie. 2 czerwca tego roku ponad setka prostytutek zaczęła okupować kościół Saint Nizier w Lyonie aby zwrócić uwagę na katastrofalną sytuację życiową w jakiej się znajdowały. Do strajku dołączały się kolejne kobiety, protest rozprzestrzenił się na inne miasta. Po 8 dniach był brutalnie zlikwidowany przez policję. Ale Te 8 dni dały początek walce o prawa osób świadczących usługi seksualne, rozpoczęły też stopniową zmianę postrzegania tych osób i ich problemów przez społeczeństwa zachodu. A dokąd udamy się na muzyczną wycieczkę, żeby nawiązać do tego święta? W swojej historii wiele europejskich miast posiadało dzielnice czerwonych latarni. Jedną z największych takich dzielnic (niektórzy twierdzą że największą w Europie) posiadał Dublin. Udamy się więc do Dublina. Tam na obszarze ograniczonym ulicami Talbot Street, Amiens Street, Gardiner Street i Sean McDermott Street od połowy XIX do połowy XX wieku funkcjonował bujny przemysł erotyczny. Sprzyjała temu duża liczba znajdujących się w Dublinie garnizonów armii brytyjskiego okupanta. Ocenia się że w czasach świetności usługi seksualne w jednym czasie świadczyło tam ponad 1500 kobiet. O usługach męskich źródła milczą. Dzielnica nosiła potoczną nazwę MONTO od nazwy jeden z bardziej popularnych ulic - Montgomery Street. Według świadków tamtej epoki, Kobiety pracujące w Monto, wbrew pozorom nie mały w społeczności Dublina złej opinii. Uchodziły za ofiary systemu, zmuszone do prostytucji przez życie. Wiele z nich trafiło do Dublina z okolicznych lub dalszych wsi. Często jako niezamężne matki trafiały na rok pod opiekę żeńskich zakonów. Tam sielanki nie było. Większość z dziewczyn kończyła pracując na ulicy. Dzielnica była centrum uciech ale też dawała bardzo często schronienie bojownikom IRA i innym niepodległościowcom. A co dzisiaj dzieje się w Monto? Po podpisaniu traktatu angielsko-irlandzkiego i powstaniu niepodległego państwa irlandzkiego, brytyjscy żołnierze opuścili Dublin, popyt na usługi świadczone w MONTO spadł. W latach 20 XX wieku nastąpiła kampania organizacji katolickich przeciw domom publicznym zakończona licznymi aresztowaniami i oficjlnym ogłoszeniem zamknięcia wszystkich tzw. kip-house. Jednak erotyczny biznes w MONTO funkcjonował do wczesnych lat 50 XX wieku. Dziś ślady sławy Monto przewijają się w kulturze popularnej (mniej lub bardziej). W Monto, jeden z epizodów, może najśmieszniejszy, spędził Leopold Bloom bohater Ulissessa. A muzycznie? Ano właśnie O Monto powstała wspaniała sprośna ballada. „Take her up to Monto”, bo tak brzmi jej tytuł napisał w 1958 roku George Desmond Hodnett, recenzent muzyczny i pianista teatralny. Ballada jest pełna odniesień do historycznych postaci związanych z dzielnicą, wyśmiewa dublińskich strzelców wysłanych przez królową wiktorię (w piosence Vicky) na wojnę, drwi z Jamesa Careya który zdradził sprawę irlandzką, ale zawiera również zupełnie zmyślone historie o wizycie w przybytkach dzielnicy rosyjskiego cara, króla Prus czy królowej Wiktorii. Piosenkę w 1966 zaśpiewał na scenie Gate Theatre Ronnie Drew z Dublinersami, porwał publiczność i od tego czasu „Monto” weszło na stałe do koncertowego repertuaru zespołu. Warto posłuchać. Sail ho Audycja zawiera utwory: “Take Her Up to Monto” w wykonaniu „The Dubliners”, słowa I muzyka: George Desmond Hodnett

    Mingulay Boat Song

    Play Episode Listen Later Jun 1, 2022 14:48


    Dziś wycieczka na Hebrydy Zewnętrzne. To archipelag około 200 wysp na północnym zachodzie Szkocji. Wyspy są urokliwe, słyną z pięknych plaż, ale warunki do życia na nich panują nieprzyjazne. Powierzchnia pagórkowata i górzysta, ziemia niezbyt żyzna. Niespełna 30 tysięczna populacja utrzymuje się z hodowli bydła i owiec, wyrobu tkanin (słynny tweed) no i oczywiście z rybołówstwa. Ciekawostka - Szkocka odmiana języka gaelickiego ma tam status regionalnego języka urzędowego. Na południu Hebrydów znajduje się niewielki archipelag Wysp Biskupich, inaczej zwanych wyspami Barra od nazwy największej z nich. Wyspy są niewielkie, zamieszkała jest tylko największa z nich – Vatersay. Ale my szukamy innej. 12 mil na południe od Barry leży największa z niezamieszkanych Szkockich Wysp – Mingulay. Mingulay słynie z jednych z najwyższych na Wyspach Brytyjskich klifów, na których gniazdują duże populacje ptaków morskich. Wyspa nie zawsze była niezamieszkana. Przed wiekami mieszały się na niej wpływy celtyckie i nordyckie. Nazwa pochodzi ze staronorweskiego Mikuła co oznacza Wielka Wyspę. Szkoccy językoznawcy są skłonni wierzyć, że nazwa oznacza wyspę ptaków. Miejscowa ludność żyła z hodowli, rybołówstwa, sprzedaży torfu i budowy łodzi. Populacja była zawsze niewielka. W szczytowym okresie, w połowie XIX wieku liczyła niespełna 200 mieszkańców. Od początku XX wieku mieszkańcy powoli opuszczali wyspę i w 1912 została całkowicie wyludniona. Ludność uciekała przed niezwykle trudnymi warunkami życia. Poza mało żyzną ziemią, wyspa wystawiona była (i jest) na ekstremalne warunki pogodowe. Brakowało bezpiecznego portu, stan morza powodował nierzadko wielomiesięczną całkowitą izolację. Dość wspomnieć, że w 1868 roku wielka fala obmyła wzgórze Geirum Mor zabierając ze sobą stado owiec… a wzgórze miało ponad 50 m wysokości. Mingulay pozostaje niezamieszkana do dzisiaj. Niezamieszkana ale słynna. Słynna z powodu przepięknej piosenki Mingulay Boat Song. Piosenka opowiada o trudnej drodze powrotnej rybaków z Mingulay przez fale cieśniny Minch, oddzielającej Hebrydy wewnętrzne od zewnętrznych. Paradoksalnie poza tekstem piosenka z wyspą ma niewiele wspólnego. Napisał ją w 1930 roku kompozytor i dyrygent chóru Sir Hugh Stevenson Roberton zainspirowany opowieścią o rybakach. Niektórzy twierdzą że melodia jest zasłyszana od miejscowych wioślarzy, ale większość znawców tematu jako źródło melodii wspomina starą gaelicką Pieśń Sowy z poematu „Creag Ghuanach” ze wzgórz Lochaber. Mingulay Boat Song to szkocka jak najbardziej piosenka, jednakże w języku jak najbardziej angielskim. Poszperajmy wiec dalej. Mingulay wybrało się w podróż żeby wrócić odmienione. W drugiej połowie XX wieku, Irlandzki pieśniarz, mistrz tradycyjnego stylu sean-nós, Tomás 'Jimmy' Mac Eoin zakochany w pięknej dziewczynie napisał dla niej miłosny wiersz. Wiersz ubrał w melodię Mingulay Boat Song. Piosenkę usłyszał w Belfaście Szkocki piosenkarz Arthur Cormack. Kiedy wrócił do Szkocji z pomocą piosenkarki Christine Primrose przetłumaczył irlandzki tekst na szkocki gaelicki. I tak powstała piosenka „A Chailin Àlainn”, czyli piękna dziewczyna. Paradoksalnie jakby posłuchać tej wersji i Mingulay Boat Song – to można odnieść wrażenie że starsza, oryginalna jest „A Chailin Àlainn” – urok archaicznego szkockiego gaelickiego robi swoje. Warto posłuchać obu wersji. Sail ho Audycja zawiera utwory: “Craegh Guanach” („Mingulay Boat Song”) w wykonaniu „Sudbury & District Pipes and Drums”, muzyka: tradycyjna „Mingulay Boat Song” w wykonaniu „The Longest Johns”, słowa : Sir Hugh Stevenson Roberton, muzyka: Sir Hugh Stevenson Roberton na podstawie “Craegh Guanach” „A Chailin Àlainn” w wykonaniu Tomása Jimmiego MacEoina i Arthura Cormacka, słowa: Arthur Cormacka i Cristine Primrose, muzyka: Sir Hugh Stevenson Roberton na podstawie “Craegh Guanach”

    Larry Marr i inne szuje

    Play Episode Listen Later May 20, 2022 9:05


    „Crimping”, „shanghaiing” albo po prostu szanghajska gra to nazwy praktyki werbowania załogi na statki, często podstępem lub pod przymusem. Shanghaiing, ponieważ Shanghai był częstym celem podróży statków z uprowadzonymi załogami. Shanghaiing kwitł w miastach portowych Wielkiej Brytanii w Londynie, Liverpoolu czy Dublinie, ale w równym stopniu w Stanach Zjednoczonych, w San Francisco, Seattle, Savannah, Port Towsend, czy też w Portland gdzie miał największe rozmiary. Na wschodnim wybrzeżu w crimpingu przodował Nowy Jork, nie wiele ustępowały mu Boston, Filadelfia i Baltimore. Osoby dokonujące niecnego werbunku zwane były „crimps”. Powszechność procederu wynikała z permanentnego niedoboru załóg na statkach i okrętach oraz ze sposobu wynagradzania Kapitanów. Otóż kapitanowie mieli często płacone „od łebka” (by the body), za liczebność zwerbowanej załogi, a kasa ta była określana mianem „the bloody money”. Tak więc interes kwitł a gangi crimpów rosły w siłę. W Ameryce powszechne było prowadzenie przez crimpów tzw sailors' boardinghouse, czyli pensjonatów dla marynarzy. Miejsca te dawały gangom możliwość zwiększenia kontroli nad, powiedzmy, „podopiecznymi”. Gangi organizowały zakwaterowanie, wyżywienie rozrywkę, ale w zamian przejmowały kontrolę nad zarobkami marynarzy. Ten swoisty przemysł był na tyle lukratywny, że crimpowie zbudowali z czasem mogli pozwolić sobie na wpływanie na wyniki wyborów aby promować kandydatów którzy blokowali próby prawnego ucywilizowania werbunku marynarzy . A takie były podejmowane w 2 połowie 19 wieku. Powszechne było wysyłanie w dniu wyborów wycieczek mieszkańców sailors' boardinghouse od jednego do drugiego lokalu wyborczego aby głosowali na odpowiednich kandydatów. Praktyka shanghaiingu upadła dopiero na początku XX wieku. Przyczynił się do tego zmierzch ery wielkich żaglowców. Zastępujące je statki parowe nie wymagały tak wielkich załóg, popyt na usługi crimpów spadał. A w 1915 roku ustawa marynarska ostatecznie położyła kres impressmentowi. Szefowie gangów byli znanymi postaciami, o ich bezwzględności krążyły niezliczone legendy. Najsłynniejsi z nich to Jim „Shanghai” Kelly i Johnny „Shanghai Chicken” Devine z San Francisco oraz Joseph „Bunko” Kelly z Portland. Jim „Shanghai” Kelly potrafił urządzić wielkie darmowe przyjęcie urodzinowe na parowcu Goliath. Ponad setkę spragnionych zabawy gości upoił whyskaczem wzbogaconym dodatkiem opium. Tak sprawionych biesiadników przekazał jako załogantów na trzy statki z niedoborem personelu. Ot taki przedsiębiorczy trefniś. Właśnie upojenie wzmocnionym alkoholem było najczęstszym orężem crimpów. Używał go również nasz dzisiejszy bohater - Larry Marr. Nie jest to postać historyczna ale dzięki piosence zyskał sławę nie mniejszą od największych postaci shanghaiingu. A w zasadzie nie dzięki piosence a piosenkom, gdyż wersji opowieści o Larrym jest kilka, czasem zmienia się jego imię, czasem zmienia się imię żony, czasem miejsce – ale to cały czas ten sam stary forbitter. Wykonawcy czasem mieszają muzykę jednej wersji ze słowami innej, tak czynił choćby sam Stan Hugill. Piosenka najczęściej nosi tytuł Larry Marr lub The Five Gallon Jar. Dlaczego? Ano Larry Marr razem ze swą żoną prowadził bar we Frisco. W barze spragnionych poił tanim tajemniczym napojem czerpanym z wielkiego pięciogalonowego dzbana. Gdzie się biesiadnicy następnego dnia rankiem budzili? To już się domyślacie. Wyobraźcie więc sobie marynarza, tzn. dziś już marynarza a jeszcze wczoraj np. farmera, który opowiada towarzyszom na foc's'lu, inaczej mówiąc przed masztem, jak znalazł się w załodze. Tę opowieść snuje dla Was grupa Salt Sea Pirates. Sail Ho Audycja zawiera utwory: „Larry Marr” w wykonaniu „Salt Sea Pirates”, słowa i muzyka: tradycyjne @jarasaseasongi znajdziesz na Facebooku i YouTube

    The Wild Mountain Thyme

    Play Episode Listen Later May 20, 2022 13:58


    Udajmy się do Szkocji. Do przełomu 18 i 19 wieku. 3 czerwca 1774 roku W Pisley w rodzinie Jamesa Tannahilla, tkacza, urodził się chłopiec. Rodzice dali mu na imię Robert. W tamtych czasach awans społeczny nie był zjawiskiem powszechnym, Robert więc po ukończeniu szkoły, w wieku 12 lat został jak jego ojciec tkaczem, tkaczem jedwabnej gazy. I nie usłyszelibyśmy o Robercie tkaczu, gdyby chłopiec nie zainteresował się poezją. Ale się zainteresował. Został poetą tkaczem – Weaver Poet, tak go dzisiaj nazywają na wyspach. Pozostawił po sobie parę zbiorów wierszy i innych prac. Nie odniósł wielkiego sukcesu, co zresztą doprowadziło go do samobójczej śmierci w wieku 36 lat. I pewnie nie usłyszelibyśmy tu w Polsce o poecie tkaczu Robercie Tannahillu, gdyby nie zainteresował się muzyką. Ale się zainteresował. Spotkał kompozytora Roberta Archibald Smitha, który opatrzył muzyką parę jego tekstów. Do paru innych muzykę skomponował organista John Ross. Do muzyki Robert miał więcej szczęścia, jego piosenki, śpiewane są chętnie do dzisiaj nie tylko w Szkocji. A przynajmniej 3 z nich stały się podstawą do folkowych „evergreenów” znanych na całym świecie. Robert Tannahill napisał „The Soldier's Adieu”, na jej podstawie przed I wojną światową w Nowej Szkocji powstała piosenka „Farewell To Nova Scotia”, na naszym podwórku znana z polskim tekstem Bogdana Kuśki jako „Brzeg Nowej Szkocji”. Melodia piosenki Tannahilla „Thou Bonnie Wood of Craigielea” została zmodyfikowana przez Christine MacPherson i tak powstała melodia słynnej australijskiej „Waltzing Matilda” Banjo Patersona. No i wreszcie Robert Tannahill do spółki z Archibaldem Smithem stworzyli „The Braes of Balquhidher” (znawcy twierdzą że zaadoptowali do niej melodię jeszcze starszej piosenki, ale nie są zgodni której). Poeta nawiązuje w tekście (podobno) do opowieści swojej niani, Mary McIntyre z parafii Balquhither, o tym jak niania i jej matka upiekły bannock (taki chlebek) dla armii Karola Edwarda Stuarta, maszerującego do Culloden. „The Braes of Balquhidher” usłyszał podczas podróży do Szkocji Irlandzki muzyk, znany z gry na uilleann pipe Francis McPeake. Gdy zmarła jego żona napisał na jej cześć tekst i zaadaptował do niego melodię piosenki Tannahilla. Francis nie wierzył, że jest zdolny ponownie się zakochać, swój żal wyraził w 2 zwrotkach piosenki. Legenda głosi, że jego syn również Francis dopisał 3. zwrotkę niosącą nadzieję (która notabene się spełniła). I tak powstała jedna z najpiękniejszych i najsłynniejszych irlandzkich piosenek folkowych „The Wild Mountain Thyme” - dziki górski tymianek, albo po prostu macierzanka. Piosenka śpiewana w momentach, w których chcemy podnieść słuchaczy na duchu, zasiać ziarno nadziei w chwilach smutku. A sam tytułowy tymianek to na wyspach symbol miłości. Młode dziewczyny używały gałązek tymianku aby poznać imię przyszłego ukochanego a damy dworu wyhaftowanym tymiankiem z pszczołą obdarowywały ulubionych rycerz. Audycja zawiera utwory: „The Braes of Balquhidher” w wykonaniu „The Kells”, słowa: Robert Tannahill, muzyka:  Archibald Smiths „The Wild Mountain Thyme” w wykonaniu Liama Clancy, słowa: Francis McPeak I i II, muzyka: Francis McPeake na podstawie „The Braes of Balquhidher” @jarasaseasongi znajdziesz na Facebooku i YouTube

    Amsterdam

    Play Episode Listen Later May 11, 2022 11:54


    Dziś o naprawdę starej angielskiej piosence ludowej i trochę młodszej kontynentalnej. Zacznę od starszej. Niektórzy uważają, że została skomponowana przez Henryka VIII dla jego kochanki i przyszłej królowej małżonki - Anny Boleyn, po ty jak ta, cytując autora, „odrzuciła nieuprzejmie” jego awanse. Jednak konstrukcja utworu sugeruje, że opiera się na włoskim stylu kompozycji „romanecsa” lub „passamezzo antico” a ten dotarł do Anglii dopiero po śmierci Henryka, co czyni bardziej prawdopodobnym elżbietańskie pochodzenie piosenki. Ballada pierwszy raz została zarejestrowana w 1580 roku. Tytuł jaki nosiła na pierwszych broadside (o tym już wspominałem, to takie karteczki z piosenkami sprzedawane po parę pensów na angielskich ulicach), to: "A Newe Northen Dittye of ye Ladye Greene Sleves". Ballada w krótkim czasie stała się bardzo popularna, w ciągu paru lat pojawiła się na licznych broadsidach pod wieloma różnymi tytułami. W 1657 roku Sam William Shakespire umieścił piosenką w komedii „Wesołe Kumoszki z Windsoru”, gdzie wspomina o niej Falstaff. Dziś znamy ją pod krótkim tytułem „ Greensleeves” czyli zielone rękawy. Tytuł może sugerować, że bohaterka była kobietą rozwiązłą, ba nawet prostytutką. Zielone rękawy podobno w renesansowej Anglii były symbolem tej profesji. A teraz wyobraźmy sobie pierwszą połowę lat 60 XX wieku. W swoim domu z widokiem na Morze Śródziemne w Roquebrune-Cap-Martin, nad nową piosenką pracuje Jaques Brell. Ma w pamięci czas spędzony w holenderskim porcie Zeerbrugge, czas spędzony na długich spacerach i posiadówach w portowych tawernach. Pisze tekst sławiący uciechy portowe i wyczyny marynarzy na przepustce. Ale do Zeerbrugge nie ma zbyt wielu zadowalających rymów. Zmienia port na Amsterdam, jest dobrze, do „dau le port Amsterdam” rymów jest w bród (od Pragi po Jork chciałoby się powiedzieć

    And The Band Played Waltzing Matilda

    Play Episode Listen Later May 11, 2022 14:17


    25 kwietnia w Australii i Nowej Zelandii obchodzone jest narodowe święto - ANZAC Day. Dzień ten upamiętnia krwawą batalię pod Gallipoli podczas I wojny światowej. 25 kwietnia 1915 roku wojska Ententy rozpoczęły desant na półwysep Gallipoli nad cieśniną Dardanele. Uderzenie to miało otworzyć flocie aliantów drogę do Morza Czarnego, a w efekcie umożliwić zdobycie Konstantynopola i wykluczenie imperium osmańskiego z wojny. Na drodze aliantów stanęła niespodziewanie silna i waleczna armia dowodzona przez Mustafę Kemala, którego dziś znamy jako Ataturka, twórcę nowoczesnego pastwa tureckiego. Bitwa zaplanowana jako błyskawiczna przekształciła się w ośmiomiesięczną batalię pozycyjną. Nie przyniosła państwom Ententy oczekiwanych rezultatów, natomiast pochłonęła wiele tysięcy ofiar po obu stronach. W bitwie pod Gallipoli swój chrzest bojowy przeszły połączone siły zbrojne Australii i Nowej Zelandii, z angielska zwane Australian and New Zealand Army Corps, czyli w skrócie właśnie ANZAC. Jednostka poniosła ciężkie straty, na półwyspie zginęło blisko 9 tysięcy Australijczyków i 3 tys. Nowozelandczyków. Informacje o bitwie o Gallipoli wywołały na Antypodach niezwykłe poruszenie, wkrótce ukształtowała się legenda ANZAC. Zmieniły postrzeganie przez Australijczyków i Nowozelandczyków historii i teraźniejszości. Legendzie ANZAC przypisuje się zbudowanie psychologicznej niezależności tych narodów, i otwarcie drogi do zbudowania niezależnych państw, choć będących częścią brytyjskiej wspólnoty. Na cześć bohaterstwa żołnierzy ANZAC, 25 kwietnia jest od 1916 roku obchodzony jako święto narodowe zwane właśnie ANZAC Day. W 1971 roku Eric Bogle, szkocki emigrant, poruszony trwającą w Wietnamie wojną napisał do niej swój muzyczny komentarz. Powstała piękna piosenka „And The Band Played Waltzing Matilda”, w której autor sprzeciwia się romantycznemu spojrzeniu na wojnę, opisuje jej brutalność i opłakane konsekwencje dla uczestniczących w niej żołnierzy. Inspiracją był Wietnam ale autor opowieść swą osnuł na kanwie bitwy pod Gallipoli, która jest znacznie bliższa sercom Australijczyków niż wojna w Wietnamie. W 1974 Eric Bogle ze swoją piosenka wystąpił w Brisbane na National Folk Festiwal. Był zadowolony z występu, myślał że już wygrał główną nagrodę - Gitarę Ovation wartą 300 australisjkich dolarów. Ku zaskoczeniu Erica, jego piosenka nie wygrała, zdobyła 3 nagrodę. Zaskoczona była również publiczność. Niedocenienie dzieła przez jury wywołało burzę protestów, dzięki której o piosence stało się głośno. Nieco później „Matyldę”, jak ją w skrócie nazywa sam autor, usłyszała Jane Herivel z Wysp Normandzkich. Zaśpiewała ją na folkowym festiwalu w południowej Anglii. Tam usłyszała ją June Tabor i nagrała na swoim debiutanckim albumie. I tak Matylda ruszyła w świat. W ślad za swoją poprzedniczką. Żołnierze ANZAC do marszu najchętniej i najczęściej śpiewali piosenkę ”Waltzing Matilda” i rozpropagowali ją na cały świat. I dlatego gdy ERIC BOGLE w swojej piosence opowiada historię wojenną młodego chłopca, w refrenie w tle kapela gra zawsze Wędruj z Matyldą. Ostatni refren piosenki brzmi w wolnym przekładzie: A orkiestra gra Wędruj z Matyldą Weterani maszerują w szeregu Ale z roku na rok, z wolna odchodzą w mrok Przyjdzie dzień, że nie ujrzę żadnego 16 maja 2002 roku odszedł w mrok ostatni żyjący weteran spod Gallipoli 103 letni Alec Campbell. Zakończenie piosenki nabrało szczególnej mocy. Audycja zawiera utwory: "And The Band Played Waltzing Matilda" w wykonaniu Erica Bogle'a, słowa i muzyka: Eric Bogle @jarasaseasongi znajdziesz na Facebooku i YouTube

    Foggy Dew

    Play Episode Listen Later Apr 26, 2022 20:03


    Podczas I wojny światowej w mundurach brytyjskiej armii walczyło ponad 200 tys. Irlandczyków. Działacze niepodległościowi, mieli nadzieję, że kontynentalna idea wolności małych narodów, będzie dotyczyła nie tylko krajów takich jak Belgia i Serbia, że obejmie swoim zasięgiem Irlandię. Brytyjczycy nie podzielali ich poglądów, i tu już rodził się problem. Wybrzmiał silnie po bitwie pod Gallipoli. W działaniach zbrojnych nad zatoką Dardanele brało udział, w ramach 10 Irlandzkiej Dywizji, ponad 15 tys. młodych Irlandczyków, do domu nie wróciło blisko 7,5 tysiąca chłopców. Właśnie po klęsce pod Gallipoli wielu umiarkowanych Irlandzkich nacjonalistów zaczęło tracić wiarę w ideę, że wspieranie Wielkiej Brytanii w działaniach wojennych zapewniłoby uzyskanie autonomicznych rządów w ramach królestwa. Pozwoliło to przejąć inicjatywę frakcjom dążącym do zbrojnego powstania. I tak dzień przed pierwszą rocznicą szturmu pod Gallipoli, w drugi dzień świąt wielkanocnych, 24 kwietnia 2016 roku połączone siły Irlandzkich Ochotników Patricka Pearsa i Armii Obywatelskiej Jamesa Conolly'ego, przy wsparciu 200 kobiet z organizacji Cumann na mBan, dokonały udanego ataku na gmach Dublińskiej poczty. Na gmachu zawisła wtedy trójkolorowa flaga Irlandii – od tego czasu już nierozerwalnie kojarzona z wolnym państwem irladzkim. Niestety był to chyba jedyny sukces powstańców. Przy braku poparcia wśród miejscowej ludności, po 6 dniach powstanie padło. Kosztowało życie blisko 500 Irlandczyków. Brytyjczycy postanowili powstańców srogo ukarać. Nastąpiły szybkie procesy i wyroki. W pierwszym rzędzie stracono 16 przywódców powstania, w tym Pearsa i Connoly'ego. Wywołało to wielkie wzburzenie. Tak wielkie, że późniejsze złagodzenie restrykcji już nic nie dało. Młyny historii poszły w ruch, i tak źle przygotowane, nieudane powstanie zapoczątkowało serię wydarzeń, które doprowadziły do ​​wybuchu wojny o niepodległość w latach 1919-1921, a w konsekwencji do podpisania 6 grudnia 1921 traktatu powołującego do życia Wolne Państwo Irlandzkie. W czasie powstania powołano nowy irlandzki parlament - Dail. W jego pierwszym posiedzeniu brał udział ksiądz, późniejszy kanonik Charles o Neill. Gdy na początku obrad odczytywano listę wybranych członków parlamentu, przy wielu nazwiskach padały słowa faoi ghlas ag na Gaill – "locked up by the foreigner”. Wydarzenie to wywarło głęboki wpływ na O'Neilla. Tak zapadło mu w pamięć, że  jakiś czas później napisał pieśń „The Foggy Dew”, opowiadającą historię Powstania Wielkanocnego i odzwierciedlającą myśli wielu Irlandczyków, którzy w tamtym czasie wierzyli, że Irlandczycy, którzy walczyli za Wielką Brytanię na kontynencie powinni byli zostać w domu i zamiast tego walczyć o irlandzką niepodległość. Muzyka „Foggy Dew” nie jest muzyką oryginalną. Słowa poematu kanonika O'Neilla zostały opatrzone muzyką XIX wiecznej ludowej Ballady ”Banks Of the Mourlogh Side”albo krócej „Moorlogh Shore”. Pieśń ma oczywiście parę wersji tekstowych i jest przedmiotem wielu dyskusji. Irlandczycy do dziś spierają się gdzie tytułowe Mourlogh Shore się znajduje. A sama ballada opowiada historię młodzieńca, który zakochał się w pięknej dziewczynie. Niestety, ta odrzuca jego zaloty - jej sercenależy do marynarza, który wypłynął w rejs i nie wrócił. Dziewczyna będzie na swojego ukochanego czekać 7 lat. Nieszczęśliwie zakochany młodzieniec opuszcza więc w smutku rodzinne strony. Taka historia. Sail-Ho Audycja zawiera utwory: „Foggy Dew” (w tle), wyk. Howard Baer, muzyka: tradycyjna „Foggy Dew”, wyk. Seaned O'Connor i the Chieftain, słowa: Charles O'Neill, muzyka: tradycyjna ”Banks Of the Mourlogh Side”, wyk. Seán Keane; słowa i muzyka tradycyjne „Sina mgła”, wyk. Ryczące Dwudziestki i Drake, słowa: Charles O'Neill, tłum. Jacek Wojtyna, muzyka: tradycyjna

    Loch Lomond

    Play Episode Listen Later Apr 26, 2022 15:59


    Loch Lomond - jedna z największych atrakcji turystycznych Szkocji, największy zbiornik wodny na wyspach brytyjskich – po polsku: jezioro Wiązów. Ponad 7 tysięcy hektarów wody, upstrzonej licznymi wyspami, pięknie położonej wśród wzgórz i pagórków uskoku Highland Boundary Fault, uskoku nie byle jakiego – oddzielającego Lowlands od Highlands. Jezioro słynie ze swych malowniczych, pięknych brzegów, jak mawiają Szkoci The Bonnie Banks O'Loch Lomond. O, i tytuł piosenki sam się objawił. The Bonnie Banks O'Loch Lomond jest jedną z najbardziej znanych szkockich pieśni folkowych. Pieśń powstała prawdopodobnie w XVIII, pierwszy raz opublikowano ją w 1841 roku. Jej autor jest nieznany. Tekst refrenu jaki dzisiaj jest śpiewany, prawdopodobnie nie jest pierwotnym tekstem. A sama piosenka na pozór jest całkiem niewinna. Opowiada o tęsknocie kochanków. Ale właśnie – niewinna na pozór. Większość źródeł łączy powstanie „Loch Lomond” (tak w skrócie się ja tytułuje) z wydarzeniami po klęsce Jakobitów pod Culloden i upadku ich ostatniego powstania. Najbardziej mroczna hipoteza jako podmiot liryczny pieśni opisuje ukochaną młodego Jakobity uwięzionego przez Anglików. Po bitwie pod Culloden Anglicy wzięli do niewoli wielu Szkockich buntowników i zabrali do Londynu by ich tam osądzić. W ślad za jeńcami do Londynu ze wszystkich zakątków Szkocji ruszyli ich bliscy. Procesy oczywiście były pokazowe. Wyroki można było przewidzieć, choć rodziny pewnie do końca miały nadzieję na cud. Wszystkich buntowników skazano na śmierć. Ale tego Anglikom było mało - ku przestrodze - ciała straconych bądź ich strzępy zostały wywieszone na słupach wzdłuż dróg pomiędzy Londynem a Glasgow. Rodziny wracały więc do domów w makabrycznej, podwójnej procesji. Drogą, dołem, „lowroad”jak mówi refren, wracali żywi, główna drogą, górą, „highroad” w ślad za nimi szła procesja martwych ciał wywieszonych na słupach. I o tym opowiada refren piosenki, młoda dziewczyna śpiewa: „Ty pójdziesz górną drogą, ja pójdę dolną, dotrę do Szkocji przed tobą, ale już nigdy nie spotkam się z mym ukochanym, na pięknym brzegu Loch Lomond.” Interpretacji niskiej i wysokiej drogi jest jeszcze parę. Niektórzy twierdzą że podmiotem lirycznym jest młody Jakobita, dla którego „lowroad” to wybór egzekucji, „highroad” to wyrzeczenie się lojalności wobec Księcia Karola i życie w niewoli. Inna teoria przywołuje z kolei jako niską drogę, podziemną trasę dla wróżek i innych magicznych stworzeń, którą dusze Szkotów zmarłych na obczyźnie wracały do ojczyzny. Niewykluczone że piosenka nie byłaby dziś tak popularna, gdyby pozostała jedynie jej mroczna, buntownicza wymowa. Ale istnieje jeszcze jedna, odmienna wersja tekstu, w której wątek romantyczny jest zdecydowanie na pierwszym planie, choć słowa refrenu są w zasadzie takie same. Sami Szkoci postrzegają ja już zdecydowanie jako piosenkę miłosną. No i Bonnie Banks O'Loch Lomond jest popularna nie tylko w Szkocji. Szkoci swoje piosenki często dzielą z Irlandczykami. I tak jest w tym przypadku. Nieznany irlandzki artysta napisał nowy tekst do Szkockiej melodii. Tekst był przekazywany ustnie z pokolenia na pokolenia. W 1934 roku Josephine Beirne i George Sweatman nagrali piosenkę pod tytułem „My Bonnie Irish Lass”. A pod tytułem „Red is The Rose", w latach 60, piosenkę spopularyzował Tommy Makem. Tym razem nie ma drugiego dna, „Red is The Rose” jest o miłości, z tym że nie do końca szczęśliwej. W ostatniej zwrotce młody chłopak ubolewa, że musi rozstać się z ukochaną, gdyż cała jej rodzina wyjeżdża z Irlandii. Taki los… Sail Ho, Audycja zawiera utwory: „Bonnie Banks of Loch Lomond”, w wykonaniu Elli Roberts; słowa muzyka tradycyjne „Bonnie Banks of Loch Lomond”, w wykonaniu The Corries; słowa muzyka tradycyjne „Red is The Rose” w wykonaniu Liama Clancy'ego; słowa muzyka tradycyjne.

    Szkockie rebelie

    Play Episode Listen Later Apr 11, 2022 15:39


    Jakobici - szkoccy i angielscy zwolennicy legitymistycznych pretendentów do tronu z dynastii Stuartów, potomków króla Szkocji Jakuba VII (w Anglii panującego jako Jakub II). Na przestrzeni XVII i XVIII wieku zorganizowali w Szkocji szereg powstań. O ich rebeliach powstało wiele pieśni, jedna z nich napisana w 1746 roku tuż po klęsce ostatniego powstania miała ostrą antyjakobicką wymowę. W okolicach 1791 roku wielki szkocki poeta Robert Burns przepisał tekst i stworzył pieśń bardziej uniwersalną, w dalszym ciągu jednak antyjakobicką. Tekst Burnsa pozostał prawie niezmieniony do dzisiaj. Tytuł to „Ye Jacobites by Name” – prawda, że znacie? Śpiewa dla nas banjoista folkowy i jazzowy Alastair McDonald. Posłuchajcie Pierwsze powstanie zwolennicy Jakuba urządzili pod dowództwem Johna Grahama w 1689 roku. Wicehrabia Dundee zebrał w Irlandii 200 osobowy oddział, wykonał desant w Kintyre, dobrał ochotników wśród klanów góralskich i z furią ruszył na armię czerwonych kurtek. Rozbił Anglików pod Killiecrankie, ale sam też tam zginął. Cóż, postanowił walczyć z góralami w pierwszym szeregu. Bez przywódcy powstanie upadło. W 1708 Jakub Stuart, zebrał w 1708 roku we Francji 6 tys. żołnierzy i wyruszył z Dunkierki ku Anglii. I nie dopłynął, w kanale zatrzymała go Royal Navy. W 1715 hrabia Mar zwołał wodzów klanów na tzw. wielkie polowanie w Beamar, ogłosił Jakuba Stuarta suwerenem i zdobył Perth. Do powstańców dołączyli się Jakobici z północnej Anglii. Marsz w głąb Anglii skończył się klęską powstańców w bitwie pod Preston. Wkrótce stracili Perth i powstanie, zwane Pierwszym Jakobickim, czy też Pierwszą Wielką Rebelią, upadło a Jakub odpłynął do Francji. Dwie kolejne próby wzniecenia powstania w 1719 z pomocą Hiszpanów i w 1744 z pomocą Francuzów zniweczyły sztormy, które zatopiły całkiem liczne floty w Kanale. W 1745 syn Jakuba II (oraz prawnuk Jana III Sobieskiego), Karol Edward Stuart nazywany Bonnie Prince Charlie (Śliczny Książe Karolek) zorganizował kolejne powstanie, zwane Drugą wielka rebelią. Tym razem to Irlandczycy pomogli zebrać armię, z którą Karol wylądował na Hebrydach. Do powstańców dołączyły klany góralskie i nizinne a także jakobici z północnej Anglii. Powstańcy z marszu zdobyli Edynburg i pokonali Anglików pod Prestonpans. Karol był bliski zwycięstwa ale fatalne decyzje sztabu doprowadziły do sromotnej klęski pod Culloden Moor. Karol musiał opuścić Wyspy, odpłynął do Francji. Kolejne piosenki dotyczą właśnie Karola. Pierwsza z nich pochodzenie ma irlandzkie, i to niekoniecznie w całości tradycyjne. Słowa wywodzą się z XVIII wiecznego poematu Seana Maca Domhnaila napisanego po upadku drugiego powstania Jakobitów. To lament gaelickiej bogini Éire po wygnaniu Księcia Karola. Fragmenty zebrał i opatrzył muzyką Donal Liathain (Lijan). Powstała piękna pieśń Ma Ghile Mear (mój wielki bohater), słuchamy jej w wykonaniu nie byle kogo – śpiewa sam Sting z towarzyszeniem zespołu The Chieftains. A o samej ucieczce księcia Karola opowiada nasza ostatnia pieśń. Bardzo popularna w Szkocji i nie tylko. Weszła do kanonu pieślni ludowych, często śpiewana jako kołysanka. Miłośn Outlander znacie ją z czołówki. Miłośnicy serialu „Outlander”, znają ją z czołówki, to „The Sky boat song”. Powstała w XIX wieku a opowiada o tym jak Książe Karol, przebrany za służącą, uciekł w małej łodzi po klęsce powstania jakobitów w 1745 roku. Tekst został napisany przez Sir Harold Boulton, melodię dopisała Anne Campbelle MacLeod. Dziś śpiewa ją dla nas zespół The Corries. Audycja zawiera utwory: " Ye Jacobites by Name ", w wykonaniu Alastair McDonald, słowa: Robert Burns, muzyka: tradycyjna; " Ma Ghile Mear w wykonaniu Stinga i The Chieftains, słowa na podstaiwe Seana Maca Domhnaila muzyka: Donal Liathain; " The Sky boat song ", w wykonaniu The Corries, słowa: Sir Harold Boulton, i muzyka: Anne Campbelle MacLeod

    Szpitalny blues?

    Play Episode Listen Later Mar 31, 2022 21:27


    Dzisiaj podróż sentymentalna. Wystartujemy z osiemnastowiecznych Wysp Brytyjskich przeskoczymy przez Atlantyk, wpadniemy do współczesnego nowoorleańskiego klubu jazzowego, cofniemy się jakieś 70 lat, żeby posłuchać Satchmo i wrócimy znów przez Atlantyk do Europy, do Świnoujścia, zobaczymy co słychać u Starego Dziadka. Ale po kolei. Jest taka stara, osiemnastowieczna piosenka folkowa, można by ją nazwać piosenką matką - tak wiele piosenek z niej ewoluowało. To taki typowy folkowy proces. W przypadku tej niezwykle owocny. Nie ma pewności czy pochodzi z Anglii czy z Irlandii. Jej tytuł to „Unfortunate rake” lub „Unfortunate lad”. Czasem tym terminem znawcy określają cały wachlarz osiemnastowiecznych pieśni ulicznych o podobnej tematyce. A historia jest niezwykle ciekawa: Podmiot liryczny przechadza się, czasem obok szpitala (najczęściej świętego Jakuba ale niekoniecznie) czasem wzdłuż śluzy, spotyka przyjaciela. Druh jest owinięty w białą flanelę. Na pytanie cóż się stało odpowiada najczęściej, że zakosztował uciech z prostytutką i dziewczyna zostawiła mu weneryczną pamiątkę. Kiedy się zorientował na kurację było za późno i dziś szykuje się do własnego pogrzebu. Ale szykuje się z fantazją, chciałby żeby trumnę niosło sześciu wesołych facetów, lub sześć pięknych dziewczyn z bukietami róż. Pięknie tę piosnkę śpiewa irlandzki aktor Brendan Gleeson w jednej z nowel doskonałego filmu braci Cohen: The Ballad of Buster Scruggs. Z piosenki wyewoluowało mnóstwo innych. Kiedy przeskoczyły Atlantyk przybrały formę niezliczonych ballad kowbojskich Melodia z czasem zmieniła się. Kiedy za tekst i nuty wzięli się czarnoskórzy muzycy, powstał wielki przebój bluesa i jazzu, najczęściej noszący tytuł „St. James Infirmary Blues” - Blues Szpitala świętego Jakuba. Utwór tak popularny i intrygujący, że na jego temat napisano ładnych parę książek, pewnie nie jeden muzykolog się na nim doktoryzował. Wariantów tekstów było wiele, przecież piosenka już bluesowa czy jazzowa pozostała mimo wszystko piosenką uliczną a mnogość wariantów dla takich piosenek to norma. A kto mógłby dla nas zaśpiewać Blues ze Szpitala świętego Jakuba jak nie Doctor House. Hugh Laurie z zespołem pięknie wykonał St. James Infirmary Blues na płycie zanurzonej w Nowoerleańskim Bluesie „Let Them Talk” . Pierwszy St. James Infirmary Blues na płytę nagrał w 1928 roku nie kto inny jak sam Satchmo. Wielu do dziś uważa że to najpiękniejsza wersja tej piosenki. Coś w tym jest. Po niej możemy spokojnie wrócić przez Atlantyk do Europy, do samego Świnoujścia. A ze Świnoujściem przez większą część życia związany był największy bard naszej sceny żeglarskiej – marynarz, rybak, żeglarz, naukowiec i oceanograf, trębacz jazzowy, szantymen i pieśniarz Jerzy Porębski. Od sierpnia 2021 gra i śpiewa w niebieskiej tawernie, gdyby żył skończyłby w tym tygodniu 83 lata. Napisał cały wór przepięknych, przepełnionych zapachem morza piosenek. Piosenki „Poręby” jak go nazywają przyjaciele rozbrzmiewają we wszystkich tawernach, portach i na żeglarskich ogniskach w Polsce. Jedną z chętniej śpiewanych jest „Stary Dziadek”. No wystarczy posłuchać, Stary Dziadek, to porębowa wersja St James Infirmary Blues. Jerzy Porębski zabrał starą folkową pieśń w kolejna podróż, jakże udaną. Audycja zawiera utwory: "St. James Infirmary Blues" (w tle), w wykonaniu Dana Hollowaya,  muzyka: tradycyjna; "The Unfortunate Lad", w wykonaniu Brendana Gleesona, słowa i muzyka: tradycyjne; "St. James Infirmary Blues", w wykonaniu Hugh Laurie'go, słowa i muzyka: tradycyjne*; "St. James Infirmary Blues", w wykonaniu Louisa Armstronga, słowa i muzyka: tradycyjne*; "Stary Dziadek", w wykonaniu Jerzego Porębskiego, słowa: Jerzy Porębski, muzyka: tradycyjne. @jarasaseasongi znajdziesz na Facebooku, YouTube i Apple Podcast

    Press-Gang

    Play Episode Listen Later Mar 30, 2022 15:46


    Dziś parę słów o przymusowym zaciągu do marynarki. Taki proceder znamy z historii, kwitł w na terenach wielkich imperiów. U nas, w zaborze rosyjskim był nazywany branką, w imperium brytyjskim dotyczył przede wszystkim przymusowego werbunku do marynarki. Tam werbunek na okręty marynarki wojennej – do Royal Navy nosił nazwę „the press-gang” lub krócej „the press”, zaś zaciąg na jednostki niemilitarne nosił nazwę „crimping”, „shanghaiing” albo po prostu szanghajska gra. Ale o tym poopowiadam za parę tygodni. Dziś o press-gangu. Brytyjska potęga kolonialna marynarką stała, to wszyscy wiemy, zarówno wojenną jak i handlową. I o ile w latach pokoju zaciąg do floty handlowej był większy niż do wojennej, to w okresie prowadzenia wojen proporcje te się odwracały. W XVIII wieku w latach wojen Royal Navy była zmuszona do rekrutowania średnio ponad 60 tysięcy marynarzy rocznie. Tylu chętnych na wyspach nie było. Trzeba było korzystać z narzędzi przymusu. A w takowe Brytyjski parlament wyposażył armię już w drugiej połowie XVI wieku. Pierwsza ustawa legalizująca impressment została uchwalona w 1563 roku. Prawo to było poprawiane i modyfikowane wiele razy. Wprowadzano liczne ograniczenia, a także system zachęt pozwalających zminimalizować potrzebę werbunku przymusowego. I tak w okresie gdy press-gang był najpowszechniej stosowany możliwość przymusowego werbunku była ograniczona do mężczyzn dorosłych w wieku 18-47 lub 15-55 lat w (to różnie w różnych latach), oficjalnie zakazany był impressment w odniesieniu do mężczyzn nie mających żadnej morskiej praktyki. To oficjalnie, bo kiedy oddziały press gangu miały płacone za głowę (czy raczej ręce) rekruta tzw. bloody money, no to sami wiecie jak takie prawo było przestrzegane. No i jak nie można było wcielić do marynarki siłą, to używano często podstępu. Dziś ocenia się, że w latach konfliktów zbrojnych mniej więcej 25% załóg okrętów brytyjskich okrętów wojennych było rekrutowanych pod przymusem. Co zatem pozostałych ciągnęło do Royal Navy? Ano jak już ktoś miał doświadczenie morskie, to wiedział, że praca na okręcie wojennym była jednak lżejsza od harówy na jednostkach handlowych. Tak tak, załogi handlowe były z dekady na dekadę zmniejszane w celu ograniczenia kosztów, liczebność załóg okrętów wojennych determinowały potrzeby obsługi choćby dział. Załogi okrętów Royal Navy były więc kilkukrotnie większe, tę samą pracę wykonywało więc więcej marynarzy. I karmieni tez byli lepiej. O procederze press gangu opowiada wiele piosenek z e świata folku morskiego. U nas najbardziej znana z nich nosi tytuł Press-Gang właśnie lub branka. Na wyspach brytyjskich piosenka ta nosi jeszcze inne tytuły: The Man-o'-War / On Board a Man-of-War. Piosenka pochodzi prawdopodobnie z XIX wieku, pierwsze jej zapiski pochodzą z początków wieku XX. Ernest John Moeran, angielski kompozytor i zbieracz folkowych piosenek spisał ją od śpiewaka Jamesa Suttona w Winterton w hrabstwie Norfolk. Wczesne je wykonania zupełnie nie przypominają piosenki jaką śpiewa się u nas. Choćby wersja Ewana MacColla. Ciekawą interpretację zaproponowali na płycie z 2005 roku wikingowie z mojego ulubionego zespołu Storm Weather Shanty Choir. A dla nas tekst piosenki na polski przełożył kapitan Andrzej Mendygrał. A jako pierwszy chyba wykonał ją zespół Cztery Refy. Melodia została zaczerpnięta z interpretacji grupy „Hart Backbord” z początku lat osiemdziesiątych. Audycja zawiera utwory: "Press Gang", w wykonaniu Ewana MacColla, słowa i muzyka: tradycyjne; "Press Gang", w wykonaniu Storm Weather Shanty Choir, słowa i muzyka: tradycyjne; "Press Gang", w wykonaniu zespołu Cztery Refy, słowa: Andrzej Mendygrał, muzyka: tradycyjne; @jarasaseasongi znajdziesz na Facebooku i YouTube

    Claim jarasaseasongi - muzyczne historie

    In order to claim this podcast we'll send an email to with a verification link. Simply click the link and you will be able to edit tags, request a refresh, and other features to take control of your podcast page!

    Claim Cancel